Poprzedni artykuł w numerze
D zieląc się refleksjami, jakie wywołać musi lektura monografii autorstwa Piotra Kardasa Dyscyplinowanie sędziów. Model odpowiedzialności dyscyplinarnej a zagrożenia dla sędziowskiej niezawisłości P. Kardas, Dyscyplinowanie sędziów. Model odpowiedzialności dyscyplinarnej a zagrożenia dla sędziowskiej niezawisłości, Kraków 2020. , poświęconej modelowi odpowiedzialności dyscyplinarnej, trudno nie zauważyć, że o ukształtowaniu tego modelu decydować powinna przede wszystkim potrzeba zachowania sędziowskiej niezawisłości. Niezależność sądownictwa, niezawisłość sędziów i – nawet szerzej – niezależność przedstawicieli profesji prawniczych to bez wątpienia podstawowe filary wymiaru sprawiedliwości. Ważnym elementem zapewniającym ich ochronę jest zaś autonomiczny model odpowiedzialności dyscyplinarnej.
W różnych fragmentach monografii pojawia się w tym kontekście podstawowe i w jakimś sensie prowokacyjnie brzmiące pytanie, czy również rzecznik dyscyplinarny powinien być niezawisły. Jeśli miałoby być inaczej, to – pozostając pod wpływem rozmaitych czynników zewnętrznych – brakiem własnej niezawisłości rzecznik godziłby przecież w niezawisłość sędziego, przeciwko któremu wszczyna postępowanie. Dzięki dość bogatemu instrumentarium, jakie pozostawiono do jego dyspozycji, w tym m.in. dzięki możliwości swobodnego posługiwania się zarzutem oczywistej i rażącej obrazy prawa, łatwo wywołać tzw. efekt mrożący, który mógłby zniechęcić sędziów do korzystania z możliwości, jakie zapewnia przyjęty w Konstytucji RP trójpodział władzy. Lekturę recenzowanej monografii warto zatem polecić nie tylko przedstawicielom zawodów prawniczych, ale wszystkim osobom zatroskanym o polski wymiar sprawiedliwości.
Gdy wydawnictwo Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego Fundacja zwróciło się do mnie z propozycją sporządzenia przeznaczonej do serii Miniatury recenzji monografii prof. dr. hab. Piotra Kardasa Dyscyplinowanie sędziów. Model odpowiedzialności dyscyplinarnej a zagrożenia dla sędziowskiej niezawisłości P. Kardas, Dyscyplinowanie… , pomyślałem sobie, że co prawda nie jest to tematyka, w której posiadałbym jakieś szczególne kompetencje, lecz – z drugiej strony – jako osoba od lat zajmująca się teoretyczno-dogmatyczną analizą przepisów prawa karnego, a jednocześnie zainteresowany problemami etycznymi praktyk i aktywny obserwator polskiego wymiaru sprawiedliwości, zadania tego mogę się podjąć, prezentując na kanwie interesujących analiz Autora również garść własnych, niekiedy dość spontanicznie formułowanych refleksji.
Uznając za oczywiste, że – zwłaszcza współcześnie – o modelu odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów także dla dobra całego wymiaru sprawiedliwości warto rozmawiać, rozpocznę swoją wypowiedź od spostrzeżenia, jakie nasuwać może już sam tytuł recenzowanej monografii. Otóż pierwsza jego część – odnoszę wrażenie, że nieco przekornie poprzedzająca tytuł właściwy – wyraża się w formule, która sugerować mogłaby potrzebę dyscyplinowania sędziów. Formuła ta – czego Autor zapewne się spodziewał, lecz zamierzał wykorzystać – rodzi nie najlepsze skojarzenia, a jej używanie w odniesieniu do przedstawicieli trzeciej władzy jawi się jako co najmniej niestosowne. Aby z tej niestosowności zdać sobie sprawę, wystarczy odwołać się do przykładów nawiązujących do przedstawicieli dwóch pozostałych władz. Jak mianowicie zareagowalibyśmy – legitymując się określonym poziomem wrażliwości oraz wyczuciem dobrego smaku – na sformułowanie „dyscyplinowanie premiera” lub „dyscyplinowanie ministra sprawiedliwości”? Jeśli przykłady te – a można je oczywiście mnożyć – ktoś mniej wyczulony na wagę użytych słów uznałby za mało przekonujące, to sięgnąć moglibyśmy do słownikowego znaczenia terminu „dyscyplinować”, który oznacza przecież – ni mniej, ni więcej – tyle co trzymać kogoś krótko (żelazną ręką), brać w cugle (karby, ryzy), subordynować, podporządkowywać. Retorycznie zabrzmi w tym kontekście pytanie, czy w przypadku sędziów – przedstawicieli trzeciej władzy – chodzi nam rzeczywiście o osiągnięcie takiego właśnie efektu. Wszak byłoby to zaprzeczenie niezawisłości, będącej niezbywalnym atrybutem każdego sędziego. Nieco bardziej wnikliwy analityk zauważy również, że w określeniach „podlegać dyscyplinowaniu” i „pozostawać niezawisłym” kryje się wewnętrzna sprzeczność, jakieś swoiste contradictio in adiecto.
Oporu takiego nie budzi natomiast sformułowanie „odpowiedzialność dyscyplinarna”, i to z dwóch co najmniej powodów. Po pierwsze dlatego, że ma ono swoją dobrze już utrwaloną tradycję, dzięki której nie jest obarczone trudnymi do pogodzenia z atakiem na sędziowską niezawisłość skojarzeniami, a – po drugie – co do zasady nie jest ono przecież pomyślane jako instrument służący do represjonowania wszystkich sędziów, lecz adresowane jest jedynie do tych nielicznych przedstawicieli tego zawodu, którzy sprzeniewierzyli się jurydyczno-etycznemu standardowi jego wykonywania. Oznaczałoby to zatem, że prowadzone wobec sędziów postępowanie dyscyplinarne nie ma – a w każdym razie, moim zdaniem, nie powinno – służyć ich dyscyplinowaniu (podporządkowywaniu określonym rygorom), lecz wyobrażam je sobie raczej jako formę reakcji korygującej zachowanie jednostki w sytuacji, gdy zbiorowość sędziów składająca się z osób o przymiotach etycznych wskazujących na nieskazitelność ich charakteru uznaje je za godne potępienia oraz stosownego zareagowania, w tym także ewentualnego ukarania. Postępowanie dyscyplinarne to również – o czym w różnych kontekstach wspomina Piotr Kardas – instrument służący ochronie niezawisłości sędziów, a nawet szerzej – swoista gwarancja niezależności wszystkich profesjonalnych uczestników wymiaru sprawiedliwości. Aby jednak taką funkcję mogło ono spełniać, musi zostać – w sensie materialnoprawnym oraz procesowym – ukształtowane w sposób odpowiedni, uwzględniający wynikającą z trójpodziału władz odrębność wymiaru sprawiedliwości.
Nie trzymając się w tym miejscu przyjętej w monografii chronologii, w jakiej prezentowane są poszczególne zagadnienia, rozpocząć chciałbym od zwrócenia uwagi na zasadniczą, przewijającą się w niej myśl, którą dałoby się – jak sądzę – sprowadzić do twierdzenia, że model postępowania dyscyplinarnego determinować powinna przede wszystkim relacja, w jakiej pozostaje ono do sędziowskiej niezawisłości, stanowiącej słowo „klucz” do zrozumienia całego konsekwentnie przeprowadzonego przez Autora wywodu w odniesieniu do niemal wszystkich poruszanych w nim aspektów. Fundamentem tego modelu – skądinąd pomyślanego bardziej uniwersalnie, bo dotyczącego nie tylko sędziów – jest eksponowana przez Piotra Kardasa zasada niezależności przedstawicieli zawodów prawniczych od pozostałych organów władzy publicznej oraz korespondująca z nią zasada niezależności jurysdykcyjnej w ramach postępowania dyscyplinarnego. W modelu odpowiedzialności dyscyplinarnej przedstawicieli zawodów prawniczych nieodzowny jest oczywiście element zewnętrzny i korygujący, który stwarzałby możliwość poddawania orzeczeń wydawanych przez organy dyscyplinarne kontroli sądowej, czyniąc to jednak w sposób minimalizujący ryzyko nadmiernego oddziaływania na sędziów, prokuratorów, adwokatów lub radców prawnych, a w rezultacie zapobiegający wywoływaniu – jak ujmuje to Trybunał Konstytucyjny – „efektu mrożącego” przez wszczynanie postępowań nieuzasadnionych a nawet fikcyjnych. Z czego wynika eksponowana przez Autora doniosłość zasady niezależności – zrozumie każdy, kto zapozna się z zarysowującymi system trójpodziału władzy rozważaniami wprowadzającymi.
W różnych miejscach swej monograficznej wypowiedzi Piotr Kardas podkreśla również, że zachowanie pryncypiów demokracji oraz efektywna ochrona jednostki i społeczeństwa przed zagrożeniami związanymi z nadużyciami posiadanego imperium w systemie opartym na zasadzie podziału i równoważenia się wyodrębnionych konstytucyjnie rodzajów władzy publicznej wymaga – przede wszystkim – efektywnego funkcjonowania systemu ich wzajemnej kontroli. Niezależność sądownictwa, niezawisłość sędziów i niezależność przedstawicieli profesji prawniczych stanowią podstawowe filary tak skonstruowanego systemu P. Kardas, Dyscyplinowanie…, s 45. . Jednym z instrumentów zapewniających ich ochronę jest autonomiczny model odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów oraz przedstawicieli zawodów prawniczych. W ramach zaś tego modelu szczególny status i powinności organów dyscyplinarnych: rzecznika dyscyplinarnego oraz sądu dyscyplinarnego. Powtórzmy zatem raz jeszcze – co zresztą sam Autor czyni wielokrotnie – że sprzeniewierzenie się celom i funkcjom postępowania dyscyplinarnego stanowić może jedno z poważniejszych zagrożeń dla sędziowskiej niezawisłości P. Kardas, Dyscyplinowanie…, s. 69. .
Nie są to być może twierdzenia, z których wagi prawnicy nie zdawaliby sobie sprawy. Ich świeżości upatrywałbym natomiast w sposobie rozłożenia akcentów, w pewien sposób zdeterminowanych chyba realiami, w jakich przyszło nam funkcjonować. Właśnie owe realia i coraz bardziej niepokojący rozwój wydarzeń towarzyszących tzw. „reformie” wymiaru sprawiedliwości zdawały się skłaniać Autora ku temu, aby – wypowiadając się na temat modelu postępowania dyscyplinarnego z uwzględnieniem wpływających na jego kształt zasad niezawisłości i niezależności – sporo miejsca poświęcić funkcji samego rzecznika dyscyplinarnego. Prima facie można by nawet odnieść wrażenie – nie do końca chyba jednak trafne – że poszczególne wątki monografii stają się swoistym pretekstem, aby móc nieco szerzej wypowiedzieć się na temat sposobu pełnienia tej właśnie funkcji, od pewnego czasu wywołującego wśród sędziów (zwłaszcza zaś tych, wobec których toczą się postępowania przyciągające uwagę mediów) nie najlepsze skojarzenia. W różnych fragmentach monografii pojawia się zatem podstawowe i w jakimś sensie prowokacyjnie brzmiące pytanie, czy rzecznik dyscyplinarny jest lub czy powinien być niezawisły.
Jest to niewątpliwie jedno z najważniejszych pytań recenzowanej monografii. W jego bowiem kontekście – analizując rozmaite aspekty sędziowskiej niezawisłości – Piotr Kardas zwraca uwagę na kwestię umykającą niekiedy z pola widzenia Można by oczywiście zadać pytanie, dlaczego kwestia ta dotychczas umykała z pola widzenia. Jedna z nasuwających się odpowiedzi jest taka, że w okresie poprzedzającym tzw. „dobrą zmianę” niezawisłość rzecznika, którego funkcję pełnił zazwyczaj doświadczony, cieszący się szacunkiem i bardzo dobrą opinią środowiskową sędzia, zdawała się być czymś naturalnym, a – tym samym – brak było oznak wskazujących na potrzebę zajmowania się jego wewnętrzną i zewnętrzną niezawisłością. Niestety od pewnego czasu – w wyniku modyfikacji wprowadzonych do modelu odpowiedzialności dyscyplinarnej, a także pewnych decyzji personalnych – sytuacja uległa w tym zakresie zasadniczej zmianie. , a mianowicie na relację, w jakiej odpowiedzialność dyscyplinarna sędziego pozostaje do odpowiedzialności dyscyplinarnej rzecznika dyscyplinarnego. Z jednej bowiem strony zdarzają się sytuacje, w których sędzia zachowuje się w sposób będący godzącym w jego niezawisłość przewinieniem dyscyplinarnym, z drugiej jednak strony nie da się wykluczyć – a przykłady takie z łatwością dałoby się przytoczyć – że to właśnie rzecznik dyscyplinarny, podejmując się prowadzenia skierowanego przeciwko sędziemu postępowania, zbyt pochopnie zrezygnuje z przysługującego mu atrybutu niezawisłości. O ile oczywiście atrybut taki rzeczywiście mu przysługuje.
Niezależnie od tego, jakiej odpowiedzi na poruszone w tym miejscu kwestie spontanicznie chcielibyśmy udzielić, jawi się ona niestety jako dość złożona. Z jednej bowiem strony rzecznik dyscyplinarny – będąc w świetle obowiązującego systemu prawa organem postępowania dyscyplinarnego – nie wykonuje czynności orzeczniczych związanych z zasadą niezawisłości, te bowiem pozostają w wyłącznej kompetencji sądów dyscyplinarnych, co nie zmienia faktu, że wydaje przecież określonego rodzaju orzeczenia dotyczące odpowiedzialności dyscyplinarnej. Z drugiej jednak strony – analizując wewnętrzny i zewnętrzny aspekt niezawisłości – Autor podkreśla, że funkcję rzecznika pełnić może sędzia, choć niekiedy, w myśl obowiązujących obecnie rozwiązań, może być nim również powołany przez Ministra Sprawiedliwości prokurator. Jest oczywiste, że w drugim ze wskazanych przypadków o niezawisłości będącej atrybutem sędziego – nawet formalnie – nie może być mowy. Nie oznacza to oczywiście, że – nadużywając swej funkcji – występujący w takiej roli prokurator nie może narazić się na odpowiedzialność dyscyplinarną. Różnica polega jedynie na tym, że jego odpowiedzialność – z uwagi na ustawowe uregulowania – zakotwiczona jest w podstawach odpowiedzialności dyscyplinarnej przedstawicieli danej profesji prawniczej. Innymi słowy – odpowiedzialność rzecznika dyscyplinarnego, choć zasadza się na przewinieniu służbowym lub rażącym i oczywistym naruszeniu prawa w sferze działalności rzecznika, podmiotowo powiązana jest ze statusem zawodowym osoby pełniącej funkcje rzecznika dyscyplinarnego P. Kardas, Dyscyplinowanie…, s 80. .
Sprawa jawi się jako znacznie bardziej skomplikowana, gdy funkcję rzecznika dyscyplinarnego pełni sędzia, a więc podmiot, który w ramach swej podstawowej aktywności ma być niezawisły. Wówczas bowiem nieuchronnie rodzi się pytanie, czy powinniśmy odwołać się do szerokiego, czy może raczej wąskiego (a więc związanego wyłącznie z pełnieniem funkcji orzeczniczych) rozumienia niezawisłości. Akceptując pierwsze ze wskazanych ujęć, dojść można by do wniosku, że pełniący funkcję rzecznika dyscyplinarnego sędzia także jako rzecznik dysponuje atrybutem niezawisłości, a – tym samym – w ramach wykonywania tejże funkcji może dopuścić się jej naruszenia. Ujęcie to wiąże się jednak z dwoma wskazywanymi przez Autora problemami. Otóż – po pierwsze – także zwolennicy tezy o szerokim zakresie obowiązywania zasady niezawisłości, opartej na bardzo pojemnym rozumieniu zwrotu „sprawowanie swojego urzędu”, ostrożnie podkreślają, że pełnienie przez sędziego funkcji wykraczających poza sprawowanie wymiaru sprawiedliwości nie zawsze wymaga niezawisłości dla ich skuteczności, niezawisłość zaś w tym obszarze pełni funkcję gwarancyjną od zagrożeń, jakie z tej aktywności mogłyby przeniknąć do sfery orzeczniczej (sprawowania wymiaru sprawiedliwości). Po drugie zaś – w świetle aktualnego stanu prawnego funkcje rzeczników dyscyplinarnych sędziów sądów powszechnych mogą pełnić także prokuratorzy, co – jak już podkreślano – wyklucza dysponowanie atrybutem niezawisłości P. Kardas, Dyscyplinowanie…, s. 74. . Niezależnie od podnoszonych tutaj problemów Autor zdaje się dość wyraźnie skłaniać w kierunku szerokiego ujęcia niezawisłości. Nie bez racji twierdzi bowiem, że „może ono odgrywać niezwykle istotną rolę procesie konkretyzacji sposobów wykonywania funkcji rzecznika dyscyplinarnego, a także przyjmowanych w tym zakresie standardów. Nie ma wątpliwości, że uznając, iż sędziemu wykonującemu funkcje rzecznika przysługuje atrybut niezawisłości, przesądza się jednoznacznie o braku możliwości uwzględniania w procesie realizacji tej funkcji jakichkolwiek wpływów zewnętrznych. To bowiem stanowi oczywisty przejaw naruszenia niezawisłości w aspekcie związanym z funkcją sędziowską, będącego podstawą odpowiedzialności dyscyplinarnej” P. Kardas, Dyscyplinowanie…, s. 76. . Co więcej – naruszenie przez rzecznika dyscyplinarnego niezawisłości sędziowskiej w ramach lub w związku z wykonywaniem czynności w toku postępowania dyscyplinarnego stanowi w każdym przypadku zamach na konstytucyjne zasady wymiaru sprawiedliwości Z naruszeniem zasad pełnienia funkcji rzecznika dyscyplinarnego będziemy zaś mieli do czynienia wówczas, gdy będzie on podejmował działania związane z ustaleniem i wyjaśnieniem, czy doszło do popełnienia przewinienia dyscyplinarnego przez konkretnego sędziego w sytuacji, w której na pierwszy rzut oka dla osoby posiadającej przeciętne kompetencje prawnicze będzie oczywiste, iż nie doszło w jakimkolwiek zakresie po stronie sędziego do zachowania mogącego stanowić podstawę odpowiedzialności dyscyplinarnej – P. Kardas, Dyscyplinowanie…, s. 93. i – jako takie – jest również wyrazem sprzeniewierzenia się temu, do czego rzecznik został powołany.
Zgadzając się zasadniczo z prezentowanymi powyżej tezami i wnioskami, a jednocześnie pozwalając sobie na garść refleksji własnych, postawić można by również pytanie, czy rzecznik dyscyplinarny staje się rzecznikiem interesów osób, które zachowaniem potencjalnie stanowiącym przewinienie dyscyplinarne zostały w jakiś sposób dotknięte, czy też jego rolą jest jedynie stanie na straży godności, powagi, konstytucyjnie ukształtowanej roli stanu sędziowskiego. Odpowiedź zależy chyba, m.in., od tego, jaki charakter ma popełnione przewinienie dyscyplinarne. Otóż jeśli realizuje ono jednocześnie znamiona przestępstwa – a niezależnie od postępowania karnego toczy się postępowanie dyscyplinarne – to rola i status rzecznika nieco bardziej upodabnia się do roli i statusu prokuratora, choć oczywiście nie jest z nim tożsama. Sprawa zdaje się natomiast wyglądać inaczej, jeśli mamy do czynienia z zachowaniem wyczerpującym jedynie – skądinąd niedookreślone – znamiona przewinienia dyscyplinarnego. Wobec braku ustawowej określoności istoty takiego przewinienia rzecznik – dokonując w pewnym sensie samodzielnie oceny zachowania sędziego jako np. sprzecznego z zasadami obowiązującej w tym zawodzie etyki – dotyka sędziowskich imponderabiliów. Właśnie w tym obszarze dość łatwo o przekroczenie granicy, poza którą o niezawisłości sędziego (niezależności sądu) nie może już być mowy. Rzecz jednocześnie w tym, że w niezawisłość sędziego nie godziłoby przecież skazujące orzeczenie niezależnego sądu dyscyplinarnego. Jeśli bowiem sędzia został prawomocnie w postępowaniu takim skazany, to w istocie sam sprzeniewierzył się – oczywiście przy założeniu, że orzeczenie jest trafne – swojej niezawisłości. O godzeniu w niezawisłość mówić natomiast można na etapie bezzasadnego wszczynania postępowania dyscyplinarnego, stawiania zarzutów oraz popierania ich przed sądem. To wtedy bowiem – zwłaszcza jeśli rzecznik oraz obwiniany przez niego sędzia różnią się w ocenie zachowania będącego przedmiotem toczącego się postępowania – niezawisłość może ucierpieć. Chodzi przy tym nie tylko o niezawisłość obwinionego sędziego, ale wszystkich wykonujących ten zawód, którzy – z obawy przed dyscyplinarnymi konsekwencjami – mogą trwale modyfikować swoje postawy w analogicznych sytuacjach. Niezwykle istotne – w zarysowanym wyżej kontekście – zdają się być zatem kryteria, wedle których dokonywany miałby być wybór rzeczników dyscyplinarnych, a także proceduralny oraz merytoryczny model dokonywania takiego wyboru. Na każdej z możliwych płaszczyzn rzecznik dyscyplinarny powinien spełniać (i to – być może – ze sporym naddatkiem) kryteria, którym sprostać musi osoba pretendująca do poszczególnych szczebli sędziowskiej kariery, głównie na trzech płaszczyznach: nieposzlakowanej postawy etycznej, doświadczenia zawodowego (najlepiej wieloletniego) oraz kompetencji merytorycznych. Procedura wyboru rzecznika powinna także odpowiadać standardom, których dochowanie gwarantuje, że nie będzie on uwikłany w rozmaite interesy pozostałych władz (tzn. władzy prawodawczej oraz wykonawczej).
Dwa zagadnienia nieco bardziej szczegółowe chciałbym w tym miejscu wyciągnąć przed nawias i podjąć próbę dokonania – w świetle wywodów Autora recenzowanej monografii – ich nieco bardziej pogłębionej analizy. Problem pierwszy wiąże się – mówiąc językiem karnisty – z kwestią strony podmiotowej deliktu dyscyplinarnego. Drugi z problemów dotyczy sposobu interpretowania chyba najważniejszej z podstaw odpowiedzialności dyscyplinarnej wskazanych w art. 107 § 1 ustawy o ustroju sądów powszechnych, a określanej jako oczywista i rażąca obraza prawa. Dlaczego te akurat kwestie oceniam jako szczególnie ważne? Otóż przede wszystkim dlatego, że od ich rozstrzygnięcia w pewnym sensie uzależniony jest zakres kompetencji rzecznika dyscyplinarnego, z których przekroczeniem lub nadużyciem wiązać moglibyśmy zamach na sędziowską niezawisłość. Rzecz bowiem w tym, że o wiele łatwiej postawić zarzut, jeśli jego przedmiotem miałoby się okazać każde zachowanie obiektywnie odpowiadające jednej z podstaw odpowiedzialności, przewidzianych w art. 107 ustawy o ustroju sądów powszechnych, a więc nawet zachowanie nieintencjonalne, które nie zostało objęte ani świadomością, ani tym bardziej wolą wykonawcy. Z kolei oczywista i rażąca obraza prawa jest określeniem na tyle pojemnym, że jej zakresem objąć można wiele – skądinąd nieuniknionych – błędów orzeczniczych, a oba przymiotniki obrazę taką charakteryzujące pojawiają się przecież jako efekt oceny, której kryteria bardzo trudno poddają się jakiejkolwiek weryfikacji. Na każdej z obu wskazanych płaszczyzn – jeśliby zrezygnować z ich dookreślenia – rzecznikowi dyscyplinarnemu zostałby pozostawiony duży margines swobody, otwierający pole dla sprzyjającego rozmaitym nadużyciom woluntaryzmu. Łatwo sobie wyobrazić, że rzecznik nieszanujący własnej niezawisłości – o ile oczywiście uznalibyśmy, że tego rodzaju atrybut przy pełnieniu tej funkcji powinien mu przysługiwać – mógłby poddać się presji zewnętrznej, a w skrajnych przypadkach ulec nawet naciskowi o charakterze politycznym. Czy zatem dałoby się wypracować zasady lub kryteria, dzięki którym uznaniowość przy ocenie podstaw odpowiedzialności dyscyplinarnej zostałaby ograniczona?
Spróbujmy w pierwszej kolejności przyjrzeć się stronie podmiotowej przewinienia dyscyplinarnego. Autor recenzowanej monografii doskonale zdaje sobie sprawę ze stopnia skomplikowania tego zagadnienia, choć nie twierdzi przecież, że wypracowanie w miarę przejrzystych kryteriów jest zadaniem niewykonalnym. Sensowne wydaje się założenie, że strona podmiotowa takiego przewinienia – jeśli miałaby się na nią składać zarówno umyślność, jak i nieumyślność – w pierwszej kolejności zależeć powinna od tego, czy zachowanie, które zostało zakwalifikowane jako przewinienie dyscyplinarne, jednocześnie realizuje znamiona przestępstwa. Skoro bowiem oceniane zachowanie podlega prawnokarnemu sankcjonowaniu jako przestępstwo, to – nawet jeśli jego stronę podmiotową kształtuje nieumyślność – istnieją solidne podstawy ku temu, aby postrzegać je również (choć oczywiście nie w każdym przypadku) jako przewinienie dyscyplinarne. Wszak jeśli nieumyślność stanowi wystarczającą charakterystykę strony podmiotowej zachowania zagrożonego sankcją karną, to dziwić musiałaby sytuacja, w której nieumyślność uznalibyśmy za niewystarczającą charakterystykę strony podmiotowej zachowania zagrożonego sankcją dyscyplinarną, zwłaszcza że mówimy przecież o tożsamym zachowaniu, choć poddawanym ocenie z perspektywy dwóch różnych – jakkolwiek w obu przypadkach opresyjnych – systemów odpowiedzialności Podobnie zdaje się wyglądać sytuacja w przypadku przestępstwa, które może zostać popełnione nieumyślnie tylko wówczas, gdy ustawa wyraźnie tak stanowi, oraz wykroczenia, które nie może zostać popełnione nieumyślnie tylko wówczas, gdy ustawa wyraźnie zastrzega umyślność. Mówiąc inaczej – w przypadku czynu o zasadniczo wyższej społecznej szkodliwości domyślna jest umyślność, podczas gdy w przypadku czynu o niższej społecznej szkodliwości domyślna staje się również nieumyślność. Jeśli podobnie miałaby wyglądać relacja między przestępstwem oraz przewinieniem dyscyplinarnym, to nieumyślność wystarczającą dla bytu przestępstwa należałoby – tym bardziej – uznać za wystarczającą dla bytu przewinienia. . Można by również zaakceptować twierdzenie, że nieświadomie wywołane negatywne skutki sędziowskiej działalności, o jakich mowa w art. 107 u.s.p., nawet jeśli nie oznaczają realizacji znamion przestępstwa, mogą być postrzegane w kategoriach przewinienia dyscyplinarnego, jeśli stanowią następstwo świadomego lub wręcz zamierzonego naruszenia obowiązujących sędziego reguł (standardów postępowania). Jako osobliwą, a przy tym rodzącą nadmierne, by nie powiedzieć – „paraliżujące” oczekiwania, traktowałbym natomiast tezę, zgodnie z którą każde zachowanie obiektywnie niewłaściwe, choć nierealizujące znamion przestępstwa oraz niebędące świadomym naruszeniem reguł postępowania (zasad sędziowskiej etyki), może się stać przedmiotem stawianego sędziemu zarzutu popełnienia przewinienia dyscyplinarnego. Tak daleko zakrojona podstawa odpowiedzialności – zwłaszcza przy założeniu, że ludzie (a więc także sędziowie) nie są nieomylni i popełniają rozmaite błędy – mogłaby stanowić zagrożenie dla sędziowskiej niezawisłości.
Prezentowane tutaj stanowisko można oczywiście ilustrować rozmaitymi przykładami. Zgodzimy się zapewne z twierdzeniem, że oczywista i rażąca obraza przepisów prawa zazwyczaj będzie niezamierzona, trudno bowiem przypuszczać, aby sędzia dopuścił się jej w sposób intencjonalny. Obraza taka mogłaby natomiast stanowić ewentualne przewinienie dyscyplinarne przykładowo wówczas, gdyby sędzia – zaniedbawszy wypełnienia obowiązku doskonalenia zawodowego – świadomie zrezygnował z niewymagającego żadnych szczególnych zabiegów zapoznania się z przepisami, które powinny znaleźć zastosowanie w rozpoznawanej przez niego sprawie. Sięgając do innego przykładu, powiedzielibyśmy z kolei, że jest niezwykle mało prawdopodobne, aby uchybienie godności urzędu stanowić mogło efekt niezamierzonego naruszenia obowiązujących w określonej sferze aktywności reguł postępowania. Istnieje zresztą poważna wątpliwość, czy właściwie rozumiana godność może zostać naruszona w sposób nieintencjonalny. Parafrazując w tym miejscu wypowiedź dotyczącą dobrych manier, których miarą miałaby być odporność na złe maniery adwersarza, skłonny byłbym uznać, że miarą godności urzędu jest umiejętność powstrzymania się od reagowania na zachowania, które obiektywnie – choć jednak nieintencjonalnie, a w pewnym sensie nawet przypadkowo – ową godność zdają się naruszać. O ile bowiem określone zachowanie, które z punktu widzenia godności urzędu sędziowskiego prima facie postrzegalibyśmy jako np. groteskowe, niezręczne czy nawet ośmieszające, to nie moglibyśmy przecież abstrahować od intencji sprawcy. W przeciwnym razie godność urzędu sędziowskiego przestałaby stanowić podlegającą ochronie wartość, a stałaby się tylko niewiele znaczącą fasadą.
Drugie z wyeksponowanych wyżej zagadnień, sprowadzających się do próby wyznaczenia granic oczywistej i rażącej obrazy przepisów prawa stanowiącej przewidzianą w art. 107 § 1 u.s.p. podstawę odpowiedzialności dyscyplinarnej, jawi się jako jeszcze bardziej złożone, a ewentualne jej nadużycie – w przypadku rzecznika dyscyplinarnego, który skłonny byłby zlekceważyć własną niezawisłość (o ile formalnie i mentalnie jest mu ona dana) oraz niezawisłość sędziego, któremu stawia tego rodzaju zarzut – staje się trudniejsze do uniknięcia, a tym samym bardziej prawdopodobne. Nie mam wątpliwości, że zasadniczo trafna jest myśl wyrażona przez Piotra Kardasa, iż wykorzystywanie postępowania dyscyplinarnego do korygowania błędów wykładniczych lub subsumcyjnych w zakresie prawa materialnego powinno być traktowane jako naruszenie niezawisłości. „Oznacza to – zdaniem Autora – że zgodnie z powszechnie przyjmowanym stanowiskiem rzecznicy dyscyplinarni nie posiadają kompetencji do prowadzenia postępowania dyscyplinarnego w przypadku zastrzeżeń lub wątpliwości dotyczących prawidłowości zastosowania przez sędziego przepisów prawa materialnego, zarówno w aspekcie wykładniczym, jak i aplikacyjnym, a jednocześnie co do zasady wyłączona jest odpowiedzialność rzecznika dyscyplinarnego za jego własne działania lub zaniechania stanowiące przejaw błędnej wykładni lub niewłaściwej aplikacji norm prawa materialnego” P. Kardas, Dyscyplinowanie…, s. 97. . W innym miejscu Autor daje zaś wyraz dość kontrowersyjnemu, choć obecnemu także w części doktryny i judykatury poglądowi, zgodnie z którym „niezawisłość oraz dyskrecjonalna władza sędziowska stanowią podstawę wyłączenia możliwości pociągania sędziów do odpowiedzialności za naruszenie prawa materialnego w związku z wydawanym orzeczeniami. W tym obszarze jedynym instrumentem służącym do kontroli i korekty błędnych orzeczeń są przewidziane w systemie prawa zwyczajne i nadzwyczajne środki zaskarżenia i kontroli instancyjnej”.
Problem okazuje się być jednak wieloaspektowy, a to z tego przede wszystkim powodu, że niełatwo w sposób precyzyjny odpowiedzieć na pytanie, od jakiego momentu rażąca obraza przepisów prawa, która przybiera nawet postać kwalifikowaną ze względu na swą oczywistość, powinna stanowić wyłącznie podstawę korekty dotkniętych nią orzeczeń w ramach ich kontroli instancyjnej Rażące i oczywiste naruszenie prawa w rozumieniu art. 107 § 1 p.u.s.p. nie może być utożsamiane z rażącym naruszeniem prawa w rozumieniu art. 523 § 1 k.p.k., które jest podstawą uwzględnienia kasacji. O ile bowiem ocena charakteru naruszenia prawa stanowiącego podstawę kasacyjną dokonywana jest z punktu widzenia zasadności zaskarżonego orzeczenia, o tyle „rażąca i oczywista obraza przepisów prawa” stanowiąca delikt dyscyplinarny wiązana być musi ze sposobem jego stosowania przez sędziego, który stanął pod zarzutem popełnienia takiego deliktu. Jest oczywiste, że utożsamienie tych dwóch zwrotów ustawowych musiałoby prowadzić do pociągnięcia do odpowiedzialności dyscyplinarnej wszystkich sędziów, których orzeczenia uchylone zostały na skutek uwzględnienia kasacji, co z oczywistych względów jest nie do przyjęcia – zob. wyrok SN z 27.06.2008 r. (SNO 50/08), OSNSD 2008, poz. 64. , a w jakich przypadkach staje się cechą zachowania, które miałoby podlegać odpowiedzialności dyscyplinarnej Obraza przepisów prawa stanowi przewinienie dyscyplinarne, jeśli jest jednocześnie oczywista i rażąca – por. W. Kozielewicz, Analiza orzecznictwa Sądu Najwyższego w sprawach dyscyplinarnych sędziów, w których wymierzono bądź żądano wymierzenia kary dyscyplinarnej – złożenia sędziego z urzędu (okres 1.10.2001 r.–31.12.2004 r.), OSNSD 2004/2, s. 362; K.K. Świeczkowski, Postępowania dyscyplinarne sędziów i prokuratorów, zawieszenie w czynnościach służbowych, „Prokurator” 2005/2–3, s. 40; A. Siuchniński, Problematyka zbiegu realnego przewinień dyscyplinarnych w orzecznictwie sądów dyscyplinarnych w 2006 r., OSNSD 2006; E. Gapska, Wady orzeczeń sądowych w postępowaniu cywilnym, Warszawa 2009. . Przyjmuje się, że oczywistość obrazy przepisów prawa zachodzi wówczas, gdy popełniony błąd jest łatwy do stwierdzenia, a – tym samym – bez głębszej analizy powinien zostać zastosowany przepis właściwy, zwłaszcza gdy jego rozumienie nie budzi wątpliwości u osoby o przeciętnych kwalifikacjach prawniczych. Z kolei określenie „rażąca” odnosi się do skutków obrazy przepisów prawa. Podkreśla się również niekiedy, że oczywisty błąd musi jednocześnie narażać na szwank prawa i istotne interesy stron bądź innych osób biorących udział w postępowaniu albo powodować szkodę, zagrożenie dla dobra wymiaru sprawiedliwości lub sądu Zob. wyrok SN z 27.06.2002 r. (SNO 18/02), LEX nr 470242. .
W literaturze pojawiła się także sygnalizowana wyżej wątpliwość, czy oczywista i rażąca obraza dotyczyć może zarówno prawa materialnego, jak i procesowego, czy może raczej wiąże się ona wyłącznie z naruszeniem o charakterze proceduralnym Zwolennicy pierwszej ze wskazanych tutaj opcji zdają się niekiedy iść jeszcze dalej, wskazując, że zbyt daleko idący jest pogląd wyrażony w wyroku SN z 7.05.2008 r. (SNO 45/08), LEX nr 470972, zgodnie z którym – aby uznać za delikt dyscyplinarny rażące i oczywiste naruszenie prawa materialnego – niezbędne jest jednoczesne uznanie, że zachowanie sędziego jest kwalifikowanym bezprawiem sądowym o charakterze umyślnym, zauważalnym nie tylko dla przeciętnie wykształconego prawnika, ale dla każdego, bez analizy stanu faktycznego i prawnego. Tak sformułowane obostrzenia interpretacji oczywistości naruszenia prawa mogłyby być uznane za przyzwolenie do bezrefleksyjnego orzekania i kłóciłyby się z zasadą niezawisłości sędziowskiej, która nie zwalnia z obowiązku profesjonalizmu i rzetelności w pełnieniu służby sędziowskiej. . Zdaniem części doktryny i judykatury – a pogląd ten zdaje się podzielać również Autor recenzowanej monografii – popełnienie deliktu w formie oczywistej i rażącej obrazy przepisów prawa dotyczy głównie przepisów prawa procesowego, jakkolwiek prawa materialnego – co stanowi już jednak pewne ustępstwo na rzecz zwolenników poglądu przeciwnego – dotyczyć mogłoby jedynie wówczas, gdyby np. nastąpiło wymierzenie kary nieznanej ustawie Zob. Prawo o ustroju sądów powszechnych. Ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa. Komentarz, red. J. Gudowski, T. Ereciński, J. Iwulski, Warszawa 2009, s. 464. . W judykaturze spotkać można również wypowiedzi nieco inaczej problem ten rozwiązujące, a mianowicie jeżeli obraza prawa, której sędzia niejednokrotnie się dopuścił, miała charakter oczywisty, popełnione błędy bowiem nie tylko były łatwe do stwierdzenia i bez głębszej analizy pozwalały zastosować przepis w sposób prawidłowy, ale jednocześnie rozumienie naruszonych przepisów nie mogło budzić wątpliwości nawet u przeciętnej osoby o kwalifikacjach prawniczych, trudno usprawiedliwiać oczywiste naruszenia prawa zasadą niezawisłości sędziowskiej.
Słuszny wydaje się zatem wniosek, że niewłaściwe zinterpretowanie przepisu oraz będące wynikiem błędnych zabiegów wykładniczych nieprawidłowe zdekodowanie normy – nawet jeśli obraza prawa jawi się jako oczywista i rażąca – samo w sobie nie powinno być postrzegane jako przewinienie dyscyplinarne. Przewinieniem takim może się bowiem dopiero okazać zlekceważenie przepisu prawa Pod pojęciem zlekceważenia przepisu prawa rozumiem w tym miejscu również zaniechanie zapoznania się z jego treścią, będące następstwem rażącego zaniedbania obowiązku doskonalenia zawodowego. , który – gdyby odwołać się jednak do kwestionowanej w pewnych modelach wykładniczych zasady clara non sunt interpretanda – nie wymaga interpretacji, a treść wyrażonej w nim normy odczytywana jest wprost, a tym samym jawi się jako oczywista. Nie ma przy tym – moim zdaniem – znaczenia, czy mówimy o przepisach i normach prawa materialnego lub procesowego. Inna sprawa, że nawet tak ujęte kryterium nie daje podstaw do precyzyjnego wytyczenia granicy między oczywistą i rażącą obrazą prawa, która stanowi przewinienie dyscyplinarne, a obrazą poddającą się korekcie w ramach postępowania zainicjowanego zwyczajnymi lub nadzwyczajnymi środkami zaskarżenia.
Zmierzając już do podsumowania syntetycznych uwag, jakie wyłaniają się na kanwie wielowątkowych rozważań recenzowanej monografii, warto postawić na zakończenie banalne z pozoru pytanie, dlaczego niektóre formacje polityczne, dostrzegające w opartym na trójpodziale władzy systemie demokratycznym krępujące możliwość oddziaływania na kształt i funkcjonowanie państwa ograniczenia – uzyskując legitymację do sprawowania rządów dzięki co prawda wolnemu, lecz nie zawsze w pełni świadomemu wyborowi obywateli oraz zyskując dominujący wpływ na władzę ustawodawczą oraz opanowując podstawowe instytucje władzy wykonawczej – dążą następnie do „spacyfikowania” władzy sądowniczej. Odpowiedź wydaje się prosta – otóż liderzy tych formacji nie chcą się władzą z nikim dzielić, a – mówiąc inaczej – chcą mieć jej więcej, niż mieliby w systemie, dzięki któremu ją zdobyli, więcej, niż kiedykolwiek posiadali ich poprzednicy, którym władzę tę odebrali. Na przeszkodzie stanąć mogą sądy – od Trybunału Konstytucyjnego począwszy, a na pierwszoinstancyjnych sądach powszechnych skończywszy. Wymiana kadrowa, prowadząca do zastąpienia sędziów „niepokornych” sędziami „spolegliwymi”, to przedsięwzięcie także pod względem prawnym dość mocno skomplikowane. W sukurs przyjść zatem może model dyscyplinowania sędziów, część z nich eliminujący, w części zaś łamiący ich niezłomne postawy. Spektakularnym przejawem takich właśnie postaw, wyraźnie przeszkadzających formacji politycznej dzierżącej władzę ustawodawczą oraz wykonawczą, staje się – poniekąd paradoksalnie – wierność Konstytucji. Zwraca na to uwagę Piotr Kardas, stwierdzając m.in., że „sędziowskie konstytucyjne posłuszeństwo objawiające się prymatem Konstytucji w procesie wykładni i stosowania prawa oraz stanowczy sprzeciw władzy wykonawczej dążącej do sprowadzenia sędziów do roli bezrefleksyjnych wykonawców przepisów ustawy ukształtowanych wedle politycznego wskazania ilustrują jakiego rodzaju ryzyka dla niezawisłości sędziów i niezależności prawników generuje realizacja koncepcji zmiany ustrojowej pozycji sądów w kierunku podporządkowania władzy wykonawczej. W tym procesie istotną rolę odgrywa model odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, którego kolejne modyfikacje służyć mają uczynieniu zeń „doskonałego mechanizmu dyscyplinowania sędziów”.
Lektura recenzowanej monografii jest kolejnym już potwierdzeniem przenikliwości Autora, będącego teoretykiem legitymującym się doskonałą znajomością realiów praktyki wymiaru sprawiedliwości, a przy tym niewątpliwie zbyt wytrawnym, umiejącym zdystansować się od medialnie „atrakcyjnych”, zabarwionych politycznie wypowiedzi, aby – przedstawiając problem dyscyplinowania sędziów w kontekście ich niezawisłości – ograniczyć się do powierzchownych obserwacji, oderwanych od rozważań modelowych oraz rzetelnej analizy obowiązującego systemu prawa. Stąd też Czytelnik otrzymuje zestaw syntetycznie ujętych argumentów, które – niezależnie od szeregu odwołań do konkretnych regulacji prawa polskiego – mają charakter uniwersalny, a więc mogłyby zostać podniesione wszędzie tam, gdzie przyjęto (faktycznie lub jedynie na poziomie niewiele znaczących deklaracji) zasady demokratycznego państwa prawnego, opierającego się na konstytucyjnie zagwarantowanym trójpodziale władzy.
Odrzucając jednak na moment elegancję, z jaką Piotr Kardas w swych wieloaspektowych rozważaniach analizuje kwestię niezawisłości będącej niewątpliwie pożądanym atrybutem uczestników postępowania dyscyplinarnego, dosadnie oraz w sposób być może nieco trywializujący określić dałoby się to, co – poniekąd między wierszami – z tych rozważań (ujmowanych całościowo, a więc poprzedzonych także ogólniejszej natury spostrzeżeniami rozdziału pierwszego) można wyczytać. Otóż chronologia i logika tego interesująco przeprowadzonego przez Autora recenzowanej monografii wywodu, pozostawiająca Czytelnika z szeregiem fundamentalnych, choć jednocześnie dość mocno niepokojących refleksji, jest następująca:
- po pierwsze – zasada trójpodziału władzy krępuje formację polityczną, która chciałaby się stać hegemonem, niedzielącym tejże władzy z kimkolwiek;
- po drugie – na przeszkodzie stoi Konstytucja, na której zmianę suweren – udzielając w wyborach parlamentarnych mandatu charakteryzującego się określoną siłą – nie wyraził zgody;
- po trzecie – konieczna stała się zatem „reforma” trzeciej władzy, czyli wymiaru sprawiedliwości, sprowadzająca się do wymiany kadr lub – co najmniej – zdyscyplinowania tej ich części, której z oczywistych powodów wymienić się nie da;
- po czwarte – owo dyscyplinowanie może odbywać się na różnych szczeblach i poziomach, począwszy od wpływania na ścieżkę kariery zawodowej, a skończywszy na próbie ingerowania w orzecznictwo, które – w przypadku najodważniejszych przedstawicieli stanu sędziowskiego – sięga niekiedy do instrumentów związanych z rozproszoną kontrolą konstytucyjności prawa tworzonego w parlamencie zdominowanym przez określoną formację polityczną;
- po piąte – aby model dyscyplinowania sędziów „domknąć”, trzeba – oprócz tzw. izby dyscyplinarnej, posadowionej w Sądzie Najwyższym – powołać rzeczników dyscyplinarnych, którzy nie czują zbyt silnego przywiązania do zasad związanych z niezależnością sądów oraz niezawisłością sędziów, a tym samym – zwłaszcza jeśli sami rekrutują się spośród sędziów – zasady te naruszają, narażając się tym samym na odpowiedzialność dyscyplinarną (a w skrajnych przypadkach – karną) w mniej lub bardziej odległej przyszłości.
Refleksja podsumowująca, wywołana lekturą recenzowanej monografii na wielu różnych poziomach, ma już charakter czysto osobisty. Otóż gdybym obecnie pełnił funkcję rzecznika dyscyplinarnego – co oczywiście z braku kompetencji oraz zupełnie innej roli pełnionej w systemie wymiaru sprawiedliwości zdarzyć się nie może – to wypowiedź Piotra Kardasa odebrałbym również jako memento kierowane do tych, którzy w sposób pozbawiony głębszej refleksji funkcję tę pełnią, choć często nie dostrzegają tego, że – dyscyplinując innych – sami popadają w konflikt z zasadą niezawisłości lub niezależności (zarówno w aspekcie zewnętrznym, jak i wewnętrznym), co w przyszłości może ich narazić na odpowiedzialność dyscyplinarną. Już z tego chociażby powodu recenzowana monografia powinna znaleźć się w kręgu zainteresowań każdego, kto ma lub w dającej się przewidzieć perspektywie może mieć kontakt z wymiarem sprawiedliwości, i to nie tylko jako jego uczestnik, ale także bierny obserwator.