Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 12/2020

Niedole cnoty po polsku – opowieść bez szczęśliwego zakończenia

Udostępnij

„…urodziła się 14 marca 1993 r. (…). Pochodziła z patologicznej, dysfunkcjonalnej rodziny; oboje rodzice nadużywali alkoholu, a w domu była stosowana przemoc fizyczna. (…) uczyła się raczej słabo, ale nie miała problemów z promocją do kolejnej klasy i nie sprawiała problemów wychowawczych. Na lekcji katechezy poznała R.B., który próbował się do niej zbliżyć pod pretekstem udzielenia pomocy w trudnej sytuacji rodzinnej. Zdobył do niej numer telefonu od koleżanki. Przesyłał jej też kartki pocztowe, jedną, z wycieczki, podpisując się: «ksiądz R.», w której zapewniał o pamięci i modlitwie, a drugą z «gorącymi pozdrowieniami z rekolekcji kapłańskich w C.», podpisując ją: «ks. R.». Pisał, że powódka nie musi się go obawiać. W szkole inicjował z nią rozmowy i deklarował, że chce jej pomóc. W ten sposób zdobył jej zaufanie. W czerwcu 2006 r. R.B. zaprosił ją na plebanię (…), zaoferował jej pomoc w matematyce. Wtedy po raz pierwszy pocałował ją i włożył rękę pod bluzkę. Podczas drugiego spotkania na plebanii, dotykał jej piersi (po zdjęciu bluzki) oraz krocza. Pytał, czy sprawia jej to przyjemność. Dziewczynka nie rozumiała co się dzieje, czuła się strasznie, bała się, dotyk nie sprawiał jej przyjemności. Nie chciała, by ksiądz w taki sposób się zachowywał, ale nie oponowała. Myślała, że tak musi być. W księdzu widziała swojego bliskiego przyjaciela. Ze spotkań z księdzem nie zwierzała się nikomu. Podczas jednej z tych wizyt na plebanii (…) była widziana przez proboszcza, któremu R.B. wytłumaczył, że pomaga małoletniej w nauce. Te wyjaśnienia proboszcz uznał za wystarczające, choć był to pierwszy przypadek, gdy wikariusz udzielał dziecku korepetycji na terenie kościoła. (…) W okresie wakacji w 2006 r. (…) uczestniczyła w zorganizowanym przez R.B. wyjeździe na rekolekcje do M. W sierpniu 2006 r. (…) z jego inicjatywy dołączyła do pieszej pielgrzymki do C. Wcześniej skontaktował się z jej matką deklarując, że będzie się małoletnią opiekował; zapewnienie to skłoniło matkę do wyrażenia zgody. W czasie pielgrzymki ksiądz spał obok (…) i próbował zainicjować zbliżenie, ale ona nie pozwoliła”.

To nie jest cytat z libertyńskich przypowieści, choć łatwo o skojarzenie z twórczością markiza de Sade – Justyna czyli niedole cnoty czy 120 dni Sodomy czyli szkoła libertynizmu. To fragment uzasadnienia wyroku Sądu Najwyższego z 31.03.2020 r. (II CSK 124/19), OSP 2020/10/79. Czytamy w nim dalej:

„Po koniec sierpnia 2006 r. ksiądz B. kilka razy zabierał powódkę do lekarzy w S. w związku z jej problemami astmatycznymi i podczas jednego z takich wyjazdów nocowała na plebanii w jego pokoju. Doszło wówczas do różnych czynności seksualnych księdza wobec powódki.

Po kilku rozmowach z rodzicami powódki i wyrażeniu przez nich zgody R.B. załatwił jej miejsce w gimnazjum katolickim w S. i zwolnienie z opłaty za przyjęcie. Po przyjeździe do S., jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, przez krótki czas, powódka przebywała w (…) Domu Zakonnym w S., nocując w pokoju księdza R.B., pomimo że były tam pokoje dla gości. Mogła swobodnie poruszać się po budynku, spożywała posiłki z innymi księżmi. W tym czasie dochodziło w pokoju księdza R.B. do kolejnych nadużyć seksualnych wobec powódki.

We wrześniu 2006 r., w związku ze skargami powódki na bóle podbrzusza, R.B. zabrał ją do znajomej ginekolog. Ksiądz wyjaśnił lekarce, że powódka pochodzi z patologicznej rodziny z problemem alkoholowym, a on jej pomaga. Następnie załatwił konsultację psychologiczną w Ośrodku Promocji i Wspierania Rodziny, którym kierowała psycholog M.M. oraz poprosił ją, by przez dwa tygodnie powódka mogła u niej mieszkać. Pani psycholog nie znała księdza B., ale wraz z mężem była zaangażowana w życie kościoła, znała księży (…) i zgodziła się na pobyt powódki w jej mieszkaniu. Ksiądz odwiedzał powódkę w tym mieszkaniu, a w weekendy zabierał ją do swojego pokoju na plebanię i także wówczas dochodziło do kontaktów seksualnych. Pobyt powódki u pani psycholog przedłużył się do trzech tygodni, po czym ksiądz załatwił jej miejsce w Domu Zgromadzenia Sióstr (…) w S., w którym mieszkała do końca 2006 r. Odwiedzał tam małoletnią i zamykał się z nią w pokoju, a także utrzymywał z nią kontakty sms’owe. Zdarzało się, że w weekendy zabierał powódkę do swojego pokoju na plebanię. W tym czasie powódka została przeniesiona do gimnazjum S. w S.

Początkowo wizyty powódki w budynku siedziby (…) Domu Zakonnego były jawne, przy czym przełożony J.S. widział powódkę tylko raz. R.B. tłumaczył mu, że dziewczynka pochodzi z patologicznej rodziny i on jej pomaga. Przełożony akceptował wsparcie dla potrzebującej osoby. Z biegiem czasu obecność powódki w (…) Domu Zakonnym zaczęła być przez księdza B. ukrywana. Powódka przyjeżdżała w nocy, nie opuszczała pokoju księdza i była zamykana na klucz.

Na początku 2007 r. ksiądz przeniósł powódkę do dwupokojowego mieszkania jego matki w S., w którym wielokrotnie ją odwiedzał, także w weekendy i w nocy. Podczas tych wizyt prawie za każdym razem dochodziło do zbliżeń, przy czym były to różne formy obcowania płciowego, w tym także pełne stosunki. Ksiądz nie zważał na odczuwany i wyraźnie sygnalizowany przez powódkę ból. Gdy nie chciała z nim współżyć, groził że odwiezie ją do domu, do rodziców alkoholików, oraz że ujawni wszystkim ich relację i oskarży ją o prowokowanie go do tego rodzaju zachowań, a w jej wersję nikt nie uwierzy. Zdarzało się też, że krzyczał na nią, szarpał i uderzał, zwłaszcza gdy późno wracała ze szkoły. Ksiądz przejął nad życiem powódki całkowitą kontrolę, decydował o wszystkich jej sprawach, zabraniał zawierania znajomości koleżeńskich i nadzorował wszystkie jej poczynania. Powódka była na jego utrzymaniu, bowiem rodzice, ze względu na sytuację materialną, dawali jej drobne pieniądze i to tylko sporadycznie. Kontakty powódki z rodziną były rzadkie; matka odwiedziła ją w S. jeden lub dwa razy, zaś nieliczne wizyty w domu rodzinnym odbywały się w obecności księdza, który ją przywoził i odwoził. (…)

Powódka wyjeżdżała wspólnie z księdzem B. zarówno służbowo np. do K., L., C., jak i prywatnie do P., oraz K. Za każdym razem dzielili jeden pokój w domu pielgrzyma lub w hotelu. R.B. nie ukrywał swojej profesji przed osobami trzecimi i zawsze miał na sobie sutannę albo koloratkę.

Ksiądz wymuszał na powódce praktyki religijne: modlitwę, klęczenie i chodzenie do kaplicy. Podczas pobytu w C. zażądał, aby wyspowiadała się i powiedziała spowiednikowi to, co on jej napisał na kartce. Ksiądz w konfesjonale nie dał jej rozgrzeszenia i był oburzony takim wyznaniem, powodując że powódka miała jeszcze większe poczucie winy. Zabrał ją także do egzorcysty, który po odprawieniu rytuału, ulokował ją i księdza B. w jednym pokoju.

Po pewnym czasie ksiądz zauważył, że powódka przytyła. Kazał jej zrobić test ciążowy, ale wyniku jej nie pokazał. Następnie zabrał ją do ginekologa. Powódka jest przekonana, że wówczas została dokonana aborcja, gdyż po wizycie bardzo się źle czuła i była obolała.

Z biegiem czasu małoletnia zaczęła się coraz bardziej bać księdza, płakała po jego wizytach, które były dla niej wyczerpujące psychicznie i fizycznie. Nie sypiała po nocach, była rozdrażniona. Miała myśli samobójcze. Podjęła nieudolną próbę samobójczą przez podcięcie żył, ale rany nie zagrażały jej życiu.

Ksiądz załatwił powódce korepetycje z matematyki, które prowadziła jego znajoma z pielgrzymek religijnych. Powódka próbowała się do niej zbliżyć, mówiła o swojej sytuacji rodzinnej, wysyłała liczne sms’y oraz opowiadała jej różne historie, których prawdziwość budziła u nauczycielki uzasadnione wątpliwości co do ich zgodności z rzeczywistością.

Z powodu kłopotów w nauce powódkę przeniesiono do szkoły w B. (był to warunek zaliczenia klasy w gimnazjum w S.). Po powrocie do domu rodzinnego nie utrzymywała z księdzem kontaktów osobistych, ale wymieniali sms’y o treści erotycznej, w których ksiądz nawiązywał do wcześniejszych doświadczeń np. zaszłych w czasie ich wspólnego pobytu w L., pisał o swoich pragnieniach, planach na spotkanie.

W miejscowej świetlicy środowiskowej, powódka poznała nauczycielkę M.Z. Pisała do niej bardzo długie listy, w których przedstawiała swój stan emocjonalny. Po pewnym czasie opowiedziała jej o nadużyciach seksualnych księdza. Powódka miała też kontakt z inną pedagog szkolną, której mówiła, że nie jest akceptowana w klasie i najlepiej byłoby, gdyby popełniła samobójstwo. Swoimi przeżyciami dzieliła się z nauczycielem w-f. Ostatecznie dyrektorka Zespołu Szkół w B., pismem z dnia 13 maja 2008 r., zawiadomiła policję o podejrzeniu popełnienia przestępstwa seksualnego wykorzystania nieletniej”.

Do akcji wkroczyły organy Państwa Polskiego. Przeciwko księdzu R.B. wszczęto postępowanie karne, w którym ofiara praktycznie nie uczestniczyła. I co było dalej?

„Stan psychiczny powódki w toku postępowania karnego pogarszał się – czytamy w wyroku SN. – W tym okresie była trzykrotnie hospitalizowana na Oddziale Psychiatrii Dziecięcej i Młodzieżowej w Szpitalu S. Pierwszy pobyt miał miejsce od 23 lutego do 23 lipca 2009 r. (w związku z próbą samobójczą; powódka chciała wyskoczyć z okna w domu dziecka), drugi, od 29 lipca do 17 sierpnia 2009 r., a następny od 20 kwietnia do 15 czerwca 2010 r. Wówczas rozpoznano u niej zespół depresyjny z objawami psychotycznymi oraz zespół stresu pourazowego. Miała problemy ze snem, trudności z koncentracją, nękały ją koszmary senne, myśli samobójcze oraz towarzyszyły skłonności autoagresywne (po samookaleczeniach wymagała interwencji chirurgicznej). Z powodu częstych zachowań autoagresywnych (np. uderzanie głową o ścianę), wypowiadanych myśli i ujawniania tendencji samobójczych, stosowano wobec niej przymus bezpośredni w postaci pasów bezpieczeństwa, a także była poddawana intensywnej farmakoterapii i psychoterapii indywidualnej. W czasie odbywających się na terenie szpitala mszy chowała się pod łóżko. Po otrzymaniu wezwania na rozprawę zareagowała obniżeniem nastroju, płaczem, napięciem i lękiem. Obawiała się spotkania ze sprawcą. Dla opiekującej się powódką w szpitalu psycholog, był to, ze względu na rozmiar cierpień dziewczynki, najcięższy przypadek w jej 30-letniej karierze zawodowej. W konsekwencji, powódka, ze względu na ryzyko nasilenia się objawów stresu pourazowego, nie była w stanie brać udziału w postępowaniu karnym w charakterze świadka”.

Ksiądz R.B. został oskarżony i skazany. Pierwszy wyrok sądu rejonowego został uchylony. „Po ponownym rozpoznaniu sprawy Sąd Rejonowy w S. wyrokiem z dnia 19.03.2010 r. uznał R.B. za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu, tak jak w pierwszym wyroku i wymierzył mu karę 4 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności oraz orzekł wobec niego zakaz wykonywania zawodów związanych z nauczaniem małoletnich na okres 4 lat. Po rozpoznaniu apelacji obrońców księdza, Sąd Okręgowy w S. wyrokiem z 23.07.2010 r. zmienił wyrok sądu rejonowego w ten sposób, że z opisu zarzucanego sprawcy czynu wyeliminował zachowanie polegające na nadużyciu zaufania wynikającego z pełnionej funkcji kapłana katolickiego i w konsekwencji obniżył karę pozbawienia wolności do lat 4, a w pozostałym zakresie utrzymał w mocy wyrok sądu rejonowego. W uzasadnieniu sąd odwoławczy stwierdził, że przyjęcie przez sąd pierwszej instancji nadużycia zaufania zostało oparte jedynie na tym, że oskarżony był księdzem i nauczycielem pokrzywdzonej, ale to nie dawało podstaw do przyjęcia, iż oskarżony przez cały czas trwania jego intymnych kontaktów z pokrzywdzoną wykorzystywał jej zaufanie. W ocenie sądu drugiej instancji dla poczynienia w tej materii ustaleń pomocne byłoby dodatkowe przesłuchanie pokrzywdzonej, ale z uwagi na przeciwwskazania, wynikające z opinii psychologicznej do przeprowadzenia takiego dowodu, nie było możliwe pozyskanie danych potrzebnych do stanowczego rozstrzygnięcia tej kwestii i w efekcie należało zastosować zasadę domniemania niewinności”.

Z uzasadnienia wyroku SN dowiadujemy się o dalszych losach ofiary:

„Społeczność lokalna nie uwierzyła w winę księdza, natomiast powódka była obwiniana za relację z duchownym i ujawnienie jej organom ścigania. W dniu 30.10.2010 r. powódka po raz czwarty trafiła do szpitala psychiatrycznego w związku z kolejnym samookaleczeniem i myślami samobójczymi. Przebywała tam do 29.11.2010 r.

Orzeczeniem z 12.10.2009 r. ustalono u powódki czasowo umiarkowany stopień niepełnosprawności z powodu dolegliwości natury psychicznej, istniejący od 23.02.2009 r. Orzeczeniem lekarza orzecznika ZUS z 5.05.2011 r. ustalono całkowitą niezdolność powódki do pracy do dnia 31.05.2013 r. i stwierdzono, że niezdolność ta pozostaje w związku z naruszeniem sprawności organizmu powstałym przed ukończeniem 18 roku życia. Z tej przyczyny została przyznana jej renta socjalna w kwocie 540,62 zł miesięcznie.

Po uzyskaniu pełnoletniości powódka nie mogła korzystać z terapii w ramach NFZ, zaś ze względów finansowych nie była w stanie opłacić prywatnego terapeuty. Przed wszczęciem niniejszej sprawy skontaktowała się z Fundacją «(...)» i anonimowy darczyńca podjął się finansowania jej terapii. Od lutego 2016 r. uczestniczyła w terapii dwa razy w tygodniu z odpłatnością po 100 zł za spotkanie, a od marca 2017 r. została objęta pomocą psychologa – terapeuty, z którym spotyka się 4–5 razy w miesiącu. Odpłatność za jedną wizytę wynosi 150 zł”.

Zapewne wspierana przez dobrych ludzi dziewczyna złożyła pozew o zadośćuczynienie i rentę przeciwko zwierzchnikom księdza R.B. – Towarzystwu (…) z siedzibą w P. i Domowi Zakonnemu Towarzystwa (…) w S. na podstawie art. 430 k.c. Pozwani bronili się m.in. twierdząc, że zwierzchnicy nie odpowiadają, gdyż ksiądz dopuszczał się swoich czynów nie przy wykonywaniu powierzonej czynności, ale tylko przy ich sposobności. Proces cywilny wygrała, a Sąd Najwyższy po rozpoznaniu skargi kasacyjnej pozwanych szeroko uzasadnił cywilną odpowiedzialność zwierzchników księdza R.B. Opisując aktualny stan powódki w 2020 roku, SN stwierdził:

„Powódka legitymuje się wykształceniem gimnazjalnym. Nie utrzymuje relacji towarzyskich, jest samotnikiem. Po traumatycznych przeżyciach z księdzem nie nawiązała związku z mężczyzną i nie podjęła współżycia fizycznego. Nie chodzi do kościoła, zaś widok księdza budzi w niej lęk. Wcześniej, podobnie jak cała rodzina, była osobą głęboko wierzącą, uczęszczała do kościoła, modliła się. Nie widzi dla siebie żadnych perspektyw zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Uważa swe dzieciństwo za stracone, a życie spostrzega jako wegetację. Przejawia też cechy niedojrzałości osobowościowej, ma nieprawidłowo wykształconą emocjonalność oraz cechy osobowości chwiejnej emocjonalnie typu borderline”.

Dzisiaj (może już były) ksiądz R.B. cieszy się zapewne wolnością. Jego ofiara pozostanie zniewolona do końca swego życia.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".