Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Stanisław Milewski

Stanisław Milewski

Artykuły autora

Oskarżony Sherlock Holmes
W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku i na początku XX opowiadania Conana Doyle’a, których bohaterem był Sherlock Holmes, drukowano w wielu czasopismach oraz jako oddzielne broszury i książki. Wydawano też mnóstwo seryjnych zeszytów pisywanych pod tego autora, bez żenady korzystając z zainteresowania, jakie wywoływał. Po wielu wydaniach nie ma śladu, któż więc wymierzy jego ówczesną popularność?
„Płody zbrodni i skandalu”
Przypisywanie kronikom sądowym i kryminalnym funkcji głównego demoralizatora było grubą przesadą. Jeszcze bardziej naiwne i aż niemal śmieszne wydają się dziś utyskiwania dziewiętnastowiecznych moralistów na zgubny wpływ literatury sensacyjnej. Trudno nawet jakoś wyodrębnić ową demoralizatorską literaturę – bo np. F.H.L. w „Kłosach”, pisząc w 1870 roku Słów kilka o literaturze skandalu, jednym tchem zaliczał do niej Damę kameliową Aleksandra Dumasa (syna) („apoteoza haniebnego rzemiosła”) razem z najbardziej straganiarskimi utworami. Fryderyk Henryk Lewestam, który ukrywał się pod tym przejrzystym kryptonimem – jest dla tych lat najbardziej typowym krytykiem literackim, jego więc protest przeciwko żerowaniu na „jednej z najwstrętniejszych ludzkich słabości, na miłości do skandalu i brudu” trzeba traktować z całą powagą. W jednym na pewno miał rację, że literatura straganiarska sprawiała, iż jedni mieli pełne kieszenie, a drudzy puste głowy.
Katalog uprzedzeń i obaw
W 1876 roku w związku z reformą sądową warszawski Sąd Kryminalny dla woj. mazowieckiego i kaliskiego rozpatrujący sprawy karne nie tylko zmienił nazwę na Sąd Okręgowy, ale też otrzymał nową siedzibę, znacznie przestronniejszą niż w dawnym budynku Collegium Nobilium, w ciasnych salkach po Szkole Aplikacyjnej. Odtąd procesy karne, szczególnie te głośniejsze, które przyciągały uwagę prasy i publiczności, toczyły się w największej sali pałacu Paca na Miodowej, dawnej balowej, którą przystosowano do nowych potrzeb z wielką starannością. „Wspaniale została urządzoną dla wymiaru sprawiedliwości” – wspominał naoczny świadek tej metamorfozy.
Molestowanie na wokandzie
W połowie lat siedemdziesiątych XIX wieku Warszawa była zbyt małym i spokojnym miastem, by wstrząsały nim wymyślne zbrodnie, które by potem przyciągały uwagę sprawozdawców sądowych, gdyby następnie – po sprawnej akcji policji – trafiły przed oblicze Temidy. Krwawe zbrodnie, owszem, jak wynika z gazetowych doniesień, od czasu do czasu się zdarzały, ale żadna z nich nie miała sądowego epilogu, tak interesującego dla czytelników gazet, jak proces o otrucie kolegi wytoczony Anastazemu Komajewskiemu czy niespokrewnionym ze sobą Piotrowi i Adamowi Wasilewskim – zabójcom małżonków Gąsowskich, o których to kazusach była już tu mowa. Jeśli zdarzały się zabójstwa, to były to na ogół zbrodnie popełniane na tle nieporozumień rodzinnych, nienawiści do współmałżonka lub sąsiada i zdarzały się one najczęściej w środowiskach wiejskich. Na ogół dość szybko ustalano sprawcę, bo albo oskarżył się sam, albo dla wszystkich w środowisku było jasne, kto popełnił zbrodniczy czyn. Kilka procesów na takim właśnie tle „Gazeta Sądowa Warszawska” opisała w pierwszych rocznikach, ale były one zbyt banalne z prawniczego punktu widzenia, by robić to częściej, i szybko zaniechano przedstawiania tego typu „sensacji”.
Rzecz w ręce biorą fachowcy
W 1873 roku zaczęła wychodzić „Gazeta Sądowa Warszawska”, organ prawników, przeważnie wykładowców dawnej Szkoły Głównej; niektórzy z nich podjęli pracę w zrusyfikowanym Uniwersytecie. Wśród założycieli wielu też było miejscowych adwokatów, liczni z nich zresztą poświęcali się nauce prawa, a nie tylko bronili w sądach. Od razu w pierwszym numerze redakcja zapowiedziała, że zajmować się będzie sprawami karnymi, poświęcając ich omówieniom stałą rubrykę pt. „Kronika kryminalna”. Uczyniła to piórem trzydziestodwulatka (1841–1909), Wiktora Piątkowskiego (Wik. Piąt.), ówcześnie sekretarza prokuratora Sądu Kryminalnego, potem podprokuratora w tym sądzie, wreszcie – od 1888 roku – adwokata. Gdy wszedł w skład redakcji GSW, miał już za sobą współpracę z „Przeglądem Sądowym”. Opublikował tam m.in. artykuł O czci obywatelskiej i jej utracie (1869).
Sprawozdawcy "Kuriera Warszawskiego"
W okresie między powstaniem listopadowym a styczniowym nad Królestwem Polskim zapadła noc paskiewiczowska, okres represji i smutku oraz absolutnego zastoju. „Kurier Warszawski” przypominał w tym okresie tablicę z ogłoszeniami oberpolicmajstra, zwłaszcza gdy w latach 1856–1860 pełnił tę funkcję Władimir Aniczkow. Przez kilka lat po powstaniu listopadowym Warszawa żyła procesami karnymi, które wytoczono insurgentom za „bunt przeciwko prawowitej władzy”; wstyd powiedzieć, ale oskarżali ich i sądzili niegodni tego miana rodacy, bo tak zażyczył sobie Mikołaj I.
„Natłok słuchaczów był wielki”
Po efemerycznych czasopismach, które wcześniej czy później likwidowała cenzura – o czym była mowa w drugiej części tego cyklu – Bruno hr. Kiciński założył w 1821 roku dziennik, który ukazywał się przez wiele lat, bo aż do 1939. Podobnie jak w „Orle Białym”, zamierzał i w tym piśmie przedstawiać „znakomitsze processa kryminalne”. Jak informował bowiem w „Doniesieniu” reklamującym mające być wydawane czasopismo – wśród „przedmiotów”, które w nim czytelnicy mieli znajdować, na pierwszym miejscu stawiał Nowości Warszawskie.
Pierwsze kroniki kryminalne (1779–1820)
Już jeden z pierwszych tygodników, które ukazywały się w Warszawie, „Kurier Polski” (1730–1760), wydawany początkowo przez pijarów, sporadycznie donosił o popełnianych przestępstwach. Historyk prasy tego okresu odnotował, że na jego skromnych objętościowo łamach znaleźć można było nawet „sensacje kryminalne”. Długo jednak trzeba było jeszcze czekać, nim w gazetach pojawiły się sprawozdania z procesów sądowych.
Zaczęło się od Pitavala
Procesy sądowe od dawien dawna przyciągały uwagę opinii publicznej. Jako pierwszy tę cechę natury ludzkiej, jaką jest żądza sensacji, podchwycił i wykorzystał do zainteresowania czytającej publiczności francuski adwokat François Gayot de Pitaval (1673–1743). Opublikował mianowicie w 1734 roku pierwszy tom zbioru głośnych w jego czasach procesów sądowych, początkowo przeznaczony wyłącznie do użytku sędziów kryminalnych, pt. Causes cèlèbres et interessantes avec les jugments qui les ont decidées („Słynne i ciekawe procesy wraz z wyrokami w nich zapadłymi”) .
Pitaval drogowy
W warszawskiej prasie brak jest śladów, by przed końcem XIX wieku na wokandy tutejszych sądów trafiały sprawy związane z wypadkami drogowymi. Gdyby takie były, „Gazeta Sądowa Warszawska” niewątpliwie nie omieszkałaby napisać czegoś na ten temat, jako że jej redaktorzy pilnie śledzili wszelkie jurydyczne nowinki. Owszem, zdarzały się drobne procesy o odszkodowania, ale powodowie ograniczali swe żądania do zwrotu kosztów leczenia obrażeń, odniesionych na ogół w niewielkich kolizjach pojazdów konnych.
1
...2

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".