Poprzedni artykuł w numerze
Z daję sobie sprawę, że w momencie gdy ustawodawca podjął już decyzję w sprawie zmiany trybu ścigania zgwałcenia, wszelkie argumenty przeciwko niej tracą znaczenie. Jednak czytając wypowiedzi na ten temat, zatytułowane „wszyscy prawnicy z zadowoleniem witają zmianę”, poczułam się w obowiązku zgłosić votum separatum.
W związku przymiarkami do podpisania Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (otwartej do podpisu 11 maja 2011 r. w Istambule) powrócił w ostatnich miesiącach temat trybu ścigania przestępstwa zgwałcenia, a przy okazji także samego ujęcia tego typu czynu zabronionego. Niestety ustawodawca wysłuchał argumentów tylko jednej strony i 13 czerwca 2013 r. uchwalona została ustawaUstawa o zmianie ustawy – Kodeks karny oraz ustawy – Kodeks postępowania karnego, Dz.U. poz. 849, która w art. 1 uchyliła art. 205 k.k., wprowadzając tym samym ściganie z urzędu m.in. w przypadku zgwałcenia. Wchodzi ona w życie po upływie 6 miesięcy od dnia ogłoszenia, czyli 27 stycznia 2014 r.
Zmianę tę należy ocenić krytycznie, zwłaszcza w kontekście wnoszonych postulatów, aby wyraźnie wyartykułowana zgoda (zamiast „«nie» znaczy «nie», «tak» znaczy «tak»”) decydowała o bycie czynu zabronionego zgwałcenia. Taki kierunek prowadzi do logicznej konsekwencji – należy opracować załącznik do ustawy Kodeks karny, zawierający formularz potwierdzający dobrowolne odbycie czynności seksualnej. Wypełniałaby go każda z osób mających zamiar uczestniczenia w czynności. Proponuję, by w formularzu znalazły się następujące dane: data, imię i nazwisko, wiek, dla pewności PESEL, dokładne określenie liczby, płci, danych osobowych drugiego uczestnika (uczestników) czynności, rodzaj czynności – z wyszczególnieniem liczby i rodzaju obcowania płciowego oraz innych czynności seksualnych, czas trwania (może być w pewnym przybliżeniu) etc. Po dokonaniu czynności strony powinny się formularzami wymienić i potwierdzić własnoręcznym podpisem, że czynność została przeprowadzona zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Ewentualne zmiany ustaleń powinny być potwierdzone stosownym aneksem sporządzonym przed dokonaniem odnośnej czynności. G. Orwell byłby zadowolony. Na wszelki wypadek zaznaczam, że powyższa propozycja ma charakter całkowicie ironiczny. Nie wyobrażam sobie reglamentowania przez państwo tej sfery życia – życia intymnego obywateli. Jednak uczyniony krok, zmiana trybu ścigania zgwałcenia, wiedzie według mnie w tym właśnie kierunkuPodczas jednego z seminariów naukowych odbywających się w Instytucie Prawa Karnego UMCS jeden z obecnych na nim profesorów, kiedy dyskutowany był wtedy jeszcze pomysł zmiany trybu ścigania przestępstwa zgwałcenia, podał następujący przykład, ilustrujący praktyczne problemy związane z rezygnacją z wniosku. Młode małżeństwo mieszka razem z rodzicami kobiety. Jej matka nie lubi zięcia, uważając, że nie jest godzien jej córki. Szuka sposobów do pozbycia się go z życia rodziny. Młodzi małżonkowie zaś lubią eksperymentować w sferze seksualnej. Bawią się w różnego rodzaju „gry erotyczne”. W ich skład wchodzą czasem nawet elementy o lekkim zabarwieniu sadystycznym. Czujnie śledząca aktywność młodych kobieta podsłuchuje ich także w czasie odbywania pożycia intymnego. Słysząc, jak jej córka protestuje (co stanowi uzgodniony element gry), i odgłosy uderzeń, zdecydowanie wkracza, wyrzuca zięcia z mieszkania i zawiadamia policję o popełnionym przestępstwie. Tłumaczenie „pokrzywdzonej”, że wszystkie czynności seksualne odbywały się za jej zgodą, mogą nie zostać uznane za wiarygodne, skoro łączy ją ze sprawcą tak ścisła relacja, wręcz uzależnienie emocjonalne. Podobnych przykładów można by wskazać więcej..
Odnośnie do samego trybu ścigania przestępstwa zgwałcenia należy zauważyć, co następuje. Do 27 stycznia 2014 r. do ścigania sprawcy zgwałcenia potrzebny był wniosek pokrzywdzonego. Truizmem jest, ale jak widać niezbędnym, o czym świadczą liczne głosy publikowane w tej sprawie, podkreślenie, że inaczej niż w przypadku pozostałych przestępstw wnioskowych wniosku tego nie można było cofnąć. Po złożeniu wniosku ściganie toczyło się w trybie publicznoskargowym z urzędu. Należy podkreślić również wyraźnie, że system ten w żaden sposób nie ograniczał prawa pokrzywdzonego do dochodzenia sprawiedliwości, co więcej, to właśnie ten system pokazywał, jak ważne jest jego zdanie w tej kwestiiStanowisko przeciwne – por. opinię prawną M. Płatek, http://www.feminoteka.pl/news.php?readmore=9043, dostęp: 27 października 2013 r. W całej dyskusji, o czym zwolennicy zmiany trybu zdawali się zapominać, nie chodzi o to, aby osoba pokrzywdzona, która chce ukarania sprawcy swego pokrzywdzenia, mogła to uzyskać, polska procedura karna wszak to zapewniała i zapewnia. Sednem rzeczy jest to, aby osoba, która nie życzy sobie ujawnienia faktu pokrzywdzenia i ścigania sprawcy, nie była do tego zmuszana.
Koronnym argumentem za zmianą trybu ścigania było podpisanie Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Jak trafnie podkreślano podczas dyskusji w panelu pt. „Czy zachować wnioskowy tryb ścigania przestępstwa z art. 197 k.k.? Argument feministyczny w debacie karnistycznej i kryminologicznej” na Zjeździe Katedr w Krakowie 6 września 2012 r., przepis art. 44 ust. 4 Konwencji bynajmniej nie wymuszał na nas tej zmiany. W przepisie tym bowiem mowa jest jedynie o tym, że właściwość organów państwowych w zakresie ścigania sprawcy zgwałcenia nie powinna być całkowicie uzależniona od woli pokrzywdzonego. Ze względu na charakter trybu wnioskowego (publicznoskargowy) i brak możliwości cofnięcia raz złożonego wniosku ten warunek polski Kodeks karny spełniałPor. wypowiedź M. Wąsek-Wiaderek, a także S. Steinborna, http://www.czpk.pl/2012/09/06/dyskusjepanelowe-sesja-ii/, dostęp: 2 października 2013 r. . Dodatkowym argumentem, jaki pada z ust zwolenników zmiany, jest to, że w końcu statystyki będą odzwierciedlać rzeczywisty obraz przestępstwa zgwałcenia.
Uważam, że zmiana trybu ścigania jest nie tylko niepotrzebna, ale wręcz zła, z wielu względów. Jeżeli pokrzywdzony chciał ścigania sprawcy zgwałcenia, a jednocześnie ujawnienia faktu zgwałcenia, narażenia się na konieczność opowiadania o zdarzeniu obcym ludziom (policja, prokurator, sąd), miał prawo złożyć wniosek. To, że osoba przyjmująca najpierw zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, a potem wniosek o ściganie, próbowała czasem zniechęcić pokrzywdzonego do jego złożenia, nie musiało zawsze być dowodem jej złej woli. Policjant czy prokurator, osoba obeznana z procedurą, zdająca sobie sprawę z tego, jak trudny dla osoby pokrzywdzonej może być udział w toczącym się postępowaniu, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że złożenie wniosku o ściganie jest nieodwracalne, być może powodowana współczuciem, próbowała uświadomić ofierze konsekwencje złożenia wniosku. Takie sytuacje należy odczytywać nie jako rewiktymizację, tylko właśnie jako próbę uchronienia pokrzywdzonej przed dalszym pokrzywdzeniem. Poniższe uwagi odnoszą się do sytuacji, kiedy ofiara nie chce ścigania sprawcy, nie chce ujawniać pokrzywdzenia, jakie ją spotkało.
Na marginesie jeszcze może jedna uwaga. Argument podnoszony przez środowiska związane z pomocą ofiarom jest taki, że wstydzić się ma sprawca, a nie ofiara. Uważam, że odbieranie pokrzywdzonemu prawa do odczuwania wstydu prowadzi do wtórnej wiktymizacji. Emocje mają to do siebie, że nie poddają się kontroli intelektu. To jest poziom popędowy. Nawet jeśli udaje nam się powstrzymać ekspresję emocji, nie znaczy to, że jesteśmy w stanie przestać odczuwać emocję, która w naturalny sposób się pojawia. Publiczne mówienie pokrzywdzonym „nie możecie się wstydzić” w warstwie znaczeniowej zawiera przekaz „nie wolno wam”. Co ma zatem zrobić ofiara, która – co w takiej sytuacji jest najzupełniej naturalną reakcją – odczuwa wstyd? Może próbować go nie ujawniać. Jeżeli spróbuje go także „sztucznie” tłumić, może to pogłębić pojawiającą się bardzo często u ofiar zgwałceń tendencję do „odcinania” emocji. Aby poradzić sobie z traumą zgwałcenia, zwykle jeszcze w jego trakcie, osoba pokrzywdzona blokuje emocje; działa jak automat. Odczucie emocji jest często pierwszym krokiem do rozpoczęcia procesu radzenia sobie i powracania do normalności. Ale nie. Nie wolno. Szanowny Czytelniku, proponuję zrobienie pewnego eksperymentu. Proszę przypomnieć sobie jakąś sytuację, może być z wczesnego dzieciństwa, może być z życia zawodowego, w której czuł/a się Pan/Pani poniżony/a, do tego stopnia, że jeśli sytuacja ta nie została ujawniona do tej pory, nie chcieliby Państwo, by się tak stało. Na samą myśl o tym, co się stało, odczuwają Państwo wstyd. I teraz proszę pomyśleć, że zostają Państwo zmuszeni, wbrew swej woli, do upublicznienia tego zdarzenia. Muszą Państwo opowiedzieć – dokładnie i ze szczegółami – o tym, co się zdarzyło, co Państwo robili, mówili, jak się czuli. Sądzę, że większość z Państwa wolałaby tego uniknąć.
Warto pamiętać o tym, że odczuwanie tzw. zdrowego wstydu nie jest niczym złymW odróżnieniu od tzw. toksycznego wstydu, który subiektywnie odczuwany jest jako wszechogarniające poczucie własnej niedoskonałości, ułomności. Odczuwanie toksycznego wstydu wiąże się z poczuciem braku własnej wartości. Człowiek czuje się przegrany; że nie stanął na wysokości zadania. Toksyczny wstyd stwarza zagrożenie dezintegracji osobowości. Rodzi poczucie izolacji.. Słownik języka polskiego podaje dwa znaczenia tego słowa: „przykre uczucie spowodowane świadomością niewłaściwego postępowania, niewłaściwych słów itp., zwykle połączone z lękiem przed utratą dobrej opinii” oraz „uczucie onieśmielenia lub skrępowania”http://sjp.pwn.pl/szukaj/wstyd, z 25 września 2013 r. Inna definicja brzmi: „przykre uczucie doznawane przy ujawnieniu złego postępku”http://sjp.pl/wstyd, z 25 września 2013 r.. W definicjach tych nie pada stwierdzenie, że człowiek wstydzi się tylko z powodu własnego zachowania. Możliwe jest odczuwanie wstydu z powodu zachowania innych osób. Warto pamiętać o tym drugim znaczeniu słowa „wstyd” – jako odczucie onieśmielenia czy skrępowania. Nie musi ono wynikać z własnego niewłaściwego zachowania. Wielokrotnie wszak zdarzają się w życiu człowieka sytuacje, kiedy odczuwa on wstyd, chociaż nie tylko nie zrobił nic złego, ale wręcz zasługuje na pochwałę i nagrodę. Istnieją nawet poglądy w psychologii, że wstyd chroni ludzką godność, a wstydliwość łączy się z doświadczeniem i przekonaniem o własnej wartości.
Nie wolno utożsamiać wstydu i poczucia winy. Często współwystępują, ale różnią się od siebieR. E. Franken, Psychologia motywacji, Gdańsk, GWP 2005, s. 385.. Ofiary zgwałceń często mają poczucie winy z powodu pokrzywdzenia, jakiego doznały. Jest to złożony problem psychologiczny i wiktymologiczny. Zmiana trybu postępowania nie ma z poczuciem winy nic wspólnego. Brak konieczności złożenia wniosku nie sprawi, że pokrzywdzony, który z uwagi na właściwości psychiczne, zasady, w jakich został wychowany, środowisko, w którym żyje etc., pozbędzie się go tylko dlatego, że postępowanie zostanie wszczęte z urzędu. Przeciwnie, niektóre sytuacje procesowe, choćby naturalna z racji odgrywanej roli procesowej próba podważenia twierdzeń pokrzywdzonego przez obrońcę oskarżonego, mogą i wstyd, i poczucie winy ofiary spotęgować. Jeżeli pokrzywdzony odczuwa silny wstyd lub ma duże poczucie winy, może starać się uniemożliwić prowadzenie postępowania karnego przez zaprzeczenie braku zgody lub zasłanianie niepamięcią (prawdziwe lub stanowiące próbę ochrony własnej psychiki)Tamże, s. 384 i n.; M. Kofta, Samokontrola a emocje, Warszawa, PWN 1979, s. 262–271..
Poprzez zmianę trybu ścigania na płaszczyźnie psychologicznej ustawodawca wyrządza pokrzywdzonemu krzywdę porównywalną z tą, jakiej już doznał on ze strony sprawcy. Cóż uczynił sprawca? Zignorował całkowicie wolę osoby pokrzywdzonej, chcąc zaspokoić własne pragnienia czy potrzeby (niekoniecznie seksualne; np. chęć upokorzenia pokrzywdzonego, wyżycia się itp.). Co robi ustawodawca? Ignoruje całkowicie wolę osoby pokrzywdzonej, zmuszając ją do stania się uczestnikiem procesu karnego, chcąc zrealizować własne cele, na przykład w postaci prowadzenia określonej polityki kryminalnej. Jakie jest przesłanie takiej regulacji? Bardzo proste – jesteś ofiarą, jesteś słaby/słaba, nie dajesz sobie rady, nie jesteś zdolny/zdolna sam/a decydować o własnym losie. Ja (państwo) wiem lepiej, co jest dla Ciebie dobre. Czyli co się dzieje? Paternalizm z płaszczyzny relacji międzyludzkich (kobieta–mężczyzna) zostaje przeniesiony na wyższą płaszczyznę, relację obywatel–państwo. Bardzo często ofiary zgwałcenia mają poczucie niskiej własnej wartości, przez to, że sprawca zdeptał ich prawo do samostanowienia o sobie (na płaszczyźnie seksualnej). Ustawodawca to poczucie pogłębia.
Padło wyżej stwierdzenie, z którego można by wysnuć mylny wniosek, że pisząc o zgwałceniu, dopuszczam jedynie taki układ ról, że sprawcą jest mężczyzna, a pokrzywdzoną kobieta. Nie jest to prawda ani w płaszczyźnie normatywnej (nie wynika to z art. 197 k.k.), ani faktycznej (są sytuacje, w których kobiety dopuszczają się zgwałceń na mężczyznachM. Mozgawa, Zgwałcenia popełniane przez kobiety, (w:) M. Mozgawa (red.), Zgwałcenie, Warszawa, Wolters Kluwer 2012, s. 281–312. , są przypadki zgwałceń homoseksualnych, w których sprawca i ofiara są tej samej płci). Jednak takie stawianie sprawy – zgwałcenie jako przejaw patriarchalnych stosunków społecznych – pojawia się w toczonych dyskusjach. Należy zauważyć w tym kontekście, że Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej mówi o przemocy wobec kobiet i dzieci. Polska pod względem równouprawnienia kobiet i mężczyzn nie ma się czego wstydzić. Proces zrównania w prawach, ale i obowiązkach, sięga daleko wstecz i jest uwarunkowany historycznie. Chociażby przez to, że nasz kraj z racji swego położenia nękany był często wojnami, co powodowało „wyjście” mężczyzn z domu, gospodarstwa, nierzadko na zawsze, zwykle na długo; wymagało to od kobiet umiejętności sprawnego zarządzania majątkiem. Niezaprzeczalnie zgwałcenie jest przestępstwem częściej popełnianym na kobietach przez mężczyzn niż odwrotnie, tym niemniej nie można zawężać problemu do postrzegania wyłącznie z perspektywy feministycznej. Gdybyśmy odwołali się do praw człowieka, zasady równego traktowania zawartej w Konstytucji, które to zabiegi ostatnimi czasy coraz częściej zaciemniają rzeczową dyskusję na płaszczyźnie normatywnej, to mogłoby się okazać, ze słabszą stroną, której prawa nie są respektowane, są mężczyźni. Ich Konwencja nie chroni. Każde zgwałcenie stanowi czyn okrutny, ohydny, naruszający najintymniejszą sferę człowieka, ale wydaje się, że zmuszenie do czynności seksualnej niezgodnej z orientacją płciową jest szczególnie okrutne i traumatyczne dla pokrzywdzonego. Ofiarami zaś takich zgwałceń z reguły padają mężczyźni. Prawdopodobnie ciemna liczba takich zdarzeń jest relatywnie wyższa niż w przypadku zgwałceń, których ofiarami padają kobiety. Dzieje się tak z wielu względów, przede wszystkim kulturowo- ‑obyczajowych. Ujawnienie przez mężczyznę (pokrzywdzonego) wbrew jego woli niedobrowolnego stosunku homoseksualnego wydaje się być szczególnie traumatyczne. Z pewnością powoduje wtórną wiktymizację. Dodać należy, że ujawnienie takiego faktu również może być dla mężczyzny szczególnie trudne wówczas, gdy doszło do niedobrowolnej czynności seksualnej homoseksualnej, zgodnej jednakże z orientacją seksualną pokrzywdzonego. Nieuchronną konsekwencją wszczęcia postępowania karnego jest ujawnienie także i tej informacji, czego pokrzywdzony wolałby uniknąć.
Czy rzeczywiście zmiana trybu zmieni obraz kryminologiczny przestępstwa zgwałcenia, czy wpłynie na wielkość ciemnej liczby zgwałceń? Nie jest to takie oczywiste. Warto zauważyć, że na przykład ciemna liczba przestępstwa znęcania jest prawdopodobnie nadal dość wysoka, chociaż jest to – i zawsze było – przestępstwo ścigane z urzędu.
Zawiadomienie i tak ktoś musi złożyć. Zgwałcenia wypełniające znamiona czynu zabronionego z art. 197 § 1 lub 2 k.k. typowo nie ujawniają się „same”. Ponieważ zgwałcenie z któregoś z typów podstawowych zazwyczaj popełniane jest bez świadków, w miejscu niedostępnym dla osób postronnych (np. mieszkanie sprawcy lub pokrzywdzonego) lub ustronnym (las, zaułek etc.), informację o popełnieniu czynu organowi ścigania może dostarczyć tylko sprawca (co byłoby dość dziwne) lub pokrzywdzony. Nie można wykluczyć sytuacji, kiedy zdarzenie zostanie w jakiś inny sposób ujawnione, niezależnie od aktywności sprawcy czy pokrzywdzonego – na przykład przez nagranie w kamerze ochrony budynku. Może być również tak, że domownicy czy znajomi zaniepokojeni zmianą zachowania osoby pokrzywdzonej podejrzewają, że mogła ona paść ofiarą zgwałcenia i zgłaszają to na policję. Jednak zwykle, jeżeli pokrzywdzony nie chce ujawnienia swego pokrzywdzenia, może ono pozostać nieujawnione. Do tej pory i tak zazwyczaj pokrzywdzony składał zawiadomienie, a potem, poinformowany o konieczności złożenia wniosku, także wniosek. Wydaje się zatem, że z punktu widzenia celów „rejestrowych” niewiele się zmieni po zmianie trybu.
W przypadku zgwałceń w typach kwalifikowanych, ze szczególnym okrucieństwem lub zbiorowych, ofiara zwykle z racji natury takiego czynu doznaje wielu obrażeń ciała; często także zostaje pozostawiona przez sprawcę w miejscu dostępnym dla innych osób. Ze względu na to, nawet przy trybie wnioskowym, zwykle fakt popełnienia takiego czynu był szybko ujawniany. Skoro już doszło do ujawnienia, pokrzywdzony, przede wszystkim – jak się wydaje – ze względu na obecność innych osób, choćby obecnych przy badaniu lekarskim, uznawał, że nie da się pokrzywdzenia utrzymać w tajemnicy, więc składał wniosek.
Do 27 stycznia 2014 r., jeżeli pokrzywdzony nie chciał ścigania, nie składał wniosku. Od 27 stycznia 2014 r., jeżeli pokrzywdzony nie będzie chciał ścigania, w bardzo prosty sposób może zapobiec wszczęciu postępowania – wystarczy, że oświadczy, iż czynność seksualna odbyła się za jego/jej zgodą. Czyn nie wypełnia wówczas znamion czynu zabronionego. Jednak powstają wówczas i w sferze prawnej, i psychologicznej pewne konsekwencje takiego zachowania. Jeśli chodzi o kwestie prawne, pokrzywdzony zasadniczo występuje w postępowaniu karnym (zwłaszcza na etapie kognicji sądu) jako świadek. Ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami. Jeżeli zeznaje nieprawdę lub zataja prawdę, może zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej na podstawie art. 233 k.k. Jeżeli nie chce zeznawać lub ukrywa fakty ważne dla zidentyfikowania sprawcy, dopuszcza się poplecznictwa. Można zastanowić się nad jeszcze jedną kwestią procesową. Czy pokrzywdzony może odmówić odpowiedzi na pytanie, jeśli jej udzielenie mogłoby go narazić na hańbę? Hańbę należy tu rozumieć szeroko – nie tylko jako sytuacje faktycznie (obiektywnie) hańbiące, ale również takie, których ujawnienie mogłoby narazić pokrzywdzonego na określone zachowania ze strony innych osób – wyszydzanie, wyśmiewanie etc. Niewątpliwie pytanie skierowane do heteroseksualnego mężczyzny, dotyczące odtworzenia przebiegu niedobrowolnego obcowania płciowego homoseksualnego, może, zwłaszcza w niektórych środowiskach, powodować poczucie poniżenia, narazić pokrzywdzonego na drwiny, szyderstwa itp. Możemy się oburzać na taki stan rzeczy, ale on z powodu tego oburzenia nie zniknie. W jednej z badanych przeze mnie w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości spraw dotyczących zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem ofiarą takiego czynu padła nastolatka wracająca ze szkoły do domu. Czyn miał miejsce wczesnym popołudniem, w miejscu dość odludnym (las), ale jednocześnie stanowiącym zwykłą trasę z przystanku autobusowego do miejsca zamieszkania dziewczyny. Pokrzywdzona dostawała od mieszkańców swojej miejscowości sms-y poniżające ją, wyśmiewano ją etc. Nie da się zadekretować dojrzałych, poprawnych reakcji ludzi na sytuacje cudzego pokrzywdzenia.
W tak delikatnej materii, jaką jest sfera życia intymnego człowieka, prawo karne nie może brutalnie ingerować w obyczajowość. Powinno uwzględniać tło społeczne i konsekwencje wprowadzania na nieprzygotowany odpowiednio grunt rozwiązań prawnokarnych. Pytanie jednak, czy są podstawy do uchylenia się pokrzywdzonego od odpowiedzi ze wskazanego względu. On już został narażony na hańbę (poniżenie ze strony otoczenia) przez sam fakt wszczęcia postępowania karnego. Ustawodawca w przepisie nie mówi „albo zwiększyć hańbę”.
Ponadto złożenie wniosku stanowi świadomą decyzję osoby pokrzywdzonej. Poprzez złożenie go pokrzywdzony wyraża swój stosunek do czynu, sprawcy i kwestii pociągnięcia go do odpowiedzialności karnej. Ze względów formalnych nie może się z tego wycofać (zakaz cofnięcia wniosku). Trudniej jest mu to także uczynić z powodów psychologicznych – skoro zainicjował postępowanie karne, zaangażował inne osoby – funkcjonariuszy policji. Oczywiście sytuacje, kiedy osoba pokrzywdzona próbowała „cofnąć” wniosek, zdarzały się. Przy braku tej przeszkody formalnej i psychologicznej łatwiej pokrzywdzonemu uniemożliwić prowadzenie postępowania, tym bardziej jeżeli miałoby się ono toczyć wbrew jego woli.
Psychologiczne konsekwencje doznania zgwałcenia są liczne, bardzo rozległe, dotyczą różnych aspektów życia człowiekaM. Budyn-Kulik, Wybrane wiktymologiczne (i psychologiczne) aspekty zgwałcenia, (w:) M. Mozgawa (red.), Zgwałcenie, Warszawa, Wolters Kluwer 2012, s. 243–280.. Jednym ze sposobów radzenia sobie z traumą jest na przykład wyparcie. Pokrzywdzony „odcina się” od zdarzenia, tak jakby w ogóle nie nastąpiło. Ustawodawca jednak nie pozwala na to, zmuszając pokrzywdzonego nie tylko, aby sobie uświadomił, że takie zdarzenie miało miejsce, ale i do dokładnego jego odtworzenia. Na marginesie trzeba dodać, że często dokładne odtworzenie przebiegu czynu jest dla pokrzywdzonego bardzo trudne.
Można się także zastanowić, jakie jeszcze konsekwencje spowoduje zmiana trybu ścigania; na przykład czy wprowadzenie ścigania z urzędu oznacza, że pokrzywdzony zostanie pozbawiony pomocy psychologicznej. Lekarz, który badając pacjenta, poweźmie podejrzenie, że powstałe obrażenia ciała są wynikiem czynu zabronionego, ma obowiązek zgłosić to organom ścigania. Pokrzywdzony w obecnym stanie prawnym, nawet jeśli lekarz poweźmie podejrzenie, że doszło do zgwałcenia, jeśli nie chce wszczęcia postępowania w sprawie o zgwałcenie, nie składa wniosku. Pomoc lekarską jednak uzyskuje. Po zmianie trybu zaś może nie szukać pomocy lekarskiej w obawie przed denuncjacją. Czy teraz obowiązek zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa będzie miał również psycholog? Pokrzywdzonym zwykle bardzo trudno jest rozmawiać o tym, co ich spotkało. Pierwszym krokiem w pomocy psychologicznej jest to, aby osoba pokrzywdzona w ogóle zaczęła o tym mówić. Przy świadomości tego, że osoba, której się zwierzy (psycholog, znajomy, członek rodziny), może złożyć zawiadomienie o popełnionym przestępstwie, będzie się jej trudniej przełamać. W ten sposób ustawodawca jeszcze bardziej, jeśli można tak to ująć, pozostawia osobę pokrzywdzoną zgwałceniem samej sobie.
Pozostaje także kolejna kwestia – naznaczanie. Osoba, która została pokrzywdzona zgwałceniem, dzięki decyzji ustawodawcy zostaje zaklasyfikowana jako „ofiara”. Jednym ze sposobów radzenia sobie z traumą zgwałcenia bywa zanegowanie, odsunięcie od siebie konieczności przyznania tego, że zostało się wykorzystanym. Dla pokrzywdzonych postrzegających siebie jako osoby silne, zdecydowane, radzące sobie w życiu, kontrolujące sytuację, to wymuszone przez ustawodawcę przyznanie się do „porażki”, jaką w tej perspektywie stają się słabość (jestem ofiarą, ofiary są słabe), brak zdecydowania (nie – ofiary zachowują się inaczej – są w stanie się obronić, uniknąć pokrzywdzenia), nieporadzenie sobie z sytuacją (ofiary sobie nie radzą) i utrata kontroli (sprawca kontrolował sytuację), może mieć poważne konsekwencje. Powstaje wówczas stan bardzo niebezpieczny dla psychiki pokrzywdzonego, grożący dezintegracją osobowości. Typowo w podobnych sytuacjach włącza się któryś z mechanizmów obronnych, pozwalających na uniknięcie dysonansu i zburzenia obrazu własnego „ja”. Takim mechanizmem jest na przykład wyparcie (nic się nie zdarzyło) albo racjonalizacja (próba „logicznego” wytłumaczenia sobie, że nie nastąpiła utrata kontroli etc.). Oczywiście „korzystanie” przez długi czas z tych mechanizmów nie jest dobre dla funkcjonowania człowieka. Nie można jednak wymuszać na osobie pokrzywdzonej, aby stawiła czoło sytuacji, gdy nie jest na to gotowa. Takim zmuszeniem jest w pewnym sensie wszczęcie postępowania wbrew woli pokrzywdzonego.
Można by powiedzieć, że przecież nie zawsze pokrzywdzony chce wszczęcia postępowania i jest zainteresowany jego kontynuowaniem. Ma to miejsce także w przypadku innych typów czynów zabronionych i ustawodawca nie bierze w ogóle pod uwagę woli pokrzywdzonego w tej mierze. Jako kontrargumenty można podnieść dwie kwestie. Po pierwsze, istnieją inne przestępstwa, których ściganie ze względu na pewną specyfikę układu sytuacyjnego ustawodawca uzależnia od woli pokrzywdzonego (kradzież, przywłaszczenie na szkodę osoby najbliższej). Po drugie, nie ma innego czynu zabronionego, który w tak brutalny sposób naruszałby jedno z najważniejszych dla człowieka dóbr – wolność seksualną, pozostawiając długotrwałe, czasem nieusuwalne następstwa w sferze zarówno psychicznej, fizycznej, jak i społecznej. Z pewnością zabójstwo powoduje najbardziej nieusuwalne i najtrwalsze następstwa, ale pokrzywdzony nie musi już sobie z nimi radzić.
Na marginesie trzeba zauważyć, że pod hasłem walki ze stereotypem, krzywdzącym dla kobiety, ofiary zgwałcenia, tworzy się nowy, moim zdaniem co najmniej równie niekorzystny. Otóż pokazuje się w nim kobietę jako zawsze niewinną, bezradną ofiarę, która nie jest w stanie przewidzieć konsekwencji własnego zachowania. Jakiś czas temu rozpoczęła się kampania środowisk kobiecych mająca na celu propagowanie postawy, którą można by przedstawić następująco: „kobieta może ubierać się i zachowywać jak chce i nic złego nie może jej spotkać”. Obiektywnie rzecz biorąc, hasło zasługuje na aprobatę. Jednak nie żyjemy w utopijnym społeczeństwie ludzi, którzy zawsze postępują tak, jak powinni, zgodnie z obowiązującymi regułami i normami. Nie można odpowiedzialnie zagwarantować kobiecie, która ubrana w sposób podkreślający jej seksualność, mocno pijana, idzie z dopiero poznanym mężczyzną do jego mieszkania, że nie stanie się jej żadna krzywda. Tu nie chodzi o moralną ocenę jej postępowania. To, czy postępuje ona „dobrze”, czy nie powinna tak postępować, nie ma nic do rzeczy. Taka ocena zależy od subiektywnie wyznawanych zasad moralnych. Ważne jest co innego, czy ta kobieta zdaje sobie sprawę z ryzyka takiego zachowania. Jeżeli tak i mimo to decyduje się postąpić w opisany sposób – jest to jej własny wybór, którego obserwator z zewnątrz może nie pochwalać, ale do którego ma ona prawo. Natomiast jeśli nie rozumie natury pojawiającego się ryzyka, nie może podjąć świadomej decyzji. Dlatego według mnie słusznie podejmuje się działania informacyjno-profilaktyczne, np. poprzez podanie przykładowych sytuacji czy zachowań, które mogą zwiększyć ryzyko wiktymizacji zgwałceniemOdmiennie M. Płatek podczas dyskusji panelowej – http://www.czpk.pl/2012/09/06/dyskusje-panelowesesja-ii/, dostęp: 2 października 2013 r. Na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości znajdowały się swego rodzaju reguły ostrożnego postępowania dla kobiet. Obecnie już ich nie ma.. Oczywiście przestrzeganie wszelkich reguł ostrożnego zachowania nie daje potencjalnej pokrzywdzonej stuprocentowej gwarancji, że nie stanie się ofiarą zgwałcenia, ale z pewnością pozwala zminimalizować takie ryzyko.
Przerażająca jest wizja, w której ustawodawca dokładnie ureguluje dokładnie wszystkie aspekty życia człowieka, nie pozostawiając miejsca na intymność i prywatność. Sfera seksualna ma to do siebie, że trudno jest dokładnie określić reguły prawidłowego postępowania. Niewątpliwie można zakreślić tu pewne ramy. W odniesieniu do czynności seksualnych podejmowanych przez dorosłych ludzi stanowią je poszanowanie autonomii drugiej osoby i jej prawa do swobodnego podejmowania przez nią decyzji odnośnie do wchodzenia w jakiekolwiek relacje seksualne.