Poprzedni artykuł w numerze
Skądś już znany lekki ból głowy. No cóż, miała rację Pani X, sąsiadka przy biesiadnym stole podczas ostatniej nocy z kolegami, że przy takich okazjach należy unikać mieszania. A tu księżyc w pełni, atmosfera szampańska, a dzisiaj znany lekki ból głowy. Cóż, trzeba słuchać kobiet, w tych sprawach są one od nas mądrzejsze.
Brak konsekwencji i wszelkie mieszania są niebezpieczne także w prawodawstwie. Tak zwanemu ustawodawcy nie wolno ulegać kolejnym nastrojom i dla posiania politycznej marchewki sadzić jej obok wyborczych ogórków. Bo w prawie karnym – albo to, albo tamto. Skutki takiego mieszania dały znać o sobie w związku z zamieszkami przed meczem Polska–Rosja, na szczęście mogło być o wiele gorzej, ale i tak nie ma się z czego cieszyć. W mediach dyskusja ruszyła pełną parą. Zaostrzać odpowiedzialność za wykroczenia na tle walk pseudokibiców, w szczególności tych „dyżurnych”, wstyd powiedzieć, z reguły tzw. „patriotów”. A skończyło się to równie groteskowo, jak nasz „finisz” podczas Mistrzostw Europy. Mówiąc uczciwie, ściągnięto nam spodnie przez głowę, no i mit piłkarskiej potęgi prysł jak mydlana bańka. Rozgorzała jak zwykle u nas dyskusja zastępcza – jak traktować pseudokibicowskie bijatyki? Jaką kwalifikację prawną stosować i jakie kary wymierzać? Poza kilkoma ginącymi w ogólnym hałasie przejawami rozsądku ton jest tutaj raczej jednoznaczny – ostra represja – zamykać (zwłaszcza Rosjan, choć nie oni zaczęli).
Zdaniem większości wypowiadających się reakcja warszawskich sądów na energiczne poczynania napadniętych Rosjan wyraźnie nawołuje do skończenia z liberalizmem i sięgnięcia po metody talionu. Temu akurat się nie dziwię. Dziwię się jedynie, że tezy podobne uparcie wygłaszają ludzie, których uważam za mądrych i takich, którzy powinni potrafić oddzielić kryminalno-polityczne ziarno od hucpiarskich plew.
O potencjalnej surowości określonej normy prawnokarnej decyduje kilka okoliczności. Pierwsza z nich to miejsce uplasowania danej akcji nowelizacyjnej w systemie prawa karnego. Wiadomo, że jeśli nowo wykreowane czy „zreformowane” przestępstwa umieścimy na eksponowanym miejscu w poczytnej gazecie, każdy zrozumie, że jest to hasło do wzięcia spraw we własne ręce. Tak więc zasadniczo ważne, czy nowelizację umieścimy w rozdziale Kodeksu karnego rodem z Hammurabiego, czy też w mniej „szpanujących” jego fragmentach. Druga zależność to próba windowania sankcji kryminalnych na niebotyczne poziomy, a następnie budowa wokół nich całego systemu surowych kar oraz środków karnych, których jedynym celem jest próba odstraszenia ewentualnych naśladowców dzielnych wojaków z mostu Poniatowskiego. No i mamy już niezły koktajl. Chętnych na stosowanie kuracji „końskiej” nie brakuje. Jaka będzie perspektywa wpływu tego żałosnego, wymieszanego ogonem koktajlu na dalszy rozwój spraw w tym zakresie? No cóż, elementarne doświadczenie wykazało, że żadna! Konglomerat przepisów mających się do siebie zarówno z punktu widzenia ich aksjologicznej ideologii, jak i technicznych środków wykonawczych tak, jak pięść chłopaka z Pragi do nosa chłopaka z Charkowa, jak już nieraz bywało, spowoduje jedynie późniejsze dolegliwości. Jeśli ludzi chce się odciągnąć metodami prawnymi od określonych zachowań, to nie trzeba odciągać ich strażackim wężem. Trzeba im natomiast ułatwić zrozumienie, że o wiele lepiej i bardziej sportowo jest po przyjacielsku stuknąć się kuflem z kibicem tej drugiej drużyny. W ten sposób można go zrozumieć, a nawet zdobyć przyjaciela, sposób pałkowo-represyjny zaś nie pozwala niczego zrozumieć, potęguje jedynie, według znanego schematu, frustrację, a potem agresję, że nie wspomnę o kilku utraconych zębach.
Czas zatem powiedzieć już do mieszaczy meczowych koktajli nienawiści i zemsty „panom już stanowczo dziękujemy”. Są bowiem rzeczy, których się nie miesza, i czas, by przyswoić sobie zdanie wypowiedziane w tym względzie przez moją sąsiadkę zza biesiadnego stołu.