Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 11-12/2012

Błąd co do faktu

Udostępnij

N iedawno ukończyłem 70. rok życia. Przy tej okazji „stuknęło” mi również 45 lat pracy na UMK w Toruniu. W związku z tym władze adwokatury polskiej zaszczyciły mnie przyznaniem odznaki „Adwokatura Zasłużonym”. Bardzo się uradowałem z tego wyróżnienia i serdecznie za nie dziękuję. Chciałbym w związku z tym odejść nieco od klasycznego wzorca naszego felietonu i zaproponować Państwu nieco inną, bardziej osobistą jego formułę. Mam nadzieję, że zechcą mi Państwo to darować...

Jak się to stało, że w ogóle zostałem prawnikiem? Byłoby kłamstwem wmawiać Państwu, że już od wczesnego dzieciństwa marzyłem o tym, by wygłaszać wspaniałe mowy sądowe, zwłaszcza mowy obrończe, czy pisać prawnicze artykuły. Prawda jest zaś taka, że o mojej obecnej kondycji zawodowej zdecydował raczej przypadek. Krótko po maturze wybrałem się do mego sąsiada, powszechnie uznawanego za mądrego i roztropnego człowieka. Spytałem go, jaki kierunek studiów sobie wybrać. „A jaka dziedzina wiedzy interesuje cię szczególnie?” – spytał starszy pan. „Szczególnie? Mówiąc szczerze, to żadna. A może lepiej, każda po trochu” – odpowiedziałem. Mój rozmówca krótko się zastanawiał i odpowiedział: „Idź na prawo! To kierunek dla takich, jak ty, których żadna dziedzina nie interesuje szczególnie, za to wszystko po trochu”. Taki był mój prawniczy początek. Po przepracowaniu prawie pół wieku w roli wykładowcy uniwersyteckiego na Wydziale Prawa widzę doskonale, że porada starszego pana była dla mnie znakomita. Ale to nie był jedyny przypadek na mej drodze do królestwa Temidy. A było tak: po poradzie starszego pana na wszelki wypadek starałem się o przyjęcie na dwie uczelnie – jedna mnie przyjęła, a druga nie. Logika wskazywałaby, że jedna z nich się pomyliła, ba! ale która? Do dziś nie wiem i Państwu pozostawiam ocenę w tym względzie. Zresztą nie mam o to pretensji do losu, gdyż rok przerwy wykorzystałem na naukę w pomaturalnym technikum górniczym. Nauka w nim polegała na tym, że jeden tydzień był nauką teorii, drugi zaś poświęcony był praktykom w śląskich i zagłębiowskich kopalniach węgla kamiennego. Tak więc muszę Państwa poinformować, że jestem dyplomowanym technikiem górnictwa. Mówiąc serio, pod ziemią nauczyłem się jednej tylko rzeczy, za to bardzo ważnej – nauczyłem się od starych śląskich górników, że robotę trzeba robić  solidnie, bo jak na pierwszej zmianie nie podstempluje się dobrze stropu, to na drugiej strop zwalić się może na głowy brata, zięcia lub innych członków rodziny. Tak więc przekonanie, że strop trzeba dobrze podstemplować, przydało mi się w późniejszych czasach, a późniejsze czasy to początek mojego romansu z Temidą na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Ale nie da się ukryć, że górnicza przygoda była także przypadkiem. No i mamy drugi przypadek. Dziś, z perspektywy czasu, widzę doskonale, że zarówno porada starszego pana, jak i epizod górniczy były dla dalszego biegu mego życia znakomite. Wprawdzie porzuciłem służbę u świętej Barbary, za to stałem się sługą nie świętej (bez aluzji) Temidy. Dziś widzę, że nie ma nic piękniejszego niż wprowadzanie młodych adeptów prawa w meandry prawniczej wiedzy i inspirowanie ich przez to do samodzielnego poznawania świata i prób takiej jego zmiany, by był on coraz lepszy, sprawiedliwszy i piękniejszy, ale by taką wiedzę zdobyć, nie wystarczy przeczytać grubych, prawniczych tomisk – trzeba samemu uczestniczyć w twórczym badaniu rządzących nim reguł, a to robi się samemu, uprawiając naukę. Także i to ofiarował mi los, że miałem wspaniałych nauczycieli – wybitnych profesorów prawa, a wielu by tu wyliczać. Pozwólcie więc Państwo, że wymienię jednego, dla mnie wszakże najważniejszego – Profesora Jerzego Śliwowskiego. Był to naprawdę mistrz – nauczyciel, utrzymany nieco w starym stylu, ale potrafiący wpoić swym uczniom to, co w nauce najważniejsze – solidność warsztatową. Trzeba tu zresztą przypomnieć, że Profesor Śliwowski był także wybitnym praktykującym adwokatem, a w tamtych czasach nie było to łatwe zadanie. Myślę, że z nauk moich trzech mistrzów – sąsiada, który doradził mi studiowanie prawa, górników, którzy nauczyli mnie, by zawsze stemplować strop, oraz Profesora-Adwokata, który nauczył mnie, co jest najważniejsze w prawie i w jego nauce, udało mi się skorzystać i zostawić dziś w spadku całkiem sporą biblioteczkę. Nie udało mi się rozszyfrować wprawdzie wielu problemów, które rozwiązać chciałem. Wymienię tu chociażby fundamentalne dla prawa karnego pytanie, jak to jest, że podstawowym jego narzędziem jest kara kryminalna, która dla ukaranego jest dolegliwością, czymś, co dla niego jest po prostu złem. Śmiertelny postrzał oddany przez przestępcę do swej ofiary boli przecież ją tak samo, jak postrzał oddany do tego przestępcy przez salwę plutonu egzekucyjnego na mocy sądowego wyroku. Ale czy zło można leczyć złem? I ten problem pozostawiam swoim uczniom, bo sam nie potrafię go już chyba rozwiązać. Nie udało mi się też rozwiązać do końca kolejnego fundamentalnego dla prawa karnego pytania o relację między nim a polityką, choć los umieścił mnie przekornie w samym centrum tego zagadnienia, gdy byłem posłem na Sejm RP VI kadencji i przewodniczącym Komisji ds. Zmian Prawa Karnego. W związku z tym ostatnim nie jestem przekonany do dziś, czy mam powiedzieć moim studentom, że prawo karne istnieje po to, by chronić dobro obywateli, zwłaszcza ich wolność, czy jest po prostu narzędziem politycznym, służącym zdobyciu władzy jednych nad drugimi oraz ochronie i utrzymaniu tak zdobytej władzy. Innymi słowy, czy jest narzędziem populizmu penalnego? A może lękam się po prostu odpowiedzi na to pytanie, świadomy, że mogłaby ona stać się rodzajem obdarcia młodych adeptów, oczekujących czegoś innego, z ich młodzieńczych wyobrażeń. No ale w rezultacie i tak to od nich zależeć będzie ostateczna odpowiedź. Jak sobie pościelicie, tak się wyśpicie. No, a teraz czas zakończyć. Ale zakończenia nie będzie. No bo cóż tak naprawdę się zmieni? Przestanę czytać prawnicze książki? Przestanę je pisać? Przestanę utrzymywać żywe kontakty z moim Wydziałem oraz kolegami z innych? O nie! Tak  łatwo się Państwo mnie nie pozbędą! A więc, Vivat academia, vivant Professores. Dziękuję wam za moje szczęśliwe półwiecze. Tylko nie życzcie mi Państwo stu lat, bo a nuż się spełni! No i wiem z pewnością, że porada trzech moich mistrzów nie była błędem co do faktu w postaci błędu co do osoby. Może uznacie Państwo to za nieskromność, ale nie sądzę, aby był to błąd.

 

Od Redakcji

Z okazji pięknych jubileuszy Profesora Mariana Filara, wręczenia dwutomowej Księgi jubileuszowej „Nauki penalne wobec szybkich przemian socjokulturowych”, a także odznaki „Adwokatura Zasłużonym”, Redakcja pragnie złożyć swojemu wybitnemu i stałemu współpracownikowi, którego felietony goszczą na łamach naszego pisma od numeru 3–4 z 1994 r., życzenia wszelkiej pomyślności i jak najdłuższej współpracy z „Palestrą”.

Redakcja

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".