Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 1-2/2012

Gwałtu, co się dzieje, czyli...

Udostępnij

W naszym prawie piszczało od zawsze. Ale piski, które dochodzą z niego ostatnio, dadzą się chyba porównać tylko z piskami myszy podczas sławetnej konsumpcji niejakiego króla Popiela.

Zacząć wypada od pisków personalno-ustrojowych. To zresztą u nas typowe! Gdy na szczytach władzy dwaj panowie nie mogą się porozumieć, zmienia się nie panów, tylko szczyty. Pan Prokurator Generalny Seremet nie mógł porozumieć się z podległym mu ustrojowo wojskowym prokuratorem Parulskim. No to ciach! Najlepiej będzie zlikwidować w ogóle Prokuraturę Wojskową i włączyć ją w strukturę powszechnej prokuratury cywilnej. I problem rozwiązany. Pan Parulski nie ma już miejsca pracy, bo nie ma już drugiego szczytu. A nie ma szczytu, to nie ma sprawy. Czy aby na pewno?! Może to i racja, że Prokuratura Wojskowa miała mniej roboty niż cywilna, ale zgódźmy się – to robota nieco inna niż robota kolegów z cywilnej, no i wymagająca nieco innych wiadomości fachowych, a poza tym odbywająca się w nieco innym kontekście. Co z tego będzie – pażywiom, uwidim, ale chyba trochę piszczy i będzie jeszcze piszczało. A cosik mi się widzi, że pisk pod kryptonimem „rogatywka-kapelusz” będzie małym piwem w porównaniu z piwskiem, które zdaje się nam szykować ekipa bliższa terytorialnie browarowi Żywiec, przy równoczesnym silnym wsparciu piwowarów z kręgów warszawskich, a więc w sumie ekipa, której nie można zlekceważyć.

Ale do rzeczy! W Polsce słychać narzekania na przewlekłość procesów karnych, której główną przyczyną miała być źle ustawiona ustrojowo funkcja sądu, który to – bidula – sam musiał troskać się o zebranie dowodów w sprawie i w ogóle o całość fazy dowodowej procesu. A to przecież zadanie męczące, długotrwałe i często ponad siły biednego sądu. No ale nowa ekipa piwowarska to (bez ironii) fachowcy o najwyższych kwalifikacjach prawnoporównawczych. I w Ameryce bywali! A jak jest u naszych sojuszników zza oceanu? Ano sędzia to istne panisko, siedzi sobie na eksponowanym miejscu, a tam gdzieś w dole strony procesu – prokurator i obrońca – muszą odwalać mokro-szarą robotę. Oni zbierają dowody, dbają o ekspertów i ekspertyzy itp. Słowem, to oni biegają po boisku i starają się przeciwnikowi procesowemu strzelić gola. A nasz sąd siedzi tylko w wysokim  kokpicie i obserwuje, czy się aby przy tym nie faulują. A o wyniku meczu decyduje to, która ze stron procesowych Wysoki Sąd (trzymający cennego pomagiera w postaci ławy przysięgłych) przekona bardziej swymi dowodami. I wtedy Wysoki Sąd donośnie gwiżdże w gwizdek, wskazując ręką tego, kto w toczonej przed nim dowodowej walce okazał się jego zdaniem lepszy.

Też pięknie! I na pewno szybciej, i dla sądu wygodniej. Ale na miły Bóg, pamiętajmy, że to wszystko odbywa się w całkiem innym kontekście i realiach historycznego doświadczenia. No a stara ciotka-Europa, jak każda starsza pani, przywiązana jest do zasad, jak to zresztą zawsze bywa, gdy tylko już zasady ma się do stracenia. A czołową zasadą wiekowej ciotki-Europy jest zasada prawdy obiektywnej. I europejski sąd ma za zadanie tę prawdę ustalić, a to trudniejsze, bardziej czasochłonne i męczące niż decydowanie, która ze stron bardziej do siebie Wysoki Sąd przekonała. A jak znam życie, przekona bardziej ten, kogo stać na lepszych adwokatów i większą siłę perswazji. A że druga strona, która może i ma rację, lecz nie potrafi sądu do niej przekonać, niech się da wypchać! Cóż, w prawdziwym kapitalizmie ten górą, kto ma pieniądze – trzeba się było lepiej o nie starać. No i szlag trafił stary europejski ramot w postaci zasady prawdy obiektywnej, i to w największym skrócie (niektórzy określają go nawet uproszczeniem istoty rzeczy). I z tego mogą być naprawdę potężne piski.

No a inne? Są, są! Ale to już tylko małe piski. Takie jak np. cała spektakularna heca z protestem przeciw podpisywaniu lub nie międzynarodowej umowy w sprawie przestrzegania elementarnych zasad Internetu, co sprytnie podpuszczone małolaty wzięły za zamach na swą wolność słowa i poglądów, zapominając, że wolność jest wtedy wolnością, gdy zawiera gwarancję analogicznej wolności dla drugiej strony. Mówiąc najkrócej, jestem za wolnością każdego do bogacenia się. Ale nie oznacza to, że wyrażam zgodę na to, by w realizacji tego szczytnego celu ktoś wyciągał mi na ulicy cichaczem portfel z kieszeni. Podobnie zresztą jestem za wolnością każdego, kto manifestuje swe przywiązanie do drużyny piłkarskiej Real Psia Wólka, pod warunkiem że nie zdzieli mnie pałką w łepetynę tylko dlatego, iż przyjdzie mi manifestować analogiczne przywiązanie do drużyny Ajax Kociokwiki. No bo jak wolność to wolność, ona zawsze ma dwie strony. Bo inaczej, prędzej czy później, zawołamy – my, krakowiacy, i wy, górale – gwałtu, co się dzieje!

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".