Poprzedni artykuł w numerze
Z czasów mego dzieciństwa pamiętam krążące wśród mych starszych kolegów powiedzonko, że tylko krowa nie ma poglądów. Początkowo wydawało mi się ono głęboko słuszne. No bo jakże to? Krowa i poglądy! Z czasem jednak zacząłem w tej kwestii nabierać wątpliwości. A dlaczego by nie? Czy aby nie jest tak, że może i ma, tylko nikt jej o nie nie pyta, bo nikogo one nie interesują.
Wśród ludzi jest jednak inaczej. Ludzkie poglądy interesują innych. Może nie wszystkie i nie zawsze, ale co do zasady tak. Zwłaszcza te, które dotyczą porządku, wedle którego zorganizowany jest świat. Bo zdaje się, że tak jest przynajmniej od czasów, w których ludzie zaczęli jednoczyć się w społeczeństwa i zmierzać do tego, by w tym społecznym świecie żyć w uporządkowany sposób, tj. wedle przewidywalnych ustalonych reguł przez nich akceptowanych, a nie pod wpływem impulsów płynących z woluntarystycznych zachcianek czy z egoistycznego widzimisię.
Skoro jednak system taki wykreowali, trzeba było wymyślić mechanizm gwarantujący jego przestrzeganie. No to wzięli i wymyślili! Co? System prawa! By mógł on funkcjonować zgodnie ze swymi założeniami, musiał z jednej strony objąć swym monitoringiem i kontrolą funkcjonowanie podmiotów kreujących system prawa, tak by nie stał się on uzurpatorem, a jedynie uległym wykonawcą woli jego twórców, z drugiej zaś strony być mechanizmem skutecznego powstrzymywania ludzi – jego adresatów – od naruszeń reguł, które tworzył. To drugie zadanie wydawało się prostsze. Spełniały go „sądy ludzi”, sądy powszechne. Dla realizacji zadania pierwszego trzeba było jednak stworzyć „sądy prawa”, pilnujące, by nie zdegenerował się sam proces tworzenia prawa, w szczególności by było ono wewnętrznie niesprzeczne i zgodne z „superprawem”, „superwzorcem” – Konstytucją. I w ten sposób powstały sądy konstytucyjne. Komisja Sejmowa obraduje nad tym, którą z przedstawionych jej kandydatek zarekomendować Sejmowi jako przyszłego sędziego Trybunału Konstytucyjnego. A zadanie to niełatwe. Obie kandydatki są profesorami prawa poważnych polskich uniwersytetów. Obie mają poważny dorobek naukowy i zawodowy. Obie są w pełni kompetentne do pełnienia tej funkcji. Którą więc w końcu rekomendować Sejmowi? I w oparciu o jakie kryteria? Z przerażeniem dostrzegam grupkę Pań w stylu „gniewna w średnim wieku”, zawzięcie między sobą dyskutujących. Zaraz się zacznie – myślę. I „się zaczyna”! Pierwsza z Pań z organizacji pozarządowej (jak się przedstawia) pyta jedną z kandydatek: co Pani sądzi o zatrudnieniu lesbijki jako nauczycielki w szkole katolickiej? Druga z Pań pozarządowych pyta kandydatkę drugą o jej zdanie na temat możliwości dziedziczenia po partnerze ze związku homoseksualnego. Nie wytrzymuję i składam wniosek o uchylenie tych pytań. Zadaniem sejmowej komisji nie jest bowiem ocena „słuszności” poglądów poszczególnych kandydatek, lecz ich przydatność zawodowa, chciałoby się powiedzieć „warsztatowa” do oceny zgodności danej ustawy z Konstytucją. Tylko tyle i aż tyle! Komisja uchyla oba pytania. Na drugi dzień w największej z polskich gazet przykłada mi solidnego klapsa lwica polskiej publicystyki prawniczej, „amputując” najpierw moje naukowe stopnie i tytuły, czym się specjalnie nie martwię, bo bronić się ma pogląd, a nie magiczne nomenklaturowe skróty. Padają jednak cięższe sformułowania, z zarzutem skrajnego pozytywizmu prawniczego w duchu ustawodawstwa hitlerowskiego. No, to się doigrałem. Prominentny krytyk dalej tłumaczy mi „na łamach” mój „błąd”. Nie chodzi przecież o poglądy polityczne czy osobiste, tylko o poglądy na temat rozumienia konstytucyjnych praw i wolności. A pogląd to pogląd! I pogląd, że homoseksualista nie może (lub może) być nauczycielem w szkole, to pogląd najpolityczniejszy z politycznych! A zadaniem rekomendujących nie może być klasyfikacja poglądów z góry słusznych czy niesłusznych i nie tym mają się przed komisją popisać, tylko ocena kandydatów z punktu widzenia ich umiejętności oceny przez kandydatki do TK ich technicznej przydatności do wypełniania jego roli, tj. rozstrzygania o zgodności lub niezgodności określonego zachowania prawnego z konstytucyjnym wzorcem. Bo nieważne, kto ma pogląd (czyli kto dokonuje klasyfikującego wartościowania), tylko to, że pogląd ten jest interesujący i ważki z punktu widzenia materii rozstrzyganego sporu. A taki pogląd może mieć krowa, czy nawet Wasz skromny sługa.
Ps. Prof. dr hab. Ale to akurat nie ma żadnego znaczenia.