Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 9-10/2013

Marginalia prawa rzymskiego

Maciej Jońca, ofiarowując mi egzemplarz swej ostatniej książkiM. Jońca, Prawo rzymskie. Marginalia, wyd. KUL, Lublin 2012, ss. 341., wyraził w dedykacji „nadzieję na życzliwe przyjęcie”. Książkę przeczytałem z wielkim zainteresowaniem. Zastanawiałem się jedynie, czy moje uwagi o książce powinny znaleźć się w „Palestrze” w dziale recenzji, czy też w cyklu mych felietonów Les maximes anciennes sont l’esprit des siècles.

We wstępie Maciej Jońca pisze: „W niniejszym, nieco chaotycznym, zbiorze esejów, starałem się pokazać różne drogi oddziaływania prawa rzymskiego [na] kulturę polską i europejską w najszerszym rozumieniu tego słowa. Pisząc o prawie rzymskim często miałem przed oczyma nie system stworzony przez starożytnych Rzymian, a następnie wspaniale rozwinięty i dopełniony przez wieki średnie i epokę nowożytną, ale romanesimo, czyli pewną ideę przywoływaną przy okazji różnorakich dyskursów, zwłaszcza poświęconych zagadnieniom optymalnego kształtu prawa” (s. 10). Znaczenie prawa rzymskiego jako romanesimo, wyodrębnione przez włoskiego romanistę Riccardo Orestano, jest niezmiernie interesujące i twórcze dla współczesnego czytelnika, który spotyka się z często powoływanym (w różnych kontekstach) terminem „prawo rzymskie”. Zamiarem Macieja Jońcy „było pokazanie, że można o «skamieniałym przez stulecia» prawie rzymskim pisać w formie beletrystycznej, możliwie atrakcyjnej dla odbiorcy” (s. 11). Sprzeciwia się również „wizji uprawiania nauki, zgodnie z którą odpowiedniemu problemowi, w tym wypadku prawnemu, odpowiada szczególny typ źródeł i literatury przedmiotu. Koledzy «po fachu» muszą mi więc wybaczyć, że zrobiłem wszystko, aby pominąć wspominanie dzieł i przemyśleń uznanych w naszym środowisku osobistości. Takie formy literackie, jak esej czy felieton rządzą się swoimi prawami” (s. 11–12). Rozumiem i podzielam racje Macieja Jońcy i dlatego uwagi o jego książce zamieszczam w rubryce „Palestry” Les maximes anciennes sont l’esprit des siécles, a nie w dziale recenzji. Takie rozwiązanie wydaje mi się bardziej odpowiadające idei Autora książki Prawo rzymskie. Marginalia.

Opracowanie Macieja Jońcy (jak symfonia) składa się z czterech części (rozdziałów).

Rozdział pierwszy – Sztuka prawa rzymskiego (s. 13–85) jest zbiorem esejów/felietonów, których nicią przewodnią jest pokazanie doskonałości i ponadczasowości rozwiązań prawnych stworzonych lub rozwiniętych w prawie rzymskim i ich odniesień do współczesności. Stanowią one prawdziwą sztukę w rozwiązywaniu kwestii prawnych.

W pierwszym felietonie przewija się głównie wątek łacińskich sformułowań i reguł prawnych, które odegrały i odgrywają wciąż wielką rolę w doktrynie i praktyce prawnej. W ulpianowskiej triadzie zachowań znamionujących człowieka żyjącego zgodnie z prawem istotnym elementem jest „oddanie każdemu, co mu się należy” suum cuique/ suum cuique tribuere (s. 18). To cytowane przez Cycerona i Ulpiana pojęcie określa tzw. „sprawiedliwość rozdzielczą” (iustitia distributiva). Autor nie ogranicza się jednak tylko do przedstawienia prawniczych niuansów tej zasady i jej dalszych dziejów w historii myśli prawniczej i filozoficznej (u glosatorów, Grocjusza, Leibnitza, Ajdukiewicza, Perelmana – s. 21–22). Przedstawia również nadinterpretacje tej zasady, na przykładzie motta (suum cuique), które dla swej dynastii przyjął król Prus Fryderyk I: Polacy po II rozbiorze do frazy tej (na pruskich słupkach granicznych) dopisywali słowo rapuit („co swoje każdemu zrabowały”) oraz motta, które w Niemczech hitlerowskich umieszczono na bramie obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie (Jedem das seine – s. 24). Cytuje również studium Stanisława Kutrzeby (z roku 1937) o państwach totalnych, gdzie profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, w nawiązaniu do odejścia w nich od pewności prawa, pisał: „Sędzia ma rozstrzygać nie według rzymskiej jeszcze zasady suum cuique tribuere, ale pod kątem widzenia dobra państwa i jego celów. Prawo staje się płynne” (s. 25).

Inna łacińska paremia, którą zajął się Maciej Jońca, to in dubio pro reo, podstawowa zasada domniemania niewinności. Po przedstawieniu korzeni sformułowania reguły in dubio pro reo (Arystoteles, Seneka, Trajan) stwierdza, że „nie brakuje opinii, iż zarówno wspomniana zasada, jak i koncept domniemania niewinności mają swoje korzenie w antycznym ius Romanum. Musimy jednak zmartwić wszystkich wielbicieli kunsztu starożytnej jurysprudencji. Prawo rzymskie nie znało zasad domniemania niewinności oraz in dubio pro reo…” (s. 47–48). Tu nie bardzo można zgodzić się z Maciejem Jońcą: Cały szereg przekazanych przez jurystów rzymskich zasad dotyczących ciężaru dowodu (choćby znajdujące się na kolumnach Sądu Najwyższego inskrypcje nr: 79, 86, 29, 72 oraz powoływana też w omawianej książce inskrypcja nr 18Por. kolumny SN: nr 79 – ei incumbit probatio qui dicit non qui negat; nr 86 – favorabiliores rei potius quam actores habent; nr 29 – Dolus non praesumitur; nr 72 – Reus in exceptione actor est; nr 18 – Satius enim esse impunitum relinqui facinus nocentis quam innocentem damnari.) dają możność stwierdzenia, że choć nie znajdziemy w źródłach rzymskich wyrażenia in dubio pro reo (sformułowanego przez żyjącego w XVI wieku Aegidiusa Bossiusa), to zasada ta była głęboko zakorzeniona w źródłach rzymskich, przy omawianiu ciężaru dowodu w procesie Podobnie, choć w źródłach rzymskich nie znajdziemy sformułowania lex retro non agit, to nie można twierdzić, że prawo rzymskie nie znało zasady nieretroaktywności działania prawa..

Warto wspomnieć o punkcie rozdziału pierwszego zatytułowanym Dobre obyczaje z masochizmem w tle. Polski Kodeks cywilny odwołuje się wielokrotnie do zasad współżycia społecznego, stanowiących m.in. warunek ważności czynności prawnych (art. 58 § 2 k.c.), ograniczenia zasady swobody umów (art. 351 k.c.), skutków czynności prawnej (art. 56 k.c.) czy ochrony przed nadużyciem prawa (art. 5 k.c.). Dla Macieja Jońcy sformułowanie nawiązujące do zasad współżycia społecznego „ze stylistycznego punktu widzenia jest koszmarne”, nie bardzo zresztą wiadomo, „czym owe zasady są” (s. 48).

Jeszcze w przepisach ogólnych prawa cywilnego, z roku 1946, w art. 5 występowało pojęcie „dobra wiara”. W art. 3 przepisów ogólnych prawa cywilnego z roku 1950 występuje pojęcie „zasady współżycia społecznego w Państwie Ludowym”. Podobnie o „zasadach współżycia społecznego w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej” mówił art. 5 Kodeksu cywilnego z roku 1964. Po stosownych zmianach art. 5 w roku 1990 i skreśleniu art. 4 k.c. pozostały „zasady współżycia społecznego”. Jest to sformułowanie, które funkcjonuje od prawie 50 lat w polskim prawie, i które nie jest bardziej niedookreślone niż pojęcie „dobra wiaraPor. rozważania Andrzeja Stemachowskiego na temat zasad współżycia społecznego (A. Stelmachowski, Wstęp do teorii prawa cywilnego, Warszawa 1969, s. 121 i n..

Na zakończenie rozdziału pierwszego Maciej Jońca przedstawia punkt zatytułowany Krótka kariera łacińskich paremii w prawie (s. 78–85). Tytuł tego eseju jest niejasny: nie wynika bowiem z niego, czy chodzi tu o krótkie przedstawienie, czy też o krótko trwającą karierę tych paremii (o co chyba Autorowi nie chodziło). Autor wspomina, że „zdarzeniem bez precedensu stało się ozdobienie łacińskimi sentencjami gmachu Sądu Najwyższego w Warszawie. Siedemdziesiąt sześć kolumn przyozdobiono paremiami wyrażającymi uniwersalne prawnicze wartości. Akt ten najdobitniej świadczy o żywotności łaciny w prawie” (s. 85). Myli się jednak, podając, że tych inskrypcji jest 76. W rzeczywistości jest ich 86. Zostały starannie dobrane przez zespół romanistów z Uniwersytetu WarszawskiegoW skład zespołu, któremu przewodniczył Witold Wołodkiewicz, wchodzili: Agnieszka Kacprzak, Jerzy Krzynówek oraz Maria Zabłocka. Opis prac oraz komentarz do wszystkich paremii opracowali: A. Kacprzak, J. Krzynówek, W. Wołodkiewicz. Został opublikowany pt.: Regulae iuris. Łacińskie inskrypcje na kolumnach Sądu Najwyższego Rzeczypospolitej Polskiej, wyd. 1, C. H. Beck, Warszawa 2001 (wyd. 3, 2011).. Stanowią one prawdziwy alfabet wiedzy prawniczej. Powstały jako sprzeciw środowiska sędziów Sądu Najwyższego przeciwko projektowi architekta Marka Budzyńskiego, który na kolumnach chciał umieścić fragmenty obowiązujących wówczas (w roku 1999) polskich ustaw. Ten pomysł został zastąpiony (między innymi z uwagi na niestabilność prawa w III Rzeczypospolitej) przez powierzenie piszącemu te słowa przygotowania projektu uwzględniającego uniwersalne i ponadczasowe wartości płynące z prawa rzymskiego M. Jońca o inskrypcjach na kolumnach Sądu Najwyższego pisze również na stronach 265 i n.. Jak w każdym tego rodzaju opracowaniu, znajdują się krytycy, dla których pewne paremie znalazły się niepotrzebnie, a inne zostały pominięteZob. np. W. Wołodkiewicz, „Palestra” 2009, nr 1–2, s. 117–125. Również idem, (w:) Europa i prawo rzymskie. Szkice z historii europejskiej kultury prawnej, Warszawa 2009, s. 391–400.. Jednemu z tych krytyków zadedykowałem morał bajki La Fontaine’a, w tłumaczeniu Ignacego Krasickiego, zatytułowanej Młynarz, syn jego i osieł.

Kontrapunkt do tytułu rozdziału pierwszego stanowi rozdział drugi, zatytułowany Prawo rzymskie w sztuce (s. 87–141). Romanista Maciej Jońca (jest również historykiem sztuki) nawiązuje do wyobrażeń związanych z prawem rzymskim w sztuce.

W dwóch pierwszych esejach Autor zajmuje się przedstawieniami postaci sprawiedliwości (Temida, Justitia, Aequitas). Od dawna ciekawiło mnie rozwiązanie problemu zakrytej lub odkrytej twarzy postaci wyrażającej Sprawiedliwość. „Motyw ślepej Sprawiedliwości pojawia się – jak pisze Maciej Jońca – w europejskiej sztuce dopiero w XV wieku i to jako karykatura niewydolności wymiaru sprawiedliwości” (s. 91). Jest to przejawem idei, że „przepaska na oczach może oznaczać bezstronność” (s. 93). Ciekawa jest koncepcja polskiego jezuity Macieja Kazimierza Sarbiewskiego (1595–1640), który „powołując się na neapolitańskiego prawnika Alessanda d’Alessandro (ok. 1461–1523), przedstawia inny osobliwy zwyczaj Rzymian związany z kultem Sprawiedliwości: «Sprawiedliwość (Iustitia czy Aequitas) czczona była w postaci posągu bez głowy. Ten bowiem sędzia jest najsprawiedliwszy, który posłuszny jest nie względom prywatnym lub argumentom i władzy, lecz przede wszystkim prawu. Dlatego trzeba, aby Sprawiedliwość była bez głowy»” (s. 90). Jednak w wielu przedstawieniach postać Sprawiedliwości (szczególnie w wieku oświecenia) występuje bez opaski na oczach – a nawet z obrazem oka na kolii – co miało wyrażać ideę, że Sprawiedliwość widzi wszystko (s. 95).

Autor porusza również motyw prób ułatwienia nauczania prawa: średniowieczny komentator Odofredus ubolewał, że „w jego czasach skrybowie przestali zajmować się prostym przepisywaniem tekstów, a przez zamiłowanie do umieszczania w księgach wyszukanych dekoracji stali się malarzami” (s. 107). Maciej Jońca podaje kilka przykładów rysunków dziwnych zwierząt, ludzików, nagich kobiet, czy też scen ilustrujących przepisywany fragment Corpus iuris. Miały one służyć lektorowi tekstu jako odprężenie przy studiowaniu poważnego tekstu prawnego.

Przykładem innej formy ułatwienia studiowania może być wymyślony przez franciszkanina Thomasa Murnera zbiór kart do gry nauczającej zasad logiki. Murner, który wykładał w latach 1506–1507 w Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, wymyślił również ilustrowaną grę karcianą do nauki Instytucji Justyniana. Rękopis projektu gry znajduje się w Bibliotece Miejskiej w Norymberdze. Gra owa miała – wedle jej autora –„zgodnie z zasadą solvite problema ludentes [rozwiązujcie problemy przez zabawę], w swobodnej konwencji przybliżyć studentom treść Instytucji Justyniana” (s. 126). Autor pomysłu zapewniał, że częste przeglądanie kart umożliwi studentom przyswojenie materiału w ciągu czterech tygodni (s. 126). Idea łatwego przyswajania sobie tekstów prawnych nie bardzo podobała się uczonym jurystom, którzy uważali, że zdobienie obrazkami świętych ksiąg, a jeszcze bardziej łączenie nauki tych tekstów z grą karcianą, narusza majestat cesarza i prawa. Murner przetłumaczył również Instytucje Justyniana na język niemiecki.

Pośredni związek z prawem rzymskim ma ostatni felieton z rozdziału II: Kandinsky, abstrakcja i prawo rzymskie. Wybitny malarz abstrakcjonista zaczynał światową karierę od studiów prawniczych w Moskwie, gdzie oczarowało go prawo rzymskie swą „wspaniałą, świadomą i wyrafinowaną konstrukcją” (s. 135). Po studiach otrzymał nawet propozycję objęcia katedry prawa rzymskiego w niemieckojęzycznym uniwersytecie w Dorpacie. Zrezygnował jednak z kariery uniwersyteckiej na rzecz sztuki. Stał się (po opuszczeniu w roku 1921 Rosji Sowieckiej) słynnym światowym autorytetem malarstwa abstrakcyjnego. Zachował jednak przez całe życie sentyment do prawa rzymskiego.

Na marginesie kariery Kandinskiego Maciej Jońca kończy swój felieton nostalgicznym stwierdzeniem: „Kiedy młody prawnik odrzucał intratną ofertę uniwersytetu w Dorpacie liczył sobie trzydzieści lat. Hipokrytą będzie każdy absolwent prawa, który zaprzeczy, że przykład wielkiego malarza nie skłania do osobistej refleksji. We mnie w każdym razie wywołuje uczucia mieszane, ale na szczęście na razie nie wprowadza w nastrój całkowitej desperacji czy zrezygnowania. Zresztą perspektywa rzucenia prawa rzymskiego  na przykład dla sadzenia kwiatów, o ile sama w sobie bardzo piękna i poetyczna, jawi mi się jako, no właśnie czysta abstrakcja. Ale jeszcze kilka reform systemu prawniczej edukacji i… kto wie” (s. 141).

W rozdziale trzecim – zatytułowanym Prawo rzymskie a literaci i literatura (s. 143– 221) – Maciej Jońca skrupulatnie i z dużym znawstwem wyszukuje najrozmaitsze nawiązania do prawa rzymskiego w polskiej i światowej literaturze.

Powołuje tu nie tylko autorów, dla których prawo rzymskie stanowi podstawę naszej współczesnej cywilizacji. Zaczyna oczywiście od znanej powszechnie frazy Henryka Kupiszewskiego, który parafrazując Ernesta Renana [nie: Ronana (sic!)], pisze o trzech dziedzinach kultury antycznej, które wywarły szczególny wpływ na formowanie się duchowego i kulturalnego oblicza Europy: filozofii greckiej, chrześcijaństwa i prawa rzymskiego. Inny polski romanista, Marek Kuryłowicz, ujmuje to jako trzy pagórki cywilizacji europejskiej: Akropolu, Golgoty i Kapitolu (s. 143–144).

Prawo rzymskie postrzegane jako prawo dobre, będące fundamentem praw podstawowych, albo też jako niepotrzebny balast utrudniający działanie współczesnego totalitarnego lub pragmatyczno-zadaniowego państwa, przewija się często w literaturze. Maciej Jońca – poza powszechnie znanymi przykładami – powołuje między innymi Jana Kucharzewskiego (Od białego caratu do czerwonego – s. 145), Marcina Kulę (s. 146), Janusza Tazbira (s. 149), Józefa Łobodowskiego (s. 151), Wiktora von Scheffela (s. 155).

Osobny felieton w rozdziale III dotyczy Witolda Gombrowicza i jego związków z prawem rzymskim. Gombrowicz zapisał się na Wydział Prawa UW, traktując te studia – podobnie jak wielu innych – jako najmniej absorbujące. Ukończył studia (bez zainteresowania), zachwycając się jedynie prawem rzymskim w wydaniu Ignacego Koschembahra-Łyskowskiego (s. 170).

Na marginesie krytycznej wypowiedzi Gombrowicza o współczesnym nauczaniu, które „rozwleczone, rozględzone, biurokratyczne, apatyczne, jest przeciwieństwem prawdziwej nauki, tej zwięzłej, natężonej i elektryzującej” (s. 174), Maciej Jońca pisze: „To samo dotyczy współczesnych polskich uniwersytetów. Pracując w «sektorze szkolnictwa wyższego», widziałem to i tamto, ale do niedawna trudno było mi nazwać pewne zjawiska. Gombrowicz bardzo mi pomógł” (s. 174).

W eseju o Czesławie Miłoszu (s. 174–188) widać niechęć polskiego noblisty do prawa rzymskiego. Studiował on prawo w Wilnie. Prawo rzymskie w wydaniu Franciszka Bossowskiego pozostało dlań czymś obcym, co musiał studiować, nie widząc w tym widocznej potrzeby. Wspomnienie o prawie rzymskim pozostało mu jednak przez całe życie (s. 187).

W felietonie o Janie Brzechwie Maciej Jońca pisze o awersji, którą późniejszy wzięty adwokat, znawca prawa autorskiego i bajkopisarz żywił do prawa rzymskiego w wydaniu Ignacego Koschembahra-Łyskowskiego. Brzechwa, słuchając wykładów profesora, był zdania, że „profesor urodził się o dwa i pół tysiąca lat za późno i wyobrażał go sobie jako pretora w białej todze plisowanej u dołu szkarłatnym pasem, zasiadającego na krześle kurulnym, zdobionym kością słoniową. Różnice obu utalentowanych osobowości można było ująć w schemat «woda i ogień»” (s. 191).

Maciej Jońca znajduje również związek z prawem rzymskim Zbigniewa Herberta i Jerzego Waldorffa. Waldorff w czasie okupacji aplikował u Włodzimierz Kozubskiego,  adwokata wykładającego też prawo rzymskie. Ciekawa jest przygoda Waldorffa (w tle z prawem rzymskim), gdy został on zatrzymany na ulicy przez niemiecki patrol: „Ausweiss – zażądali żołnierze. Pokazał papiery i staranną niemczyzną powiedział, że jest aplikantem adwokackim u profesora prawa rzymskiego na Uniwersytecie Warszawskim. To w zestawieniu z niemiecko brzmiącym nazwiskiem spowodowało, że żandarm natychmiast zmienił formę, w jakiej zwracał się do Waldorffa z Du na Sie. – Pan jest Niemcem – powiedział. – Nie. Polakiem – odparł Waldorff. – Jak to, takie nazwisko, i tak Pan mówi po niemiecku. – Proszę pana, ja o wiele lepiej mówię po angielsku i francusku” (s. 212).

Z Koschembahrem-Łyskowskim zetknął się młody Jan Parandowski, gdy przed wybuchem pierwszej wojny światowej przebywał z matką na wakacjach w Grado. Po wybuchu wojny i powrocie matki do kraju Parandowski pozostał w Grado wraz z Koschembahrem, rozmawiali po łacinie, oczekując święta „Assunty”. W zbiorze esejów Z antycznego świata Jan Parandowski syntetycznie skreślił historię prawa rzymskiego: „Rzymianie byli dumni ze swej kanalizacji i swych wodociągów, stawiali je wyżej od piramid egipskich i innych «cudów świata». Przemawiał w tym duch praktyczny, znamienna cecha ich umysłowości. Nietwórczy w sztuce, słabi w nauce i filozofii, stworzyli monumentalne prawodawstwo. Z wyraźną namiętnością oddawali się badaniom, w których oderwane pojęcia słuszności i sprawiedliwości wchodziły w konflikt z nieprzeliczonymi wypadkami codziennego życia. Nikt im w tym nie sprostał. Jeden Rzym miał uczonych prawników i kodyfikatorów w naszym pojęciu. Prawo rzymskie nawarstwiało się wiekami, w nieskończonym szeregu ustaw, dekretów, opinii sądowniczych, by wreszcie w chwili, gdy starożytność ustępowała miejsca nowym czasom, zamknąć się w wielkim «Kodeksie Justyniana». Trudno dziś poruszyć jakiekolwiek zagadnienie prawnicze, żeby nie znaleźć w nim śladu myśli rzymskiej, która je pierwsza podjęła, a często rozwiązała tak, że do dziś nie wiedząc o tym, jesteśmy posłuszni wyrokom zapomnianych pretorów” (s. 217–218). Do tej wypowiedzi Maciej Jońca dodaje swój komentarz: „Krótko i na temat. Konia z rzędem temu, kto zwięźlej streści historię rozwoju prawa rzymskiego w starożytności” (s. 218).

W ostatnim, czwartym rozdziale książki – O recepcji inaczej (s. 223–340) – Autor zajmuje się wątkami prawa rzymskiego w dziełach i wypowiedziach nie tylko profesjonalnych romanistów, lecz również osób, dla których „prawo rzymskie” jest jedynie synonimem pozytywnych lub negatywnych oczekiwań.

W jedenastu esejach/felietonach Maciej Jońca pokazuje różne skojarzenia z prawem rzymskim. Pisze o ocenach tego prawa, które wyrażał 22-letni student prawa Georg Jellinek, zestresowany przygotowaniami do ostatecznego egzaminu. Pisze o kobietach adwokatach. Przypomina pierwszą polską adwokatkę Helenę WiewiórskąSpoglądam tu na zdjęcie grupy kolegów mojego ojca Ludwika Wołodkiewicza z czasów studiów w Petersburgu. Wśród nich znajduje się późniejsza adwokat Helena Wiewiórska. (s. 231) oraz rzymską Karfanię, której pęd do występowania w sądach (s. 239) spowodował wydanie edyktu zakazującego występowania w sądzie kobietom [D.3.1.1.4-5: (…) ne virilibus officiis fungantur mulieres: origo vero introducta est a Carfania improbissima femina (…)].

W felietonie zatytułowanym Cosmopolis autor porusza problem wykorzystywania  rzymskiej ideologii władania światem do uzasadnienia kolonizacji nowo odkrytego świata (s. 242–249).

Wychodząc od rzymskiego powiedzenia in vino veritas, w eseju Nunc est bibendum cytuje fraszkę Jana Kochanowskiego, opisującą, jak polscy koledzy upijali Piotra Rojzjusza, wykładowcę prawa rzymskiego w Krakowie (s. 257).

W eseju O prawniczej łacinie podzwonne (s. 257–271) Maciej Jońca nostalgicznie pisze o zanikaniu nauczania języka łacińskiego i ograniczaniu prawa rzymskiego na studiach prawniczych. Nawiązuje do nieudanych prób eliminowania prawa rzymskiego w projekcie Ministerstwa Sprawiedliwości z roku 1946. Warto tu też przytoczyć fragment wiersza Władysława Broniewskiego z roku 1949 (s. 263):

Rewolucjo! – któż wiatr powstrzyma,
kto ziemię zawróci w biegu?
Rewolucjo, tablice praw Rzymu
Obalamy od Chin po biegun!

W ostatnich sześciu felietonach/esejach (Gaudeamus igitur, Było… minęło… – „rzymskie” epizody ze studenckiego żywota osób znanych i mniej znanych, Prawo rzymskie – dla jednych błogosławieństwo, dla innych trauma, Rafał Taubenschlag we wspomnieniach i anegdocie, Adwokat diabła. Hans Frank i prawo rzymskie, Inny świat. Prawo rzymskie a sowiecka Rosja) Maciej Jońca zgromadził różne opowieści dotyczące prawa rzymskiego lub osób z nim związanych. Są tu opisane przygody znanych osób, które „otarły” się o prawo rzymskie (s. 278–293) oraz wspomnienia i anegdoty dotyczące profesorów prawa rzymskiego. Sporo miejsca zajęła postać Rafała Taubenschlaga (s. 300–314).

Znalazła się tu również Trzecia Rzesza z § 19 programu NSDAP i Reichsrechtsfuehrerem Hansem Frankiem (s. 315–327).

Nie zabrakło również krajów socjalizmu realnego. Zacytuję tu rozmowę – z prawem rzymskim w tle – z sędzią śledczym Szeptałowem z Łubianki, którą zanotował krytyk literacki i socjolog, Razumnik Wasiliewicz Iwanow (s. 332):

[Iwanow] – „Państwo powinno karać ludzi za to, co robią, a nie za to, co myślą. Prawo rzymskie głosiło, że cogitationis [poenam] nemo patitur.
[Szeptałow] – Cóż to znaczy?
– Znaczy to, że myśli nie są karalne. Juryści rzymscy ustalili tę zasadę przed dwoma tysiącami lat.
– Byli z pewnością niespełna rozumu – odparł ze szczerym osłupieniem Szeptałow”.

Znakomitą i świetnie napisaną książkę Macieja Jońcy winni przeczytać ci wszyscy, których interesuje nietuzinkowe spojrzenie na historię i nauczanie uniwersyteckie. Warto ją polecić również osobom zajmującym się profesjonalnie prawem rzymskim. Niechaj nabiorą pewnego dystansu do kultywowanej przez nich dyscypliny.

Do miodopłynnych ocen mała łyżeczka dziegciu: Autor powinien bardziej starannie robić korektę wydawniczą! Zob. np.: s. 10, nota 3; 34, nota 35; 4–42; 143; 152; 171, nota 46; 309.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".