Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 9-10/2013

Adwokackie wybory AD 2013

Udostępnij

W starych wnętrzach warszawskiej rady adwokackiej z fotografii na ścianach nadal spoglądają dawni palestranci, a minister sprawiedliwości odzierający adwokaturę z godności zjadliwymi wypowiedziami zakończył swoją misję, przechodząc do politycznej rezerwy. Cóż, warto było polemizować z ministerialnym hasłem merytokracji adwokatury i zarzucać mistyfikację sztandarowej deregulacji zawodu adwokata. Ciekawe, czy nowy minister, który – jak się zdaje – najbardziej ceni milczenie, przerwie ów ponury żart władzy i zaktualizuje wreszcie stawki adwokackie. Jak już pisałem, władza wie, że adwokaci nie będą palić opon przed budynkiem Kancelarii Premiera, ale jak amen w pacierzu, jej arogancja w tej sprawie doczeka się wreszcie odpowiedniej reakcji przed wyborami parlamentarnymi i w samym akcie wyborczym.

Kilka miesięcy temu, zajęty polemiką z ministerstwem, przerwałem pracę nad tekstem o zasadach angielskiej natury. Teraz postanowiłem powrócić do tego tematu z trzech powodów. Po pierwsze, bo odwołany minister twierdził, że ma brytyjskie korzenie, czego potwierdzeniem miało być pochodzenie jego nazwiska od rycerskiego zawołania: „go! win!” (idź! zwyciężaj!), co zdaje się tym bardziej nieprawdopodobne, że powinien się zgodnie z dominacją fonetycznego przekazu nazywać Gołyn, a nie Gowin. Po drugie, bo w adwokaturze jest czas wyborów i tak jak w polityce, i w adwokaturze przydałoby się trochę więcej angielskości. Warto zatem przynajmniej wiedzieć, na czym ona polega. Po trzecie, bo o cechach Anglików dość bałamutnie opowiadała niedawno Monika Richardson (Pożegnanie z Anglią), a zapomniana pozostaje błyskotliwa praca Kate Fox Przejrzeć Anglików. Ukryte zasady angielskiego zachowania (2004, wyd. polskie Muza 2007).

Według Fox modelowo Anglicy nie są rewolucjonistami, bo mają satyrę zamiast rewolucji (s. 96), dobrze operują ironią i zawsze są w stanie gotowości do żartów (s. 98–99). Mają surowe zasady, wedle których należy sprawiać wrażenie skromnego. Obowiązuje zakaz przechwalania się i zarozumialstwa, a akceptowane jest kpiarskie podejście do samych siebie i ironiczne umniejszanie własnej wartości (s. 102).

Naczelną zasadą zachowania ma być przestrzeganie fair play. „Angielskie fair play nie jest konceptem sztywno czy nierealistycznie egalitarnym – akceptujemy, że są zwycięzcy  i przegrani, ale uważamy, że każdy powinien dostać sprawiedliwą szansę, pod warunkiem, że będzie przestrzegać zasad, a nie oszukiwać czy wykręcać się od obowiązków” – pisze Fox (s. 585)

O pieniądzach nie należy rozmawiać, pracę traktować poważnie, ale bez nabożeństwa. W miejscach publicznych, np. w lokalu, „paskudne jest robienie jakiegokolwiek zamieszania, jeśli chodzi o pieniądze, a ostentacyjna manifestacja bogactwa jest tak samo okropna jak ewidentne skąpstwo” (s. 449).

Różnice klas wyrażają się nie tylko w zachowaniu i języku, ale także w umeblowaniu i ubiorze. Z uwagi na nieprzenoszalność tych zagadnień w polskie realia traktujmy je jako pouczającą anegdotę. I tak, tylko nuworysze kupują meble, bo klasa wyższa meble dziedziczy, stąd stwierdzenie, że ktoś musiał sobie kupić wszystkie meble, nie jest komplementem (s. 172). W męskim ubiorze obowiązuje zasada, że im więcej pokazuje się ciała, tym niższe jest pochodzenie jego nosiciela. „Koszule rozpięte tak, że widać sporo klatki piersiowej, świadczą o klasie niższej – im więcej guzików rozpiętych, tym niższa klasa właściciela koszuli”. Dojrzali mężczyźni z klasy wyższej preferują koszule zamiast T-shirtów i z zasady nie noszą w rodzinnym mieście krótkich spodni. „W wypadku koszuli podział klasowy zdaje się przebiegać na granicy łokcia – pisze K. Fox – w ciepły dzień mężczyźni z klasy niższej zawijają rękawy trochę powyżej łokcia, klasy wyższe natomiast do wysokości tuż poniżej – chyba że wykonują jakąś ważną czynność fizyczną, jak na przykład praca w ogródku” (s. 418).

Aby zachęcić do lektury książki K. Fox, podkreślam, że autorka nie pomija również sfery życia prywatnego i szeroko rozpisuje się na temat flirtu, rozróżniając flirt zadaniowy, rekreacyjny i kurtuazyjny. Warto przeczytać, co każdy z nich oznacza.

Nie oznacza to, że cechy te mają wszyscy Anglicy, ale że taki jest pożądany i aprobowany powszechnie model. „Angielskość nie jest kwestią urodzenia, rasy, koloru skóry czy wyznania: to mentalność, etos, gramatyka zachowania – zestaw niepisanych kodów, które mogą wydawać się enigmatyczne, ale które każdy może złamać i stosować” – podsumowuje autorka (s. 597).

Teraz, w okresie wyborów, przydałoby się jej więcej i u nas. Zbyt dużo jest bowiem agresji i negatywnych emocji. Zbigniew Brzeziński powiedział kiedyś, że „demokracja to umiejętność współpracy i współzawodnictwa”. Idzie o to, aby nie zapominać o tym pierwszym elemencie, bo kiedy opadnie bitewny kurz, okaże się, że jesteśmy zdani na siebie i uda nam się tyle, ile razem, właśnie razem zdołamy osiągnąć.

Kampania przed wrześniowymi wyborami w mojej, liczącej ponad sześć tysięcy członków, warszawskiej izbie adwokackiej ujawniła nowe trendy, znane dotąd w polityce, ale nie w palestrze. W wyborcze szranki stanęli nie tylko samorządowi działacze, ale i ludzie nowi, którzy wobec braku uprzedniego zaangażowania próbują przekonać wyborców, że doświadczenie w pracy samorządowej to nie atut, ale przeszkoda w należytym sprawowaniu funkcji. Twierdzą zatem, że brak doświadczenia to cnota niewinności i nie było dotąd możliwości dyskusji, bo zawodziły demokratyczne mechanizmy. Zupełnie, jakby co roku nie odbywały się zgromadzenia izby i nie było na nich wystąpień nad udzieleniem absolutorium władzom.

Niepokojące jest, że na potrzeby kampanii wyborczej próbuje się dzielić adwokatów na lepszych i gorszych, prawdziwych i nieprawdziwych, tych od ludzi i tych od biznesu, ożywia się stare fobie i budzi populistyczne demony.

Zauważalny jest trend odchodzenia w dużej izbie od głosowania plebiscytowego, tj. na znane wyborcom nazwiska, w stronę głosowania na program. To z kolei zachęca kandydatów na samorządowe funkcje do dawania wyborczych obietnic. Niejednokrotnie są one tak mało konkretne, że trudne do zweryfikowania, za to utrzymane w kategorycznej, buńczucznej nawet narracji. Gorzej jeszcze, gdy programy kandydatów w ogóle odrywają się od realiów, jak np. zapowiedź obniżenia składki adwokackiej o 50%. Rywalizacja na socjalne obietnice miesza się z marzeniami o prestiżu samorządu i partnerskich stosunkach z przedstawicielami władzy.

Jako że ponad tysiąc warszawskich adwokatów weźmie po raz pierwszy w życiu udział w zgromadzeniu izby, ożywa nadzieja, iż można im przedstawiać przeszłość niezgodnie z rzeczywistością, bo i tak tego nie zweryfikują. I że umknie uwagi wyborców prosta prawda, iż praca władz izby adwokackiej to przede wszystkim bieżące administrowanie i zarządzanie, a dużo mniej polityczne fajerwerki czy publiczna aktywność przypisana władzom naczelnym adwokatury. Że aby sprawnie i skutecznie zarządzać, potrzebna jest wolna od emocji, systematyczna, jakże nieefektowna, biurokratyczna praca. I że dzisiaj bardziej przydatni są pogodni konstruktorzy i sprawni zarządcy niż bojownicy o srogich twarzach. Chciałoby się powiedzieć: strzeżcie się demagogów, sezonowych proroków, bo sezon wyborczy się skończy, a problemy pozostaną.

Czy w środowisku adwokackim potwierdzi się oparta na badaniach fundacji BBVA (Jacek Żakowski, Polacy są jacyś inni, „Polityka” 2013, nr 17–18) opinia, że Polacy są znacznie mniej aktywni w życiu publicznym niż przeciętni Europejczycy? Nie chcemy angażować się w sprawy publiczne i nie utożsamiamy się z systemem. Jak wynika z Diagnozy Społecznej, prowadzonego od 2000 r. badania analizującego warunki i jakość życia Polaków, tracimy wiarę w skuteczność demokracji, sobie przypisujemy zasługi za sukcesy, ale za porażki obwiniamy innych, władze lub los. Tylko 20% badanych uważa się za odpowiedzialnych za swoje niepowodzenia (Winny kto inny, „Polityka” 2013, nr 26). Czy i jak takie nastawienie przełoży się na wyborczy wynik? Wybory w Warszawie to akt demokracji z elementem loteryjnym, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak liczna i która część wyborców spośród ponad 2,5 tysiąca uprawnionych weźmie udział w głosowaniach. Cóż, de lege ferenda system wyborczy w izbach adwokackich wymaga zmiany, bo skrojony jest pod wymiar izby kilkusetosobowej, a nie kilkutysięcznej. W tym roku zgromadzenie izby warszawskiej odbędzie się w Sali Kongresowej PKiN. Jeśli nie zostaną zmienione stosowne regulaminy, następnym razem potrzebny będzie stadion piłkarski.

Warto pamiętać, że w tym roku obchodzić będziemy 95-lecie nowoczesnej adwokatury polskiej. To zobowiązuje. W naszym środowisku doskonale wiemy, że od czasu wydania dekretu Naczelnika Państwa nadającego statut Palestrze Państwa Polskiego w 1918 r. adwokaci wielokrotnie najgodniej zapisali się w dziejach najnowszych. Uczymy aplikantów o zaangażowaniu adwokatów w życie polityczne Drugiej Rzeczypospolitej, o działalności w strukturach Państwa Podziemnego, o obronach w procesach politycznych i wspieraniu demokratycznej opozycji w czasach PRL. Uczymy o demokratycznych mechanizmach w samej adwokaturze. Pamiętajmy, że kiedyś ktoś będzie uczył także o adwokackich wyborach AD 2013…

Warszawa, sierpień 2013

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".