Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 9-10/2011

Zła karta Ronikiera (cz. 5)

Udostępnij

Czy tylko zasadzki rutyny?

Przemówienia prokuratora, powodów i adwokatów

Prokurator von Herszelman, radca dworu – nie wiem, czy krewny znanego z okrucieństwa byłego generał-gubernatora Wilna Sergiusza Konstantynowicza Herszelmana, czy naczelnika warszawskiego okręgu komunikacji – próbował wykazać prostactwo systemu obronnego Ronikiera: ja jestem jedynym prawdomównym wśród bandy potwornych kłamców. Prokurator przesadzał, wybrał te spośród dowodów przytaczanych przez Ronikiera, które łatwo było podważyć. Głęboko przekonany o winie oskarżonego, wnosił o pominięcie okoliczności łagodzących przy orzekaniu wymiaru kary. Zawadzki jednak – według Herszelmana – współwinny.

Adwokat Bobriszczew-Puszkin junior stworzył natomiast sugestywną wersję przebiegu morderstwa: plan Zawadzkiego, Siemieńskiego i Więckowskiego zakładał próbę szantażu bogatych rodziców Stanisława Chrzanowskiego lub jego samego. Pretekstem – przyłapanie Stasia in flagranti z kobietą, być może wspólniczką uczestników zbrodni: Staś był silny, wyrywał się, chciał uciec, napastnicy zatłukli go, hm, niechcący. Potem w popłochu „zmienili scenerię” i podrzucili rekwizyt: dawno nieużywany, bo zepsuty, pistolet. Zawadzki zapomniał jednak o kompromitującym go kwicie! A Ronikier nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Oczywiście i adwokatowi można było zarzucić (i uczyniła to prasa), że tworząc tę wersję zdarzeń, pomniejszał niewygodne dlań, a podkreślał korzystne zeznania często tych samych świadków.

Adwokat Bobriszczew-Puszkin junior robi wrażenie: mówi głosem cichym, prawie monotonnym, pije wciąż mleko„Czas” nr 202 z 3 maja 1912 r.Kontrastuje z mocnym, męskim adwokatem Makowskim, który podczas krótkiego przemówienia, posługując się konkretnymi argumentami, udowadnia alibi Ronikiera oraz brak motywów do zbrodni.

Niespodzianka dla leniwych śledczych: „Kurier Warszawski” (z 4 maja 1912) ujawnił fakt pochodzący od informatora, który zastrzegł sobie anonimowość – wiadomo, w jakim sklepie, w pobliżu „pokojów umeblowanych” Zawadzkiego, jakiś uczeń zamówił wizytówki: Stanisław Chrzanowski, właściciel majątku Tuczapy. Nazajutrz tenże „Kurier” podał adres drukarni, z której pochodziły wizytówki, a także wyniki śledztwa przeprowadzonego w ślad informacji – tym razem błyskawicznie – przez władze. Na wniosek adwokata Bobriszczewa-Puszkina sąd przesłuchał właściciela drukarni, ale bez rewelacji; uczniowie jacyś byli, zamówili, robota wykonana i już. Bronisław Chrzanowski stwierdził, że zmarły jego Staś „od dziecięctwa posiadał bilety wizytowe, i to zawsze litografowane” (czyli droższe niż składane czcionkami), ale czy te, które znaleziono obok zwłok, były mu znane, o to sąd nie zapytał… Śledztwo sądowe po raz drugi zamknięte. Przemówienia stron, wreszcie trzygodzinne (kolejne) ostatnie słowo Ronikiera: hrabia dowodzi i uzasadnia swoją niewinność, mówi, że nie opuszczają go wyrzuty sumienia, bo to on polecił Stasiowi wynająć te pokoje.

– Wywołano tutaj cień Stasia... – popatrzył znacząco – Nie wspomniałbym o tym, lecz cień ten wywołał adwokat, który przez cały czas procesu zachowywał się tak, jak gdyby znajdował się w budzie jarmarcznej...

Na to adwokat Zawadzkiego, Korwin-Piotrowski, zerwał się z miejsca i wykrzyknął: – Proszę obronić mnie od napaści tego indywiduum!

– Kto tu śmie przerywać oskarżonemu?! – zdziwił się adwokat Bobriszczew-Puszkin.

– Milczeć! – niemal wrzasnął nań Korwin-Piotrowski.

Już spokój, ale incydentu nie zdołano zatuszować, szczegóły przesiąkły natychmiast do prasy. Oskarżony w jednym zdaniu prosi o uniewinnienie. Koniec rozprawy.

12 maja 1912 – dokładnie w dwa lata od dnia zbrodni – ludność, zgromadzona w pałacu Krasińskich oraz zebrana na przyległych ulicach Długiej, Miodowej i Świętojerskiej, oczekuje od rana ogłoszenia wyroku.

Wczesnym popołudniem sąd ogłasza coś, czego się nikt nie spodziewał: nie ma wyroku, jest natomiast decyzja wznowienia śledztwa sądowego, wynikająca z potrzeby jego uzupełnienia o dodatkowe ekspertyzy grafologiczne. Nazajutrz biegły kaligraf Orłów, po porównaniu listu przedśmiertnego Stasia Chrzanowskiego z listem Stasia do brata, oświadcza, że listy napisała ta sama ręka. Sensacja! Wszyscy poprzedni biegli twierdzili co innego! Prokurator wniósł o ekspertyzę: porównanie powiększonych zdjęć „przedśmiertnego listu” ze zdjęciem innego listu, pisanego bezsprzecznie przez Stanisława Chrzanowskiego, w celu porównania obu listów. 14 maja, gdy sąd odbierał przysięgę od jednego z biegłych, do stołu sędziowskiego podeszła, jak cień, matka zabitego i, wyciągając rękę ku krucyfiksowi, szepnęła:

– To nie on, to nie syn mój list napisał. Przysięgam na krzyż, na ten krucyfiks…

Przewodniczący: – Niech pani przestanie, nie ma pani prawa obecnie mówić.

Pani Chrzanowska zanosi się szlochem. I w tym samym momencie – bardziej dziwne czy podejrzane? – damy, stałe obserwatorki procesów, obrzucają Ronikiera kwiatami… Ten absurdalny gest dał oczywiście powód prasie do rozwodzenia się nad zgnilizną moralną Ronikiera, któremu hołd złożyły „istoty potrzebujące dla bytu występnego domów schadzek i zwyrodniałych utracjuszów… Wymiotki rozkładające się i rozkładające społeczeństwo”. Prowokacja?

Najświeższe ekspertyzy grafologiczne dwóch zaprzysiężonych biegłych są krańcowo różne! Znów prokurator, znów adwokaci. Każdy to, co chce, dobiera sobie z „ekspertyz”. Ronikier zrzekł się ostatniego słowa. Zawadzki klepie tekst o swej niewinności.

17 maja 1912, po dwudziestu pięciu dniach rozpraw, ogłoszenie wyroku: „Bohdana hr. Ronikiera z mocy 2 cz. art. 1484 K.K. po pozbawieniu wszystkich szczególnych praw i przywilejów oddać do rot aresztanckichRota aresztancka – kompania poprawcza, ciężkie więzienie. na półtora roku; Feliksa Zawadzkiego po pozbawieniu wszystkich szczególnych praw i przywilejów skazać na osadzenie w rotach aresztanckich przez rok jeden. Oskarżeni mogą odzyskać wolność tymczasową po złożeniu kaucji przez Ronikiera 3 tysięcy rubli, a Zawadzkiego 2 tysięcy rubli”.

Zaskakujący wyrok. Kaucja złożona i już nazajutrz Ronikier opuszcza więzienie śledcze. Przez dwa lata nie był na wolności. Teraz jest. I bywa. Widują go, wysokiego, przystojnego, czarno ubranego, z monoklem. Swobodny, zachowuje formy. Towarzyszy mu żona, która – w przeciwieństwie do niego – zupełnie nie rzuca się w oczy. O Sprawie Ronikiera mówi już cała Polska. Kasjerka w teatrze z uśmiechem: – Dziś powinniśmy brać podwójną opłatę za wstęp.

– Dlaczego?

– Bo hrabia Ronikier jest w teatrze.

Nadszedł dzień uzasadnienia wyroku. Hm! Sąd przyjął, że oskarżony działał bez premedytacji. Tezę tę oparł na następujących danych: brak motywu zabójstwa (dla drobnej sumy, i to bez możliwości szybkiej wypłaty, Ronikier nie dopuściłby się zbrodni); stan majątkowy był lepszy niż niejednego obywatela ziemskiego; wynajęcie „pokojów umeblowanych”, wyciszenie ścian dywanami miało na celu zlikwidowanie dawnej miłostki. No i gdyby chciał zabić, znalazłby lepsze narzędzie… Na podstawie zeznań rodziny Poznańskich i ich służącej Rozbickiej sąd ustalił, że Staś Chrzanowski bywał w garsonierze wynajętej przez Ronikiera, a na podstawie ekspertyz – że „list przedśmiertny” pisany jest ręką zabitego. Wizytówki z określeniem Właściciel majątku Tuczapy i fotografie pornograficzne były także własnością Stasia, który – co zeznali świadkowie – pożyczał pieniądze nie tylko od Ronikiera, lecz i od kogo się dało. Ale – Ronikier zabił Chrzanowskiego. Upominał się on o sto rubli, które pożyczył Stasiowi na krótko. Staś – uczeń dbały o zachowanie pozorów – zaproponował szwagrowi wspólne pójście do „garsoniery”. Tam Staś obelżywym słowem wyprowadził Ronikiera z równowagi; ten nie miał argumentów, ale miał coś pod ręką (w domyśle: tapicerski młoteczek bez trzonka?), tym czymś zadał szwagrowi dwadzieścia ciosów, uciekł, zdążył na pociąg i pojechał do domu. No, a Zawadzki? Sąd przyjął, że musiał wiedzieć, co się stało w jego „pokojach umeblowanych”. Sam przyznał, że osobiście ukrył ślady zabójstwa.

Bez komentarza. Choć chciałoby się raczej powiedzieć: bez sensu.

A poza tym w tamtych dniach wszyscy wiedzieli, że w Warszawie działa „giełda zbrodniarzy”. „Tanie dranie”, kręcący się w Warszawie na rogu ulic Karolkowej i Okopowej, bez skrupułów wykonywali „zlecenia”.

I prokurator, i oskarżeni, i starsi państwo Chrzanowscy wnieśli skargi kasacyjne.

Za jeden z powodów do kasacji adwokat Bobriszczew-Puszkin syn uznał złą atmosferę w czasie procesu; nie tylko jego zdaniem obraźliwe zachowanie jednego z obrońców Zawadzkiego, adwokata Korwin-Piotrowskiego, utrudniało rolę obrońcy Ronikiera.

Tu już nic nie może być dziwne. Dopiero po dziewięciu miesiącach, w połowie marca 1913, ogłoszono, że 13 lutego 1913 „odbyła się w Petersburgu w senacie kasacyjnym rozprawa w sprawie procesu Ronikiera. (…) Senat wydał orzeczenie, w którym uznał wyrok izby sądowej warszawskiej za nieprawidłowy i skasował go”„Czas” nr 76 z 15 lutego 1913 r.. Sprawa będzie sądzona ponownie przez warszawską izbę sądową, ale z innym kompletem sędziów. Sala znów pełna. Ronikier zjawił się w towarzystwie żony i matki. W imieniu urzędu prokuratorskiego występował prokurator von Herszelman, jako delegat specjalny ministra sprawiedliwości. Ogłosił, że w ciągu miesiąca będzie znana decyzja senatu. Tymczasem umarł nagle Bronisław Chrzanowski. Testament dawał hrabinie Ronikierowej niewiele ponad posag w kwocie 100 tysięcy rubli. Resztę części rozporządzalnej, prawie 200 tysięcy rubli, testator przeznaczył na budowę nagrobka-kaplicy „ku uczczeniu śp. Męczennika Stasieńka” i na kultywowanie jego pamięci (częste msze).

Koniec marca. Ronikier znalazł się znowu w więzieniu. Skoro wyrok został uchylony – to i nieważne owo zwolnienie za kaucją. Żona walczyła bezskutecznie o wypuszczenie męża. Nic nie dało doręczone przez nią orzeczenie komisji lekarskiej, że „Ronikierowi z powodu złego stanu zdrowia zagraża w więzieniu śmierć”.

13 listopada 1913, czwarty, by tak rzec, akt sztuki Sprawa Ronikiera. Postać tytułowa przyjechała w karetce więziennej.

Pod silnym konwojem, ubrany nienagannie, wytworny. Twarz pełna? Raczej opuchnięta, żółtawa. Trudno się dziwić, po siedmiu miesiącach więzienia. Oczy zaczerwienione: dużo pisał, mało spał? Przecież nie płakał. Sporządzono dlań specjalną ławę z pulpitem. Bronią go adwokaci petersburscy: hr. Bobriszczew-Puszkin syn, Aronson i Goldstein, i warszawski – Sterling. Kaucja Zawadzkiego (2 tysiące rubli) działa nadal: odpowiada z wolnej stopy, bronią go Henryk i Mieczysław Ettingerowie. Adwokat Korwin-Piotrowski, sprawca niemiłych zgrzytów, przybył z zawiadomieniem, że się zrzekł obrony Zawadzkiego.

Owdowiała pani Chrzanowska (dotychczas przed sądem z adwokatem Franciszkiem Nowodworskim) akcję cywilną wzmocniła o mecenasa Karabczewskiego, znakomitość petersburskiej palestry.

Tym razem oskarżenie wniósł podprokurator Chołszczewnikow. Przewodniczy prezes IV Departamentu Bazylewski. Sędziowie – Kniaziew i Czułanowski. Zapowiada się – jak to określił Stanisław Szenic – prawdziwy proces monstre: ponad dwustu świadków, dziewięciu biegłych. Ile będzie posiedzeń? Kiedy zapadnie wyrok?

Adwokat Aronson, powołując się na świadectwa o chorobie Ronikiera, prosi o uwolnienie więźnia za kaucją lub poddanie go pod dozór policyjny, ewentualnie umieszczenie w szpitalu więziennym.

– Dziś z rana – dodaje Ronikier – byłem bez życia. Miewam ataki. Atak trwa około czterech godzin, wówczas duszę się. Stan mój uległby polepszeniu, gdybym miał więcej powietrza. Jestem bardzo zdenerwowany, a serce z nerwami jest w ścisłym związku. Ubieram się raz na trzy dni z powodu braku sił. Dziś na przykład ubrałem się z rana, aż nagle wchodzi oficer konwoju, każe mi się rozbierać... rewizja...

Przewodniczący przerywa: – Więzienie ma swoją władzę.

Prokurator apelacyjny, zawiadomiony przez sąd, nie uwzględni prośby oskarżonego. Ronikier nie opuści więzienia.

Tym razem literat Zalewski oświadcza, że źle się czuje. Sąd to uwzględnia, dając mu pierwszeństwo. Odpowie, pójdzie do domu. Dobrze.

– Nie! – odpowiada na pytanie adwokata Korbaczewskiego, czy Ronikier miał wielki talent.

Adwokat Sterling: – Pan zna dzieła Dostojewskiego. Czy wiadomo panu o istnieniu w literaturze rosyjskiej prądu zwanego „karamazowszczyzną”?

Zalewski: – Oczywiście.

Adwokat: – Kto w sztuce Ronikiera Kariera był pokrzywdzony: książę, który postanowił zniszczyć rodzinę, do której wszedł, czy też ta rodzina?

Świadek: – Krzywdę poniosła rodzina.

Adwokat Karabczewski: – Czy książę, bohater Kariery, by zdemoralizować swą pasierbicę, nie podrzucał jej pocztówek pornograficznych?

Zalewski: – Podrzucał.

Tyle. To miała być ekspertyza literacka. Pod naciskiem ramion Ronikera złamał się pulpit. Nazajutrz był naprawiony. Adwokat Aronson – który pierwszy na sali ujawnił tę sprawę – pyta Zawadzkiego, czy to na strychu należącym do jego „pokojów umeblowanych” znaleziono zwłoki dziewczynki z dwudziestu kilku ranami na głowie.

Zawadzki na to: – Zwłoki dziewczynki znaleziono na strychu „pokojów umeblowanych” przy Marszałkowskiej 131, a nie 112.

– Ale pan, panie Zawadzki, był również właścicielem „pokojów umeblowanych” przy Marszałkowskiej 131.

– Byłem właścicielem, tak, ale zamordowaną znaleziono wówczas, gdy tamte „pokoje umeblowane” przeszły na własność pana Lipińskiego.

Poruszenie na sali. Mieczysław Ettinger gasi sensację, wyjaśniając, że tamta sprawa była przedmiotem dochodzenia, które nie wykazało związków jego klienta z morderstwem.

Zupełnie nowy świadek, Bronisław Ordęga, właściciel dóbr Trajany, oświadczył, że w krytycznym dniu widział po raz pierwszy po dwudziestu latach hrabiego Ronikiera (poznanego w Karlsbardzie): mieli zamienić dwa słowa w warszawskim tramwaju. Ronikier prosi o głos; pyta:

– Czy świadek zawsze jeździ tramwajem?

Ordęga: – Jechałem dwa razy w życiu, gdy nie miałem ze sobą rzeczy.

Ronikier: – A ja ani razu w życiu.

Świadek Pepłowski, od niedawna adwokat przysięgły (i syn adwokata, na prośbę chorego ojca doradca prawny pani Chrzanowskiej), opowiada, że 12 maja 1910 widział hrabiego Ronikiera w Warszawie.

Obrońca prosi izbę, aby stwierdziła w protokole, że Pepłowski poprzednio zeznał: „Jestem pełnomocnikiem p. Chrzanowskiej w sprawie o paszkwil”. W dalszym ciągu okazuje się, że Pepłowski otrzymał od pani Chrzanowskiej honorarium za napisanie skargi – 350 rubli. Adwokat Goldstein w trakcie dyskusji ze świadkiem doprowadza do tego, że Pepłowski przyznaje się do omyłki. Ile więc dostał pieniędzy? 375 rubli i po raz drugi taką samą kwotę. Jest na to dowód. Otrzymał honorarium za prowadzenie sprawy – no więc jako adwokat jednak reprezentował panią Chrzanowską. Teraz… jako świadek oskarżenia? Hm!

Wzburzony Ronikier wstaje:

– Świadek – mówi – otrzymał od pani Chrzanowskiej 1200 rubli, a nie 750. Sprawę o paszkwil umorzono, więc czyż może się pomieścić w głowie, aby adwokat wziął taką sumę za skargę w sprawie, która poszła na umorzenie? To zdumiewające! Prawda jest taka: w roku 1901 ogłosiłem w „Kurierze Świątecznym”Okazuje się więc, że redagowany przez Ronikiera „Kurier Świąteczny” – o którym z taką pogardą wypowiadali się wybrani świadkowie, nie był wyłącznie bulwarową „kroniką balów”. artykuł pt. Mała panama, w którym ujawnione były ówczesne sprawki Pepłowskiego. On przyszedł do redakcji, ale mnie nie zastał. Nie spotkał mnie w roku 1901, spotkał w 1910...

Nowy świadek: Suslikow, student z Kijowa. Niedawno, w sierpniu, na wystawie kijowskiej poznał dwie panie: Ninę Landowską i nieznaną z nazwiska Wandę. Suslikow miał w ręku program kinoteatru z napisem „dyrekcja Chrzanowskiego”.

– Znałam pewnego Chrzanowskiego – powiedziała Nina – biedak źle skończył. Pokazała podarunek od niego: woreczek damski, szykowny drobiazg, zdobiony srebrem i z napisem Nince – Staś. Otóż Staś często u niej bywał. Z kolegą. Nina Landowska wyjęła z woreczka dwie fotografie Stasia; jedna z nich była nieprzyzwoita. Na zwróconą mu uwagę na niestosowność powtarzania wiadomości zaczerpniętych od kobiety upadłej odparł, że i kobieta upadła miewa sumienie. – Kontakt z tą panią? – Twierdziła, że pracuje w jakimś varietes, „ale one zawsze tak mówią”Na podstawie sprawozdania „Kuriera Wileńskiego”..

Znany dziennikarz, krytyk i tłumacz Kazimierz Ehrenberg oświadczył, że w „pokojach umeblowanych” Zawadzkiego mieszkał Sawicz, nauczyciel rosyjskiego, usunięty z posady za szantaż na rodzicach swych uczniów. Sawicz wyprowadził się od Zawadzkiego w przededniu zabójstwa i później nigdzie się nie meldował. W tym samym czasie co Sawicz mieszkali w tych „pokojach” uczniowie Wawerek i Bieńkowski. Obrońcy Ronikiera, ze względu na wagę nowych szczegółów, wnoszą o ponowne przekazanie sprawy do śledztwa pierwiastkowego. Izba odrzuca wniosek.

Przy drzwiach zamkniętych – przez które do dziś nic się nie przedostałoWyniki ekspertyz medycznych wykluczyły wersję o zabójstwie na tle homoseksualnym.– zeznawali lekarze i asystenci, którzy dokonali sekcji zwłok Stanisława Chrzanowskiego. Ekspert Popow ponadto w imieniu wszystkich swoich kolegów oświadcza stanowczo, że „list przedśmiertny” Stanisława Chrzanowskiego nie został napisany ręką Ronikiera. Przekazy pieniężne wypełniała zupełnie inna osoba.

Bohdan hrabia Ronikier, szkicując przed sądem życie swe i poglądy, dochodzi do punktu, w którym los go zetknął ze starym panem Bronisławem Chrzanowskim. Odtąd – jak w powieści grozy:

„Przyjechawszy do Tuczap, ujrzałem dom, jakiego do owego czasu nie widziałem. Otóż w domu tym panowały zwyczaje średniowieczne. Zaledwie marne osiem niskich pokojów – a staremu zdawało się, że jest księciem udzielnym. Nie zajmując się gospodarstwem, bo prawie cały majątek miał lokowany w kapitałach, cały swój czas poświęcał przestrzeganiu etykiety. Ta etykieta była celem jego życia. W związku z nią wyrodziły się z czasem egoizm i despotyzm bezgraniczny. Człowiek, niemający w sobie żadnej siły moralnej, zmuszał żonę, dzieci do uległości i mnie chciał zmusić także. W domu panowało dobrze zrozumiałe przygnębienie. Z despotyzmu płynęło znów zamiłowanie starca do śledzenia. Sprawdzał on każdy krok swoich bliskich, no i nie zawsze dowiadywał się prawdy. Intryganci mieli wdzięczne pole do działania, chcąc wkraść się w jego łaski. I jeszcze jeden rys, który w oczach moich stawiał go bardzo nisko: był to fałsz. Zawsze w naszej obecności powtarzał, iż zasadą w życiu winno być: nie słyszeć, co się słyszy, nie widzieć, co się widzi, nie okazywać, co się czuje. To rozum życia! Tego rodzaju zasady, tak dalekie od moich ideałów, wpajał on swoim dzieciom.

Aby scharakteryzować despotyzm tego starca, pozwolę sobie przytoczyć epizody następujące:

W Tuczapach wszystkie okna były pozabijane, ponieważ Chrzanowski nie lubił, aby je otwierano. Na noc wszystkie drzwi zamykał i chował klucze, bo etykieta obowiązywała wszystkich, tylko nie jego, w czym był podobny do Napoleona. Przyjechałem tam jesienią; noc cudna, chcę otworzyć okno – niepodobna, bo zabite – wybiłem więc szybę. Od owego momentu datowała się niechęć względem mnie nieboszczyka Chrzanowskiego. Pewnego dnia zapytuję przy obiedzie, czy nazajutrz pojedziemy do kościoła. Panie ani słowa nie odpowiedziały, później zaś ostrzegły mnie, abym nigdy nie pytał je o zamiary, bo gdyby odpowiedziały twierdząco, to Chrzanowski, duch sprzeczności, sprzeciwiłby się na pewno. Po trzech dniach pobytu przyszedł do mnie list z redakcji «Kuriera Świątecznego», oddano mi go rozpieczętowany. Ponieważ miałem swoje konie, więc natychmiast posłałem zlecenie na pocztę, aby mi listów nie przysyłano. To było drugim motywem niechęci starca. Oto rysy charakterystyczne tego domu, w którym panowały obyczaje azjatyckie”.

I nie był, mówi, mordercą Stasia: „Zrobiłem wszystko, co było w mocy mojej, aby przyprowadzić wam prawdziwego mordercę. Uczynić więcej nie było w ludzkich siłach. Kto jest nim? Nie mówię, że Sawicz, nie wiem, ale jedno jest niewątpliwe według danych śledztwa. Zabijała ręka człowieka, która była słaba, czego dowodzi liczba uderzeń. Zabijała ręka człowieka, która zabić nie chciała”.

Na pytanie prokuratora, dlaczego symulował obłęd, Ronikier odpowiadał wykrętnie.

Cdn.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".