Poprzedni artykuł w numerze
W „Żołnierzach” nie ma słowa nieprawdy. Służyłem krótko,
zaledwie kilka miesięcy, zebrałem ferment najgorszego,
pierwszego okresu, nie doczekałem się okresu późniejszego,
łagodzącego, odbierającego drobiazgom ich gorycz, nie dotarłem
do właściwego smaku wojska – wyskoczyłem zbyt szybko!
(…) Dystans i czas nie zhierarchizowały moich przeżyć, stąd
zdumienie, jakie wywołują u zawodowców, przekonanych, iż
wojsko nie ma dla nich tajemnic.
Adolf Rudnicki
Winni zostali ukarani
Pamiętniki Chaskielewicza to rzecz o konieczności zemsty za dokonane krzywdy. Zemsty krwawej i definitywnej. Zemsty, która będzie kosztować dwa życia ludzkie. Śmierć z poczuciem godności, a życie ze świadomością zhańbienia. Co wybrać? Jest jedna jedyna odpowiedź godna porządnego człowieka.
Świadek Kruk, redaktor „Folkscajtung”, nie zapomni wizyty Chaskielewicza. Autor Pamiętników domagał się ich przeczytania i wydrukowania. Sprawiał wrażenie wariata, jednego z tych licznych, którzy się kręcą po redakcjach. Ze strony sądu nie padło pytanie, dlaczego świadek Kruk nie palił się do lektury zapowiadanych przez autora rewelacji, wstrząsających realiów, głębokich przemyśleń i radykalnych wniosków. Padło natomiast pytanie o powody uznania Chaskielewicza za wariata.
– Krzyczał, że tu chodzi o życie ludzkie – odparł redaktor z uśmieszkiem.
Zaraz po socjaliście żydowskim zeznawał świadek, zdeklarowany, jak się okazało, nacjonalista i antysemita. To policjant Marian Santorek, który jako funkcjonariusz w Kałuszynie przyczynił się walnie do „zlikwidowania jaczejek komunistycznych na tamtym terenie”. Jego zeznania stały się potwierdzeniem wiadomości o bojkocie wszelkich lokalnych igrzysk przez Żydów po zabójstwie Cejlicha. Santorek, który Cejlicha uważał za komunistę, wysnuł prostacki wniosek, że wszyscy uczestnicy bojkotu muszą być na pewno komunistami. Jeżeli temu policjantowi wierzyć na słowo, to i teraz, w rok po wydarzeniach będących przedmiotem rozprawy, „Żydzi grożą mi i obiecują zemstę, a mojej żonie doniesiono, że jeżeli nie zmienię swego postępowania [jeśli nie przestanie ścigać ludzi uważanych za komunistów], to stanie się ze mną to samo, co z wachmistrzem Bujakiem”. Santorka nie zapytano o nazwiska tych, którzy mają grozić mu zemstą. I policjant snuł dalej swoje antysemickie brednie.
Czwarty dzień rozprawy – sobota – uznano za kulminacyjny. Od stanowiska biegłych psychiatrów, autorów ekspertyzy, będzie w głównej mierze zależeć wyrok. Strony – jak pisano – przypuściły na sławnych psychiatrów generalny szturm. Obronie zależało zwłaszcza na podważeniu opinii, która mieściła się w granicach artykułu 18 K.K. – mówiącego o zmniejszonej poczytalności i złagodzeniu kary – i przejściu na artykuł 17 K.K., przewidujący zwolnienie od kary z powodu niedorozwoju psychicznego i choroby psychicznej.
Ostatni świadek – zastępca naczelnika wojewódzkiego urzędu śledczego, komisarz Eugeniusz Motoczyński – wniósł interesujący materiał. To on przesłuchiwał Chaskielewicza bezpośrednio po dokonaniu przezeń zbrodni. – Do drugiej w nocy badałem go trzykrotnie i za każdym razem składał Chaskielewicz inne wyjaśnienia. Zachowywał się spokojnie. Mówił: „Tragicznego dnia wstałem rano, kupiłem dzieciom czekoladki i wyjechałem autobusem do Mińska Mazowieckiego. Wyjechałem specjalnie po to, żeby zabić wachmistrza Bujaka”. Zeznał, że o tym, iż Bujak jest w Mińsku, dowiedział się w Kałuszynie od ułana Rubinstejna, który bawił za przepustką w domu.
Podczas jednego z tych trzech przesłuchań wyszła – zdaniem komisarza – ciekawa okoliczność: Chaskielewicz przed zbrodnią rozmawiał jeszcze z trzema ułanami Żydami: Mińskim, Hochbergiem i Rozenwajnem. Ułanów tych zaraz zatrzymano. „Ustalono ich kontakty z elementami komunizującymi”.
Potwierdzająca odpowiedź komisarza Motoczyńskiego na pytania przewodniczącego, czy wiedział, że ludność żydowska Kałuszyna ogłosiła po zabójstwie Cejlicha żałobę i czy miał wiadomości, że Żydzi mówili „my mamy żałobę, a później wy będziecie mieć” i że pogrzeb Cejlicha przekształcił się w manifestację komunistyczną, dość przejrzyście określa tendencję dalszego ciągu przewodu.
Jeszcze pytanie adwokata Kwiatkowskiego: – Czy świadek doszedł do wniosku, że Chaskielewicz jest niepoczytalny?
– Absolutnie nie – odpowiada komisarz.
– Czy według pana czyn Chaskielewicza to czyn jednostkowy, czy był on raczej wynikiem pewnych kontaktów?
– Początkowo sądziłem, że to zbrodnia jednostkowa. Później doszedłem do wniosku, że działały tu kontakty pewne i wpływy.
Świadkowie ustępują pola ekspertom. Z obserwacji doktora Steffena wynika, że w pierwszym tygodniu pobytu w zakładzie dla umysłowo chorych w Tworkach Chaskielewicz zachowywał się spokojnie. Można było odnieść wrażenie, że nie wie, gdzie jest. Wreszcie poprosił lekarza, żeby go odesłano do więzienia.
Lekarz zapytał: – Czy jest tu panu źle?
– Przeciwnie – odrzekł Chaskielewicz – jest mi tu bardzo dobrze, ale „takie dobrze” jest dla chorego, a nie dla takiego zbrodniarza jak ja.
Psychiatrzy zwrócili uwagę na powtarzający się objaw: Chaskielewicz, gdy mu przerywano choćby najbłahszym zapytaniem, odpowiadał, lecz nie mógł później mówić, pocił się, doznawał palpitacji, na twarz mu występowały nienaturalne rumieńce. Mimo pewnej nieporadności w wysławianiu się był wielomówny. Chętnie zwierzał się ze spraw najbardziej osobistych, intymnych. Główny motyw wynurzeń: użalanie się nad ogromem krzywd, jakich doznał.
Mówi docent Łuniewski:
– O ile chodzi o używane w wojsku określenie „oferma”, to odpowiada ono pewnego rodzaju nienormalności – jeżeli jako nienormalność potraktować niemożność przystosowania się do odmiennych warunków. W przypadku Chaskielewicza ta nienormalność nie osiągnęła granic psychozy. Nie jest to więc nienormalność chorobowa, jaką znajdujemy w szpitalach dla psychicznie chorych. Psychopatia, tendencja do fantazjowania i egzaltowania przeżyć to nie choroba. Z zeznań rodziny Chaskielewicza – ludzi prostych – nie wynika, żeby objawiali oni tendencję, by z niego robić obłąkanego.
Biegły uważa, że główny motyw opowieści oskarżonego – incydent z głową w beczce – jako że niepotwierdzony przez świadków, należy złożyć na karb „egzagerowania pewnych przeżyć z życia żołnierzy, podnoszenia ich do potęgi wielkiego dramatu”. Jest przekonany, że „mógł tam zajść drobny wypadek lub figiel [sic! – M. S.], który oskarżony przeżył w swoisty sposób i doprowadził do nadzwyczajnych rozmiarów”Do jakichkolwiek granic dochodziły szykany, starzy uważali je za niewystarczające, a w porównaniu z tymi, które oni przechodzili, za nic. Bardzo to możliwe. W sejmie [1934 r.] powiedział ktoś, że materiał ludzki z roku na rok staje się słabszy fizycznie i być może naczelne władze nakazują słabszy kurs. Ale nie wydaje mi się tak znowu pewne, aby kaprale tym się przejmowali. Bardziej prawdopodobne wydaje się przypuszczenie, że w porównaniu z bolesnym osadem na dnie serca starych to, co zaobserwowali u nas, wydało im się za słabe, gdyż oni na nasze męki patrzyli jedynie, i w dodatku bez najmniejszego współczucia, które wytrawione z nich zostało rokiem pobytu tutaj. Wyglądało im to wprost niewiarygodnie, żeby gryzący osad mógł powstać z powodu takich drobiazgów jak łóżko, siady, biegi itp.” (Adolf Rudnicki, Żołnierze, I wydanie, 1933 r.)..
Miałaby to być w istocie jedyna przyczyna sprzeczności w zeznaniach oskarżonego i świadków?... – zastanawia się ktoś, kto przysłuchuje się jako obserwator i nagle staje zdumiony wobec następującego wynurzenia biegłego, który jest znakomitym psychiatrą, lecz nie był i nie będzie krytykiem literackim: – „Ta mania wyolbrzymiania i egzaltacji cechuje wyczyny literackie Chaskielewicza”.
Nikt nie przerywa, nikt nie kwestionuje. Z ust biegłego dowiemy się jeszcze, że autor Pamiętnika i w jednej osobie oskarżony to typ psychopatyczny i niebezpieczny dla otoczenia. „(…) nigdy nie mówi prawdy i nigdy nie kłamie, w miarę jak się rozgrzewa w mówieniu, w pisaniu, sam siebie sugestionuje, podnieca się i uważa, że prawdą jest to, co w danym momencie głosi”.
Wymiana zdań między biegłym a obrońcami, którzy usiłują ustalić, czy stan umysłowy oskarżonego nie podpada raczej pod artykuł 17 K.K., wykluczający wymierzenie kary. Biegły: – Ma tu raczej zastosowanie artykuł 18 Kodeksu Karnego.
Adwokat Honigwill: – Czy sugestionowanie się może być podnietą do zbrodni?
Biegły docent Łuniewski: – Mało prawdopodobne, ale możliwe.
Adwokat: – Czy możliwe jest, ażeby Chaskielewicz mógł wyleczyć się ze swej dolegliwości?
Biegły: – To gorsza sprawa…
Adwokat: – Dziękuję, mnie to wystarczy. Nie mam więcej pytań.
Zakończono przewód sądowy. Nazajutrz – 8 czerwca – przemówienie stron.
Prokurator Żeleński: – W tym procesie chodzi nie tylko o fakty, ale również o imponderabilia. Chaskielewicz powiedział: „Zabiłem, ponieważ byłem bity, torturowany i katowany”. I to „ponieważ” trwa po dzień dzisiejszy. Wachmistrz Bujak od roku nie żyje, ale zarzuty trwają.
Prokurator broni także polskiego munduru: – Ponad sprawę śmierci Bujaka stawiam sprawę czci wojska.
No tak… Mówiąc o motywach zbrodni, prokurator cytuje pisma Chaskielewicza o poglądach, co podkreśla, „antykapitalistycznych” i „antymilitarnych”. – Dla oskarżonego – konkluduje – służba w wojsku jawi się jako poczwarne narzędzie wrogiego kapitalizmu, jakaś apokaliptyczna bestia A tu właśnie fragment dobrej literatury, powieści paradokumentalnej. Jesienią 1934, mniej więcej więc w tym samym czasie, co wyżej opisywane zdarzenia, nadchodzi do studentów list od kolegi, którego „capnęli” do wojska. A w nim m.in.: „Po dwóch tygodniach beznadziejnej walki z samym sobą odnalazłem właściwą postawę wobec tej zmiany w moim życiu: oddałem się ponurej chłopskiej rezygnacji i jestem bliski tego stanu, w którym rekruci z moich stron, obwieszeni wstążkami i umajeni jedliną, piją trzy dni i trzy noce, potem na wpół przytomni wsiadają z kuferkami do pociągu i wyją całą drogę: «Mam ja jeden śliczny zamek, gdzie ma luba przebywa»”. Trochę wcześniej, na studiach, kiedy robili badania antropologiczne, widział w koszarach: „Ten tłum otępiałych ludzi z ogolonymi do sinej skóry głowami zrobił na mnie straszne wrażenie. Zachowywali się jak idioci z zakładu dla psychicznie chorych, mimo że w cywilu byli zgrabnymi, wesołymi, roztropnymi parobkami, drwalami, rybakami, ślusarzami, mechanikami (…) i dawali sobie świetnie radę ze wszystkim, co do nich należało. Nabrałem wtedy podejrzeń, czy aby służba wojskowa nie jest czymś w ogóle przeciwnym naturze człowieka?” (Kornel Filipowicz, Ulica Gołębia, wyd. II, Warszawa 1966)..
Dalej w barwnym toku przemowy Żeleński rozwija wachlarz piór politycznych, patriotycznych i, nie da się ukryć, czyni to na melodię sanacji. – Co Chaskielewicz – pyta – robił w 1920?Podczas wojny polsko-bolszewickiej, 17 sierpnia 1920, po kulminacyjnym momencie bitwy warszawskiej właśnie w Mińsku Mazowieckim doszło do połączenia sił polskich. Gościli tam wówczas Józef Piłsudski, Józef Haller i Charles de Gaulle. Czy był wtedy w Kałuszynie, gdy weszły tam wojska bolszewickie? Odpowiada – że tak. Kałuszyn – zawiesza na chwilę głos – był w 1920 jednym z tych miast (nie wiem, czy można je nazwać polskimi), gdzie wojsko bolszewickie czerwonymi sztandarami witano!
Dużo jeszcze w tym tonie. Komuniści, socjaliści, marksiści, bundowcy, syjoniści, ortodoksi, nawet zwolennicy asymilacji – dla pana prokuratora bez różnicy. Do tego stopnia, że mieszkańców Kałuszyna nazwał „Chaskielewiczami” – Chaskielewicz nie szedł jako jednostka oderwana. Nie tylko Chaskielewicz szedł w takim nastroju do Armii Polskiej. „Chaskielewicze” to jest środowisko, masa!
Z treści wywodu wynika, że inspiracja zbrodni wyszła ze środowiska, z którym zabójcę łączyła więź. Mało tego – tutaj wyraźnie widoczny jest spisek; podżeganie, wręcz sprzysiężenie. Świadczą o tym opublikowane po śmierci Cejlicha artykuły w wychodzącym w języku żydowskim piśmie „Dos Naje Wort”, które prokuratorowi przetłumaczono wraz z tytułem głównym: „Męczeńska krew nie spoczywa”.
– Jeżeli każda zbrodnia jest wyrazem dynamiki nastrojów, to ta zbrodnia wypływa ztakich pobudek. Nienawiść Chaskielewicza i partii, do której należał, do Państwa Polskiego to właściwy motyw zbrodni.
Zrozumiano?! Po tych słowach prokuratora nie ma miejsca na próbę sprzeciwu.
Opinie biegłych. Prokurator się tym nie zajmuje. Odrzuca wszakże tezę o ograniczonej poczytalności. – Chaskielewicz – mówi – nie jest psychopatą, a jeśli jest psychopatą, to tylko wobec Polski.
Przypomina i poucza: – Oskarżałem tu, na tej sali, w sprawie o zabójstwo śp. ministra Pierackiego. W tej samej sali zapadł wyrok śmierci. W demokratycznej Polsce nie ma różnicy, czy była to krew przelana ministra Rzeczypospolitej, czy zwykłego wachmistrza Rzeczypospolitej…
Nazajutrz podobne w tonie przemówienia powodów cywilnych, którzy bronili tezy, że czyn Chaskielewicza był wynikiem spisku i że są jeszcze i inni sprawcy śmierci wachmistrza Bujaka – choć Bogiem a prawdą dziewięciu podejrzanych o współudział przesłuchiwano na okrągło i nic z nich nie wyciśnięto.
Mowy miały charakter wyraźnie antysemicki, bez sensu przytaczać nawet ich fragmenty. Adwokat Suchodolski, który w imieniu rodziny zabitego występował o symboliczną złotówkę tytułem strat moralnych, ogłosił przy okazji, że jako oficer jest faktycznie rzecznikiem pułku. Ma być wyrok śmierci, bo „krew żołnierza polskiego woła o pomstę”, a w przypadku gdyby zapadł inny wyrok, „źle by było, gdyby słowo «pomsta» mogło się znaleźć na ustach Polaka…” Adwokat Wawrzyniak oznajmił, że łączy go z zabitym braterstwo munduru. Racja stanu wymaga – mówił – by wyciągnąć konsekwencje z negatywnego nastawienia Żydów do wojska, a zwłaszcza w regionie Płock, Siedlce, Kałuszyn, w miastach, „gdzie wojsko polskie musiało walczyć nie tylko z wrogiem, ale i z ludnością żydowską, która strzelała do armii polskiej…” Adwokat Kwiatkowski z kolei, z mandatem, co podkreślił, od armii, wyciągnął cytat z Mickiewicza: „Żydzi i Cyganie tam mają swoją ojczyznę, gdzie im dobrze”. Stwierdził, że czyn oskarżonego, któremu zresztą brak hamulców etycznych, był zemstą za Cejlicha. „Zabił tak, jak się zabija w czerezwyczajce. Wara strzelać «Chaskielewiczom» do polskiego żołnierza”. Powodom cywilnym szło jak po maśle. I pod sznurek. Aż mdło.
Strumień ożywczego powietrza. Obrońca oskarżonego, adwokat Dąbrowski, powątpiewa, czy rzeczywiście armia i naród dały przedmówcom legitymację do przemawiania w ich imieniu w ten sposób. – Ukraińcy – mówi – jeszcze niedawno walczyli z Polakami, ale są teraz w polskiej armii i ani im, ani Żydom, którzy są w polskiej armii, nie można robić żadnych zarzutów. Należy dążyć do umożliwienia współżycia tych narodowości!
Adwokat Jan Dąbrowski dodał, że sprawa Chaskielewicza niepotrzebnie zyskała szeroki rozgłos. Podkreślił, że powodowie cywilni doskonale wiedzieli, iż ich mowa rozejdzie się po całej Polsce Należy zwrócić uwagę, że w tym samym czasie prasa relacjonowała odwrotną niejako stronę medalu: proces 49 oskarżonych o najście na Myślenice pod przywództwem związanego ze Stronnictwem Narodowym inż. Adama Doboszyńskiego. Zorganizowane przez Doboszyńskiego bojówki w nocy z 22 na 23 czerwca 1936 opanowały zbrojnie miasto niedaleko Krakowa, nad Rabą. Napastnicy rozbroili posterunek policji, przerwali łączność telefoniczną, porozbijali sklepy żydowskie, a wyniesione z nich towary podpalili na rynku. Bojówki zdewastowały synagogę. Bojówkarze napadli także na starostę powiatu myślenickiego i wychłostali go lub znieważyli (zdaje się, że nie zdołano ustalić szczegółów) „za sprzyjanie kupcom żydowskim i represjonowanie działaczy Stronnictwa Narodowego”. i dlatego operując nieprawdziwymi zarzutami, używali demagogicznych argumentów.
– Wyrok – zakończył – może być tylko jeden: uznający, że czyn popełnił człowiek niepoczytalny. Wyrok nie może rozdrażniać obecnych nastrojów, przeciwnie – powinien załagodzić istniejący stan rzeczy. A uznanie czynu Chaskielewicza za odosobniony może się przyczynić do uspokojenia atmosfery.
Ostatni zabrał głos drugi spośród obrońców oskarżonego, adwokat Ludwik Honigwill.
– Gdyby Polak zabił Polaka – powiedział – nie byłoby takiej sprawy. Powodowie jednak chcą z tego zrobić sprawę polityczną. Widocznie jednak nie są mocni w historii, choć na nią się powołują. Jest długi szereg polskich Żydów uczestników powstań i walk o niepodległość, i ich nazwiska można tu w każdej chwili wyliczyć. Sąd ma sądzić Judkę Chaskielewicza, a nie naród żydowski. Sąd nie jest do tego powołany, żeby sądzić naród żydowski! Śledztwo nie wykazało spisku i prokurator nie postawił tej tezy w akcie oskarżenia. Uczyniono to dopiero na rozprawie (podkr. M. S.). Jak pogodzić rzekomą nienawiść do Polski z Pamiętnikami Chaskielewicza? Po co szukać innego motywu zbrodni, choć jest ten, z którego jasno wynika jeden najwyraźniejszy: nienawiść Chaskielewicza do Bujaka? Pobudek zbrodni trzeba szukać w chorej wyobraźni oskarżonego. Początek jego urojeń zaczyna się w chwili, gdy go wzięto do wojska, i to do ułanów. Znalazł się w warunkach, do których nie był w ogóle przystosowany – do służby wybitnie się nie nadawał.
Mecenas Honigwill, po analizie ekspertyzy biegłych psychiatrów, doszedł do wniosku, że Chaskielewicz to człowiek chory. I jako taki wyrządził krzywdę nie tylko rodzinie Bujaka, lecz także swoim rodakom.
Z motywów wyroku śmierci: „Wyrok skazujący oskarżonego Chaskielewicza na karę najwyższą z artykułu 225 § 1 Kodeksu Karnego za zabójstwo wachmistrza Jana Bujaka sąd okręgowy oparł na całokształcie okoliczności sprawy, ujawnionych w toku przewodu sądowego, mając na uwadze następujące dane i przesłanki”: miał zamiar pozbawienia życia Bujaka i sam nie neguje bezpośredniego zamiaru pozbawienia życia. Słowom Chaskielewicza, że zabił, ponieważ przed dziewięciu laty Bujak, który był dowódcą plutonu, urażał jego godność i znęcał się nad nim – kategorycznie zaprzeczyli świadkowie w śledztwie i na rozprawie sądowej. Słowom Chaskielewicza o głębokiej urazie, jaką żywił dla Bujaka, przeczy okoliczność, „że kiedy po zwolnieniu Chaskielewicza z wojska 7. Pułk Ułanów przejeżdżał na ćwiczenia przez Kałuszyn, Chaskielewicz wyszedł na spotkanie pułku, przywitał się z Bujakiem i przyjaźnie z nim rozmawiał”.
„Przyjaźnie”? A może tylko uprzejmie? Cywilizowani wrogowie nie rzucają się wszak na siebie z pięściami. A poza tym – czyż Chaskielewicz nie chciał sprawdzić, czy wciąż jeszcze uda mu się rozpoznać swojego prześladowcę Bujaka? Czy wreszcie nie dał mu jakiegoś (niestety, sobie samemu tylko wiadomego) znaku, że pamięta i nie wybaczy? (Ale to już temat na powieść psychologiczną). Tak czy inaczej, trudno się zgodzić z tym punktem motywów wyroku.
W tychże motywach metody poniżania stosowane przez Bujaka zostały przedstawione jako, rzec by można, ułańska fantazja; stwierdzono, że „także Żydzi wykluczyli możliwość przewinień, jakie Bujakowi zarzucał Chaskielewicz”. Co znaczy „wykluczyli możliwość”? Jak mogli wykluczyć możliwość? I dalej: „Chaskielewicz był w wojsku łazikiem, symulantem i markierantem”. Ponadto „szkalując pamięć zmarłego wachmistrza polskiego, chciał pomniejszyć wagę swego zbrodniczego przewinienia”. Choć Chaskielewicz formalnie nie należał do partii komunistycznej, w motywach wyroku sąd wyraźnie sugerował, że jako członek oddziału Bundu w Kałuszynie, należący do organizacji „Cukunft”, „Kulturliga” oraz do związku zawodowego robotników przemysłu włókienniczegoUbogi krawiec – czy to dziwne, że należał do związku?, był on pod wpływem komunizmu, pod którego oddziaływaniem pozostawały wszystkie te organizacje. „Na tle jego nastawienia – bezwzględnie wrogiego Państwu Polskiemu, a zwłaszcza jego armii – powstała zbrodnia”. I została popełniona „z całą świadomością i z premedytacją”.
Brak okoliczności łagodzących.
„Chaskielewicz, jako jednostka wybitnie aspołeczna, musi być wyeliminowany. Należy pozbawić go życia”.
Sąd dodał, że wymierzona mu kara to mniej odwet, bardziej „reakcja skierowana ku obronie społeczeństwa”. Zasądzono powództwo o 1 złoty tytułem wynagrodzenia za szkody moralne, zgłoszone przez wdowę Bujakową.
Na posiedzeniu Senatu 11 czerwca 1937 senator Mojżesz Schorr Mojżesz Schorr (1874, Przemyśl–1941, łagier Posty w Uzbekistanie) – polski historyk orientalista, znawca prawa babilońskiego, semitolog, rabin, działacz polityczny, senator II RP, wiceprezydent B’naiB’rith, jeden z twórców nowoczesnej historiografii polskich Żydów. Studiował na uniwersytetach w Wiedniu i we Lwowie, członek PAU, profesor UW. Jako gorący i aktywny zwolennik osadnictwa w Palestynie był przeciwnikiem politycznym Żydów skupionych wokół Bundu, lecz to nie stawało mu na przeszkodzie w walce o prawa człowieka. złożył do Prezydium Rady Ministrów i Ministra Spraw Wewnętrznych interpelację w sprawie przebiegu procesu sądowego Judki Chaskielewicza. Senator Schorr, cytując zdania z mów prokuratora Żeleńskiego, adwokatów Suchodolskicgo i Wawrzyniaka, a także przewodniczącego trybunału, sędziego Posemkiewicza – z ustnych motywów wyroku, oświadczył, że te wypowiedzi stanowią dyskryminację obywatelską ponad trzymilionowej ludności żydowskiej w Polsce. Są znieważeniem wyznania uznanego prawnie!
Jak można – pytał senator Schorr – rozszerzać odpowiedzialność za czyn przestępczy, dokonany przez jednostkę, na jakikolwiek odłam społeczeństwa żydowskiego? Jak można – pytał – insynuować jakiemukolwiek odłamowi tej ludności nienawistny stosunek do państwa polskiego, jego władz i armii polskiej?
„Wobec tego – cytuję – zapytuję rząd, w szczególności Ministra Sprawiedliwości, jakie poczynił zarządzenia w stosunku do podległego mu prokuratora, który obarczył tak ciężkim oskarżeniem społeczeństwo żydowskie…? I czy uważa, że wystąpienia adwokatów Suchodolskiego i Wawrzyniaka są zgodne z prawem zawodowym, wreszcie zapytuję – co zamierza uczynić rząd, by zdjąć ze społeczeństwa żydowskiego rzuconą na nie publiczną hańbę?”„Czas” z 12 czerwca 1937 r.
I trzeba było dużo? Zajście wiosną 1932 w Kałuszynie, sąd i wyrok wiosną do 10 czerwca 1933 w Warszawie, wieść o interpelacji w Senacie 12 czerwca, a tego samego dnia w Krakowie zatrzymano kilku członków Stronnictwa Demokratyczno- Narodowego,którzy kolportowali odezwy antyżydowskie. Wolny kraj – po spisaniu protokołów wypuszczono zatrzymanych na wolność.
A wojsko? Cóż wojsko… Pisał Adolf Rudnicki w 1948, a więc w piętnaście lat po pierwszym wydaniu Żołnierzy, siedząc wygodnie w łódzkim mieszkaniu pakownej kamienicy przy ul. Bandurskiego, przydzielonej pisarzom ocalałym z pożogi II wojny światowej:
„Żołnierze byli wyzwaniem rzuconym sferom wojskowym. Pomimo to nie miałem osobistych przykrości. Na ćwiczenia nie kierowano mnie na miejsce przestępstwa, abym wypił, com nawarzył. Gdybym dzisiaj spróbował opisać życie moich utalentowanych przyjaciół skoncentrowanych w łódzkich domach pisarzy, to albo nikt nie natrafiłby już na mój ślad, albo znaleziono by mnie z rozpłataną głową w moim własnym mieszkaniu. Jan Brzechwa Aluzja do faktu, że mieszkający wówczas po sąsiedzku Jan Brzechwa, poeta znany wszystkim dzieciom, z zawodu był adwokatem. Brat stryjeczny Bolesława Leśmiana, jako specjalista w dziedzinie prawa autorskiego był w dwudziestoleciu międzywojennym i po II wojnie światowej radcą prawnym instytucji związanych z kulturą (ZAiKS-u, Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”) oraz aktywnym działaczem PEN-Clubu. Jako prawnik posługiwał się metrykalnym nazwiskiem Lesman. przekonałby potem wszystkich, że przede wszystkim sam sobie byłem winien” Adolf Rudnicki, Po latach, (w:) Blic. Drobiazgi żołnierskie. Żołnierze. Po latach, Warszawa 1967..
Ha! Gdybyż J. L. Chaskielewicz nie był tak w gorącej wodzie kąpany…