Poprzedni artykuł w numerze
R yszard Kapuściński w reportażu zatytułowanym Wojna futbolowaR. Kapuściński w zbiorze Wojna futbolowa – Jeszcze jeden dzień życia, Warszawa 1988, s. 167 i n. opisuje wybuch wojny między Salwadorem i Hondurasem. Bezpośrednią przyczyną wybuchu tej wojny były dwa mecze piłkarskie między drużynami sąsiadujących krajów Ameryki Środkowej. Znakomity reporter tak opisuje wydarzenia: „Pierwszy mecz odbył się w niedzielę 8 czerwca 1969 roku w stolicy Hondurasu Tegucigalpie. Nikt na świecie nie zwrócił uwagi na to wydarzenie. Drużyna Salwadoru przyjechała do Tegucigalpy w sobotę i spędziła w hotelu bezsenną noc. Drużyna nie mogła spać, ponieważ była obiektem wojny psychologicznej rozpętanej przez kibiców Hondurasu. Hotel otoczyło mrowie ludzi. Tłum walił kamieniami w szyby, tłukł kijami w blachy i w puste beczki. Raz po raz wybuchały hałaśliwe petardy. Przeraźliwie wyły klaksony ustawionych przed hotelem aut. Trwało to przez całą noc. Wszystko po to, żeby drużyna gości, niewyspana, zdenerwowana, zmęczona, przegrała mecz. Następnego dnia Honduras pokonał zaspaną drużynę Salwadoru 1:0 (...) Ale po tygodniu w stolicy Salwadoru – w San Salwadorze, na stadionie o pięknej nazwie Flor Blanca (Biały Kwiat) odbył się rewanż. Tym razem drużyna Hondurasu spędziła bezsenną noc: wrzeszczący tłum kibiców wybił wszystkie okna w hotelu, wrzucając do środka tony zgniłych jaj, zdechłych szczurów i cuchnących szmat. (...) Cały stadion był otoczony wojskiem. Wokół boiska stały kordony żołnierzy doborowego pułku Guardia Nacional z rozpylaczami gotowymi do strzału. W czasie odgrywania hymnu Hondurasu stadion wył i gwizdał. Następnie zamiast flagi narodowej Hondurasu, którą spalono na oczach oszalałej ze szczęścia widowni, gospodarze wciągnęli na maszt brudną, podartą ścierkę. Zrozumiałe, że w tych warunkach zawodnicy z Tegucicalpy nie myśleli o grze. Myśleli, czy wyjdą stąd żywi. «Całe szczęście, że przegraliśmy ten mecz» – powiedział z ulgą trener gości, Mario Griffin. Salwador zwyciężył 3:0”. Następnego dnia wybuchła wojna między tymi krajami.
W roku 1969 wydarzenia w Ameryce Łacińskiej mogły wydawać się dla czytelnika polskiego czymś niepojętym. Jednak – jak pisał Kapuściński – „w Ameryce Łacińskiej granica między futbolem a polityką jest niezmiernie wąska. Długa jest lista rządów, które upadły lub zostały obalone przez wojsko, ponieważ drużyna narodowa poniosła porażkę. Zawodnicy drużyny, która przegrała, są nazywani później w prasie zdrajcami ojczyzny”.
W roku 1998 zamieściłem w dziale „Palestry” zatytułowanym „Czy prawo rzymskie przestało istnieć?”„Palestra” 1998, nr 3–4, s. 83–87. Opublikowany również (w:) W. Wołodkiewicz, Europa i prawo rzymskie. Szkice z historii europejskiej kultury prawnej, Warszawa 2009, s. 362–367. felieton o igrzyskach sportowych w Rzymie, kibicach sportowych i zjawisku tzw. factiones, czyli zorganizowanych grup kibiców, związanych często ze światem przestępczym. Inspiracją tego opracowania były wydarzenia z roku 1997 w Słupsku, a następnie w katowickim „Spodku” oraz w Krakowie, podczas których grupy kibiców sportowych, tzw. szalikowców, potrafiły sparaliżować na wiele dni normalną działalność polskich organów porządku publicznego. Wyraziłem wtedy pogląd, że wydarzenia te „świadczą o bezsilności współczesnego państwa w przeciwdziałaniu wynaturzeniom, które niosą widowiska sportowe. Z drugiej strony, przy pełnej komercjalizacji sportu i ogromnych zyskach związanego z nim lobby, można obawiać się, że nikt nie jest rzeczywiście zainteresowany w likwidacji wynaturzeń związanych ze sportowymi imprezami”. Również kluby sportowe, które powinny podejmować kroki w celu zapewnienia spokoju na imprezach masowych, bywają zakładnikami grup „kibolskich”, którym często same powierzają zapewnienie bezpieczeństwa na stadionach. 14 lat po wydarzeniach z roku 1997 problem zamieszek wywoływanych przez tzw. kiboli stał się znów jednym z najistotniejszych zainteresowań polityków i mediów.
Po wydarzeniach na meczu w Kownie w dniu 25 marca 2011 r. pseudokibice (nazywani kibolami) wywołują wciąż nowe zamieszki: w Bydgoszczy, Warszawie, Poznaniu i w wielu innych miejscowościach, które trudno byłoby nawet wymienić. Opinia publiczna i środki masowego przekazu przez wiele dni zajmują się niemal wyłącznie tym zjawiskiem. Polska „wojna futbolowa” stała się również głównym problemem w polsko-polskiej walce politycznej prowadzonej w przededniu wyborów przez polskie partie polityczne.
Politycy rządowi usiłują podejmować kroki w postaci zakazów odbywania meczów lub niedopuszczenia publiczności do udziału w rozgrywkach piłkarskich. Premier Donald Tusk podczas spotkania z prezesami 16 klubów ekstraklasy wyraził pogląd, że kluby, które mają wiele narzędzi prawnych do ukrócenia wybryków kiboli, robią to bardzo rzadko. „Coraz częściej można odnieść wrażenie, że na stadionach rządzi grupa kibiców, która często poprzetykana jest przestępcami. Przypomina to rządy mafii”. Premier zapowiedział, że jeśli kluby nie zadbają o przestrzeganie prawa, to stadiony będą zamykane, a na trybuny wróci policja.Zob. np. „Gazeta Wyborcza”, 12 maja 2011 r. Również minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski podkreślił, że „kluby bywają zakładnikami grup kibolskich. Niedopuszczalne jest, że za bezpieczeństwo na stadionie odpowiadają osoby, które wcześniej weszły w konflikt z prawem”.Zob. komentarz R. Leniarskiego, „Gazeta Wybocza”, 14–15 maja 2011 r., s. 2.
Tego rodzaju zapowiedzi i poczynania przeciwko zamieszkom na stadionach spotykają się ze sprzeciwem ze strony klubów i stowarzyszeń kibiców, dla których udział w stadionowych igrzyskach daje pokaźne zyski, tak legalne, jak i nielegalne. Ciekawe, że do tych sprzeciwów przyłączają się politycy i tzw. autorytety. Obrona kiboli i krytyka zamykania stadionów dla publiczności wiąże się z atmosferą walki politycznej pomiędzy rządem a opozycją. Ryszard Czarnecki, komentując wystąpienie premiera Tuska przeciw stadionowemu chuligaństwu, mówił: „Lider PO tupie nogą na kibiców. Zapewne ma to ścisły związek z faktem, że od paru tygodni kibice 10 klubów piłkarskich w Polsce wieszają antyrządowe – a ostatnio anty-Tuskowe – transparenty. Cóż, taka mała zemsta małego premiera”.Zob. felieton W. Czuchnowskiego, „Gazeta Wyborcza”, 7–8 maja 2011 r., s. 3. A Piotr Lisiewicz zamknięcie stadionów Legii i Lecha określa jako atak na kibiców należących „do najbardziej zaangażowanych w działania patriotyczne i w krytykę rządu”.Ibidem. Adam Lipiński w wywiadzie zamieszczonym w „Rzeczpospolitej”Zob. „Rzeczpospolita”, 6 maja 2011 r., s. A-7. na zapytanie dziennikarza M. Suboticia odpowiada: „Nie prowadzimy żadnych rozmów ani nie mamy kontaktów z grupami kibiców. To jest ruch żywiołowy. Ich zachowanie chyba (podkreślenie – W.W.) nie wpisuje się w grę polityczną”. Na co dziennikarz rzuca pytanie: „To naiwność czy hipokryzja z Pana strony?”. A ksiądz Jarosław Wąsowicz mówi:Cytowany w artykule W. Wybranowskiego („Rzeczpospolita”, 7–8 maja 2011 r., s. A-4). „Sposób, w jaki rząd próbuje walczyć z kibolami, nie przyniesie rezultatu. Jedyny sposób to wspierać stowarzyszenia kibicowskie. One krzewią patriotyzm, proponują akcje społeczne, pokazują młodym inny model kibicowania, inny sposób na życie”.
Podobne do współczesnych zjawiska związane z widowiskami teatralnymi i sportowymi występowały również w starożytnym Rzymie. W okresie cesarstwa występowały zorganizowane grupy, zwane młodzieńcami – iuvenes. Tworzyły one stowarzyszenia, zwane sodalicia (corpora) iuvenum, zbliżone w swym modelu do greckich efebii. Były one popierane przez cesarza Augusta. Ich pierwotnym celem było przygotowanie warstwy kierowniczej imperium. Poczynając od II wieku n.e., zaczęto używać wobec tych grup nazwy collegia, co wiązało się z możliwością posiadania znacznego majątku. W inskrypcjach i źródłach literackich występują często wzmianki o darowiznach mortis causa dokonywanych na rzecz iuvenes. Młodzieńcy, organizując widowiska i biorąc w nich udział, wywoływali często awantury i starcia. Przeradzali się w zwyrodniałe grupy, odpowiadające dzisiejszym kibolom. Byli też wykorzystywani w rozgrywkach politycznych.Zob. M. Vanzetti, „Iuvenes” turbolenti, „Labeo. Rassegna di diritto romano” 1974, nr 20, s. 77 i n. Tamże cytowana bogata literatura przedmiotu.
Obok oficjalnych stowarzyszeń iuvenes istniały również collegia nielegalne oraz tzw. factiones (często połączone z grupami przestępczymi), wywołujące bójki podczas widowisk. Zamieszki wywoływane przez zorganizowane grupy przestępcze potrafiły sparaliżować życie w miastach imperium. Grupy te stanowiły również instrument sprawowania władzy. Cesarze paktowali niekiedy z poszczególnymi factiones, wykorzystując zamieszki do faworyzowania swych zwolenników i niszczenia przeciwników.
Ciekawa jest relacja Prokopiusza z Cezarei, który opisuje podział ludności Konstantynopola na dwa stronnictwa (factiones): niebieskich (popieranych przez Justyniana) i ich przeciwników, zielonych: „Ludność dzieliła się na dwie fakcje i Justynian, przyłączywszy się do Błękitnych, których zresztą i przedtem popierał, zdołał wszystko doprowadzić do stanu zamętu i zamieszania. (...) A co więksi awanturnicy wśród Zielonych również, rzecz jasna, nie siedzieli cicho, lecz popełniali niezliczone przestępstwa. (...) Z początku Błękitni uśmiercali tylko członków wrogiej fakcji, ale z czasem zaczęli zabijać także tych, którzy im w niczym nie zawinili. Często zdarzało się, że ktoś ich przekupił i wymienił nazwiska swych osobistych wrogów, których ci natychmiast uśmiercali; nadawali im przy tym miano Zielonych, chociaż ich w ogóle nie znali. Wszystko to nie działo się już pod osłoną ciemności czy też w ukryciu, lecz o każdej porze dnia i we wszystkich stronach miasta, nieraz na oczach bardzo czcigodnych obywateli, którzy się tam przypadkiem znaleźli. Nie musieli przecież ukrywać swych zbrodni, bo nie bali się kary; przeciwnie, przejawiali nawet pewną żądzę sławy i popisywali się siłą i odwagą, pokazując na przykład, że jednym ciosem potrafią uśmiercić nieuzbrojonego przechodnia”.Prokopius z Cezarei, Historia sekretna, Warszawa 1977, s. 57 i n. Charakterystyczna jest również dyskusja, która odbywała się na stadionie, w obecności cesarza, pomiędzy przedstawicielami obu stronnictw: „Niebiescy: «Wy jesteście jedyną fakcją w hipodromie, w której znajdują się mordercy». Zieloni: «Wyście zamordowali, a potem uciekli. (...) Kto zabił syna Epagathusa, czyżby Cesarz? Mandator (przemawiający w imieniu cesarza Justyniana): «Wyście go sami zabili i fałszywie oskarżacie Niebieskich». (...) Zieloni: «(...) Wiem wszystko, ale nic nie powiem. Żegnaj sprawiedliwości, nie ma cię już więcej! (...)»”.Dyskusja między Cesarzem Justynianem, Niebieskimi i Zielonymi – Theophanes, Chron. Pasch, według A. Cameron, Circus Factions. Blues and Greens at Rome and Byzantium, Oxford 1976, s. 319–322.
O zjawisku walk stadionowych urządzanych przez nielegalne stowarzyszenia iuvenes pisze jurysta Callistratus (III w. n.e.). Opisuje też sposoby przeciwdziałania tym wynaturzeniom: „Pewne osoby, które zwykły się nazywać młodzieńcami (iuvenes), przyzwyczaiły się urządzać powszechne awantury w niektórych niespokojnych miastach. Jeżeli nie czynili nic ponad to, i nie byli uprzednio upominani przez prezesa prowincji, puszczano ich po wychłostaniu albo też zakazywano uczestniczenia w publicznych widowiskach. Lecz jeżeli po takim ukaraniu czyniliby to samo, powinni być karani wygnaniem, a niekiedy karą główną, na przykład wtedy, gdyby często powodowali zamieszki i niepokoje lub gdyby złapani kilkakrotnie i potraktowani łagodniej trwali nadal w swej zuchwałości”.D.48,19,28,3: Solent quidam, qui volgo se iuvenes appellant, in quibusdam civitatis turbulentis se adclamationibus popularium accommodare. Qui si amplius nihil admiserit nec ante sint a praeside admoniti, fustibus caesi dimittuntur aut etiam spectaculis eis interdicitur. Quod si ita correcti in eisdem deprehendantur, exilio puniendi sunt, nonnumquam capite plectendi, scilicet cum saepius seditiosae et turbulente se gesserint et aliquotiens adprehensi tractati clementius in eadem temeritate propositi perseveraverint.
Inny jurysta, Ulpian (III w. n.e.), pisząc o zadaniach prefekta miejskiego (praefectus urbi), podaje, że jego zadaniem było zachowanie spokoju podczas igrzysk: „Do zadań prefekta miejskiego należy zachowanie spokoju ludu i porządku widowisk. Słusznie zatem powinien mieć żołnierzy czuwających nad spokojem ludu i donoszących mu co i gdzie się odbywa. Mógł on zakazywać, czasowo lub na stałe, prowadzenia handlu, występowania przed sądem i na forum publicznym. Mógł też zakazywać udziału w widowiskach (...)”.D.1,12,1,12: Quies quoque popularium et disciplina spectaculorum ad praefecti urbi curam pertinere videtur: et sane debet etiam dispositos milites stationarios habere ad tuendam popularium quietem et ad referendum sibi quid ubi agatur. 13. Et urbe interdicere praefectus urbi et qua alia solitarum regionum potest, et negotiatione et professione et advocationibus et foro, et ad tempus et in perpetuum: interdicere poterit et spectaculis: et si quem releget ab Italia, summovere eum etiam a provincia sua.
Jak widać, zamieszki wywoływane przez kibiców sportowych oraz dyskusje nad możliwymi sposobami przeciwdziałania im nie są zjawiskiem nowym. Przeciwnie – problem ten był w historii dobrze znany i borykały się z nim już społeczeństwa starożytne. Wśród kar wymierzanych niespokojnym kibicom w Rzymie były kary cielesne, wygnanie i kara śmierci. Władza mogła podejmować również środki zabezpieczające w postaci zakazu uczestniczenia w publicznych widowiskach.
Współcześni politycy obracają się w zaczarowanym kręgu. Z jednej strony mówią o zwalczaniu zamieszek wywoływanych przez kibiców sportowych, z drugiej zaś nie chcą narazić się potężnym grupom kibiców i lobby związanemu ze skomercjalizowanym sportem. Do obrony kiboli przyłączają się również politycy – kibice i kibole oraz bogate kluby sportowe to przecież również ich potencjalni wyborcy lub sponsorzy. W felietonie Ogórka, zatytułowanym Wyborcy na odwrót, autor pisze: „Z poparciem piłkarskich kiboli Jarosław Kaczyński odbudowuje etos przedwojennej inteligencji. Jak w ’39 roku, stadionowi bandyci oddadzą państwu wszystkie kosztowności, które wcześniej pozbierali od przechodniów. Tymczasem inteligencja – z wyjątkiem czworga profesorów, w tym jednej specjalistki od wsi – popiera Tuska, który w zamian buduje tylko stadiony. Jego wyborcy muszą potem uciekać – nazywa się to ucieczka elektoratu”.Ogórek na niedzielę, „Gazeta Wyborcza”, 21–22 maja 2011 r., s. 1.
Po czterdziestu latach od opisanej przez Ryszarda Kapuścińskiego latynoskiej „wojny futbolowej” widać, jak bardzo sytuacja w Polsce się zlatynizowała.