Poprzedni artykuł w numerze
Wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy
listek na wodzie albo kroplę rosy
I wie, że one są – bo są konieczne
Czesław Miłosz
N ie stanie się pisarzem ktoś, komu brakuje odwagi. Może najwyżej być mianowany pisarzem.
Miłosz był odważny. Poprzez prawdę artystyczną, dyktowaną i formą, i głosem serca, i potężną siłą witalną dochodził do przedstawienia rzeczywistości. Jego dzieła to nie obraz naturalistyczny – to krwisty realizm, czysty romantyzm i metafizyka. Doskonały trójkąt.
Odwaga nie idzie w parze z ostrożnością. Kiedy pisał powieść Zdobycie władzy i esej Zniewolony umysł, narażał się kolegom – łatwym do rozszyfrowania prominentom życia literackiego w Polsce w latach stalinizmu. Wielu spośród tych czytelników, dla których tamte czasy to już historia, ma za złe pisarzowi, że kolegów przyłapywał na brzydkich moralnie rzeczach. Trzeba wyjaśnić: Miłosz tworzył oryginalne formy literackie. Zawarł w nich prawdę o szalbierstwach władzy. Modele jego to byli ci sami, którzy – na tej władzy skinienie – opluwali Miłosza, nadając donosom formę wierszy i poematów.
Stało się to po głośnym incydencie. Miłosz także i w życiu zrobił krok wymagający wielkiej odwagi. W 1951 r. w Paryżu poprosił o azyl polityczny. Prawnik z wykształcenia, od 1945 r. był radcą kulturalnym przedstawicielstw PRL w Stanach Zjednoczonych i we Francji. Dlaczego podjął decyzję, która odrywała go od tysięcy czytelników? „Byłem zaangażowany w Grę: ustępstw i zewnętrznych oświadczeń lojalności, podstępów i zawiłych posunięć w obronie pewnych walorów”. W 1945 było inaczej, w 1951 skończyła się wolność twórców.
Mąż i ojciec. Opluty w kraju, znalazł schronienie u Zofii Hertz i Jerzego Giedroycia. W Maisons-Laffitte był na skraju załamania.
Przetrwał kilka lat niedostatku. I na Zachodzie, i za oceanem miał przyjaciół, którzy znali jego przedwojenne wiersze katastroficzne, wojenne metafizyczne, jego postawę jako członka redakcji postępowych wileńskich „Żagarów” i bezkompromisowość w audycjach radia wileńskiego, za które wyleciał z posady. Miłosz objął katedrę języków i literatur słowiańskich na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Wykładał tam przez 20 lat. Pisał po polsku, miał mniej niż garstkę czytelników, wydawałoby się, że tak będzie do końca, każdy wieczór zakończony szklanką burbona. Nieuleczalna choroba żony; nie spodziewał się, że stanie się dla unieruchomionej najbliższej pielęgniarzem, że będzie dla niej i dla synów gotował, zmywał naczynia. Tłumaczył biblijne Psalmy, Księgę Hioba. Z greki, z hebrajskiego.
Tworzył jak zwykle pięknie, mało ostrożnie, z malowniczą przesadą, która drażniła zarówno klerków, jak i oportunistów, a która podniecała ludzi wolnych. Ileż dyskusji – i merytorycznych, i naukowych, i artystycznych – wywołały jego wiersze lub ich fragmenty: była czy nie była czynna kolorowa karuzela w Warszawie tuż przy murze getta, ten napęd wstrząsającego wiersza Miłosza Campo di Fiori (z r. 1941, stał się w latach 80. XX w. punktem wyjścia głośnego eseju Jana Błońskiego Biedny chrześcijanin patrzy na getto). Wers w uniesieniu wpisany w Traktat moralny – „jest ONR-u spadkobiercą partia” także wywołał zajadłe dyskusje. Partia to PZPR (wcześniej PPR), a ONR, wiadomo. Otóż w Traktacie nie chodziło o ideologię, chodziło o metody silnej grupy w aparacie władzy.
Czesław Miłosz urodził się 30 czerwca 1911 r. w Szetejniach, na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, dorastał w szacunku dla różnorodności na styku narodów i kultur. Potem Wilno, szkoły i Uniwersytet Stefana Batorego. Więzi w „Żagarach”. W 1933 poetycki debiut książkowy. Niechęć do nacjonalizmu przejawiał przez całe życie. Jako student był świadkiem brutalnych akcji Młodzieży Wszechpolskiej, getta ławkowego… Okupację przetrwał w Warszawie. Był wtedy woźnym w bibliotece uniwersyteckiej i pisał wiersze, powielał je pod pseudonimem; znalazły się w tomie Ocalenie, wydanym w Polsce w 1945.
W USA wydał kilkanaście książek: każda z jego powieści, każdy zbiór esejów, każdy tom wierszy – to dzieło najwyższej próby. Pracował, jak ten ogrodnik z jego wiersza, który w obliczu końca świata, jak zawsze, „przewiązuje pomidory”. W Polsce prawie nieobecny jako twórca, za oceanem wydał w 1977 esej filozoficzno-poetycki Ziemia Ulro, w którym sprzeciwił się racjonalizmowi współczesnego świata.
10 grudnia 1980 r. otrzymał literackiego Nobla. Jury doceniło polskiego poetę za „bezkompromisową wnikliwość w ujawnianiu zagrożenia człowieka w świecie pełnym gwałtownych konfliktów”.
„Jestem częścią polskiej literatury, która jest względnie mało znana w świecie, gdyż jest niemal nieprzetłumaczalna – mówił Noblista w sztokholmskim ratuszu. – Porównując ją z innymi literaturami, mogłem ocenić jej niezrównaną dziwaczność. Jest to rodzaj tajnego bractwa mającego własne obrzędy obcowania z umarłymi, gdzie płacz i śmiech, patos i ironia współistnieją na równych prawach”.
W 1981 wreszcie słuchało się wierszy Czesława Miłosza na antenie Polskiego Radia. Wyszło na jaw, że poeta może mieć świetny głos, znakomitą dykcję i że wolno mu bywać aktorem. Wrócił do Polski i pokazał wszystkim, ile dobrego jeszcze można zrobić. Nie wolno mu było zgrzybieć; pochował także drugą żonę, stracił oparcie. Musiał się trzymać. Tym, co jeszcze napisał, można by obdzielić dorobek kilkudziesięciu twórców.
Osiadł w Krakowie. Z okna mieszkania w starej kamienicy miał widok na ścianę zieleni. W 2002 pisał: „Materializm, owszem. / Pod warunkiem, że będzie doskonale dialektyczny. / To znaczy potrafi żonglować sercem i głową, / duszą i ciałem, życiem i śmiercią, / Że nie będzie unikać pytania o rzeczy ostateczne, / I uzna za równie ważne argumenty wierzących i niewierzących.”… Zmarł 14 sierpnia 2004 r. Został pochowany w Krakowie, w Krypcie Zasłużonych na Skałce.