Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 7-8/2011

Adwokata Stanisława Mikke. Wybór felietonów-esejów Bez togi

Kategoria

Udostępnij

K siążka, która stała się asumptem mojego swoistego wspomnienia o Adwokacie Stanisławie Mikke, to pokaźny tom, liczący 518 stron, zawierający wybór tekstów opublikowanych w latach 1993–2010 na łamach „Palestry” oraz kilka odczytów i opowiadań. Wstępnego wyboru dokonał jeszcze sam Autor, ale uzupełniony został on o dodatkowe materiały przez nieocenionego współpracownika Autora dr. Adama Redzika, który z właściwą mu precyzją naukową pogrupował całą działalność literacką i publicystyczną chronologicznie i rzeczowo. Zredagował też życiorys naszego zmarłego Przyjaciela, nie zostawiając miejsca na luki czy przeoczenia, które przecież w każdym takim opracowaniu mogłyby się znaleźć.

Stanisław Mikke to literat o wyrobionym w kręgach ludzi literatury nazwisku. Gdy co jakiś czas usilnie namawiałem Go, żeby jeszcze coś „dużego” rzucił na rynek czytelniczy, odpowiadał mi zawsze, że nie ma na to czasu. Wówczas milkłem, znając Jego rozmach życiowy nakazujący mu istnieć w wielu przestrzeniach publicznych. Profesjonalnych, był przecież znanym adwokatem, działaczem na forum państwowym, samorządowym, był sędzią Trybunału Stanu RP, wielokrotnym wiceprezesem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Bardzo kochał rodzinę, Matkę, Żonę i dzieci, którym trzeba było zapewnić godziwy standard materialny. Milkłem, ale znając na wskroś temperament literacki mego rozmówcy, chciałem od Niego ciągle czegoś więcej. Nie zdążył. Jego życie zostało przerwane.

Mam nieodpartą potrzebę odwołania się in extenso do słów z przedmowy do Wyboru napisanej przez obecnego Redaktora Naczelnego „Palestry” adw. Czesława Jaworskiego: „Był jednym z nas. Z tysięcy, tysięcy prawników, adwokatów. Ale więcej wiedział. Więcej rozumiał. Więcej czuł. Był jednocześnie prawnikiem, historykiem, psychologiem i socjologiem, terapeutą i nauczycielem, mądrym obserwatorem i doradcą, teoretykiem i praktykiem, działaczem samorządowym i państwowym, pisarzem i poetą. Był człowiekiem powołanym do czynienia dobra i utrwalania tego, co ważne i wartościowe. Martwił się o przyszłość. Przewidywał różnego rodzaju scenariusze. Jego zawołaniem  mogło być Piotrowe contra spem spero (z listu św. Pawła do Rzymian 4,8). Nawet wbrew nadziei starał się zaszczepiać nadzieję. Budował krytyczny optymizm”. Słowa powyższe są najlepszą rekomendacją, aby przeczytać uważnie omawiany Wybór.

Ktoś może powiedzieć: ja już to przecież czytałem w „Palestrze”. Tak, to prawda, ja to też w ciągu tych siedemnastu lat czytałem. Ale powiem szczerze, inaczej się czyta, gdy wszystkie teksty są zebrane w jednym tomie. Wówczas w całej pełni ukazuje się filozofia życia Autora. Idee, przesłania. Między tekstami istnieje swoista więź. Jest nią walka intelektualna o coś ważnego, o wartości niezbywalne dla ukochanej przez Autora Adwokatury, ale jeszcze bardziej troska o utrwalenie bytu niepodległej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Troska o właściwy kształt niezależnego samorządu adwokackiego, o etykę i godność zawodu adwokata.

Po lekturze ujrzycie szczególną osobowość naszego adwokackiego Autora. Jej wymiar moralny, a jednocześnie troskę o właściwy odbiór roli Adwokatury w szerokiej świadomości społecznej. Niegdyś bywaliśmy entuzjastycznie niemal noszeni na ramionach większości ludzi świadomych tego, co się w Polsce stało. Zauważono odważną postawę adwokatów, którzy poparli opozycję polityczną w krytycznych momentach rodzenia się „Solidarności”. Potem, gdy te nastroje opadały, stawaliśmy się nieoczekiwanie przedmiotem szykan różnych organów władzy już przecież wolnego Państwa Polskiego. To było przykre, przyznacie. Byliśmy atakowani za rzekomo ksenofobiczną obronę własnych interesów materialnych. Że niby adwokaci przede wszystkim zabiegają o „kasę”, o luksusowy byt. Nie zauważano, że zdecydowana większość członków adwokatury chciała jedynie przyzwoitego, ale wcale nie błyszczącego bogactwem standardu życiowego, za cenę bardzo ciężkiej, stresującej zazwyczaj pracy. Każdy, kto jest lub był przez długie lata adwokatem, doskonale jest tego świadom. Różne gremia chciały rzeźbić adwokaturę na swój sposób. Autor to widział i o tym pisał. Ale pisał również o względnym materialnym niedostatku niektórych innych grup prawniczych. O kiepskim wyposażeniu technicznym sądów, o ich „zapuszczonym” wyglądzie. Teraz to się radykalnie zmienia i wszyscy jesteśmy z postępu w tej mierze zadowoleni. Pisał też o niezbyt kulturalnym odnoszeniu się poszczególnych członków magistratury sądowej do adwokatów, występującej swoistej arogancji tejże części magistratury. Osobiście nigdy tego nie doświadczyłem, żadnego lekceważenia, przeciwnie – stykałem się często na sali sądowej z wręcz ochronnym stosunkiem względem zaawansowanego wiekiem adwokata. Ale może miałem tu szczęście, może urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą? Nigdy przecież nie musiałem być i nie byłem serwilistycznie uprzejmy. Wystarczał takt i należny Sądowi szacunek. Jeszcze na dobrej aplikacji nauczono mnie tego. „Sąd to twoja Macierz”. Uczyli mnie dobrzy patroni. A gdzie oni są dziś, gdy tysiące młodych ludzi szturmuje przecież otwarte drzwi do adwokatury? Kto ich będzie uczył dobrych manier zachowania przed Sądem? Staś Mikke może widział większe spectrum tego zjawiska, ale nigdzie w Jego tekstach nie dojrzymy ani śladu antagonizowania adwokatów z magistraturą. Przeciwnie. Każdy Jego tekst na tematy sądowe to minitraktat jak być dobrym adwokatem, jak zawód wykonywać etycznie, z godnością.

W świetnym felietonie Być adwokatem zastanawia się, co oznacza art. 28 pkt 1 p.o a., stanowiący, że adwokat z ważnych powodów może odmówić zainteresowanemu pomocy prawnej. Żadne względy polityczne nie wchodzą tu w rachubę. Polscy adwokaci z urzędu bronili zbrodniarzy hitlerowskich i czasami z wyboru komunistycznych oprawców. Bronili Kocha, gauleitera Prus Wschodnich, który i Ukrainę zalał krwią,  gauleiterów Gdańska, Pomorza i Poznańskiego. Pamiętam jak pewien adwokat po powrocie z misji zagranicznej, w której przez parę lat reprezentował Rzeczpospolitą, podjął się obrony gangstera. Ile niesmaku okazywano temu przypadkowi obrończemu. Jak mógł tak szybko zamienić strój dyplomatyczny na togę adwokacką obrońcy gangstera? Twierdzę, że mógł, że poprzednie dostojeństwo, gdy wrócił do pozycji adwokata, nie zmuszało go do odmowy obrony z „ważnego powodu”. Adwokat Mikke o tym nie pisał, ale zadał sobie pytanie, czy mógłby bronić Soprunienki, zbrodniarza katyńskiego, strzelającego w tył głowy polskim oficerom. Czy On, odkopujący groby katyńskie i z pietyzmem trzymający w rękach rozstrzelane czaszki polskich bohaterów, miałby prawo odmówić obrony tego masowego zabójcy? Pewien znany pisarz historyczny (przypadkiem znam jego nazwisko) powiedział naszemu Autorowi: „Tak, byłby to twój święty obowiązek podjęcia się tej obrony”. Adwokat, zdaniem pisarza, wykazałby w ten sposób najwyższą odpowiedzialność moralną i zdałby najważniejszy egzamin adwokacki. I mówi Stanisław Mikke, że słowa owego pisarza ciągle do niego wracają.

Jako Sędzia Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury i przewodniczący składu sądziłem kiedyś, dawno temu, przypadek młodego adwokata, który odmówił przyjęcia obrony z urzędu sprawcy ohydnego złodziejskiego zaboru z kościoła najwyższej klasy relikwii religijnej – i zniszczenia tejże relikwii. W Sądzie Dyscyplinarnym w pierwszej instancji adwokackiej został łagodnie potraktowany. Bronił się we wniesionym odwołaniu, że pochodzi z rodziny katolickiej znanej w całym mieście, gdzie wykonuje praktykę adwokacką, i na podjęcie się obrony złodzieja relikwii nie pozwala mu sumienie oraz wzgląd na rodzinę. Sąd, w którym brałem udział, karę dyscyplinarną utrzymał w mocy, z uzasadnieniem, że zabrakło nam, Sędziom, odwołania od nazbyt łagodnej kary ze strony Rzecznika Dyscyplinarnego. Gdyby takie odwołanie wpłynęło, mógłby ów młody adwokat w naszym składzie „liczyć” na karę zdecydowaniu surowszą. Przy okazji trzeba nadmienić, że w aktach personalnych owego młodego adwokata znaleźliśmy doskonałe świadectwo ukończenia przez młodego katolika tak zwanego Wieczorowego Uniwersytetu Marksizmu-Leninizmu. Do tej „uczelni”, jak sądziliśmy, nikt go – katolika – pod lufą pistoletu nie prowadził. A więc chyba czysta hipokryzja?

Jako Przewodniczący Komisji ds. Etyki w ciągu kilku ostatnich kadencji NRA adw. Stanisław Mikke uwspółcześniał razem z gronem członków tejże Komisji nasz adwokacki Kodeks etyki. Byłem członkiem tej Komisji. I ta praca była uzasadniona, bo zmieniające się warunki życia i pracy adwokata wpływają na normy etyczne. Był jednak zdecydowanie przeciwny panoszącej się we wszystkich prawie mediach reklamie adwokatów. Szeroka informacja dotycząca adwokata – tak, reklama – nie. Czy ten pogląd utrzyma się dziś, gdy wielu adwokatów wręcz pragnie reklamy? Ta część adwokatów zgoła bezpodstawnie sądzi, że reklama przyniesie im napływ klientów i poprawi w ten sposób poziom ich egzystencji. Zdają się nie wiedzieć, że gdy „bitwa na reklamę” przerwie wszelkie tamy, właśnie „reklamiarze” poniosą największe straty w statusie zarówno moralnym, jak i materialnym. Natrętna reklama ośmiesza reklamującego się adwokata i budzi do niego częstokroć sporą dozę nieufności. Adwokatura dba i powinna dbać nadal o dobry swój wizerunek.

Teksty mają różnorodną tematykę. Oprócz zagadnień adwokackich największą troską Autora było zachowywanie pamięci narodowej we wszelkich możliwych kierunkach. Jako Wiceprzewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa był przyjacielem Andrzeja Przewoźnika, Sekretarza ROPWiM, wybitnej postaci w wymiarze dbałości  o piękną, ale i bolesną historię Polski XX wieku. Obaj zginęli na posterunku w locie do Katynia. Ileż Oni dobrego zrobili, by zbrodnia katyńska stała się wiadoma całemu cywilizowanemu światu! Dlaczego obaj przypłacili swoją misję śmiercią? Stanisław Mikke i Andrzej Przewoźnik, dwaj polscy patrioci, strażnicy cmentarzy polskich żołnierzy, poległych na całym ogromnym teatrze wojennych zmagań w II wojnie światowej o wolną, suwerenną, podkreślam ciągle, Najjaśniejszą Rzeczpospolitą. W tym duchu przemawiali do nas przez radio zachodnie polscy mężowie stanu w okresie okupacji hitlerowskiej. Szczególne zasłużone tu było radio brytyjskie. Niezapomniana, legendarna BBC. Pisałem o tych audycjach i okolicznościach, w których ich wysłuchiwałem. To były słowa nadziei i wsparcia w walce z okupantem.

Drogi Staś Mikke, obrońca polskiej pamięci narodowej, zarówno w bezpośrednich rozmowach, jak i w swoich tekstach mówił niezwykle ciekawie o stanie polskich cmentarzy wojennych. Tych utrzymanych w pięknym stylu, jak cmentarz żołnierzy poległych pod Monte Cassino czy cmentarz poległych w walkach o Bolonię. Mówił o cmentarzu pod Narwikiem, często odwiedzanym przez polskich turystów, ale i o zupełnie zaniedbanym cmentarzu naszych żołnierzy w Tobruku. Szczególnie to było rażące, że nieopodal znajdowało się wspaniałe Mauzoleum Chwały żołnierzy Wehrmachtu. Źle wyglądały cmentarze na terenie Iranu, gdzie umarło wielu polskich żołnierzy i członków polskich rodzin po exodusie i koszmarnych przejściach na terenie byłego ZSRR w 1942 r. Wszystkie te cmentarze pozostawały w sferze głębokiego zainteresowania Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Dzięki takim postaciom jak adwokat Stanisław Mikke wydobyto z niepamięci stu kilkudziesięciu adwokatów, oficerów, zamordowanych na terenie ZSRR, obecnie Federacji Rosyjskiej, Ukrainy i Białorusi. W Katyniu, Miednoje, Charkowie (Twerze) leżą ich doczesne zmasakrowane ciała. A ile jeszcze jest szczątków ciał żołnierzy polskich z tzw. list białoruskiej i ukraińskiej, w nieodkrytych miejscach kaźni, gdzie powinny powstać polskie cmentarze wojenne? Dwaj polegli na posterunku Przyjaciele chcieli dalej kontynuować swoje dzieło. Kto po nich ten szlachetny, ale i straszliwy ciężar przejmie? Czy będą tak ofiarni, jak ich poprzednicy?

W pracy na rzecz pamięci narodowej trzeba szczególnej ofiarności. Tu się nie pracuje dla osobistej chwały i poklasku. To dzieło, tę tradycję trzeba mieć we krwi lub sobie ją ukształtować. Trzeba mieć sporo charyzmy osobistej. Jestem tym postaciom, strażnikom pamięci narodowej, szczególnie wdzięczny. Mój ojciec, oficer, zastępca dowódcy 103. pułku szwoleżerów, uniknął Katynia, ponieważ po przegranej kampanii wrześniowej, podczas której bił się z bolszewikami na tzw. ścianie wschodniej, internowany na Litwie, via Sztokholm, dzięki pomocy Polonii Litewskiej, dostał się w końcu do Francji, a finalnie wylądował w gościnnej Szkocji. Jednakże mój kuzyn, ppor. artylerii 22-letni Bartosz Czulak, ranny podczas kampanii wrześniowej, zaginął bez wieści na Wschodzie. Na jakiej liście się znajduje? To było zadanie niepisane dla Stasia Mikke i Andrzeja Przewoźnika. Ciągle czekałem na sygnał, że znaleziono jakiś ślad.

Pamiętam, jak w dalekim Kotłasie szukał mogiły swego stryja Stanisława Mikke. Stryj został zamęczony w łagrze, którego położenie udało się Autorowi ustalić, mogiły niestety nie znalazł. Adwokat Stanisław Mikke nie pozwalał wraz z podobnymi Mu obrońcami pamięci, by „polskie rany zarastały błoną podłości”. Można mordercom przebaczyć, może nawet po chrześcijańsku trzeba, ale pamięci się pozbywać za żadną cenę nie można. Sugestywnie pisał o tym nasz Autor w eseju Wolność wielką ceną okupiona. Esej zaczyna  cytatem z Jana Pawła II (Watykan, 15 lutego 2003 r.): „Dbajcie o pamięć o Zmarłych, jest ważnym świadectwem dla Żywych”. Stanisław Mikke zauważył, że powszechnie znane jest umiłowanie pokoju przez Jana Pawła II, ale znane jest też silne przywiązanie tego Papieża do idei wolności, która tkwi, jak się wyraził, „w duchu europejskim”.

Pisał też o „Solidarności” w eseju Oddech wolności. Określał tu własne uniesienia. „Solidarność” to dla Niego była „jutrzenka swobody”, „jaskółka wolności” obejmująca wszystkie kręgi społeczne w Polsce. Przypomniał jednocześnie, że 31 sierpnia 1980 r. zdecydowanie starszy adwokat gdański powiedział przy Nim, obserwując przebieg uroczystości podpisania porozumień gdańskich: „Pamiętajcie, że jest to największe oszustwo PRL-u, władza dziś upokorzona podniesie się z kolan, nie ustąpi. Gra na czas. Zbierze siły i uderzy”. I sprawdziło się to w grudniu 1981 roku. Stanisław Mikke opisał znakomicie i dokładnie powstanie Cmentarza Orląt we Lwowie w latach 20. XX wieku w eseju Orlętom Białe Róże i jego odbudowę przez ROPWiM. Przejmujące są Jego opowiadania zamieszczone w Wyborze: wydrukowane uprzednio w miesięczniku „Odra” (1985 r., nr 6) – Uśmiech Madonny oraz w miesięczniku „Twórczość” opowiadanie Trąbka (2010 r., nr 7).

Stanisław Mikke dwoił się i troił, żeby jak najwięcej swoich przemyśleń przekazać kolejnym pokoleniom adwokackim. Chciał jeszcze upamiętnić całą tragedię masowej zbrodni na Litwie, w Ponarach. Planował książkę. Nie zdążył.

Najbardziej dramatyczny tekst z książki to ten, który miał być wygłoszony przez Autora w Moskwie 26 kwietnia 2010 r. Z powodu tragicznej śmierci referenta w dniu 10 kwietnia 2010 r. przygotowany uprzednio tekst został przeczytany w języku rosyjskim właśnie w owym dniu 26 kwietnia 2010 r., kiedy w Polsce, w Warszawie, odbywał się równolegle czasowo pogrzeb śp. Stanisława Mikke. O znaczeniu ekshumacji i mogił w pamięci o Ofiarach – to jego tytuł. Motto wzięte zostało przez Autora z twórczości laureata Nagrody Nobla Güntera Grassa, który powiedział przed niedawnymi laty: „Milczenia ofiar nie sposób nie słyszeć”. Rosyjska publiczność słuchała o przesłaniu Autora: „Ocalić pamięć o ofiarach zbrodni stalinowskiej”; o osobistych przeżyciach, gdy w Bykowni na Ukrainie wskazywano Mu w lesie na ogromnym obszarze zapadliska gruntowe. To one kryły jeszcze nieekshumowane zwłoki niewinnych Ofiar reżimu stalinowskiego, w tym i Ofiar polskich zbrodni katyńskiej. Na niektórych drzewach na tym potwornym cmentarzysku ludzkich szczątków wisiały tabliczki z tragicznym pytaniem: „Za szto tiebja?” Istnieje potrzeba konsekwentnego obowiązku odkrywania mogił. Wszystkich mogił, w Rosji, na Białorusi i na Ukrainie i ciągle jeszcze nieodkrytych w Polsce. My od siebie dodajmy, że ten obowiązek będzie realizowany, niestety, bez obecności w tym dziele Stanisława Mikke i Andrzeja Przewoźnika. Oni byli tymi, którzy słyszeli milczący krzyk Ofiar budzący sumienie żyjących. Ale są u nas w Polsce też i tacy, którzy podnoszą wrzawę: „kiedy wreszcie o tych Ofiarach zapomnicie!”

Na koniec z wielką satysfakcją pozwalam sobie zauważyć, że z inicjatywy ORA w Warszawie omówiona wyżej, starannie wydana w twardej oprawie księga z pracami zebranymi adw. Stanisława Mikke zostanie przekazana aplikantom adwokackim „jako wyznacznik standardów etycznych obowiązujących w zawodzie adwokata”.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".