Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 4/2020

Joanna Agacka-Indecka – wspomnienie

Kategoria

Udostępnij

N ie zbuduję spójnej opowieści. Byłaby zbyt rozwlekła i mało czytelna dla odbiorców. Chce się opowiedzieć o wszystkim naraz. Wspomnienie osoby bliskiej składa się przecież w istocie z charakterystycznych fragmentów, obrazków, anegdot, które przychodzą do głowy równocześnie, bez hierarchii ważności, przenikają się i przepychają w pamięci. To one budują niemożliwą do wypowiedzenia całość.

Nasze życiorysy stale się splatały. Od czasów studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego mogłem obserwować życie Joanny z bliska. Dla wielu była znakomitym adwokatem, doskonałym mówcą, świetną koleżanką zawodową. Dla mnie była także bardziej sąsiadką (mieszkaliśmy wiele lat w tej samej kamienicy), koleżanką ze studiów. Przyjacielem, powiernikiem. I tak zostanie. Mieliśmy się razem zestarzeć – tymi słowami żegnałem Joannę w czasie mszy w łódzkiej katedrze.

Mama

Ostatnie – przed 10.04.2010 r. – Święta Wielkanocne. Po południu w poniedziałek jedziemy do Joanny. Całą rodziną. Wita nas, jak zwykle, swoim szerokim, promiennym i zaraźliwym uśmiechem. Później pokazuje tort upieczony rękami Kasi – jedynej córki (miała wtedy 12 lat). Na nim napis „Dla Mojej Najlepszej Mamy”. Jest dumna. Odprężona. Ale gdzieś w tle wyczuwam, że nadal rozważa przebieg plenarnego marcowego posiedzenia NRA. Wiem, że ma je w sobie – to nie było przyjemne spotkanie. Nie musimy jednak o tym mówić. Co innego jest ważniejsze.

Kraków – konkurs krasomówczy aplikantów adwokackich

Jest weekend. Na konkurs krasomówczy aplikantów adwokackich do Krakowa Joanna zabiera ze sobą Kasię. To jedyny sposób, by być z córką. Wieczór. Kończy się część oficjalna, jest późno. Każdy chce z Joanną rozmawiać, wielu liczy na taką rozmowę. Odmowa to rozczarowanie. I ze z dziwieniem zauważamy, że Kasia została odesłana do hotelu taksówką. Jesteśmy zaskoczeni, nie ukrywamy w naszej rozmowie, że nam się to nie podoba. Kilka lat później nasza córka regularnie dojeżdża na zajęcia wynajętą taksówką. Joanna miała rację: starała się godzić rzeczy nie do pogodzenia. Rodzinę i adwokaturę, służbę publiczną, której była oddana. Służbę wobec kolegów, którym często dawała potrzebną motywację, otuchę, celnie radząc, jak postępować w trudnych dla nich chwilach.

Dom

Wybór domu nigdy nie jest łatwy. Gdy już się go zbuduje lub kupi, z dumą chwalimy się naszym nowym nabytkiem. Chcemy, by podziwiano nasz dokonany wybór, cieszymy się z niego i jego funkcjonalnych zalet. Joanna oczywiście powieliła ten schemat, oprowadzając nas po swoim nowym domu i opowiadając o przygodach z „fachowcami”, o sąsiadach i o swoich odległych planach rozbudowy, przebudowy i budowania z sąsiadami lokalnej społeczności. Wierzyła, że istnieje coś takiego jak wspólnota interesów.

Adwokat

Niedługo po katastrofie zostałem na ulicy zagadnięty przez panią, która, jak się w dalszej rozmowie okazało, kojarzyła mnie z wizyt w kancelarii Joanny. Najprawdopodobniej była sprzątaczką. Usłyszałem o Joannie to, co każdy z nas chciałby o sobie słyszeć, że była adwokatem, który chciał słuchać i słuchał cierpliwie, który, gdy trzeba było pomóc, pomagał, nie oglądając się na pieniądze. Dla Joanny nie istniał podział na sprawy z wyboru i z urzędu. Miała, obok tych drobnych spraw, ale jakże ważnych dla ich uczestników, sprawy z pierwszych stron gazet.

Samorząd

Droga Koleżanko, to jest moje miejsce! Z nieukrywanym rozgoryczeniem opowiadała mi o sposobie traktowania młodej adwokat w radzie adwokackiej. Tak została przywitana na swoim pierwszym posiedzeniu, na początku swojej samorządowej drogi. Nie było dla niej zadań. Stworzyła komisję prawną. Kolejne posiedzenia tej komisji wprowadzały ferment i stawały się w adwokaturze głośne. Na stronie tytułowej łódzkiej „Kroniki”, zdaje się z 2004 r., jest zdjęcie uczestników chyba już czwartego spotkania komisji. A na nim wszyscy ważni w adwokaturze ostatnich 16 lat. To jej zasługa, że tam się znaleźli. Joanna miała ten dar, potrzebny liderowi – skupiała wokół siebie ludzi.

Przygotowania do tych spotkań. Prowadzi je Joanna. Jasny podział zadań. Później – rozliczenie. Zawsze z uśmiechem, ale do bólu konkretnie. Nie ma miejsca na fuszerkę.

Początek

Rok 2001. Na tyłach łódzkiej YMCA, w nieistniejącej już teraz restauracji, spotkanie młodych adwokatów. Wrzawa, dyskusja o tym, że chcielibyśmy mieć w Radzie przedstawiciela swojego pokolenia. Kto nim będzie? Pada na Joannę, pomimo że najmłodsza. Jej atuty? Wszyscy cię lubią, masz tradycje rodzinne. Za tymi słowami kryją się niewypowiedziane, ale istotne zaufanie i uznanie. Trzy lata później Joanna jest już kandydatem na dziekana Izby. Przegrywa. Jesienią kandyduje do Naczelnej Rady Adwokackiej i uzyskuje największą liczbę głosów. Zostaje wiceprezesem. W następnej kadencji zostaje prezesem NRA. Nie wszyscy uważają, że to dobry wybór. Joanna ma również przeciwników. Czasami atakują tak, że budzi to zdziwienie, a nawet niesmak. Mimo to, gdy trzeba, dla dobra adwokatury potrafi usiąść ze swoimi adwersarzami i merytorycznie dyskutować. Osobiste ambicje w tym wypadku nie grają roli. Będąc prezesem NRA, wie, że na osobiste urazy nie ma miejsca.

Kryzysy wizerunkowe

Kolejne aresztowanie adwokata. W tle postępowanie dyscyplinarne. Wniosek kolegi o skreślenie z listy adwokatów. Chytry zabieg, by uniknąć odpowiedzialności. Zainteresowanie prasy. Potrzebna jest współpraca pomiędzy Prezydium i Radą Adwokacką. Czekamy na spotkanie w pewnym napięciu, w obawie o jego przebieg. Zupełnie niepotrzebnie. Joanna pokazuje klasę. Koledzy z Rady również.

Podróże

Praca. W pociągu – czytanie dokumentów. W samochodzie – rozmowy telefoniczne. Na końcu dnia staranie, by jednak jak najszybciej wrócić do domu. Bez względu na pogodę. Posiedzenie NRA w zamku pod Poznaniem. Późny sobotni wieczór. Mgła. Widoczność na 2 metry. Jedziemy. Nawet jazda późną nocą jej nie odstrasza, bo rano czeka ją pobudka już w domowej atmosferze.

Niekiedy opowiada o tym, co jej się przytrafiło przy wykonywaniu funkcji reprezentacyjnych. O powrocie z pogrzebu Jana Pawła II i o tym, z kim mogła przy okazji porozmawiać. Oczywiście – o naszych sprawach.

Często wspólnie podróżowaliśmy do Warszawy. Pamiętam naszą radość z komfortu, jaki dają nowoczesne składy pociągów. W czasie jednej z takich podróży współpasażerowie ze zdziwieniem spojrzeli na głośno śmiejącą się Joannę. Gromkim śmiechem skwitowała moją opowieść o tym, że mam wystąpić w przedstawieniu przedszkolnym rodziców dla dzieci i zagrać Gderę. Śmiała się często, można nawet powiedzieć, że nietrudno było ją rozbawić.

Pogrzeb

Tylu ludzi widziałem w katedrze tylko wtedy, gdy zmarł Papież. I cytat z wiersza Tadeusza Gajcego, którym posłużył się adw. Andrzej Michałowski przemawiający w imieniu Naczelnej Rady Adwokackiej. „Niechaj umarli ufają żywym”. Później konsolacja. Jedna z naszych bliskich koleżanek pyta, „jak sobie teraz poradzicie?”.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".