Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 4/2020

Joanna Agacka-Indecka – uśmiech i pasja

Kategoria

Udostępnij

P oznałem Joannę kilka miesięcy po rozpoczęciu studiów prawniczych, jesienią 1983 r. Wydział Prawa Uniwersytetu Łódzkiego był jednym z istotnych miejsc na mapie polskiej wolności. Wśród starszych studentów żywa była pamięć o pacyfikacji strajku studenckiego przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Z łatwością rozpoznawaliśmy tych profesorów i studentów, którzy nie godzili się ze zdławieniem „Solidarności” i represjami. Dlatego też trafiliśmy na siebie instynktownie i szybko nawiązaliśmy znajomość, która z czasem przerodziła się w przyjaźń. Pierwszą dłuższą rozmowę odbyliśmy na przełomie 1983 i 1984 r. Łączyło nas pragnienie wolności dla kraju i gorące przekonanie, że dobre prawo chroni wolność jednostki, a nie jest instrumentem władzy.

Kilka miesięcy później odwiedziłem Joannę w mieszkaniu przy ulicy Brzeźnej. Byłem pod wrażeniem atmosfery domu i wysokiej kultury domowników. Wtedy poznałem jej Mamę i Babcię. Później Joanna odwiedzała mnie w mieszkaniu przy ulicy Harnama, gdzie korzystałem z gościny mojego wuja, Jerzego Groszanga, scenografa i malarza. Joanna, sama mająca poczucie humoru i zmysł ironii, lubiła jego zaskakujący dowcip. Ilekroć później, już po studiach, mieliśmy okazję się spotkać, pytała mnie z wymownym uśmiechem, co słychać u wuja Groszanga?

Joanna ujęła mnie urokiem osobistym, uśmiechem i elegancją. I tym, że była zasadnicza bez ostentacji i jakiejkolwiek przesady. Jej sprzeciw wobec dyktatury komunistycznej był naturalny. Decydowało o tym wychowanie w rodzinie przywiązanej do tradycji patriotycznej, poszanowanie dla prawdy i umiłowanie wolności.

Jesienią 1984 r. wybraliśmy się razem na pielgrzymkę prawników do Częstochowy. Jechaliśmy autokarem z grupą łódzkich adwokatów, wśród których była Mama Joanny, jak zawsze uśmiechnięta i pełna energii. Wśród uczestników wyprawy byli wybitni łódzcy adwokaci: Andrzej Kern, Stanisław Maurer i Mirosław Olczyk. Do Częstochowy przyjechali solidarnościowi prawnicy z różnych stron Polski i studenci, którzy im kibicowali.

Już na początku studiów Joanna znalazła się w samorządzie uczelnianym, który do 1985 r. korzystał z relatywnie szerokich kompetencji, wywalczonych przez „Solidarność”. Właściwie była to płaszczyzna działania opozycji studenckiej. Nie pamiętam, kto był inspiratorem naszego zaangażowania w samorząd. Chyba Tomek Gaduła, który przyjaźnił się z Joanną i znakomicie ją rozumiał, albo Wojtek Budzyński, również jej bliski kolega. Wojtek w połowie lat 80. ubiegłego wieku wyemigrował do USA. Jego pożegnanie było okazją do spotkania towarzyskiego z dużym rozmachem.

Gdy władze zlikwidowały samorząd, nie skapitulowaliśmy, choć nic nie skłaniało do optymizmu. Dobrze wyrażał pesymizm panujący w połowie lat 80. film Kieślowskiego Bez końca. Jednak w reakcji na decyzję władz powołaliśmy do życia Koło Naukowe Młodych Prawników. Joanna była założycielką Koła i osobą mającą silny wpływ na jego działalność. Bez wątpienia udało nam się stworzyć miejsce unikatowej i swobodnej debaty. W aktywności Koła brali udział m.in. Jarosław Badek, Szymon Byczko, Olek Kappes, Sławek Przybyłowicz i Dariusz Wojnar. Opiekunem projektu był oddany naszej działalności i prawdziwie nami zainteresowany dr Andrzej Zębik. Pierwszy wykład wygłosił profesor Jan Kodrębski, historyk prawa rzymskiego i doktryn politycznych. Gościliśmy m.in. profesorów Iję Lazarii-Pawłowską, Wiesława Chrzanowskiego (późniejszego marszałka Sejmu RP) i znakomitych adwokatów, Tadeusza de Viriona i Władysława Siłę-Nowickiego. Środowisko Koła było na tyle spójne i prężne, że mogło pokierować protestami studenckimi wiosną 1988 roku. Joanna była oczywiście czynną uczestniczą akcji protestacyjnej. Parę miesięcy później obroniliśmy nasze prace magisterskie.

Działalność opozycyjna przeplatała się z życiem towarzyskim. Po latach okazało się, że silna więź koleżeńska chroniła nas przed inwigilacją. Naszą dobrą przystanią był pokój w III Domu Studenckim UŁ, zamieszkany przez wspomnianych i wielce gościnnych kolegów: Jarosława Badka i Sławka Przybyłowicza. Było to miejsce kolportażu pism podziemnych, wspólnych śpiewów i planowania przyszłości Polski. Nie zapomnę naszej wyprawy na Dolny Śląsk w lecie 1987 r. Właściwie była to forma ucieczki od szycia akt na praktykach w sądzie. Pamiętam ten wyjazd jako jedno z ostatnich wspólnych przeżyć koleżeńskich. Spędziliśmy dwa tygodnie w Szczawnie-Zdroju, na obozie poświęconym prawnym aspektom ochrony środowiska. Zbieraliśmy ankiety badające świadomość ekologiczną mieszkańców Wałbrzycha. Poznaliśmy świat tak różny od Polski centralnej. Mieszkaliśmy w centrum miasta, w lokalu podlegającym Milicji Obywatelskiej. Nasze opozycyjne piosenki wywołały poruszenie w mieście i interwencję władz. Tylko talentom dyplomatycznym dr. Rafała Kasprzyka (który później odszedł z Uniwersytetu do Adwokatury) zawdzięczaliśmy, że rzecz rozeszła się po kościach.

W następnych latach historia przyspieszyła. Wolna Polska pozwalała na spełnianie naszych marzeń. Każdy z nas stawał przed wyborem drogi życiowej. W przypadku Joanny wybór Adwokatury nie mógł zaskakiwać. To było jej autentyczne powołanie i przedmiot pasji. Także wybór prawa karnego jako specjalności nie był dla mnie zaskoczeniem. Myślę, że prof. Szymon Byczko ma rację, zwracając uwagę na to, że prawo karne jest najbardziej wrażliwą gałęzią prawa, gdyż bezpośrednio wkracza w obszar ludzkiej wolności. Joanna miała powołanie do obrony ludzi przed niesprawiedliwością. Dziś sądzę, że istotne znaczenie w wyborze specjalności miały jej przymioty intelektualne: racjonalność rozumowania, klarowność argumentacji i niechęć do zagmatwanych spekulacji. Joanna reprezentowała najlepsze tradycje Adwokatury. Wierzyła w misję publiczną i społeczną palestry. Należała do grona tych przedstawicieli adwokatury, którzy nie godzili się z komercjalizacją zawodu. Podziwiałem jej zaangażowanie w prace na rzecz korporacji i to, w jak wspaniałym stylu kierowała Naczelną Radą Adwokacką i budowała zaufanie do Adwokatury ponad politycznymi podziałami.

Po roku 1989 widzieliśmy się nie więcej niż kilkanaście razy. Każdą z tych rozmów pamiętam, ale najbardziej poruszyło mnie to, co mówiła o głośnym procesie katastrofy samochodowej pod Radomskiem. Joanna broniła sprawcę katastrofy, kierowcę autobusu. Ten mężczyzna załamał się po wypadku. Mówiła o nim z wielką empatią i bez jakiejkolwiek rutyny zawodowej. Tak reagować mógł tylko bardzo dobry człowiek. Ale czy człowiek pozbawiony empatii może być dobrym adwokatem?

Straciliśmy wspaniałą koleżankę, świetnego prawnika i wybitnego człowieka. Dlatego tak silnie pozostaje w naszych sercach i umysłach.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".