Poprzedni artykuł w numerze
J est środek lata. Kierująca samochodem osobowym późnym wieczorem wraca do domu. Wjeżdża na pas przeznaczony dla lewoskrętu na skrzyżowaniu w kształcie litery T i ustawia pojazd w lekkim lewoskosie. Czeka, aż przejedzie jadący z przeciwnego kierunku „bus”. Samochód ten przejeżdża skrzyżowanie. Kierującej jednak nie udaje się ruszyć, ponieważ jej pojazd zostaje uderzony w lewe naroże. Pojazd ma zbity reflektor, odkształconą maskę i zerwany lewy błotnik. Kierująca nie wiedziała, co w jej samochód uderzyło, i zjechała z drogi. Jak się później okazało, samochód został uderzony przez motocykl, którym jechało dwóch nastolatków, przy czym kierujący nie posiadał wymaganych uprawnień. Pasażer motocykla poniósł śmierć na miejscu, a kierujący doznał obrażeń ciała naruszających czynności organizmu powyżej 7 dni. Nie ma wątpliwości, że zjazd kierującej z drogi po zderzeniu był w świetle dowodów materialnych mało istotnym błędem. Jednakże ten błąd urósł do rangi argumentu uzasadniającego „oskarżenie”, a w następstwie „uznanie winy” oraz „skazanie”. Osadzone w realiach rzeczywistości zeznania kierującej, a na określonym etapie postępowania wyjaśnienia, nie zostały wzięte pod uwagę. Organom postępowania nie przeszkadzało nawet to, że dwóch świadków potwierdziło, iż zderzenie pojazdów poprzedziło opuszczenie przez kierującą drogi. Natomiast jako wiarygodne organ procesowy przyjął graniczące z absurdem zeznania kierującego motocyklem, który twierdził, że jechał w kierunku skrzyżowania przy prawej krawędzi jezdni i widział stojący na pasie dla lewoskrętu kierunku przeciwnego samochód osobowy z włączonym lewym kierunkowskazem. Kiedy znalazł się w odległości 5–10 m przed tym samochodem, on nagle ruszył i zajechał mu drogę.
Prima facie zarysowały się dwie wersje przebiegu zdarzenia, z których jedna, po rzetelnej analizie okoliczności wypadku w korelacji z należycie zabezpieczonymi dowodami materialnymi, uległaby naturalnej eliminacji.
W ramach postępowania przygotowawczego prokurator powołał biegłego, któremu polecił ustalenie miejsca bezpośredniego kontaktu na jezdni obu pojazdów, zbadanie ich stanu technicznego dla stwierdzenia ewentualnego związku z wypadkiem oraz udzielenie odpowiedzi na następujące pytania:
- czy kierująca samochodem naruszyła zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, a jeżeli tak, to jakie?,
- czy kierujący motocyklem naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, a jeżeli tak, to jakie?,
- z jaką prędkością poruszał się motocyklista przed wypadkiem oraz czy prędkość ta była dozwolona i bezpieczna?,
- czy kierująca miała możliwość uniknięcia wypadku?,
- czy kierujący miał możliwość uniknięcia wypadku?
Pomijając kwestię oczywistą, że na wszystkie 5 pytań (z wyjątkiem pierwszej części trzeciego pytania) organ postępowania powinien odpowiedzieć sam, a nie biegły, to zdumiewa fakt, iż w żadnym pytaniu nie ma mowy o ruchu samochodu. To biegły z własnej woli, chcąc wypełnić tę lukę, wprawił samochód osobowy w ruch zarówno przed zderzeniem, jak i w trakcie zderzenia. Ów biegły doszedł do kategorycznych twierdzeń, jednoznacznie wskazując jako sprawcę kierującą samochodem osobowym. Punkt ciężkości położył na wisiorkach i ozdobach umocowanych do wspornika wewnętrznego lusterka jako przyczynie nienależytej obserwacji przez kierującą przedpola jazdy. Równocześnie wyraził pogląd, że kierowanie motocyklem przez 17-latka bez uprawnień nie miało żadnego wpływu na zaistnienie wypadku.
Prokurator, opierając się całkowicie na opinii biegłego, wniósł do sądu akt oskarżenia, zarzucając kierującej popełnienie przestępstwa określonego w art. 177 § 2 k.k. wskutek spowodowania wypadku drogowego przez „zajechanie drogi i wymuszenie pierwszeństwa przejazdu”.
W toku postępowania sądowego obrońca oskarżonej wniósł do sądu opinię prywatną eksperta ds. prawnych aspektów wypadków drogowych, która ujawniła diametralnie odmienny przebieg wypadku. Ekspert, na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego – w szczególności dowodów materialnych, zarówno ujawnionych przez organ postępowania przygotowawczego, jak również tych, które przez prowadzącego postępowanie zostały pominięte, błędnie zinterpretowane lub niezauważone – dokonał pełnej, kategorycznej i jednoznacznej rekonstrukcji badanego wypadku. Badający w jednym przyznał rację biegłemu sądowemu, że słusznie stwierdza, iż motocyklista nie mógł uniknąć wypadku, a to głównie za sprawą jego nadmiernej prędkości w korelacji z nieprawidłową taktyką jazdy. Najprawdopodobniej prędkość motocykla uniemożliwiła jego kierującemu poruszanie się cały czas w obrębie właściwego pasa ruchu, głównie z uwagi na profil drogi. Jest zatem pewne, że zbliżając się do skrzyżowania, jechał pasem wyłączonym z ruchu. W konsekwencji najechał na stojący w lewoskosie na pasie dla lewoskrętu samochód osobowy, wskutek czego stracił panowanie nad pojazdem. Skutki tego zachowania są znane. Jest tylko jedno wytłumaczenie skutków zderzenia pojazdów, odkrywające taktykę jazdy motocyklisty. Mianowicie motocyklista jechał za samochodem typu „bus”. Nie widział zatem stojącego na pasie dla lewoskrętu samochodu osobowego. Kiedy szykował się do wyprzedzenia „busa” i przedpole jazdy zostało odsłonięte, wówczas było już za późno na jakąkolwiek reakcję, a w konsekwencji najechał na stojący samochód (wersja podstawowa). Wersję tę potwierdza rodzaj i zakres uszkodzenia samochodu osobowego. Gdyby samochód – jak twierdzi biegły – w chwili zderzenia znajdował się na jezdni dla kierunku ruchu motocykla, wówczas nie mogłoby dojść do uderzenia czołem motocykla mimośrodkowo w czoło samochodu, na wysokości lewego reflektora. Motocykl uderzyłby wprawdzie czołem, lecz w prawy bok samochodu osobowego, w którym powstałe uszkodzenia byłyby diametralnie odmienne od uszkodzeń powypadkowo utrwalonych w materiale dowodowym. W tej wersji zdarzenia nigdzie nie byłoby szkła pochodzącego od samochodu, ponieważ reflektory nie byłyby rozbite. Ponadto jadący motocyklem przelecieliby nad maską samochodu i upadli na jednię w rejonie naroża posesji sąsiadującej ze skrzyżowaniem, a motocykl pozostałby na jezdni przed maską samochodu, w który uderzył. Swoją wersję biegły uzasadnił bocznym przemieszczaniem samochodu jezdnią właściwą dla kierunku ruchu motocykla, którą należy uznać za absurdalną. W takiej sytuacji kierująca musiałaby już na początku pasa dla lewoskrętu zjechać na lewą część jezdni, a następnie poruszać się w kierunku przeciwnym do kierunku ruchu (pod prąd) i utrzymując kąt ostry w stosunku do osi jezdni, zmierzać do drogi, na którą planowała wjechać. Przy takiej taktyce jazdy miałaby do pokonania przed zderzeniem odcinek drogi długości około 50 m. Poruszając się z prędkością – według biegłego – 10 km/h, wskazany odcinek przejechałaby w ciągu około 17 sekund. Zatem motocykl poruszający się z prędkością – według biegłego – 50 km/h znajdowałby się w momencie rozpoczęcia manewru przez kierującą w odległości ponad 200 m od zderzenia. Nie sposób przyjąć, aby kierujący, widząc jadący z naprzeciwka samochód osobowy, nie zdołał zatrzymać motocykla czy go ominąć. Ponadto zaprezentowane założenia pozostają w wyraźnej sprzeczności z zeznaniami motocyklisty. Pomijając kwestię braku możliwości kontaktu motocykla z lewym bokiem samochodu w wersji zdarzenia zaprezentowanej przez motocyklistę, równocześnie przy podanych parametrach czasowo-przestrzennych nie mogłoby dojść do zderzenia pojazdów, ponieważ zanim kierująca dojechałaby do toru ruchu motocyklisty, ten przejechałby już skrzyżowanie. Wynika to z faktu, że pojazd poruszający się z prędkością 50 km/h przejeżdża w ciągu 1 sekundy odcinek drogi długości ponad 13 metrów. Biegły sądowy nie zauważył, że wskutek zderzenia w określonej przez niego konfiguracji impuls siły uderzenia zmieniłby kierunek jazdy motocykla, wskutek czego jadący nim wraz z pojazdem zatrzymaliby się na części ogrodzenia posesji sąsiadującej ze skrzyżowaniem od strony drogi gminnej i w pobliżu jego narożnika.
Ekspert wyraził pogląd, że przyjęty przez niego podstawowy wariant zderzeniowy jest jedynie możliwy w świetle dowodów materialnych. Jego opinia została odrzucona przez sąd bez badania jej wartości. Zdaniem sądu jej autor nie ma kwalifikacji do wydawania opinii, wszak nie jest biegłym sądowym.
W tej sytuacji obrońca wniósł do sądu kolejną opinię prywatną, tym razem doświadczonego biegłego, który zresztą był już powoływany przez miejscowy sąd. Biegły ten, odnosząc się do części analitycznej opinii biegłego powołanego w toku postępowania przygotowawczego, stwierdził, że wskazana opinia zawiera cały szereg istotnych uproszczeń. Utrwalono w niej zależność funkcyjną, z której wyznaczono wartość prędkości, z jaką poruszał się motocykl w miejscu, w którym wjechał na skarpę rowu. W zależności tej uwzględniono jedynie opóźnienie ruchu motocykla na odcinku od zjechania na skarpę rowu do miejsca zatrzymania. W zależności nie uwzględniono uderzenia motocykla w przęsło płotu oraz w przyczółek mostka posesji. Ponadto nie uzasadniono, na czym oparto przyjętą wartość współczynnika tarcia oraz wartość kąta nachylenia drogi przemieszczania się motocykla. Obliczona wartość prędkości motocykla (47 km/h) jest zatem zupełnie odbiegająca od realiów zdarzenia, a zastosowana zależność funkcyjna nie ma większego sensu fizycznego. Z kolei przyjęte przez biegłego sądowego założenie wskazujące miejsce kolizji jest bardzo pochopne i nieprzemyślane. Przede wszystkim biegły ten nie uwzględnił, że bezpośrednio po wypadku kierująca zjechała z drogi i zatrzymała pojazd najprawdopodobniej na wlocie drogi gminnej, a więc w miejscu, gdzie zalegały odłamki szkła z klosza reflektora i znajdowały się początki wycieku cieczy eksploatacyjnej. Bezdyskusyjne jest, że jeśli odłamki klosza pozostały w gnieździe lampy reflektora, wówczas mogły wypaść na jezdnię w miejscu zatrzymania pojazdu. Tu mógł też nastąpić wyciek cieczy eksploatacyjnej. Potwierdzeniem tego faktu jest plama cieczy rozlana wzdłuż naturalnego toru ruchu samochodu, gdy był on na polecenie policji po raz drugi przemieszczony do położenia końcowego. Jednak decydującym potwierdzeniem z natury rzeczy błędnego przyjęcia przez biegłego sądowego miejsca zderzenia pojazdów jest to, że w miejscu tym wzajemne położenie kolizyjne pojazdów musiałoby być w konfiguracji fizycznie niemożliwej. Biegły w konkluzji stwierdził, że opinia jego kolegi po fachu nie jest opracowaniem kompletnym i w pełni obiektywnym, wszak utrwala szereg nieścisłości w zakresie analizy dowodów typu rzeczowego (śladów na drodze i uszkodzeń obu pojazdów), a ponadto zawiera nadmierne uproszczenia i oczywiste błędy w części analitycznej, stanowiącej podstawę dla analizy czasowo-przestrzennej i sformułowania wniosków końcowych. Równocześnie zasugerował konieczność powołania biegłego w celu sporządzenia opinii wariantowej uwzględniającej rzeczywisty mechanizm kolejnych zderzeń motocykla.
Powyższa opinia również została odrzucona przez sąd. Tu jednak nie miała racji bytu argumentacja o braku kwalifikacji do wydawania opinii. Urzeczywistnił się natomiast argument, że przepisy nie zezwalają na zasilanie materiału dowodowego prywatnymi opiniami. A contrario art. 393 § 3 k.p.k. dopuszcza wprowadzenie do postępowania karnego dokumentów prywatnych stanowiących „dowody z przeznaczenia”, to znaczy zgromadzone wyłącznie na potrzeby procesu. W ten sposób ustawodawca rozszerzył możliwość wykorzystania w procesie karnym m.in. pisemnej opinii prywatnej eksperta sporządzonej na zlecenie stronyD. Świecki (red.), Kodeks postępowania karnego. Tom I. Komentarz aktualizowany, Lex/el. 2018.. Sędzia orzekający postanowił – jak to sam stwierdził – ugiąć się pod uporem obrońcy i powołać innego biegłego, to jednak w postanowieniu zastrzegł, że powołanemu biegłemu nie wolno czerpać wiadomości z opinii eksperta, która nie została dopuszczona do materiału dowodowego.
Opinia nowego biegłego znacznie odbiegała od opinii pierwszego biegłego, a zatem była korzystna dla oskarżonej – podobnie jak dwie odrzucone wcześniej opinie. Mianowicie nowy biegły w konkluzji stwierdził, iż „wśród możliwych wersji opiniowanego wypadku znajduje się taka, która wskazuje, że kierująca samochodem osobowym nie spowodowała tego wypadku. Prawdopodobieństwo tej wersji wypadku jest wysokie, co wraz z brakiem możliwości wskazania faktycznego przebiegu wypadku powoduje, iż nie można uznać kierującej samochodem za osobę, której zachowanie było przyczyną wypadku”.
Mimo to sędzia orzekający wybrał pierwszą opinię, przejętą z postępowania przygotowawczego, oraz zakończył proces, uznając kierującą samochodem za sprawcę wypadku. Tak oto zakończyła się 18-miesięczna batalia uczestniczki wypadku niefortunnie uwikłanej w tok postępowania.
Metodyka badania okoliczności przedmiotowego zdarzenia drogowego skłania do następującej konstatacji. Trudno zaakceptować funkcjonujący – na przykładzie omawianego wypadku – pogląd odnoszący się do prywatnych opinii w sprawach wypadków drogowych. Moim zdaniem jest to rażące naruszenie prawa przez nieuzasadnione ograniczenie konstytucyjnego prawa do obrony. Nie podlega dyskusji, że w tych warunkach jawi się ogromna różnica między uprawnieniami stron procesowych. Dają one zdecydowaną przewagę stronie oskarżycielskiej niezależnie od wagi popełnianych błędów. Natomiast odbierają drugiej stronie szansę nawet wówczas, gdy prezentacja przed sądem jej myśli zmierza wprost do poznania prawdy materialnej. Z tego powodu obowiązek badania wartości opinii prywatnych w procesie karnym powinien mieć moc zasady prawnej. Można nie zgadzać się z wnioskami opinii prywatnej, ale w miejsce odrzucenia takiej opinii należy dokonać próby jej oceny i dopiero potem odparcia zawartych w niej tez w drodze rzeczowej argumentacji.
Charakterystyczne jest, że organów procesowych zupełnie nie interesowało, gdzie się podziało szkło z rozbitego reflektora. Nie było go na żadnym zdjęciu powypadkowo wykonanym w ramach oględzin. Były natomiast na obejmującym pas dla lewoskrętu zdjęciu wykonanym przez dziennikarza kilkanaście minut po wypadku, kiedy do miejsca zdarzenia dojechały służby ratownicze w postaci straży pożarnej i pogotowia ratunkowego. Na zdjęciu ujawniono 23 ogniska drobin szkła rozsypanego na pasie właściwym dla lewoskrętu, na którym rzekomo nie było żadnych śladów pochodzących z wypadku. Zważywszy, że nikt na zdjęciu nie widział miejsc z rozsypanym szkłem, oznaczono je czerwonym obrysem. Zarówno w toku postępowania przygotowawczego, jak i sądowego czyniono wątpliwym istnienie szkła w tym obszarze. Podczas jednej z rozpraw sędzia orzekający snuł przypuszczenia, wskazując, że może to był kruszec, ziemia z pobocza. Funkcjonariusz przeprowadzający oględziny miejsca wypadku, okazane na jednej z rozpraw zdjęcie zinterpretował następująco: „(…) ja pamiętam położenie ambulansu, jak zeznałem, jeżeli było tak, jak na tym zdjęciu, to być może tak było”. Trudno komentować tę wypowiedź w świetle wyżej zaprezentowanych faktów. W określonym kontekście rozważań nie jest ważna identyfikacja przedmiotów, które były rozsypane na pasie dla lewoskrętu, ale istotne jest, że ich obecność nie została na szkicu sytuacyjnym należycie odnotowana. Zatem dla całkowitego rozwiania wątpliwości oryginalne zdjęcie należało poddać badaniu kryminalistycznemu we właściwym laboratorium specjalistycznym. Tego jednak nie uczyniono mimo wniosków dowodowych strony procesowej. Dlaczego nie uczyniono – nie wiadomo! Wiadomo natomiast, że gdyby istotnie na zdjęciu ujawniono drobiny szkła, cały scenariusz prowadzący wprost do skazania kierującej ległby w gruzach, wszak byłby to dowód materialny czyniący ją pokrzywdzoną.
W konsekwencji określonego modelu postępowania za niezwykle wartościową sąd uznał opinię biegłego powołanego w postępowaniu przygotowawczym, która legła u podstaw wyrokowania. A contrario opinia ta jest niepełna, niespójna, nielogiczna, wewnętrznie sprzeczna, a wyliczenia zostały oparte nie na faktach wynikających z dowodów materialnych, lecz nieuprawnionych domysłach.