Poprzedni artykuł w numerze
O d chwili odnalezienia ciała Stasia Chrzanowskiego upływało szesnaście miesięcy.
Publiczność, która 4 września 1911 r. od rana czekała na rozprawę w sali warszawskiego sądu, nie spodziewała się aż takiej sensacji. Oto o pół do pierwszej, po zajęciu miejsc przez naczelnego Prezesa Izby Sądowej, prokuratora oraz sędziego Sądu Okręgowego, a po dzwonku – przez przewodniczącego Szustowa, sędziów Michejewa, Lwowicza i Szczukę, podprokuratora Herszelmana, sekretarzy Goldmana i Pinakiewicza, wprowadzono oskarżonego. Szepty: – Pomyłka? Miał tu być przystojny czterdziestoletni szatyn, gładysz w monoklu, a tu – ciężko zasiada otyły starzec o bladej nalanej twarzy. Broda i długie włosy. Żywy błysk oka zza okularów sygnalizuje, to jednak on! Ronikier! Ubrany w coś, co jedni biorą za kitel podróżny automobilistów, inni – za habit mnisi. Bo krzyż, bo piuska.
Naprzeciw ławy oskarżonych – przedstawiciel Chrzanowskich, adwokat Nowodworski, oraz obrońcy Ronikiera: adwokaci hrabia Bobriszczew-Puszkin i Makowski, adwokaci Zawadzkiego: Korwin-Piotrowski i EttingerHenryk Ettinger występował w tej sprawie wraz z synem, Mieczysławem Ettingerem, późniejszą sławą, wówczas pomocnikiem adwokackim. oraz Siemieńskiego – Sterling.
Ucharakteryzowany czy oszalały – Bohdan hrabia Ronikier odpowiada przed sądem, że imię jego Teodor; Teodor – powtarza pytany o imię ojca; wbrew faktom twierdzi, że nie otrzymał kopii aktu oskarżenia. Z zakłopotaniem spogląda na współoskarżonych.
Wezwano osiemdziesięciu jeden świadków, przewód dowodowy w sądzie zajmie dziesięć dwunastogodzinnych posiedzeń. Zeznania nie wnoszą rewelacji.
Woźni wyciągają dowody rzeczowe z wielkich koszy. Ronikier, poprawiając okulary, z zaciekawieniem obserwuje, jak na stole lądują zakrwawione dywany, paczka książek i listów, lampa, zegarek, wreszcie czarna peleryna, w której szwagier Staś przyszedł do „pokojów umeblowanych”.
Bronisław Chrzanowski powtarzał to, o czym zapewniał w śledztwie: jego Staś najczystszy, jeżeli wieczorem wychodził z domu, to zawsze z rodzicami.
Czy od dawna znał Ronikiera? – Naturalnie, był przecież naszym krewnym, widywaliśmy go bardzo rzadko, póki nie zaczął bywać u nas jako konkurent do ręki naszej córki. – Otrzymał zgodę dopiero po roku. Wcześniej Chrzanowski zbierał informacje o ewentualnym kandydacie na zięcia. Jakie – tego tu nie zamierza wyjawiać. Ostatecznie zgodził się na to małżeństwo, wierząc, że „córka pragnęła podnieść moralnie tego człowieka, przeciwko któremu wszyscy występowali”. Z powodu przykrych zajść z udziałem Ronikiera starszy pan dostał „prawie ataku paralitycznego”… „Nie pozwalałem mu dotykać mojej kieszeni i nie zaglądałem do jego kieszeni. Pisałem tylko do jego matki, że córka moja może otrzymać sto tysięcy rubli i że nie dostanie tej sumy w gotowiźnie, a tylko będę wypłacał jej rentę pięć tysięcy rubli rocznie”. W tym liście miał swój majątek określić na siedemset tysięcy rubli. Pytany przez sąd o rzeczywistą wartość, odrzekł, że to trudne do określenia, ponieważ w majątku są lasy. Czy w liście wspomniał matce Ronikiera, że majątek przechodzi na trzech spadkobierców? Nie, adresatka wiedziała! Po cóż więc w ogóle pisał? – Po to – odrzekł – żeby małżeństwo nie doszło do skutku!
Wanda Chrzanowska: syn był wobec niej szczery, wobec znajomych skryty, a „w stosunku do kobiet był zupełnym dzieckiem, niewinny”, poza tym bywał smutny, co trzeba przypisać niepowodzeniom w szkole. – Czy Staś korzystał z okazji wychodzenia z domu tylko w towarzystwie Ronikiera? – Tak. Bywał często ze swym szwagrem w teatrze, w kinematografie. Na pytanie adwokata Nowodworskiego, czy syn miewał przed matką sekrety, odpowiedź brzmiała: – Nawet najmniejszej szuflady w domu nie zamykał.
Fajga Gutnajer, właścicielka magazynu antykwarycznego (protestując na określanie go jako „tandeciarski”),Gutnajerowie – rodzina warszawskich antykwariuszy, posiadających małe zakłady przy ul. Śliskiej i Bagno. Znany w świecie marszand polski żydowskiego pochodzenia, Abe Gutnajer (1888–1942), po I wojnie światowej otworzył słynny antykwariat na Świętojańskiej 35. Urządzał tam wystawy dzieł znakomitych malarzy, prowadził aukcje sztuki. Kultura polska zawdzięcza Gutnajerowi ściągnięcie z Europy Zachodniej słynnych obrazów Boznańskiej, Chełmońskiego, Brandta, braci Gierymskich, Löfflera, Matejki, de Laveaux. W 1920 Gutnajer przeniósł antykwariat na Mazowiecką 16; drugi – oferujący meble i rzemiosło artystyczne – miał przy Mazowieckiej 11. Renomowane antykwariaty w Warszawie: prowadzili także Bernard Gutnajer – w Hotelu Angielskim przy Wierzbowej 6, i trzeci z braci Józef Gutnajer – przy Zielnej. Źródła: S. Bołdok, Antykwariaty artystyczne, salony i domy aukcyjne. Historia warszawskiego rynku sztuki 1800–1950, Warszawa 2004; Instytut Sztuki PAN, Polskie życie artystyczne 1890–1914, pod red. A. Wojciechowskiego, Wrocław–Warszawa–Kraków 1967. Abe [recte Abel] i Boruch [recte Bernard] Gutnajerowie towarzyszyli swej matce, Fajdze Gutnajer, w sądzie podczas procesu Ronikiera. zeznała, że hrabiego Ronikiera, jako klienta, znała od lat dwudziestu. Ostatnio szukał dywanów. Zależało mu na tanich a najgrubszych. Kupił dywany i kazał je posłańcowi zanieść na Marszałkowską 112. Antykwariuszka, wzięta przez obrońców i prokuratora w krzyżowy ogień pytań w kwestii jakości i wartości sprzedanego Ronikierowi towaru, odrzekła prosto: – Jak się kupuje, to się bierze to, co się wybierze.
Publiczność odetchnęła. Śmiech to zdrowie.
Jan Wojciag, posłaniec, twierdził, że zanosił bukiet bzu do „pokojów umeblowanych”. Nie pamiętał kiedy, nie przypominał sobie zleceniodawcy. Zgłosił się jako jeden z siedmiuset posłańców zwabionych nagrodą. Był z naczelnikiem wydziału śledczego na Dworcu Kowelskim. – Naczelnik pokazał mi jakiegoś pana i spytał, czy to ten, który dał mi bukiet i kazał zanieść na Marszałkowską 112. – Wojciag potwierdził. Potem przyjął rubla od naczelnika i za to pocałował go w rękę.
Obrońcy Ronikiera zwrócili uwagę na dziwny zbieg okoliczności. Tragicznego popołudnia korepetytor Borkowski złożył niezapowiedzianą wizytę inspektorowi szkoły, w której uczył się Staś. Mijał się z prawdą, przedstawiwszy się jako już zatrudniony u Chrzanowskich. Nie wzbudził zaufania inspektora, nie uzyskał informacji o uczniu. Obrońcy, wskazując na podobieństwo fizyczne między Borkowskim a Ronikierem, dają do zrozumienia, że tym kimś, kto na ulicy Złotej tak natarczywie wypytywał uczniów, a potem poszedł ze Stasiem, mógł być Borkowski. Ronikier przecie znał Stasia, nie musiał wypytywać… Borkowski, dotknięty, dał sprostowania w gazetach – i ten wątek się urwał.
Kazimierz Zalewski pogrąża kolegę pisarza. Przed prokuratorem przyznaje, że w jego dramatach „uderzała wspaniała, wprost wyjątkowa kompozycja, zarazem jednak niesłychany pesymizm. Był to talent niezdrowy (…) W utworach Ronikiera stale triumfuje zbrodnia; w takich przypadkach – jest to moje zdanie osobiste – kończy się zawsze obłędem autora. Mógłbym wskazać długi szereg pisarzy, począwszy od Maupassanta, a kończąc na Ronikierze”. Czternaście lat temu – dodaje – podczas podróży do Zakopanego „dr BaranowskiIgnacy Baranowski (1833–1919) – lekarz, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, filantrop, patriota. Doktor honoris causa UJ. Urodził się w Lublinie, w rodzinie adwokackiej. W Warszawie był asystentem Tytusa Chałubińskiego w Akademii Medyko-Chirurgicznej. Zwolennik nowoczesnego lecznictwa naturalnego, był poza tym m.in. współtwórcą Muzeum Tatrzańskiego i Sanatorium Przeciwgruźliczego w Zakopanem oraz działaczem Czytelni Zakopiańskiej, miejsca spotkań o charakterze niepodległościowym wybitnych polskich twórców, lekarzy i polityków. Bolesław Prus w „Anielce” uwiecznił postać I. Baranowskiego jako cenionego, popularnego lekarza. począł rozmowę o Ronikierze: — Pan, zdaje się, proteguje Ronikiera; badałem go – mówił dr Baranowski – na bronchit wysłałem go do Reichenhallu; lecz leczyć trzeba u hr. Ronikiera nie piersi, lecz nerwy, które są tak rozklekotane, że grozi mu obłąkanie”.Cytuję za: „Kurier Wileński” z 30 sierpnia (12 września) 1911 r.
Pytany przez obrońców Zalewski mówi, że Ronikier ma w środowisku opinię megalomana. Elokwentny, wtrącał się efekciarsko do rozmów: twierdził, że miał stajnię wyścigową w Paryżu; romans z kimś z królewskiego rodu; że rozbił bank w Monte Carlo… Jego ojciec, mając sześćdziesiątkę, pojął za żonę dwudziestolatkę. „Magnetyzował, kogo się dorwał”. Pozostał w literaturze jako bohater wielu powieści; w książce naukowej o magnetyzmie, w języku francuskim, jest nim mowa.
Odczytano zeznanie wieloletniej wychowawczyni dzieci państwa Ronikierów, Jadwigi Bliger: „Pożycie małżeńskie Bohdana hr. Ronikiera i jego żony Ksawery było przykładne, nigdy żadnych nieporozumień między nimi nie zauważyłam. Pan Bronisław Chrzanowski przyjechał do Łuszczewa przez cały ten czas raz jeden tylko i zabawił kilka godzin. Matka pani hrabiny przyjeżdżała od czasu do czasu i bawiła w Łuszczewie dłużej. Wiem, że stosunki hr. Ronikiera z p. Chrzanowskim dobre nie były, nieporozumienia miały podkład majątkowy, opieram to przypuszczenie na słowach hr. Ronikierowej, która mówiła mi, iż ojciec jej spóźnia się często z wypłatą obiecanej renty, a bywa i tak, że wcale jej nie daje”.
Oj, dola prywatnego detektywa! Na Mora false Lebanowskiego rzucili się i policja, i Zawadzcy, i dziennikarze. Wrzenie ostudzi adwokat Leon Papieski, w liście do „Kuriera Porannego” tłumacząc, że to on sam się nie sprzeciwił, żeby ów znany mu z rewelacji detektyw wkroczył do akcji. A jak było wcześniej, cytuję, czyniąc skróty, z prasy wileńskiej: „Po zbrodni, kiedy w «Gońcu» ukazał się artykuł, w którym była mowa, że prawdopodobnym zabójcą jest ktoś stojący blisko rodziny – do redakcji przybył hr. Ronikier z jakimś panem. Zwrócili się oni do sekretarza redakcji Łaganowskiego z prośbą o zaprzestanie umieszczania podobnych wiadomości – p. Łaganowski odpowiedział, że należy się widzieć z referentem odnośnego działu, Bystrzanowskim. Ronikier jednak już nie ukazał się w redakcji. Obrońca: – Skąd «Goniec» miał wiadomości o udziale w zbrodni hr. Ronikiera? Bystrzanowski: – To tajemnica redakcyjna, której zdradzać nie mogę. Wiadomości takie mogły dostać się do nas bądź za pośrednictwem stałych reporterów „Gońca”, bądź któregoś z korespondentów. Można by to sprawdzić… Władysław RabskiWładysław Rabski (1865–1925) krytyk literacki i teatralny, pisarz, dramaturg. Jako publicysta znany z ciętego pióra, współpracował m.in. z. „Kurierem Warszawskim” zeznaje, że wryło mu się w pamięć zamiłowanie hr. Ronikiera do przestępstw. Kiedy wykryto jakąś wielką zbrodnię, hrabia wypowiedział się: «Ja bym sprytniej urządził». Świadek uważa Ronikiera za typ moral insanity.Rodzaj choroby umysłowej, odznaczającej się brakiem poczuć i pojęć moralnych. Wiele ciekawych szczegółów o wydziale śledczym dały zeznania detektywa prywatnego, Lebanowskiego, pozbawionego praw. – W maju roku zeszłego – mówił – siedziałem [aresztowany] w wydziale śledczym – widziałem tam żonę oskarżonego Zawadzkiego, bardzo wesołą. Mówiła, że o męża nie obawia się: będzie wypuszczony i «siedzenie sowicie mu się opłaci». Będąc w wydziale śledczym, spotkałem Zawadzkiego, który mówił, że «pozna» zabójcę w monoklu, i za to otrzyma wolność. Po wyjściu z więzienia bywałem u Zawadzkiej bądź jako jej znajomy, bądź w przebraniu. Zostałem bowiem zaangażowany przez adwokata Papieskiego do wykrycia istotnych zabójców, do których hrabia nie należy. Przed poznaniem przez Zawadzkiego hr. Ronikiera w wydziale śledczym Kurnatowski czy Kowalik [śledczy], klepiąc Zawadzkiego po ramieniu, powiedział: «Zaraz zobaczysz pana z monoklem, poznasz go i będziesz wolny». Gdy raz poszedłem do Zawadzkiej, powiedziała mi, że mąż jej wbiegł do pokoju, w którym zamordowano, słysząc hałas i jakby przerzucanie czegoś. Zastał tam już tylko okrwawione ciało Chrzanowskiego; ratując go, powalał ubranie krwią; ubranie to spaliła. Zawadzka mówiła, że choćby nawet mąż dostał się pod sąd, to będą tacy, co mu dadzą dobrego adwokata. Adwokat Piotrowski: – Kto się do pana zwracał o prowadzenie śledztwa? Lebanowski: – Adwokat Papieski. Ja sam poszedłem do niego i proponowałem mu usługi, była przy tym matka hr. Ronikiera. Miałem się dowiedzieć, czy Chrzanowskiego nie zabił czasem syn naturalny ojca Chrzanowskiego lub jego matka. Mam doświadczenie w prowadzeniu poszukiwań w sprawach kryminalnych i od razu widziałem, że sprawa źle jest prowadzona. Obliczyłem majątek starego Chrzanowskiego i wiedziałem, że tu milionów nie ma. Ale cóż, kiedy w wydziale śledczym zabrano mi wszystkie moje notatki i zabroniono mi prowadzenia śledztwa nawet na własną rękę. – Adwokat Piotrowski: – Jednakże bilet adwokata Papieskiego zwrócono panu? Tak przynajmniej ustalono w aktach. – Lebanowski: – Nie zwrócono mi. – Adwokat Ettinger: – Kiedy pana aresztowano? – Świadek: – Byłem aresztowany dwa razy; kiedy zacząłem prowadzić śledztwo; agent na ulicy powiedział mi, że p. Kowalik chce mnie widzieć i aresztowano mnie. Po trzech dniach prokurator kazał mnie wypuścić. Byłem aresztowany pod pozorem podejrzenia o szantaż, dokonany przez jakiegoś urzędnika akcyzy. W wydziale śledczym proponowano mi 500 rb.; mówiono także, że zaraz będę wolny, jeżeli rozpoznam hr. Ronikiera. Wydział śledczy ma zwyczaj proponowania różnych rzeczy za zeznania, ale potem nie dotrzymuje. – Prokurator: – Dlaczego pana aresztowano? – Świadek: – Nie chciano mi pozwolić, ażebym prowadził śledztwo na swoją rękę; kiedy nie chciałem szkodzić hr. Ronikierowi, odesłano mnie do miejsca zamieszkania; ciągle są wypadki sadzania do aresztu w celu wykrywania przestępstw; zwyczaj taki ustalił się od czasów Grüna. – Prokurator: – I administracja więzienna przyjmuje takich więźniów? – Oczywiście… – W sobotę sąd odczytał telegram z Kijowa: «Jeżeli nie ma dostatecznych poszlak, że hr. Ronikier był w dniu zabójstwa w Warszawie, proszę telegrafować, a odpowiem, kto z Lublina jechał z Ronikierem, [podpisano] Gutowski». Prokurator prosi, ażeby telegram pozostawić bez żadnych skutków. Do tego zdania przyłącza się adwokat Makowski. Bobriszczew-Puszkin mówi, że dla obrońców minęły terminy do wzywania nowych świadków, on więc nie wypowiada zdania w tej kwestii, mniema wszelako, iż dalsze śledztwo będzie się odbywało pod przygnębiającym wrażeniem jakiejś tajemnicy. Adwokat Nowodworski wnosi o zażądanie z Kijowa tej wiadomości. Sąd postanowił pozostawić telegram bez skutku. Agencja Petersburska w telegramie donosi: „W niedzielę zbadano korepetytorów, którzy pracowali u pp. Chrzanowskich. Stwierdzają oni, że młody Chrzanowski był chłopcem bardzo moralnym i że należy tu wykluczyć możliwości intrygi kobiecej. Świadek Han zeznaje, że przed dwoma laty hr. Ronikier prosił go o wynajęcie karety, przebranie się za stangreta i pojechanie z nim do Łazieniek. Prosił też, by Han zachował to w tajemnicy, gdyż jest to sprawa polityczna. Po zabójstwie świadek przypomniał sobie o tym i zakomunikował wydziałowi śledczemu. Po dwóch tygodniach otrzymał list z wyrokiem śmierci. Wszakże świadek nie twierdzi, że list ów jest dziełem hr. Ronikiera. Krewny Chrzanowskich, Grocholski, zeznaje, że na pogrzebie zabitego hr. Ronikier mówił do niego, iż zdobyto dowody, jakoby zabójstwo było dokonane na tle romantycznym. Świadek Wincenty Chrzanowski wypowiada kategoryczną pewność, że hr. Ronikier jest niewinny. – Jest to człowiek miękki, szlachetny i uczciwy, jakkolwiek blagier. Zabity zaś miał charakter namiętny. – Adwokaci Lypacewicz i Korsak charakteryzują hr. Ronikiera dodatnio. Świadek Adam hr. Ronikier, krewny Bohdana, zeznaje, że kilku krewnych z linii męskiej było chorych psychicznie. Lekarz Szrauze, zajmujący mieszkanie, którego okna wychodzą na pokoje umeblowane Zawadzkiego, opowiada o dziwnym fakcie: – W ciągu dwóch dni poprzedzających zabójstwo w pokoju i na balkonie, przylegającym do pokoju, gdzie dokonane zostało zabójstwo, widział on nieznajomego. Śladów przebywania tego nieznajomego w księgach pokojów umeblowanych nie ma; nieznajomy ten nie był wcale podobny do hr. Ronikiera. – Zawadzki wyjaśnia, że istotnie przyjeżdżał niejaki Kalisza, który mieszkał bez zameldowania w ciągu dwóch dni. Wieczorne posiedzenie w niedzielę przerwane zostało do poniedziałku, wskutek tego, że hr. Ronikier nagle osłabł”.„Kurier Wileński”, ibidem.
Z listu adwokata Papieskiego: „…dowiedziałem się o wyśrubowaniu hecy «o nabraniu frajera» przez sławetnego Mora do rozmiarów karykaturalnych (…) chodzi mi o sprostowanie danych faktycznych (…) Gdy dwie zbolałe nieszczęściem kobiety: żona i matka hr. Ronikiera, przeświadczone o niewinności drogiego im człowieka, zwróciły się do mnie o radę, dochodzenie śledcze było dopiero w zaczątku. Pisma warszawskie co dzień podawały sprzeczne ze sobą wiadomości (…) różne indywidua niepokoiły będącą wówczas w stanie odmiennym hr. Bohdanową swoimi usługami «w celu wyświetlenia prawdy»… Zwłaszcza niejaka Pietkiewiczowa telefonowała do hr. Bohdanowej nieraz po kilka razy dziennie (…) że rzekomo ktoś miał jej zdradzić tajemnicę zbrodni, dodawała jednak, że jest obłożnie chora z powodu pobicia przez osobnika zainteresowanego w zatajeniu prawdy, prosiła więc, aby ktoś z rodziny przyszedł do niej dla rozmówienia się, aby złożyć zeznania przed sędzią śledczym. Tłumaczyłem, jak mogłem, nieszczęśliwej hr. Bohdanowej, że nie można nadawać tym wynurzeniom poważnego znaczenia (…) W owym czasie wydrukowano rewelacje Mora, bardzo przychylne dla hr. Ronikiera i stwierdzające, że ów Mor jest już na tropie prawdziwego przestępcy… Zapytałem telefonicznie redakcję, kto jest autorem tych rewelacji, odpowiedziano, że jest to znany detektyw krakowski, który przyjechał incognito do Warszawy (…) Można sobie wyobrazić, z jakim błyskiem nadziei przyjęły tę wiadomość zrozpaczone panie (…) Mor zjawił się u mnie (oddawszy bilet wizytowy z tym nazwiskiem służącej). Tym się również tłumaczy i uwzględnienie przeze mnie prośby hrabiny o danie Morowi biletu wizytowego polecającego go Pietkiewiczowej. Po tej rozmowie Mora już nie widziałem (…) W kancelarii oberpolicmajstra, w obecności sekretarza oberpolicmajstra, p. Kurnatowski pokazał mi w albumie z fotografiami notowanych przez policję złoczyńców podobiznę karanego za kradzieże Lebanowskiego, istotnie tego, który odegrał rolę Mora”.
Opinie grafologów były rozbieżne i, zaryzykuję, bałamutne. Sześciu „specjalistów”: dwóch nauczycieli kaligrafii, sekretarze Izby Sądowej oraz Sądu Okręgowego, psychografolog z Petersburga. Badali list znaleziony w tece zabitego i przekaz pieniężny. Ostra polemika ekspertów przeradzała się w kłótnię. Rozczarowanie.
Wraca kwestia tej kwartalnej obserwacji w Lecznicy dla Obłąkanych w Tworkach, z orzeczeniem, że Ronikier symuluje. Pochodzi z rodziny obarczonej psychopatyczną dziedzicznością. Jego stryj i brat stryjeczny byli obłąkani, w wywiadzie ustalono cztery wypadki obłąkania wśród krewnych ze strony ojca; ten zaś zajmował się spirytyzmem…
Wyciągnięto sprawę rozważaną w czerwcu 1910 w lubelskim Sądzie Okręgowym. Dwie służące Ksawery Ronikierowej zostały przez nią oskarżone o kradzież ubrań. Sąd je uwolnił, bo dowiedziono, że ubrania dostały – nie na piękne oczy – od męża oskarżycielki.
Jedenasty dzień rozpraw: postępowanie dowodowe zamknięte. Oskarżyciel publiczny wywodzi m.in., że Bohdan Ronikier wynajął pokoje w domu przy Marszałkowskiej 112; kupił dywany, znalezione potem tam, gdzie popełniono zabójstwo; podprowadził śp. Stanisława Chrzanowskiego do „pokojów umeblowanych”; po ujawnieniu zabójstwa na każdym kroku przedstawiał śp. Stanisława w niekorzystnym świetle. Alibi Ronikiera obala. Dowodzi, że Zawadzki i Siemieński mieli udział w zbrodni popełnionej przez Ronikiera. Zawadzki to „niezbędny uczestnik zbrodni”. Wciągnięty przezeń Siemieński „odegrał w przestępstwie mniejszą rolę”. Dla głównego oskarżonego żąda prokurator najwyższego wymiaru kary.
„Prawo – zakończył – żąda szczególnie surowej kary dla tych, którzy stanowiskiem i wykształceniem stoją ponad średnim poziomem. Nie ma nic świętszego od miłosierdzia, lecz bywają chwile, gdy mówić o miłosierdziu – jest bluźnierstwem”.
Za chwilę głos zabiorą obrońcy.
Cdn.