Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 3-4/2011

Czy książkę Fernanda Payena O powołaniu adwokatury i sztuce obrończej można usunąć do lamusa?

Kategoria

Udostępnij

W 1957 r., dwa lata po zdanym egzaminie adwokackim (czerwiec 1955 r.) dostałem od Rzecznika Dyscyplinarnego Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie, adwokata Władysława Janickiego, propozycję, aby zostać jego zastępcą, jednym z 15 przezeń zaproszonych do tego szacownego grona. Wydawało mi się wówczas, że jest to tak zaszczytna, ale jednocześnie trudna, obciążająca funkcja, że jej po prostu nie udźwignę. Po długiej, serdecznej rozmowie i słowach zachęty ze strony Mecenasa Janickiego, że przecież nie będę sam, że on zawsze mi pomoże, propozycję przyjąłem.

To był mój pierwszy Mistrz w pracy samorządowej (nie liczę tu rocznego stanowiska w charakterze Kierownika Zespołu Adwokackiego, objętego prawie zaraz po zdanym egzaminie, ponieważ ta praca w życzliwym mi gronie Kolegów i Koleżanek jest jakby z innej trochę „parafii”).

Adw. W. Janicki tyle włożył troski w wyposażenie mnie w atrybuty dobrego rzecznika dyscyplinarnego, że, jak dziś mniemam, oprócz pracy stricte profesjonalnej stałem się prawie „zawodowym” samorządowcem. Na całe życie. Od Niego wziąłem w dużej mierze wielkie przywiązanie do idei adwokatury, absolutny szacunek do mojej korporacji. Wreszcie przecież mojej „małej niepodległej Ojczyzny”, jaką była adwokatura w czasach totalnego zniewolenia tej „Wielkiej Ojczyzny”.

Później w rzecznikowskiej formule pracy miałem innych, znakomitych przewodników.

Myślę tu o wybitnych adwokatach warszawskich Bogumile Budce i Stanisławie Parysie. Myślę z niezmienną wdzięcznością, ponieważ niemało mi ofiarowali w sferze samorządowej. To pozwoliło mi później objąć funkcję zastępcy Rzecznika Dyscyplinarnego NRA, adw. Lucjana Gluzy, mego korporacyjnego Przyjaciela, a jeszcze później pełnić obowiązki Rzecznika Dyscyplinarnego NRA itd., itd.

Dobre cienie tych adwokatów pozostawiły w mojej adwokackiej świadomości niezatarty ślad.

Adw. Władysław Janicki w tej pierwszej rozmowie powiedział, pamiętam to doskonale: „niech Kolega poczyta sobie Payena, tam znajdzie Pan prawie wszystko, co trzeba wiedzieć nie tylko o francuskiej, ale i polskiej adwokaturze, bo jesteśmy przecież z jednego kręgu cywilizacji zachodniego świata. Wartości i zasady wyznawane przez Payena dotyczące adwokatury są naszymi wspólnymi wartościami”.

Ponieważ zdobyłem tę książkę jakimś cudem, a była ona „białym krukiem” w Polsce ówczesnej, natychmiast się do niej „dorwałem”. Stała się ona pierwszym elementarzem mojego adwokackiego zaplecza intelektualnego.

Fernand Payen, były dziekan Paryskiej Rady Adwokackiej, to luminarz całej francuskiej adwokatury. Był on autorem owej książki, wydanej w Polsce w 1938 r. przez Księgarnię Powszechną w Krakowie, w tłumaczeniu Jana Ruffa, wybitnego ówczesnego adwokata, z przedmową byłego dziekana Rady Adwokackiej w Warszawie adw. Leona Nowodworskiego.

Dziekan Nowodworski odczytał znakomicie klimat książki Payena i myśl Autora. Podniósł w swej przedmowie, że adwokaturę francuską i polską łączyła wspólność ideałów i poglądów na szczytne powołanie zawodu adwokackiego, że książka Payena ma dla polskich adwokatów całkowicie aktualne znaczenie, że łączy nas z francuskimi kolegami wiele zawartych w niej reguł i zasad etyki zawodowej oraz zaleceń zmierzających do utrzymania jej wysokiego poziomu.

Książka Payena w mrocznych czasach PRL-u wprowadzała powiew krystalicznie czystego powietrza do pseudoadwokackich opracowań o adwokaturze, typu Adwokatura, jej funkcje i oblicze autorstwa Tadeusza Reka, wiceministra w Ministerstwie Sprawiedliwości, o ile pomnę, przedwojennego aplikanta adwokackiego.

Otóż T. Rek napisał typowy paszkwil na adwokaturę „burżuazyjną”. Nam, aplikantom z rocznika 1953, ktoś zalecił przeczytać tę paskudną lekturę, ale my i tak wiedzieliśmy swoje. To w tej książce T. Rek zamieścił sławetną wypowiedź Lenina z 1905 r. o adwokaturze, „którą należy brać w jeżowe rękawice i trzymać w stanie osaczenia, bo inaczej ta inteligencka hołota często bruździ”. Lenin, jak wiadomo, był z zawodu adwokatem i tak napisał on, rosyjski adwokat, o swoich kolegach adwokatach. Typowa bolszewicka przewrotność.

Przypomniałem o tym zresztą w „Palestrze” nr 11–12 z 1988 r., na 70. rocznicę obchodów powstania nowoczesnej Adwokatury Polskiej. Już wtedy komunizm w naszym kraju zdecydowanie „pękał”, skoro cenzura ten cytat puściła.

Wedle intencji F. Payena książka była przede wszystkim dedykowana społeczeństwu francuskiemu, które, jego zdaniem, było niedostatecznie poinformowane o istocie zawodu adwokackiego, jego roli społecznej i w wymiarze sprawiedliwości. Podkreślił w słowie wstępnym, że jest to zawód nietuzinkowy, specjalny, który, jak prawie żaden inny (z wyjątkiem zawodu lekarza) wiąże się tak ściśle z życiem prywatnym obywateli Francji. Książka w jego autorskim założeniu miała wzmocnić sympatię społeczną dla ludzi adwokatury jako obrońców prawa i ładu społecznego. Autor dobitnie podkreśla, że działalność ich wiąże się ściśle ze sztuką i literaturą, że uczestniczą we wszechludzkim posłannictwie.

Treść poszczególnych rozdziałów stanowi zwarty i logiczny system dotyczący całokształtu zagadnień występujących w adwokaturze. Są to krótkie lub nieco dłuższe quasi-rozprawki naukowe.

Książkę rozpoczyna rozdział o historii i filozofii działania adwokatury. Autor pisze: „ponieważ każda strona procesowa utożsamia swój interes ze swoim prawem, a człowiek nawet najbardziej sumienny nie ma żadnych skrupułów jeśli chodzi o osiągnięcie zwycięstwa swego prawa, to zachodzi potrzeba postawienia między stronami a sędziami ludzi, których zawodem byłaby obrona interesów stron procesowych, a którzy by jednocześnie dawali gwarancję uczciwości i skrupulatności”.

Stąd zatem konieczność ustanowienia adwokatów, bo to oni mają pomóc choćby najbardziej mądrym sędziom wydać prawidłowy werdykt. Do tego celu niezbędna jest szczególna dla zawodu adwokackiego dyscyplina.

W ten oto sposób, przy pomocy Payena, Mecenas Władysław Janicki żądał od podległych mu zastępców dobrej, ideowej pomocy rzecznikowskiej, bo tylko podległa ścisłym rygorom dyscyplinarnym adwokatura spełni swoje zadania. Tego nas, swoich zastępców, uczył mój Mistrz, bowiem Payen słusznie uważał, że surowa dyscyplina adwokatury francuskiej jest źródłem jej powagi.

Czyż nie jest to teza jak najbardziej słuszna? Czy nie jest uniwersalna?

Podobnie jak podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej i za I Cesarstwa (Napoleon), usiłowano zniszczyć również w Polsce etos adwokacki. Komunistyczna władza zrobiła, sporo zamętu w adwokaturze.

Gdyby nie stały i konsekwentny opór wielu odważnych i światłych adwokatów wywodzących się z okresu II Rzeczypospolitej, albo takich, którzy przejęli tradycję adwokatury przedwojennej, mogło być z adwokaturą polską jeszcze gorzej. Proces zatruwania środowiska adwokackiego szedł w pewnym okresie, na szczęście bardzo krótkim, tak daleko, że jeden z kilku ówczesnych Prezesów NRA głosił otwarcie konieczność likwidacji adwokatury, jako zawodu zbędnego w systemie socjalistycznego wymiaru sprawiedliwości. Stąd ciągle podnoszona jest konieczność, aby dzisiejsi aplikanci adwokaccy zapoznawali się dokładnie z historią i tradycją zawodu. Zarówno tą piękną, patriotyczną, intelektualną, ale i przykrymi jej kartami. Ku przestrodze następnych pokoleń adwokackich, co totalitarny ustrój potrafił zrobić z człowiekiem, który dla przypodobania się systemowi ewidentnego zła, dopuszczał się zdrady i zaprzaństwa względem własnej korporacji.

Doskonale pamiętam kilkukadencyjny okres pracy w Izbie warszawskiej i Naczelnej Radzie Adwokackiej w adwokackim wymiarze sprawiedliwości, w latach 1957–1989, kiedyśmy wspólnie z naszymi szefami dbali o należyty poziom zarówno rzeczników, jak i sędziów dyscyplinarnych. To były czasy ciągłej presji tzw. miarodajnych czynników, płynącej ze strony nadzorującego nas Ministerstwa Sprawiedliwości. Surowe kary, ślepa wrogość względem prawdziwej lub urojonej opozycji obrońców w procesach politycznych. Tępienie adwokatów „niepokornych”. My, rzecznicy czuliśmy się nieraz jak mityczni żeglarze pływający między Scyllą i Charybdą. Trzeba było dosłownie walczyć z fatalnym ustrojem politycznym o sprawiedliwość w adwokackim wymiarze sprawiedliwości. Dzisiaj rzecznicy pracujący w normalnych warunkach ścierania się racji oskarżycielskich i obrończych nie wiedzą, jak niszczący prawo był okres lat 1944–1989.

Książki takie jak Payena stanowiły wówczas dla nas zaplecze moralne, bo w Payenowskiej księdze O powołaniu adwokatury i sztuce obrończej było coś z moralitetu. Co nas urzekało i dodawało sił do ciężkiej pracy. W PRL-u trzeba było mieć odwagę i mocne  nerwy, aby pełniąc funkcję rzecznika dyscyplinarnego czy sędziego dyscyplinarnego, zachować mimo trudności podstawową niezależność.

Pięknie pisze Payen w rozdziale III o rachunku sumienia adwokatury. Jest to swoisty minitraktat o tym, jak rozumieć poszukiwania prawdy sądowej w procesie: „przede wszystkim należy wystrzegać się w prawdzie sądowej znamion prawdy matematycznej (…) w dziedzinie sporów sądowych rzecz ma się zgoła inaczej. Wahanie jest tu nieuniknione, niepewność jest zjawiskiem normalnym. Każdy głosi swoją prawdę i każdy ma swoją słuszność. Adwokaci są od tego «aby prawdę odnaleźć, wynieść na światło dzienne i rzucić na szalę sprawiedliwości cząstki prawdy i słuszności ukryte we wszelkiej sprawie»”. Potem autor w pięknym stylu omawia pracę sędziego, który zestawia różne tezy, z których rodzi się zrównoważony, suwerenny i sprawiedliwy wyrok itd., itd.

Etyka, tajemnica zawodowa i niezależny samorząd adwokatury francuskiej są zbieżne z zasadami głoszonymi przez naszych adwokackich legislatorów. Legły one u podstaw polskiego kodeksu etyki adwokackiej z 1961 r. Są nadal rozwijane o nowe rozwiązania, które narzuca biegnący szybko czas. Ostatnia nowelizacja polskiego Zbioru zasad etyki adwokackiej i godności zawodu wyrażona w uchwale NRA nr 32/2005 z 19 listopada 2005 r. wymaga, być może, pewnego uzupełnienia.

Czytając Payena, nie zapominajmy jednakże, że również w środowisku polskiej adwokatury od XIX wieku mieliśmy cały legion wybitnych pisarzy i publicystów. Wystarczy zapoznać się z ogromnym dorobkiem publicystycznym adw. dr. Zdzisława Krzemińskiego, który w licznych artykułach i książkach podkreślał wkład polskich autorów w rozwijanie zasad uprawiania zawodu, reguł etycznych i godności profesjonalnej, jakie powinny towarzyszyć polskim adwokatom w uprawianiu adwokatury. Ze swej strony polecam szczególnie Dyscyplinę Adwokatury adw. Jana Ruffa, wydaną w 1938 r. J. Ruff, żołnierz Legionów brygadiera Józefa Piłsudskiego i wojny z 1920 r., zginął w KL Auschwitz. Polecam również pracę autorów adw. adw. J. Bassechesa i I. Korkisa Ustrój Adwokatury Polskiej i zasady etyki adwokackiej, wydaną we Lwowie w 1938 r. Te dzieła legły także u podstaw opracowania kodeksu etyki z 1961 r.

W 1791 r. adwokat Józef Tomaszewski w broszurze Adwokat polski za cnotą pisał pięknymi słowy: „stan to jest wolny, powołanie szlachetne, wiadomość praw i miłość sprawiedliwości jest fundamentem stanu adwokackiego”. Zdanie to zachowało aktualność.

Piękna jest odwieczna wiara adwokatów, że ich zawód ma nieprzeciętny walor, że graniczy w dobrym wykonaniu z prawdziwą sztuką, z autentycznym artyzmem. Nie wstydźmy się tego przeświadczenia. Ono się nigdy nie zestarzeje. To pozwala niektórym z nas zdobywać koronę adwokackich Himalajów. I niech tak zostanie.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".