Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 3-4/2011

O pożytkach z pasji i o jej wrogach

Udostępnij

W zespole adwokackim, w którym w latach osiemdziesiątych odbywałem aplikację, każdego popołudnia Pani Sekretarka z namaszczeniem stosownym do swojego emerytalnego już wieku kwitowała pocztę listonoszowi i rozdzielała ją starannie, wkładając koperty do odpowiednich przegródek każdego z adwokatów w specjalnym regale ustawionym w centralnym miejscu rozległego sekretariatu. Adwokaci zabierali korespondencję wieczorem na swoje biurka i tam nieśpiesznie ją analizowali, zwykle w towarzystwie aplikantów. Wielu adwokatów czyniło z odbioru korespondencji swoisty, pełen dostojeństwa rytuał. Przesyłkom z Sądu Najwyższego czy ministerstw towarzyszyły pomruki i komentarze, pisma procesowe analizowano w skupieniu, a listy z zagranicy (zespół mógł prowadzić sprawy zagraniczne na podstawie specjalnego zezwolenia dewizowego), szczególnie te opatrzone egzotycznymi znaczkami pocztowymi, otwierano powoli, delektując się widokiem kopert, a następnie – po dekretacji – starannie układano na półkach dla tłumaczy.

Z nastrojem powagi kontrastowało wszakże zachowanie jednego z nestorów zespołu, świetnego karnisty i germanisty o śląskich korzeniach, który korespondencję zwykle porywał, zapoznawał się z nią pośpiesznie i bez szacunku, a tę jej część, którą uważał za zbędną, bezzwłocznie darł na strzępy i niemal z obrzydzeniem wrzucał do kosza. Widocznie za którymś razem zareagowałem na ten akt barbarzyństwa zbyt wyrazistą miną, bo doczekałem się takiej oto uwagi: „Zobaczysz Andrzejku, że i tobie to kiedyś zbrzydnie…”.

Minęło ponad dwadzieścia pięć lat, a wciąż pamiętam te słowa. Należy zaznaczyć, że adwokat, który je wypowiedział, do końca wykonywał swój zawód z najwyższą starannością, choć nie czerpał już z tego przyjemności. Dziś nieobce jest mi pytanie, czy wykonywanie zawodu adwokata mi zbrzydło, i wiem, że wielu moich kolegów też je sobie zadaje. Warto zastanowić się, czemu niebezpieczeństwo takie istnieje i jak się przed nim ustrzec.

Będę bronił tezy, że najlepszą obroną przed obrzydzeniem zawodu jest dążenie do wykonywania go z pasją. Truizmem jest stwierdzenie, że jeśli robimy coś dobrze, to  zwykle wtedy, kiedy robimy to właśnie z pasją. Łatwiej jest analizować obszerną dokumentację, budować argumentację czy konstruować pisma, kiedy zajęcie to nas ekscytuje. Wydobywamy z siebie wtedy więcej, niż wymagałaby zwykła zawodowa staranność, jesteśmy zdolni do kreacji, próbujemy kształtować rzeczywistość, a nie tylko się na nią godzić. Nasze wystąpienia mają żar i urok, pisma – ogień, a gdy starcza opanowania – także przejrzystość i harmonię.

To prawdziwe szczęście prowadzić sprawy z pasją, to wielkie szczęście móc je z pasją prowadzić przez całe zawodowe życie lub choćby jego większość. Nie jest to tak proste, jak przed laty, bo dziś w dużo większym stopniu stymuluje nas poczucie zagrożenia konkurencją i oczekiwanie rezultatów przez klienta, co – przy szybkim tempie pracy – musi prowadzić do zmęczenia i stresu. Nadmiar bodźców i informacji, poczucie permanentnej zmienności otoczenia i ciągła potrzeba szybkiego reagowania to katalizatory stresu, które u mniej odpornych mogą wywołać swoiste „zawieszenie się”, niczym w przeciążonym komputerze. Pasji sprzyja czasowe zwalnianie tempa i choćby częściowa stabilizacja. Dzisiejsze nastolatki potrafią już w naturalny sposób wykonywać kilka czynności jednocześnie (multi-tasking), starsi mogą się tego tylko uczyć.

Codziennym wrogiem pasji jest irytacja, wynikająca często z poczucia straty czasu na czynności, które przy dobrej organizacji nie powinny nam go zabierać – a to kolejki w sądowych sekretariatach, a to oczekiwanie na akta w czytelni, na wywołanie sprawy, na odbiór dokumentów. Można twierdzić, że swój czas na takie czynności powinien tracić tylko aplikant, a nie adwokat, ale przecież i jego czas jest cenny.

Irytacja ta postępuje z wiekiem, a – parafrazując tytuł znanego filmu braci Coen – Polska to nie jest kraj dla starych adwokatów. Starszym trudniej walczyć o wgląd do akt w biurach obsługi klienta, reagować na bezczelność ignorantów czy godzić się na poświęcanie czasu na czynności pozbawione uzasadnienia. Procedury, do których przez lata się przyzwyczaili, stają się nieaktualne. Czynności, których logika wydawała się od zawsze oczywista, stają się niedopuszczalne. Ograniczając przykłady do praktyki cywilistycznej – trzeba samemu wyliczać opłatę sądową, opłaty z tytułu pełnomocnictwa (a wkrótce i opłaty sądowe) uiszczać już tylko przelewem bankowym, a nie znaczkami, za chwilę akta oglądać będziemy przez Internet, a nie w sądzie, a broniąc klienta, patrzeć będziemy nie na sędziego, ale na ekran z jego wizerunkiem.

Irytujący jest też brak stabilizacji istotnych elementów naszej rzeczywistości. Życie zawodowe toczy się w atmosferze ciągłych zmian – legislacyjnych, organizacyjnych, obyczajowych, co młodych może fascynować, ale wszystkich w końcu męczy. Spośród zmian legislacyjnych, które staram się śledzić, sztandarowym przykładem tego patologicznego zjawiska są ciągłe (było ich w ciągu ostatniego dwudziestolecia kilkadziesiąt) nowelizacje kodeksu postępowania cywilnego, wszystkie – bez względu na kierunek rozwiązań – pod tym samym hasłem ulepszania i przyśpieszania dla dobra uczestników postępowania, które wzbudzają już nie emocje, ale poczucie bezsilności. Ich dynamika przywołuje gazetowy dowcip sprzed wojny (vide: Historia karykatury polskiej). Niemiecki nauczyciel poleca uczniowi wskazać na mapie aktualne granice III Rzeszy. „Nie czytałem jeszcze dzisiejszych gazet, Herr Lehrer” – odpowiada uczeń.

Podobne odczucia mają i karniści, i administratywiści w odniesieniu do swoich procedur. Nie dziwi zatem fakt, że wśród adwokatów krąży pół żartem, pół serio postulat, aby ustawodawca mógł dokonywać zmiany procedur tylko raz w roku, jak w przypadku przepisów podatkowych. Ogłaszane ostatnio w prasie deklaracje, że to już koniec z pośpiesznymi zmianami kodeksów, nie wydają się wiarygodne. W Komisji Kodyfikacyjnej nadal nie ma ani jednego praktykującego adwokata, który brak stopni naukowych zastąpiłby doświadczeniem wynikającym z kilkudziesięciu lat wycierania sądowych korytarzy w charakterze pełnomocnika lub obrońcy i potrafiłby uświadomić akademikom i sędziom istotne dla stron praktyczne niebezpieczeństwa wprowadzenia niejednego atrakcyjnego modelowo rozwiązania. Doświadczenia ostatnich lat potwierdzają, że legislatorzy mają z tym kłopot. Nie potrafię uwierzyć, że ich zamierzeniem było, aby apelacja była zwracana z powodu braku zaokrąglenia opłaty do pełnej złotówki czy z powodu niedoręczenia drugiej stronie odpisu uprzedniego wniosku o sporządzenie i doręczenie pisemnego uzasadnienia wyroku (dopóki nie przesądził tego Sąd Najwyższy, co prawda contra legem, ale zgodnie z rozsądkiem i zasadą uczciwości wobec stron). Może warto, aby któryś z instytutów badających prawo sądowe zbadał, w ilu sprawach zwrócono apelacje z powyższych powodów?

Innym wrogiem pasji jest rutyna. Powtarzalność czynności, podobieństwo okoliczności, uczucie, że wszystko już było, prowadzi do nudy, a z nudą żartów nie ma. Tym, którzy w tym miejscu ironicznie się uśmiechną, polecam rozważania na temat nudy doktora nauk przyrodniczych i biologii zachowań Cambridge University – Paula Martina, zawarte w jego niedawno wydanej w Polsce pracy pt. Seks, narkotyki i czekolada (Muza 2010). Polski tytuł może mylić, bo z przyczyn marketingowych pominięto jego drugą część – The science of pleasure. W rozdziale 8 (Nuda, nieszczęście i ból) autor próbuje nudę definiować i przekonuje, że jest niebezpieczna. Zachęcając do lektury, przytoczę tylko pogląd przywołanego tamże „ponurego dziewiętnastowiecznego myśliciela” – Artura Schopenhauera, którego dokonania, choćby na polu sztuki prowadzenia sporów, nie mogą być adwokatom obce, że „jeśli nasze pragnienia zaspokajane są zbyt łatwo lub zbyt szybko, przestają pojawiać się nowe i wówczas ogarnia nas znudzenie. Nuda jest konsekwencją utraty zdolności odczuwania nowych pragnień”, zaś „ludzka egzystencja przypomina wahadło poruszające się między cierpieniem i nudą”.

Nuda może prowadzić do depresji, trzeba zatem już pierwsze jej przejawy leczyć poszukiwaniem pasji, jeśli nie w pracy, to przynajmniej choćby w pośrednim związku z pracą. Zaszczytne obowiązki arbitrów, udział w przeróżnych radach i innych gremiach doradczych, zaangażowanie w działalność samorządową czy aktywność pro bono daje niejednokrotnie satysfakcję porównywalną z zawodowym sukcesem, szczególnie jeśli obracamy się w dobrym towarzystwie i możemy się jeszcze czegoś nauczyć. Dobrze wykonywać zawodowe obowiązki pomagają też wszelkie pasje, które zmierzają do poznawania świata, ludzi bądź własnych możliwości – podróże, sport, kolekcjonerstwo itp. Nie powinno zatem dziwić ani latanie balonem (pilot balonu wolnego – czyż ten tytuł nie brzmi pięknie?), ani wspinaczka na Kilimandżaro, ani zbieranie starych map czy pocztówek.

Pozazawodowe pasje niejednokrotnie dają dodatkowe pożytki. Moja miłość do Klio wielokrotnie przynosiła profity na innych polach. To głównie dzięki zamiłowaniu do historii z powodzeniem przeszedłem na studiach egzamin z procedury karnej, kiedy to sędziwy już wówczas profesor Stefan Kalinowski, z nieznanych przyczyn, zadał zaskakującą serię pytań z dziejów ojczystych (m.in. czy Jadwiga była królem Polski i jaki był przebieg wojny kokoszej). Dzięki tej pasji poradziłem sobie, kiedy na pierwszym etapie  egzaminów konkursowych na aplikację adwokacką AD 1984 zostałem zapytany, kto objął dowództwo wojsk Rzeczypospolitej po śmierci hetmana Jana Karola Chodkiewicza w oblężonym przez Turków obozie warownym w Chocimiu w 1621 roku. Wreszcie współcześnie, to znajomość i zamiłowanie do dzieła Tomasza Hobbesa Lewiatan pomogło mi pozyskać poważnego brytyjskiego klienta, z którego przedstawicielem mogłem rozważać związki przemyśleń autora z wydarzeniami politycznymi w ówczesnej Anglii.

Warto zatem i należy mieć pasje i je rozwijać. Trzeba też pamiętać, że nikt nie musi być adwokatem przez całe życie. Socjologowie są zgodni, że – inaczej niż dwadzieścia lat temu – we współczesnym społeczeństwie pracę i zawód zmienia się nawet co kilka lat. Jeśli zatem nie ma szans na wykonywanie naszego zawodu z pasją lub z jej pomocą, może warto myśleć o jego zmianie?

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".