Poprzedni artykuł w numerze
D ekret Naczelnika Państwa z 24 grudnia 1918 roku w przedmiocie Statutu tymczasowego Palestry Państwa Polskiego powoływał adwokaturę w odrodzonej Polsce. Należy wszakże pamiętać, że odpłatne zastępstwo procesowe znane było dużo wcześniej na ziemiach polskich. Niektórzy badacze odnajdywali je nawet w czasach piastowskich, większość jest zgodna, że jako profesja procuratores mercenarii ukształtowało się przy sądach ziemskich w XVI wieku. Wraz z powołaniem Trybunałów dla Korony i Litwy stałym elementem wymiaru sprawiedliwości stała się palestra trybunalska, najbardziej szanowana i elitarna grupa szlacheckich plenipotentów.
Próbując przedstawić wizerunek palestry trybunalskiej XVIII wieku, nie sposób pominąć dzieł trzech pamiętnikarzy – Kajetana Koźmiana (Pamiętniki, t. 1, 2, Wrocław 1972), Marcina Matuszewicza (Diariusz życia mego, t. 1, 2, Warszawa 1986) i Jana Dunklana Ochockiego (Pamiętniki, t. 1–4, Wilno 1857)Powoływana w tekście numeracja stron dotyczy 6-tomowego wydania Pamiętników z 1910 r. w Bibliotece Dzieł Wyborowych, więcej informacji nt. wydań Pamiętników – zob. biogram autora w Polskim Słowniku Biograficznym, t. XXIII, s. 498.. Mniej znane, zapewne z uwagi na brak publikacji po odzyskaniu państwowości, wspomnienia Ochockiego zasługują na uwagę czytelnika i na nowe wydanie, opatrzone aparatem współczesnego historyka. XIX-wieczny kronikarz kresów Antoni J. Rolle nazywał Ochockiego „prawdziwym Casanovą polskim”, Józef Ignacy Kraszewski, przygotowując jego rękopisy do druku, miał je w celach dydaktycznych ocenzurować i przeredagować, a Antoni Mączak – znakomity historyk badający nieformalne systemy władzy w społeczeństwach nowożytnych, w szczególności relacje klientalne, określił go jako „klienta doskonałego”. Ochocki zaczął pisać wspomnienia ponoć dopiero w wieku 76 lat, pod wpływem Henryka Rzewuskiego, autora Pamiątek Soplicy. Nic zatem dziwnego, że pamiętnikarz gloryfikuje upadłą Rzeczpospolitą, swoją młodość na magnackim dworze i w palestrze, a jednocześnie maluje barwny obraz ostatnich lat XVIII-wiecznej państwowości. Nie chcielibyśmy dziś takiego wymiaru sprawiedliwości, jaki wyziera z kart jego Pamiętników, ale trudno nie ulec urokowi staropolskiej narracji i nie zadumać się nad palestrą, która odeszła wraz z zaborami.
Jan Dunklan Ochocki herbu Ostoja, syn Stanisława Józefa Ochockiego – byłego deputata do trybunału lubelskiego z ziemi łukowskiej i cześnika mozyrskiego, po zakończeniu skromnej edukacji u bazylianów w Żytomierzu, po śmierci matki w 1784 roku, jako siedemnastolatek oddany został przez ojca do lokalnej palestry – jak pisał – „nie pytając nawet, czy stan ten do smaku mi przypada i czy bym go sobie wybrał”J. D. Ochocki, Pamiętniki, Warszawa 1910, t. I, s. 106–107.. Początki nie były obiecujące. „Zaledwie wypuszczony ze szkół – wspominał – bez znajomości ludzi, bez stosunków, związków, niedoświadczony, obcy wśród świata, nie pojmujący życia, szedłem na oślep, nie widząc celu ani środków”. Prowadził skromne życie, a i ze stołu jego patrona Gromnickiego niewiele mu przypadałoIbidem, t. I, s. 107..
Sytuacja Ochockiego polepszyła się nieco dzięki materialnemu wsparciu zadurzonej w nim owdowiałej, bogatej mieszczki, kiedy – jak pisał – „pokaźna garderoba (…) ekwipaż i jaki taki grosz, który miałem z łaski nieodżałowanej wdowy, pomogły mi do pozyskania między mecenasami znajomości i względów”Ibidem, t. I, s. 119., ale istotną zmianę przyniosło mu dopiero wstawiennictwo sędziego ziemskiego żytomierskiego – Jana Bukara, z którego siostrą ożenił się właśnie jego ojciec. „Będąc nieustannie przy boku człowieka takiego znaczenia, jakiego wówczas używali sędziowie ziemscy, przypatrywałem się pilnie biegowi interesów i tak szczęśliwie skorzystałem z czasu, że w rok mogłem już podjąć się spraw choćby największej wagi” – pisałIbidem..
Nauka ta przyniosła owoce, bo kiedy powierzono mu obronę w sprawie zagrożonej karą śmierci, dobrze wywiązał się ze swoich obowiązków obrończych: „wypracowałem obronę jego, która się sądowi i mecenasom spodobała – wspominał – pryncypał mój uszedł szubienicy i stryczka, a mecenasi podali illacyę, prosząc sądu o przypuszczenie mnie do przysięgi super patrocinium. Wykonałem ją i to mi później w Lublinie służyło”Ibidem..
W roku 1786 sędzia Bukar zarekomendował palestranta na dwór wojewody kijowskiego Józefa Stępkowskiego (Stempkowskiego)Józef Gabriel Stempkowski (1710–1793) herbu Suchekomnaty, wojewoda kijowski w latach 1785–1790, zwany był Strasznym Józefem z racji krwawego stłumienia rewolty tzw. koliszczyzny w 1768 r.. Była to typowa droga kariery szlacheckich dzieci, jaką wcześniej podążał i jego ojciec, osiągając niegdyś stanowisko marszałka dworu hetmana Sosnowskiego. Według A.J. Rollego na dworze wojewody w Łabuniu na Wołyniu „trwał bankiet nieustający”, gdyż jego właściciel „nie pojmował inaczej życia, jak wśród uczty, w objęciach pięknej kobiety, w kole przyjaciół rozmarzonych ognistym napojem, blaskiem jego senatorskiego majestatu, dźwiękami muzyki hulaszczej, a hucznej”A. J. Rolle, Straszny Józef. Opowiadania historyczne, Serya Trzecia, t. 1, Warszawa 1882, s. 201, 203.. A „obowiązki do spełnienia nie były ciężkie – wspominał Ochocki, – Po dwóch nas co dzień bywało na dyżurze, a wszyscy mieliśmy za powinność roznosić damom dzień dobry, wprowadzać je na pokoje, wyprowadzać do mieszkań, bawić je, tańcować z niemi i robić honory domu”J. D. Ochocki, Pamiętniki, t. I, s. 121..
Zachwycony urokami dworu Ochocki został wkrótce dostrzeżony przez żonę wojewody i wybrany na cavaliere servante, więc mu – jak przyznawał – „na karesach, prezentach, grzecznościach nie zbywało”Ibidem, t. I, s. 142.. Wojewoda, który według słów Rollego „sąsiadów kaptował rozdawnictwem orderów i urzędów, drobiazg zjednywał protekcyą”A. J. Rolle, Straszny Józef, s., 201., także docenił lojalność i zaangażowanie młodego dworzanina i począł zabierać go w podróże i powierzać poufne misje przewozu i przekazywania dokumentówJ. D. Ochocki, Pamiętniki, t. I, s. 125, 139.. W 1787 roku powierzył nawet Ochockiemu zadanie przygotowania wnętrz na przyjazd do Łabunia króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Palestrant dobrze się chyba spisał, bo zadowolony król obdarował go życzliwym słowem i złotym zegarkiem.
„Tak, będąc dwa lata przy panu wojewodzie – wspominał Ochocki – jeżdżąc z nim dwa razy do Warszawy, gdzie zasiadał w czasie kadencyi komissyi wojskowej i w radzie nieustającej, cztery razy będąc posyłany przez niego z przywilejami za urzędy i ordery, którymi Stempkowski szafował, porobiłem dość ważne stosunki i znajomości na prowincyi i w Warszawie, a co większa, tryb i sposób robienia interesów pojąłem. Wojewoda zaczął mnie powoli używać do znaczniejszych spraw, do których zdawałem mu się dostatecznie ukwalifikowanym. Stosunki moje w stolicy i w województwie przez nieustanny napływ obywateli płci obojej do Łabunia i relacye, jakie wszyscy mieli z panem wojewodą, ugruntowane, czyniły mi nadzieję, że się z ich pomocą dalej na świecie posunąć potrafię”Ibidem, t. I, s. 139–140..
Proceder ten tak postrzegał kilkadziesiąt lat później A. J. Rolle: „Szlachta kijowska dziwnie była rozmiłowana w dystynkcyach: toteż nie znalazłeś w okolicy szlachcica, choćby na jednej osiadłego wiosce, któryby wstęgi nie posiadał... A co to upokorzeń i kosztów ponosił aspirant! Naprzód należało się submitować Stempkowskiemu, pić z nim, zabiegać u jego dworzan i skarbić sobie ich względy, w końcu suto opłacić kancelaryą królewską. Ochocki zwykle podejmował się tego rodzaju komisów, za co otrzymywał dukaty, karyolki, kocze, cugi. Pan wojewoda korzystał tyle, że w sądach miejscowych rozporządzał się jak w domu, że wpływy jego sięgały do trybunału lubelskiego, a spraw na nim ciężyło niemało. Stempkowski pożyczał, a nie był w stanie płacić długów, ztąd nieustanne procesa...”A. J. Rolle, Straszny Józef, s. 208–209.
W 1788 roku wojewoda Stempkowski, mający szereg spraw w Trybunale Koronnym, zdecydował – za aprobatą sędziego Bukara i ojca palestranta – wysłać Ochockiego do Lublina, żeby tam pod okiem mecenasa Nowoszyckiego „uczył się praktyki prawa i przypatrzył, jak się około tego chodzi”J. D. Ochocki, Pamiętniki, t. II, s. 4.. Odsunięty od dworskiego życia pamiętnikarz nie był zadowolony ani z nowych zadań, ani z nowego patrona, który jego zdaniem „nie miał znaczenia w Lublinie, z nikim nie żył, stosunków mu brakło samemu, poznajomić więc mnie nie mógł i wprowadzić między ludzi”, a nadto „miał swe jakieś prowincyonalne zastarzałe zdania i sądy o wszystkiem, a za najmniejsze sprzeciwienie się wpadał w niesłychaną furyę”Ibidem, t. II, s. 4..
Zamiast dworskich flirtów, libacji i zabaw musiał Dunklan zabrać się do pracy, co wspominał bez entuzjazmu: „wśród natłoku ludzi chodziłem jak w lesie, znudzony i zafrasowany, rano i wieczorem regularnie bywałem na sesyi, w nocy pisałem dyaryusz całym wykładem spraw, jakie się odsądzały, i ten dowód aplikacyi posyłałem panu Bukarowi. Zrobiłem powoli maleńkie i krótkie znajomości z młodzieżą bywającą na ratuszu, ale w wyższym towarzystwie nogą nie postałem, bo nie było mnie komu zaprezentować”, przyznając wszakże: „odniosłem korzyść niemałą z nieustannego słuchania spraw, bo mi nic nie przeszkadzało do zastanawiania się nad niemi i pisania dyaryuszów; to wdrożyło mnie w znajomość prawa i dało się obeznać głębiej z manipulacyą sądową”Ibidem..
Trud się wszakże opłacił. Stempkowski, który widział Ochockiego w roli swego zaufanego pełnomocnika w Trybunale, zapewnił mu kilku posażnych klientów – m.in. starostę cudnowskiego Józefa Augusta Ilińskiego i metropolitę unickiego Jazona Smogorzewskiego, którzy gwarantowali utrzymanie i pokaźne honoraria. „Dziwną się komu może wydać rzeczą, że pan wojewoda tak usilnie pracował, aby mi powiększyć intraty – wspominał Ochocki – i tyle się mną zajmował, ale po trosze miał w tym własny interes, bo potrzebował kogoś mieć w Lublinie na dobrej stopie, i na mnie to chciał użyć właśnie. Miał w Lublinie różne sprawy, niektóre dosyć groźne dla niego, a wszystkich mecenasów z Rusi dla siebie niechętnych, i czuł, że im zaufać nie może. Potrzeba było koniecznie kogoś ze swej ręki postawić i opatrzyć dostatnim funduszem; oczy jego szczęściem padły na mnie, gdy w ciągu trzech lat doświadczył i wierności mojej i przywiązania do siebie”Ibidem, t. II, s. 8..
Jak oceniał A. J. Rolle, Stempkowski „miał w Dunklanie Ochockim gorliwego plenipotenta, który wpadał do Lublina z listami królewskimi, z orderami dla deputatów, a choć mu kosztów nie wracał Stempkowski, ale sprytny dworzanin radzić sobie umiał, przy jednym ogniu dwie piekł pieczenie – bo i cudze interesa promował jednocześnie”A. J. Rolle, Straszny Józef, s. 209..
W Lublinie zajmowały Ochockiego nie tylko palestranckie obowiązki. Jak wspominał: „czas, zbywający mi od interesów, poświęcałem lataniom gdzie piękne oczy świeciły”. Nawiązywał znajomości, bawił się, biesiadował, romansował, pojedynkował. Poza aktywnością w Trybunale jeździł Ochocki w sprawach wojewody do Krakowa i Warszawy, gdzie obserwował przebieg sejmu czteroletniego, wizytował znaczące domy i został ponownie przedstawiony królowi, uczestniczył w targach w Dubnie (tzw. kontrakty dubieńskie). Miał też Ochocki uczestniczyć w transakcji odpłatnego odstąpienia urzędu wojewody przez zadłużonego Stempkowskiego na rzecz Prota Potockiego. Pomimo utraty urzędu Stempkowski zachował wpływy, a przede wszystkim – dzięki przychylności króla – możliwość uzyskiwania dla swych protegowanych Orderu św. Stanisława i Orderu Orła Białego, które uważane były za istotne gratyfikacje również przez trybunalskich deputatów.
Warto zwrócić uwagę na fragmenty Pamiętników poświęcone lubelskiej palestrze trybunalskiej. Według Ochockiego liczyła ona w latach 80. XVIII wieku ponad pięćdziesięciu adwokatów (mecenasów) i liczne grono aplikantów (dependentów). Pamiętnikarz przedstawia po latach taki, zapewne wyidealizowany, jej obraz:
„Prawnicy lubelscy popisywali się wymową i starali o czystość języka, unikając makaronizmów i przymieszania łaciny, która za przeszłych panowań, na wpół z polszczyzną zmieszana, im niezrozumialszą i dzikszą, tem piękniejszą dla zepsutego ich smaku stanowiła całość. Wymowa sądowa była coraz prostsza, zarazem wzniosła i przekonywająca, niekiedy ostra i dowcipna; zgoła stała na najwyższym stopniu do jakiego się podnieść mogła. Wspomnę tu kilku, co się szczególniej odznaczali, jak np. Grzymała, Puchała, Jan i Franciszek Grabowscy, Tadeusz Skarzyński, później poseł w Grodnie, generał Raczyński, Grudziński, dwóch braci Dmochowskich, Matusewicz, Kański, Buczyński, Orchowski, Podhorodeński, a lepiej śmiało powiem, że wszyscy byli wymowni. Wszyscy mówili pospolicie z pamięci, a dobór wyrazów, styl, analizya przedmiotu, rozwinięcie jego, wnioskowanie, konkluzya, tak były mocne, jasne a zarazem przekonywujące, tak nawet dla obojętnych zajmujące, że po dwa dni wciąż mówiącego na replice, słuchać było miło i człowiek sie nie męczył”J. D. Ochocki, Pamiętniki, t. II, s. 23–24..
Rozprawy odbywano w ratuszu. Trybunał – w składzie co najmniej sześciu deputatów, marszałka i prezydenta – zasiadał za stołem, a mecenasi występowali „u kratek”, tj. stojąc za ustawionym naprzeciw stołu pulpitem umieszczonym przed stołem sędziowskim. Rozprawy trwały czasem po kilka godzin. W przypadku braku jednomyślności o treści wyroku decydowało tajne głosowanie poprzez wrzucanie gałek do dwóch waz oznaczonych jako affirmative i negative.
Według Ochockiego przypadki korumpowania sędziów (deputatów) były rzadkie, gdyż byli to ludzie majętni i dbali o reputacjęIbidem, t. II, s. 30–31.. Sam jednocześnie przyznaje, że zapewnił w swojej sprawie rodzinnej przychylność deputatów, przekazując im przyznane dzięki wojewodzie Stempkowskiemu orderyIbidem, t. II, s. 83–85.. Sprawa zakończyła się ugodą i „hulanką do dnia białego” z udziałem mecenasów i deputatów, a okoliczność ta miała wielki wpływ na inne sprawy i pomnożyła jego „wziętość” w LublinieIbidem, t. II, s. 86..
Poruszający jest opis procesów pomiędzy magnatami. W sporze pomiędzy wojewodą wileńskim Michałem Radziwiłłem i kasztelanem wileńskim Maciejem Radziwiłłem o kuratelę nad młodocianym księciem Dominikiem, spadkobiercą po Karolu Radziwille „Panie Kochanku” – doradzał Michałowi. Za udział w „dość długiej” naradzie każdy z trzydziestu jeden adwokatów miał dostać sto czerwonych złotych, a aplikanci po trzydzieści. „Ja wziąłem sto – pisał – chociaż ani słówka w sprawie przy kratkach nie dostało mi się powiedzieć”Ibidem, t. II, s. 91.. Maciej Radziwiłł zaoferował tyle samo, ale uczestnicy narady u Michała nie mogli już zmienić obozu.
Jak wspominał Ochocki: „Przy zaczęciu sprawy, oprócz marszałka i prezydenta było sześciu duchownych, a dwudziestu świeckich, latały sztafety do Warszawy po dwa razy na dzień, to po ordery, to po przywileje na urzędy, to po różne instancye, tak, że w kilka dni przeszło połowa izby pokazała się we wstęgach. Trybunał nie spieszył się z przystąpieniem do rozpoczęcia sprawy, która była z illacyi; strony także robiąc fakcye nie przynaglały, zapewniając sobie tymczasem kreski. Bawiono sie bez końca, u obu książąt co dzień bywały obiady po sto osób, na wieczorach najmniej po dwieście, napływ mężczyzn i dam z Warszawy i prowincyi ogromny, jedni przybywali, drudzy odjeżdżali, mieniając się ciągle. Chociaż przy obrachunku większość pokazywała się za księciem Michałem, jednakże tak mała, że gdyby który deputat był uszedł, byłby wielką deferencyę zrobił. Mój Jasiński był za księciem Maciejem, książę Michał i Raczyński niesłychanie nacierali na mnie, abym to przerobił, ale sposobu nie było. Książę chciał ofiarować tysiąc dukatów, alem się tego pośrednictwa nie podjął”Ibidem, t. II, s. 92..
Ochocki twierdzi, że podpowiedział wszakże księciu Michałowi, iż przychylność deputata Jasińskiego można uzyskać, wykorzystując jego afekt do pewnej panny. Panna owa „zaczęła być coraz jakoś przystępniejszą, słuchać oświadczeń chętniejszym uchem, wreszcie jako dowodu przyjaźni wyraźnie zażądała pomocy jego w sprawie (...) żeby zaś był dowód, że dotrzymał, daliśmy jej kawałeczek ponsowego wosku, który miał przylepić na gałce, gdy będzie wotował”Ibidem, t. II, s. 93.. Książę Michał wygrał sprawę dwoma głosami, „a gałeczka z ponsowym woskiem przy rachubie się znalazła”Ibidem..
Pozycja zawodowa Ochockiego rosła, co przekładało się na wzrost dochodu. „Szło mi wszystko, płynęło – wspominał – los sprzyjał, uśmiechała się przyszłość, pieniędzy miałem aż do zbytku dla młodego człowieka i, nie wiedzieć jak, najniespodziewaniej spływały do mojej kieszeni. Już drugi tysiąc dukatów składałem u Kabrego; znaczenie moje w Lublinie co dzień rosło i nie w jednym zazdrość wzbudzało”Ibidem, t. II, s. 96.. Z uwagi na dużą ilość spraw wojewoda przysłał mu nawet do pomocy „plenipotenta miejscowego, człowieka zdatnego i pracowitego, Jana Jargockiego”, który „ślęczał sobie nad papierami, robił wypisy i protesta”, dzięki czemu Ochocki „chodził tylko”Ibidem, t. II, s. 86..
Zaangażował się też Ochocki w negocjacje z wierzycielami wojewody i w nabywanie jego długów. „Mnie to z łatwością przychodziło i już zacząłem z warszawskimi wierzycielami operacye – wspominał. – Najmniej część czwartą zyskać było można w ten sposób, byłbym w ten interes i mój własny kapitalik włożył, jakem już przyrzekł panu ex-wojewodzie, a nawet zdecydowałbym ojca do pozwolenia mi użycia swoich na to pieniędzy i, mając w kontrakta do siedmiukroć sto tysięcy żywego kapitału, byłbym prześliczne interesa mógł ułatwić, ale los chciał inaczej, wszystko się zmieszało i przepadło przez śmierć niespodziewaną pana Stempkowskiego...”Ibidem, t. III, s. 66–67.
W 1793 roku palestrancką karierę pamiętnikarza przerwała nagła śmierć byłego wojewody, którą tak skomentował później Antoni J. Rolle: „Może to był i wynik przedwczesnej starości. Życie ubiegło wśród ciągłej uciechy i uczty nieustannej, w gronie pięknych, swawolnych i pobłażliwych niewiast. Stempkowski liczył ledwie lat sześćdziesiąt kilka, a już często musiał w łóżku przebywać; dokuczała mu podagra, a lekarze zalecali wstrzemięźliwość. Jak mógł się zdobyć na nią człowiek, który sobie nigdy nie odmawiał?”A. J. Rolle, Straszny Józef, s. 217..
Dwaj synowie byłego wojewody chcieli powierzyć Ochockiemu swoje sprawy, ale się ich prowadzenia nie podjął, uznając je za „zbyt poplątane” i nie do wygrania „bez stosunków i wpływów”. Pozostawał jeszcze plenipotentem księcia Michała Radziwiłła, księcia Aleksandra Lubomirskiego i generała Ignacego Działyńskiego, ale z jednej strony nie byli to tak wdzięczni mocodawcy jak zmarły wojewoda, z drugiej strony on sam rozumiał, że bez protekcji Stempkowskiego nie jest już tak skuteczny. Jak posumował Antoni Mączak: „Jego rola jako ruchliwego pośrednika u boku magnackich potentatów była skończona”A. Maczak, Klientela. Nieformalne systemy władzy w Polsce i Europie XVI–XVIII w., Warszawa 1994, s. 284..
Z ciężkim sercem postanowił zatem Ochocki opuścić Lublin, a koledzy pożegnali go wystawnym obiadem z udziałem palestry i deputatów. „Rzucałem życie na stan mój i majątek nazbyt świetne, a razem najprzyjemniejsze, które mi się już stało nałogiem, za całą pociechę miałem to tylko, że urzędnikiem będę mógł zostać, kiedy zechcę – pisał. – Ale czyż to wyrównać mogło stopniu znaczenia, na jakim już byłem przez dwa lata w Lublinie, mając kredyt ogromny, stosunki znakomite i wielkie, pensye roczne znaczne zapewnione i dwadzieścia tysięcy złotych przenoszące, oprócz innych dochodów, które dawały konferencye, a na te mecenasi wszyscy, mający ze mną stosunki, wzywali? W ostatnich czasach podniosłem był sposób życia i utrzymania na wyższą skalę, i od pięciu lat przywykłszy do wydatków, które się na co dzień powiększały, wyrobiłem sobie niemi pewne stanowisko, które śmierć pana ex-wojewody zniszczyła”J. D. Ochocki, Pamiętniki, t. III, s. 95..
Jak potoczyły się dalsze losy Ochockiego? Wciąż mu życzliwy sędzia Bukar radził, aby na najbliższym sejmiku spróbował „wejść w urząd jaki”Ibidem, t. III, s. 98.. Ochocki nie zaniedbywał zatem działalności publicznej. Już w 1792 roku na sejmiku województwa kijowskiego w Żytomierzu jako jeden z sześciu asesorów układał laudum sejmikowe. Jako komisarz cywilno-wojskowy zajmował się zaopatrzeniem wojska. W 1793 roku uczestniczył w antyrosyjskiej działalności konspiracyjnej, za co został następnie aresztowany. Zsyłki jednak uniknął, a po zwolnieniu – jak pisał w jego biogramie Marian Tyrowicz – „wobec władz zaborczych wykazywał daleko posunięty serwilizm”Polski Słownik Biograficzny, t. XXIII, s. 497.. Prowadził ze zmiennym szczęściem interesy i kontynuował lokalną karierę na Wołyniu jako podsędek, a następnie sędzia żytomierski. Nie był entuzjastą Księstwa Warszawskiego ani tamtejszego systemu prawnego, ale po klęsce Napoleona w wojnie z Rosją w 1812 roku zaangażował się w organizację pomocy dla polskich żołnierzy przebywających w carskiej niewoli. Zbiegiem lat jego aktywność malała, a życie koncentrowało się wokół rodziny i majątku. Zmarł w 1848 roku w Żytomierzu.
Na użytek współczesności warto zapamiętać z Pamiętników Ochockiego choćby to, skąd wzięło się „stawanie u kratek”, a zatem i termin „adwokat kratkowy”, oraz że reprezentowali strony i orzekali w Trybunałach w większości ludzie bez prawniczego wykształcenia, a prawnicze rzemiosło spoczywało w istocie na personelu sądowych kancelarii. Obraz nakreślony przez pamiętnikarza ilustruje też dosadnie, jak bardzo należytemu funkcjonowaniu sądownictwa nie sprzyjały typowe dla XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej relacje klientalne.