Poprzedni artykuł w numerze
A rtykuł zawiera przemyślenia i opinie dotyczące wydanego niedawno tomu dokumentów z lat 1956–1957 W imię przyszłości Partii. Procesy o łamanie tzw. praworządności socjalistycznej 1956–1957. Dokumenty. Zawiera on dokumenty archiwalne pokazujące drastyczne represje czasów stalinowskich, ujawnione w okresie po śmierci Stalina. Represje były stosowane nie tylko przez organy bezpieczeństwa, ale także przez sądy specjalne, sądy wojskowe, prokuratury. Na tym tle pokazane zostały postawy adwokatów polskich. Postawy heroiczne, ale także konformistyczne.
W ramach projektu badawczego Instytutu Pamięci Narodowej ukazał się tom materiałów źródłowych zatytułowany W imię przyszłości Partii. Procesy o łamanie tzw. praworządności socjalistycznej 1956–1957. Dokumenty W imię przyszłości Partii. Procesy o łamanie tzw. praworządności socjalistycznej 1956–1957. Dokumenty, red. M. Zaborowski, Warszawa 2019. . Redaktorem tomu jest często goszczący na łamach „Palestry” adwokat dr Marcin Zaborski, z udziałem dr Elżbiety Romanowskiej, pracownicy naukowej IPN, zasłużonej historykom edytorki źródeł. Tom imponuje nie tyle nawet liczbą stron, ile przede wszystkim wagą zgromadzonych tam źródeł, jak też jakością ich opracowania. Przyjdzie jeszcze wrócić do oceny całości, natomiast na kanwie cennych materiałów źródłowych zaprezentowanych i wręczonych badaczom czasów Polski tzw. Ludowej niżej podpisany chce wyrazić swoje przemyślenia. Ja, Adam Lityński, czuję się do tego podwójnie upoważniony, a to jako świadek historii tamtych lat, syn ówczesnego adwokata, także sam wpisany na listę adwokatów w tygodniach po ogłoszeniu stanu wojennego Wspomnienia Profesora Adama Lityńskiego, „Czasopismo Prawno-Historyczne” 2015/1, s. 375. . Po wtóre zaś jako od dawna badający sprawy prawa i nie-praworządności Polski Ludowej, autor jednej z najwcześniej po upadku komunizmu opublikowanej monografii O prawie i sądach początków Polski Ludowej (Białystok 1999), w której to książce gęsto przywoływałem wiele z dokumentów umieszczonych w omawianym zbiorze, mozolnie przeze mnie wydobywanych z dopiero co otwartych archiwów.
Omawiany tom dokumentów podzielony został na cztery części. Część pierwsza dotyczy sądownictwa wojskowego i zawiera m.in. tzw. raport Szerera. Część druga poświęcona została sądownictwu powszechnemu i prokuraturze powszechnej, a na czoło wybija się tu sprawozdanie komisji do zbadania sławetnej sekcji tajnej Sądu Wojewódzkiego dla m.st. Warszawy. Część trzecia to varia dotyczące tego samego obszaru badawczego i wreszcie część czwarta, liczbą zgromadzonych dokumentów największa, dotycząca adwokatury. O ile trzy pierwsze części liczą łącznie dokumentów 16, o tyle część dotycząca adwokatury liczy ich 79; jest to wynik jednak braku syntetycznego – zbiorczego opracowania; w tej części także na plan pierwszy wydaje się wybijać zagadnienie udziału konkretnych adwokatów w obronach przed sądem tajnym, ich znalezienie się na tajnej liście adwokatów. Gdyby chcieć omówić treść i edycję (wzorcową) wydanych materiałów, trzeba by napisać książkę większą od omawianego tomu. Poniższe uwagi odautorskie są wybiórcze i z konieczności wielce skrótowe.
Sowietyzacja Polski i sowietyzacja wymiaru sprawiedliwości
Piotr I przydał Rosji dodatek „Imperium” i ten imperialny charakter Rosja utrzymuje do dnia dzisiejszego. Trzeba przyznać rację Robertowi Conquestowi , gdy stwierdza, że „spośród rozmaitych wyzwań, przed jakimi staje porządek demokratyczny i obywatelski, największym i najbardziej uporczywym jest marksizm. (...) idee lansowane w Manifeście (...) przez pięć pokoleń stanowiły jedno z podstawowych źródeł kłopotów na całym świecie” R. Conquest, Uwagi o spustoszonym stuleciu, tłum. T. Bieroń, Poznań 2002, s. 60. . To z Rosji wyszedł nowoczesny, dwudziestowieczny totalitaryzm z jego ludobójstwem. Podniesiona do rangi filozofii koncepcja imperialnego rozniesienia rewolucji bolszewickiej na świat po Pierwszej Wielkiej Wojnie nie udała się. Sowiecki imperializm skorzystał z okazji po Drugiej WW. Sowieci wprowadzali swój ustrój przy pomocy „zbrojnych misjonarzy, tj. Armii Czerwonej” M. Dżilas, Nowa klasa wyzyskiwaczy (Analiza systemu komunistycznego), tłum. J. Mieroszewski, Paryż 1957, s. 184; M. Dżilas, Rozmowy ze Stalinem, tłum. A. Ciołkosz, Warszawa 1991, s. 97. . Paweł Anatoliewicz Sudopłatow – wszak jeden z najwyższych funkcjonariuszy sowieckiej bezpieki – we wspomnieniach spisywanych u schyłku długiego życia (1907–1996) inteligentnie zauważał, że „drogę do Jałty, jak można sądzić, otwierał pakt Ribbentrop-Mołotow. (...) Stalin jest wściekle atakowany za zdradzenie zasad wszelkiej moralności, gdy podpisywał pakt z Hitlerem. Pominięto milczeniem fakt, że podpisał również tajną transakcję o podziale Europy najpierw z Rooseveltem i Churchillem w Jałcie, a później w Poczdamie z Trumanem” P. Sudopłatow, Wspomnienia niewygodnego świadka, tłum. J. Markowski, Warszawa 1999, s. 211. . Podział Europy jest przejawem cynizmu Roosevelta i Churchilla w świetle wzniośle brzmiącego dokumentu pod nazwą Karty Atlantyckiej (sierpień 1941 r.) Zob. P. Fiedorczyk, A. Lityński, A. Stawarska-Rippel, Wojny XX wieku i ich skutki dla ustrojów państwowych i prawa, „Czasopismo Prawno-Historyczne” 2019/1, s. 68. . „Bez żadnej przesady można stwierdzić, że w planach Stalina dotyczących sowietyzacji krajów Europy Środkowej Polsce przypadło miejsce szczególne” – stwierdza Nikita Pietrow N. Pietrow, Nowy ład Stalina. Sowietyzacja Europy 1945–1953, tłum. J. Prus-Wojciechowska i K. Syska, Warszawa 2015, s. 145. .
Jacek Kaczmarski w piosence Opowieść pewnego emigranta umieszcza takie wersy:
„Wojnę w Rosji przeżyłem,
oswoiłem się z mrozem
I na własnych nogach
przekroczyłem Bug
Razem z Armią Czerwoną, jako
politruk.
Ja byłem jak Mojżesz, niosłem
Prawa Nowe,
Na których się miało oprzeć
Odbudowę”.
ZSRR niezwłocznie przystąpił do sowietyzacji Europy Środkowo--Wschodniej, którą mu przyznano w Teheranie i Jałcie. „Sowieccy doradcy MGB w Europie Środkowej i Wschodniej w latach 1949–1953 pełnili funkcje politycznych namiestników Kremla” N. Pietrow, Nowy ład Stalina..., s. 250. Zob. szczegółowo w rewelacyjnym pamiętniku głównego stalinowskiego pacyfikatora Polski generała NKWD Iwana Sierowa: I. Sierow, Tajemnice walizki generała Sierowa. Dzienniki pierwszego szefa KGB. 1939–1963, red. A. Hinsztejn, tłum. A. Janowski, J. Cichocki, Konstancin-Jeziorna 2019, passim; także A. Lityński, Generał „Iwanow” – ostatni stalinowiec – o Polsce, „Czasopismo Prawno-Historyczne” 2019/2. . Sowiecki totalitaryzm oczywiście szedł drogą czerwonego imperializmu zapoczątkowaną zaraz w drugiej odsłonie pierwszej wojny światowej (tj. po 11.11.1918 r.), tylko elastycznie dopasował się do okoliczności i możliwości; pozbył się przy tym złudzeń, że rewolucja proletariacka dokona się własnymi siłami proletariatu wszystkich krajów. Sowietyzacja była nie tylko celem, ale także najbardziej efektywnym środkiem mocnego związania tych krajów ze Związkiem Sowieckim, swego rodzaju nowym typem sowieckiej kolonizacji – to sowiecki neokolonializm. Wielokrotnie wskazywałem, że dla mistrza kamuflażu – Józefa Wissarionowicza – zdobycie przez komunistów władzy miało mieć pozory legalizmu. Kiedy więc Armia Czerwona i NKWD Нaрoдный Koмиссaриaт Внутренных Дел – Narodnyj Komissariat Wnutriennych Dieł, czyli NKWD, Ludowy Komisariat [Ministerstwo] Spraw Wewnętrznych; później: Министерствo Государственной Безопасности – Ministerstwo Gosudarstwiennoj Biezopastnosti – MGB – Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego. przekroczyli Bug (który według zmowy Wielkiej Trójki miał się stać granicą Polski) i komuniści instalowali się w Lublinie, odrzucili wyraźnie tylko konstytucję kwietniową, w zasadzie Zasadę zachowywali wyraźnie wybiórczo: na przykład nie powołali sądownictwa administracyjnego, która była nie do przyjęcia w ustroju totalitarnym; nie reaktywowali Komisji Kodyfikacyjnej mimo niewątpliwego obowiązywania ustawy z 3.06.1919 r. O tych sprawach szerzej pisała A. Stawarska-Rippel, O prawie sądowym Drugiej Rzeczypospolitej w początkach Polski Ludowej, „Czasopismo Prawno-Historyczne” 2003/2, s. 113; A. Stawarska-Rippel, Prawo sądowe Polski Ludowej 1944–1950 a prawo Drugiej Rzeczypospolitej, Katowice 2006, s. 15, 64. zaś zachowali pozostałe ustawodawstwo II Rzeczypospolitej. Derogowali jedynie konstytucję kwietniową oraz całe prawo wojskowe II Rzeczypospolitej. Utrzymali natomiast przedwojenne prawo powszechne zarówno cywilne, jak i karne. Komuniści wyznaczali jednak prawu nowe zadania: wspierania ustroju i walki z opozycją polityczną. Dlatego – formalnie zachowując przedwojenne kodeksy – w okresie pierwszych 10 lat Polski Ludowej wydanych zostało ponad 100 aktów prawnych poświęconych prawu karnemu w całości lub w części Ich pełny wykaz zob. I. Andrejew, L. Lernell, J. Sawicki, Prawo karne Polski Ludowej, t. 1, Wiadomości ogólne, Warszawa 1954, s. 227–243. . Pozorna formalna ciągłość prawna – skoro się na nią zdecydowano – musiała również objąć ustrój organów wymiaru sprawiedliwości i kadry pracowników wymiaru sprawiedliwości.
Filary totalitaryzmu
Z czterech filarów systemu totalitarnego – policji Najszczęśliwsza dla komunistów – z punktu widzenia potrzeby zachowywania pozorów – sytuacja powstała w zakresie policji. Policja Państwowa musiała być rozwiązana, co dawno widziały legalne władze Państwa Polskiego i do czego się przygotowywały tworzeniem Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa. Ze społeczną aprobatą Policja Państwowa II Rzeczypospolitej doczekała się podwójnego rozwiązania: rozporządzeniem Krajowej Rady Ministrów z 1.08.1944 r. o rozwiązaniu Korpusu Policji Państwowej i obowiązkach jego funkcjonariuszów (Dz.U. RP cz. III nr 2, poz. 17) oraz dekretem PKWN z 15.08.1944 r. o rozwiązaniu policji państwowej (tzw. granatowej policji) (Dz.U. nr 2 poz. 6). Ponieważ konspiracyjny Państwowy Korpus Bezpieczeństwa nie mógł nie podzielić losu Armii Krajowej, przeto PKWN-owski Resort Bezpieczeństwa nie miał w istocie konkurencji. , wojska, administracji, organów wymiaru sprawiedliwości – najbardziej niezgrabnie dla komunistów sytuacja ułożyła się w instytucjach wymiaru sprawiedliwości. Nie można im było nic zarzucić ani w genezie (ustrój sądów i prokuratur pochodził jeszcze sprzed derogowanej konstytucji kwietniowej), ani w zachowaniu ludzi podczas wojny, co w pełni odnosi się także do sądów i prawników pracujących w Generalnej Guberni. Sądy i pracowników wymiaru sprawiedliwości trzeba więc było dopuścić do wypełniania zadań Zob. L. Chajn, Kiedy Lublin był Warszawą, Warszawa 1964, s. 20. . Nawet Leon Chajn, wiceminister sprawiedliwości i szara eminencja resortu, jeden z głównych twórców stalinowskich przekształceń w polskim sądownictwie, przyznawał: „Trzeba sprawiedliwie uznać – polskie sądownictwo ostało się mocną postawą przeciwko deprawującym i demoralizującym wpływom okupacji. Było ono patriotyczne i czyste moralnie” L. Chajn, Próba bilansu (w:) Wymiar sprawiedliwości w odrodzonej Polsce. 22.07.1944–22.07.1945, Warszawa (ok. 1948 r.), s. 20. Ale Wacław Barcikowski pisze, że odmawiał przyjęcia do służby ludzi, których uważał za antykomunistów. W. Barcikowski, W kręgu prawa i polityki. Wspomnienia z lat 1919–1956, zebrał, opracował i wstępem opatrzył W. Barcikowski, Katowice 1988, s. 163–164. .
Sowiecki wzorzec ustrojowy wprowadzał dyktaturę proletariatu, a to skutkowało m.in. zniesieniem podziału władzy; a w konsekwencji sądy stanowiły taką samą część aparatu państwowego, jak wszystkie inne urzędy. Trzeba postawić pytanie, po co tutaj sądy? Odpowiedź jest prosta: sądy, tak jak i inne instytucje przejściowego państwa, służą walce klasowej, służą do walki. „Sądy w Polsce Ludowej są jednym z narzędzi dyktatury proletariatu” – stwierdzał minister sprawiedliwości Henryk Świątkowski „Demokratyczny Przegląd Prawniczy” 1950/5, s. 59, cyt. za M. Zaborski, Oni skazywali na śmierć... Szkolenie sędziów wojskowych w Polsce w latach 1944–1956 (w:) Skryte oblicze systemu komunistycznego. U źródeł zła..., red. R. Bäcker i P. Hübner, Warszawa 1997, s. 121. . Czołowy teoretyk stalinowskiego prawa w Polsce Leon Schaff w nader obszernym i kłamliwym wywodzie akcentował klasowy charakter wymiaru sprawiedliwości, a wykład rozpoczynał tak: „Analiza klasowego charakteru wymiaru sprawiedliwości byłaby niezupełna, gdybyśmy pominęli podstawowe funkcje wymiaru sprawiedliwości, które w tej lub innej postaci występują we wszystkich jego formach rozwojowych i to niezależnie od różnej treści klasowej tych form. Funkcjami tymi są:
- walka z wrogami klasowymi danej formy ustroju jak i z tymi, którzy godząc w interes danej klasy panującej, naruszają ustalone przez nią formy porządku prawnego;
- wzbudzanie w społeczeństwie przeświadczenia o celowości i słuszności stosowanych kar ze względu na interes «społeczny»” L. Schaff, Polityczne założenia wymiaru sprawiedliwości w Polsce Ludowej, Warszawa 1950, s. 28–29 i zob. tam dalsze wywody, zwłaszcza na s. 33–34. .
Ale w systemie komunistycznym nikogo się nie krzywdzi, a likwiduje się jedynie zbrodniarzy. To jedno z „totalnych kłamstw” Tak cytuje Leszka Kołakowskiego (bez podania źródła) wybitny uczony brytyjski Robert Conquest – zob. R. Conquest, Uwagi o spustoszonym stuleciu, Poznań 2002, s. 112. komunizmu. Wyrok sądowy miał usprawiedliwiać państwowe bezprawie A. Rzepliński, Przystosowanie ustroju sądownictwa do potrzeb państwa totalitarnego w Polsce w latach 1944–1956 (w:) Przestępstwa sędziów i prokuratorów w Polsce lat 1944–1956, red. W. Kulesza, A. Rzepliński, Warszawa 2000, s. 9. . W rezultacie sądy miały się stać podstawowym narzędziem walki klasowej. Kiedy na październikowym 1945 r. plenum KC PPR ostatecznie upadła – głównie wskutek sprzeciwu Gomułki – koncepcja powołania sądów ludowych, trzeba było inną drogą podporządkować sobie sądy, aby – jak to wówczas ujął towarzysz Wiesław – aparat ten pracował dla nowej władzy, „pracował dla nas” Archiwum Ruchu Robotniczego, red. F. Tych i inni, Warszawa 1982, t. 7, s. 139. . „Nie było wtedy zrozumienia dla roli prawa i sądu w państwie ludowym” – wspominał Pierwszy Prezes SN W. Barcikowski, W kręgu prawa i polityki..., s. 181. . „Trzeba stwierdzić z ręką na sercu, że sądownictwo i prokuratura, choć w okresie naszej Niepodległości powojennej poczyniły pewien krok naprzód, to jednak posuwały się zbyt żółwim krokiem i na dzień dzisiejszy nie «dopełzły» jeszcze do tych pozycji, których zajęcia wymaga chwila obecna” A. Rypiński, Odmłodzić aparat sądowo-prokuratorski, „Demokratyczny Przegląd Prawniczy” 1948/12, s. 29. .
Nad sądownictwem specjalnym komuniści objęli pełną kontrolę od razu, bo przecież – oprócz sądów ubezpieczeń społecznych – sami te sądy szczególne organizowali: specjalne sądy karne oraz Najwyższy Trybunał Narodowy dla spraw zbrodniarzy faszystowsko-hitlerowskich, najważniejsze zaś z tej grupy sądy wojskowe przyszły z wojskiem ze wschodu, ze Związku Sowieckiego, gdzie zawczasu zostały przygotowane i obsadzone według sowieckiego wzorca. Znamienne natomiast, że po zakończeniu wojny i zniesieniu w Polsce stanu wojennego Zarządzenie Prezydium KRN z 16.11.1945 r., ogłoszone 17.12.1945 r. (Dz.U. nr 57 poz. 320). zdecydowano jurysdykcję sądów wojskowych utrwalić i rozszerzyć. Utworzono wojskowe sądy rejonowe, które faktycznie miały charakter powszechny Zob. np. A. Lityński, Historia prawa Polski Ludowej, Warszawa 2013, s. 37–38, 112, 126 i n. . Sądy wojskowe otrzymały ogromny zakres właściwości osobowej oraz merytorycznej; trzeba zgodzić się z poglądem, że w latach 1944–1955 niemalże „trudno było popełnić czyn karalny nie podlegający jurysdykcji sądów wojskowych” M. Zaborski, Ustrój sądów wojskowych w Polsce w latach 1944–1955, Lublin 2005, s. 173; zob. też M. Wąsek-Wiaderek, Instytucje procedury karnej charakterystyczne dla komunistycznego prawa Polski Ludowej – wybrane zagadnienia (w:) Komunistyczne prawo karne Polski Ludowej, red. A. Grześkowiak. Lublin 2007, s. 396. . Sądy wojskowe stanowiły podstawowe „ostrze rewolucyjnej praworządności” w toku klasowej walki. Przez cały okres swego istnienia (do kwietnia 1955) na co dzień dopuszczano się tam zbrodni sądowych. Znamy przypadek, gdy kobieta została skazana przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach na karę śmierci za ukrywanie człowieka poszukiwanego przez bezpiekę. Jednak Najwyższy Sąd Wojskowy wyrok ten uchylił do ponownego rozpoznania, gdyż w sprawie nie było żadnych dowodów, ale katowicki sędzia wojskowy nakazał ten nieistniejący już wyrok śmierci wykonać i kobietę rozstrzelano Bliżej o tym mordzie sądowym zob. M. Pa-szek, Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach (1946–1955). Organizacja i funkcjonowanie, Katowice–Warszawa 2019, s. 322–324; M. Paszek, Odpowiedzialność sędziów Wojskowego Sądu Rejonowego w Katowicach (1946–1955) za zbrodnie sądowe. „Czasopismo Prawno-Historyczne” 2015/2, s. 193–222; zob. także Protokół narady partyjnej aktywu partyjnego Najwyższego Sądu Wojskowego z 20–21.11.1956 (w:) J. Poksiński, „My, sędziowie, nie od Boga...”. Z dziejów sądownictwa wojskowego PRL 1944–1956. Materiały i dokumenty, Warszawa 1996, s. 171. . „Zadaniem sędziów wojskowych sądów rejonowych nie było bezstronne i wnikliwe rozpoznanie sprawy (...), ale eliminacja z życia publicznego przeciwników politycznych partii rządzącej. Wojskowe sądy rejonowe stały się synonimem bezprawia, upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości i jego zależności od władzy komunistycznej” M. Paszek, Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach..., s. 335. . W okresie istnienia WSR-ów (1946–1955) to głównie one dopuszczały się zbrodni sądowych. Uruchomienie wojskowych sądów rejonowych w 1946 r. dla sądzenia osób cywilnych wydatnie zbliżyło nas do komunizmu. „Należyta obsada sądu – to najlepsza gwarancja ochrony interesów klasy panującej” To stwierdzenie dr. Emila Merza, sędziego SN, jednego z najbardziej zasłużonych w stalinizacji sądownictwa w Polsce, „Demokratyczny Przegląd Prawniczy” 1950/5, s. 59, cyt. za M. Zaborski, Oni skazywali na śmierć..., s. 121. . Znakomita, a porażająca w swej treści książka Witolda Kuleszy W. Kulesza, Crimen laesae iustitiae. Odpowiedzialność karna sędziów i prokuratorów za zbrodnie sądowe według prawa norymberskiego, niemieckiego, austriackiego i polskiego, Łódź 2013, s. 529. wykazała przerażającą determinację sędziów w karaniu, w dążeniu, by nie wypuścić oskarżonych wolnymi, by „znaleźć formalną podstawę dla wymierzenia kary śmierci”; „sędziowie działali z zamiarem zabójstwa oskarżonych” W. Kulesza, Crimen laesae iustitiae..., s. 318–324; zob. też gruntowne omówienie M. Za-borski, Zadania sądów wojskowych w Polsce w latach 1944–1956, „Palestra” 2004/7–8, s. 174–188. Na przykład taką determinację w pozbawieniu człowieka życia widać w kazusie wykonania wyroku na niejakim Szmulu Ehrenreichu, starym człowieku, który uniknął holocaustu, w trybie doraźnym skazanym za przestępstwo walutowe na karę śmierci w 1952 r. Wówczas to, w cztery miesiące po uchwaleniu Konstytucji PRL (22.11.1952 r.), władze zaplanowały ogłosić z tej okazji amnestię. „Prośba o łaskę została odrzucona 20.11.1952 r., tego samego dnia Generalna Prokuratura odesłała akta sprawy do sądu i tego samego dnia uzyskała z Sądu Wojewódzkiego potrzebne do wykonania wyroku dokumenty. Tego samego dnia 20.11.1952 r. został Ehrenreich stracony na dwa dni przed uchwaleniem ustawy o amnestii z 22.11.1952 r.”, Archiwum Akt Nowych w Warszawie, dział Prokuratura Generalna [AAN Prok. Gen.], sygn. 950, s. 51. . Pierwszy prezes Sądu Najwyższego, Wacław Barcikowski, wspominał: „organy bezpieczeństwa wymagały posłuszeństwa od wszystkich władz, a więc i od sądownictwa, (...) dyktowano sądom zarówno obsady kompletów, jak i narzucano wyroki” W. Barcikowski, W kręgu prawa i polityki..., s. 180. . Miał rację oficer śledczy MBP, gdy mówił do więźnia politycznego, że „sądy w Polsce to pic i fotomontaż. Tu się kroi i tu się szyje. Sądy są od tego, aby zaprasować nasz wyrok i ogłosić go” Cyt. za M. Szerer, Komisja do badania odpowiedzialności za łamanie praworządności w sądownictwie wojskowym, „Zeszyty Historyczne”, Paryż 1979/49, s. 77. . Podobnie dyrektor Departamentu Śledczego MBP Józef Różański powiedział Kazimierzowi Moczarskiemu: „Pan, Panie Moczarski, i tak pójdzie do ziemi, gdyż się Pan przecież doskonale orientuje, że sąd jest na nasze usługi i że gdy my tutaj postawiliśmy Panu krzyżyk, to sąd musi dać Panu taki sam krzyżyk – czy Pan jest winien, czy nie” K. Moczarski, Zapiski, wstęp, wybór i oprac. A.K. Kunert, Warszawa 1990, s. 307. .
„(...) kto pokładał ostatnią nadzieję w instytucjach prawa musiał doświadczyć tego, że każda z tych instytucji zwracała się przeciwko niemu, stanowiąc część sieci terroru i gnębienia” Amerykański Trybunał Wojskowy w wyroku z 4.12.1947 r. w tzw. sprawie prawników; cyt. za W. Kuleszą, Crimen laesae iustitiae..., s. 40. .
W niniejszym luźnym i niewielkim szkicu nie sposób poruszyć wszystkich obszarów totalitarnego systemu represji zwanego wymiarem sprawiedliwości. Nie wolno jednak nie wspomnieć o roli prokuratur – powszechnej i wojskowej Zob. monografię Elżbiety Romanowskiej, współredaktorki recenzowanego tomu: E. Romanowska, Karzące ramię sprawiedliwości ludowej. Prokuratury wojskowe w Polsce w latach 1944–1955, Warszawa 2012. . Prokuratury znajdowały się pod specjalną pieczą władz politycznych, jako szczególnie ważne narzędzie ludowego wymiaru sprawiedliwości w walce o zachowanie ustroju. „(...) prokuratura jest instrumentem w ręku mas pracujących dla realizacji socjalizmu w naszym kraju” Niepodpisana Notatka urzędowa w sprawie pracy Prokuratury w latach 1945–1949 w aktach Ministerstwa Sprawiedliwości. AAN Min. Sprawiedl. 1569, s. 3; dokument ze stycznia 1953 r. załączony jako aneks w: E. Romanowska, „Wkrótce już stanę przed innym sądem...”. Prawnicy II Rzeczypospolitej represjonowani w Polsce w latach 1944–1956, Warszawa 2020, s. 338, passim. . Prokuratury wojskowe (WPR), podobnie jak sądy wojskowe (WSR), znalazły się „w pierwszym szeregu walki klasowej” – konstatowali trafnie luminarze socjalistycznego wymiaru nie-sprawiedliwości Cyt. za E. Romanowska, Karzące ramię sprawiedliwości ludowej..., s. 225. . Wacław Barcikowski pisał w swoich wspomnieniach: „Prokuratorzy, podporządkowani wówczas Ministerstwu, podsuwali sędziemu podczas rozprawy kartkę lub pisali na akcie oskarżenia swoje „recepty” kwalifikacyjne i podawali wymiar kary. Nieposłuszni sędziowie tracili stanowiska” W. Barcikowski, W kręgu prawa i polityki..., s. 182. . Wielu prokuratorów ponosi odpowiedzialność za zbrodnicze metody śledcze stosowane w resorcie bezpieczeństwa publicznego; dotyczy to m.in. Władysława Dymanta O postaci zob. E. Romanowska, „Wkrótce już stanę przed innym sądem...”..., s. 78. , Heleny Wolińskiej Helena Wolińska, ur. 28.02.1919 r. w biednej rodzinie żydowskiej w Warszawie; przed wojną była członkiem młodzieżowej przybudówki KPP; w czasie wojny w GL i AL, gdzie poznała Franciszka Jóźwiaka – „Witolda” (wcześniej żonatego z Fridą Szpringer) i związała się z nim więzami małżeńskimi. W 1948 r. uzyskała magisterium prawa na UW. Od 1949 r. była prokuratorem Naczelnej Prokuratury Wojskowej; w 1953 r. przeszła do Prokuratury Generalnej. W 1957 r. zwolniona z Prokuratury prawdopodobnie w związku z udziałem w represjonowaniu Zenona Kliszki, który stał się po październiku 1956 r. jedną z głównych postaci u boku Gomułki. Gomułka w swoich pamiętnikach pisze m.in., że Wolińska „z myślą o mnie (...) dopuściła się pewnych fałszerstw” – W. Gomułka, Pamiętniki, red. naukowa A. Werblan, Warszawa 1994, t. 2, s. 272. Wolińska od 1955 r. była na studiach doktoranckich w Instytucie Nauk Społecznych przy KC PZPR, a po przekształceniu INS w Wyższą Szkołę Nauk Społecznych przy KC PZPR była tam wykładowcą. W końcu 1960 r. obroniła na UW doktorat z prawa na temat Przestępstwo spędzenia płodu w polskim prawie karnym. W 1967 r. została wykluczona z PZPR za krytyczną wypowiedź wobec Gomułki w związku z wojną izraelsko-arabską. Wraz z drugim mężem, znanym ekonomistą Włodzimierzem Brusem, zwolnionym z UW w marcu 1968 r., wyjechała w 1972 r. do Wielkiej Brytanii; po rocznym pobycie w Glasgow oboje zamieszkali w Oksfordzie; ma obywatelstwo brytyjskie. W 1998 r. strona polska wystąpiła o jej ekstradycję w związku z postępowaniem karnym na tle jej udziału w morderstwie sądowym generała Emila Fieldorfa – „Nila”. Wielka Brytania odmówiła ekstradycji swojej obywatelki. .
„Sąd nie powinien wyrzec się stosowania terroru” (Lenin List Lenina do Dymitra Kurskiego, ludowego komisarza sprawiedliwości, z 17.05.1922 r. (w:) W. Lenin, Dzieła wszystkie, [bez tłum.], Warszawa 1989, t. 45, s. 188. )
W Polsce tak się stało, że co najmniej dwa Myślę o dekretach: z 31.08.1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego (Dz.U. nr 4 poz. 16 ze zm.); drugi to dekret z 22.01.1946 r. o odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego (Dz.U. nr 5 poz. 46). wczesne, a bardzo ważne z punktu widzenia totalitarnej władzy, akty prawnokarne oddawały sądom powszechnym (a nie wojskowym) jurysdykcję w sprawach karnych w tych aktach przewidzianych. Dla systemu komunistycznego typowe były – z wzorów radzieckich czerpane – dwie skrajności odbywania zainscenizowanych rozpraw sądowych. Albo były to procesy tzw. pokazowe, z odpowiednim nagłośnieniem spraw, albo procesy tajne. Te pierwsze przeprowadzano, gdy oskarżeni byli tak złamani w śledztwie, że nie było obawy, by wyłamali się z roli przyznających się do winy zbrodniarzy; te drugie zaś, jeżeli tej pewności funkcjonariusze partyjni i bezpieczeństwa nie mieli. Taki był fundament tzw. sądów tajnych, które formalnie były sądami powszechnymi.
Sąd tajny przeprowadzał rozprawy z reguły w więzieniu mokotowskim, przy zachowaniu absolutnej tajności. „Tak zwane ciche, tajne sądy, odbywają się w więzieniu mokotowskim w dwóch małych pokoikach tuż na lewo od głównego wejścia” – relacjonował ówcześnie Józef Światło Z. Błażyński, Mówi Józef Światło. Za kulisami bezpieki i partii, wstęp J. Nowak-Jeziorański, Londyn 1986, s. 229. . Stąd powszechna nazwa – sądy „kiblowe”, gdyż odbywały swoje sesje na terenie więzienia nr 1 przy ul. Rakowieckiej „obok pomieszczenia, w którym odbywały się równocześnie rozprawy prowadzone przez sąd wojskowy” AAN Prok.Gen.950, s. 23–24. Zob. też Z. Błażyński, Mówi Józef Światło. Za kulisami bezpieki i partii..., s. 229, 225. . Jeżeli sądzono już w budynku sądowym, to również przy drzwiach zamkniętych. Jedyną „publicznością” na rozprawach byli oficerowie śledczy MBP, którzy prowadzili byli daną sprawę. Na nieprzezwyciężalny terror psychiczny na takich rozprawach skarżyli się Kazimierz Moczarski „W tych warunkach panowała na sali rozprawy sądowej (w więzieniu mokotowskim – przyp. A.L.) atmosfera przymusu i terroru psychicznego; oskarżeni i świadkowie z więzienia byli pod trwałym naciskiem lęku przed oprawcami, którzy siedzieli – jako jedyni widzowie na sali – na ławce naprzeciw ławy oskarżonych. W tej sytuacji nikt z więźniów (oskarżonych czy świadków) nie miał pełnej swobody zeznań”. K. Moczarski, Zapiski..., s. 309. i inni w ten sposób sądzeni P. Woźniak, Zapluty karzeł reakcji. Wspomnienia AK-owca z więzień w PRL, Warszawa 1983, s. 35, passim; F. Chmielewski, „Kwadrans” na Rakowieckiej 1848–1956, Warszawa 1991, s. 139; S. Dziurzyński, Mroczne dni, Warszawa 1993, s. 139. .
Sekcje tajne w stolicy funkcjonowały okresowo w czterech instytucjach, a to w Ministerstwie Sprawiedliwości, w Sądzie Apelacyjnym, w Sądzie Wojewódzkim dla m.st. Warszawy, w Sądzie Najwyższym. Sąd tajny działał na początku (pierwsza połowa 1950 r.) w Ministerstwie Sprawiedliwości. Był to twór, którego nie sposób nazwać sądem, ale który przejściowo wydawał wyroki – na ogół najcięższe – w pierwszej instancji oraz w drugiej instancji. Następnie, w drugiej połowie 1950 r., została powołana sekcja tajna Sądu Apelacyjnego w Warszawie, a od 1.01.1951 r. Sądu Wojewódzkiego dla m.st. Warszawy; była to sekcja III w Wydziale IV, nazywana w języku obiegowym sądem tajnym. Tajnym sądem odwoławczym był początkowo twór pozasądowy zorganizowany w Ministerstwie Sprawiedliwości, a później – od drugiej połowy 1950 r. – była nim tajna sekcja III (później sekcja I) Izby Karnej Sądu Najwyższego. W Sądzie Najwyższym decyzję o utworzeniu sekcji oraz o jej składzie personalnym zakomunikował grupie sędziów należących do PZPR pierwszy prezes Sądu Najwyższego – Wacław Barcikowski A. Bereza, Sąd Najwyższy w latach 1945–1962. Organizacja i działalność, Warszawa 2012, s. 136, zob. też s. 163. ; on też powołał do funkcji kierownika sekcji postać wyjątkowo paskudną – Emila Merza O postaci zob. m.in. A. Bereza, Sąd Najwyższy 1917–2017. Prezesi, sędziowie, prokuratorzy Sądu Najwyższego, Warszawa 2017, s. 300. . Jak wspomniano poprzednio, sprawa sławetnych sekcji tajnych zajmuje szczególnie dużo miejsca wśród materiałów źródłowych tomu.
Po przesileniu politycznym w 1948 r., kiedy to na plenum sierpniowo--wrześniowym PPR „zdemaskowano i rozgromiono odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”, czyli usunięto ekipę Gomułki i rządy objęła ekipa Bieruta, rozpoczęła się szybka stalinizacja życia społecznego w Polsce i jego pospieszne upodobnianie do ZSRR. Jak wynika z wyjaśnień wiceministra MBP Romana Romkowskiego oraz dyrektora X Departamentu MBP Anatola Fejgina, koncepcja i propozycja wypłynęła z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a konkretnie z MBP do Ministerstwa Sprawiedliwości wyszedł z nią wiceminister MBP Roman Romkowski, zwracając się do Henryka Podlaskiego – ówcześnie dyrektora Departamentu Nadzoru Prokuratorskiego Ministerstwa Sprawiedliwości – oraz do Henryka Chmielewskiego – dyrektora Departamentu Nadzoru Sądowego MS, „z żądaniem zorganizowania szczególnego sposobu rozpoznawania spraw karnych politycznych o wielkiej wadze dla interesów Partii i Państwa. (...). Rozpoznawanie tych spraw miało się odbywać z wyłączeniem wszelkiej jawności – przez sędziów zasługujących na pełne zaufanie, będących członkami Partii – przy udziale obrońców z urzędu powołanych z ustalonej listy” AAN Prok.Gen.950, s.12–13, 22. . Romkowski powoływał się na uzgodnienie z kierownictwem partii i rządu, powołując się na osoby Bieruta, Bermana i Minca, czyli na rządzącą Polską trójkę.
Wacław Barcikowski, pierwszy prezes SN w latach 1944–1956, w opublikowanych w 1988 r. wspomnieniach pisał – wybielając siebie – o tym, że były „łajdactwa popełniane przez innych – sądy w więzieniach, tworzenie sądów kapturowych wbrew prawu, wydawanie potajemnych wyroków w gabinetach Ministerstwa Sprawiedliwości, sądzenie w kompletach nieuprawnionych, składających się z urzędników Ministerstwa, promowanych tytularnie sędziami, ale nie mających kwalifikacji sędziowskich ani uprawnień do sądzenia, zwłaszcza w Sądzie Najwyższym. Aby zachować tajemnicę, spraw tych nie zapisywano do repertorium sądowego” W. Barcikowski, W kręgu prawa..., s. 245–246; zob. też A. Bereza, Sąd Najwyższy w latach 1945–1962..., s. 137. . Pierwsza połowa lat pięćdziesiątych to „okres łajdacki” Sądu Najwyższego porażonego systemem i zniewolonego strachem przed wszechwładną służbą bezpieczeństwa – pisał Arkadiusz Bereza, powołując się zresztą na słowa pierwszego prezesa SN z owych lat – Wacława Barcikowskiego A. Bereza, Sąd Najwyższy 1917–2017..., s. 294. . „Kadra sędziowska Sądu Najwyższego na początku lat 50. XX w. to w dużej części ludzie w pełni akceptujący ówczesne realia” A.Bereza, Sąd Najwyższy w latach 1945–1962..., s. 149. . Warto dodać za A. Berezą, że wśród sędziów Sądu Najwyższego w połowie lat pięćdziesiątych znalazł się były sędzia Najwyższego Sądu Wojskowego Teofil Karczmarz. To postać przerażająca i odrażająca: cyniczny morderca w todze sędziego wojskowego Teofil Karczmarz, ur. 1899, do 1944 r. pracował jako sekretarz sądowy w sądach lubelskich, potem w sądach LWP, sędzia NSW, najczęściej sądził w sfingowanych procesach przedwojennych oficerów, wydając wyroki śmierci na niewinnych ludzi. W 1955 r. ujawniono znane w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej odezwanie się sędziego Karczmarza do jednego z prokuratorów tuż przed przemówieniem prokuratorskim: „No cóż, prokuratorze, dowodów nie ma, ale my, sędziowie nie od Boga, i bez dowodów zasuniemy kaesa, jak trzeba”. J. Poksiński, „My, sędziowie..., s. 90; o osobie zob. też J. Poksiński, „TUN”. Tatar – Utnik – Nowicki. Represje wobec oficerów Wojska Polskiego w latach 1949–1956, Warszawa 1992, s. 75 i in.; K. Szwagrzyk, Prawnicy..., s. 326; K. Szwagrzyk, Zbrodnie w majestacie prawa 1944–1955, Warszawa 2000, s. 92–94; zob. też A. Lityński, Sąd Najwyższy w trudnym okresie polskich dziejów. Uwagi w związku z książką Arkadiusza Berezy Sąd Najwyższy w latach 1945–1962. Organizacja i działalność. Warszawa 2012, recenzja (w:) „Czasopismo Prawno-Historyczne” 2012/2, s. 508. . Konkluzja A. Berezy trafnie wskazuje na rosnące uzależnienie SN od władzy wykonawczej, Ministerstwa Sprawiedliwości zaś od Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego oraz egzekutywy PPR/PZPR; „Sąd Najwyższy stawał się pod koniec przedstawianego okresu instrumentem walki klasowej” A. Bereza, Sąd Najwyższy w latach 1945-1962, s. 25. .
Adwokaci
W Polsce Ludowej formalnie najpierw nadal obowiązywała ustawa z 1938 r. Zob. M. Materniak-Pawłowska, Adwokatura II Rzeczypospolitej. Zagadnienia prawno-ustrojowe, Poznań 2009, s. 73–77. Do zmian w 1950 r. częścią ustroju adwokatury była także Izba do spraw Adwokatury przy Sądzie Najwyższym; nie była to jednak izba SN, tylko przy SN. Miała charakter najwyższego organu dyscyplinarnego oraz odwoławczego w sprawach administracyjnych M. Zaborski, Izba do Spraw Adwokatury przy Sądzie Najwyższym (1938–1950), „Palestra” 2014/9, s. 273–287. . Ustawa z 1950 r. poddawała adwokaturę drobiazgowemu nadzorowi organu administracji państwowej, jakim był Minister Sprawiedliwości Zob. art. 5 i następne ustawy; m.in. materiały źródłowe wydali: T.J. Kotliński, A. Redzik, M. Zaborski, Historia ustroju adwokatury polskiej w źródłach, Warszawa 2013, passim, w tym przypadku s. 363. Omówienie m.in. A. Redzik, Zarys historii samorządu adwokackiego w Polsce, Warszawa 2010, s. 99 i n.; zob. też M. Zaborski, Fundamenty tzw. demokracji ludowej w Polsce na tle demokracji parlamentarnej: podobieństwa, różnice, zafałszowania (w:) Sprzeczne narracje... Z historii powojennej Polski 1944–1989, red. R. Spałek, Warszawa 2020, s. 79, passim. . Skreślono z list adwokatów wielu wybitnych palestrantów, zwłaszcza działaczy samorządu adwokackiego II RP, natomiast przyjmowano ludzi z właściwym obliczem politycznym, niekiedy bez wykształcenia prawniczego, byłych sędziów i prokuratorów wojskowych Bliżej zob. M. Zaborski, „Cuius regio, eius palestra?” Na drodze do adwokatury państwa totalitarnego. Przemiany ustrojowe adwokatury polskiej w latach 1944–1963 (w:) Cuius regio, eius religio?, red. G. Górski, L. Ćwikła, M. Lipska, Lublin 2008, t. 2, s. 438–443. . Jeszcze bardziej restrykcyjna była ustawa z 1963 r. A. Redzik, Zarys historii samorządu adwokackiego..., s. 101.
Jak wspomniano poprzednio, piszący niniejsze słowa ponad 30 lat temu żmudnie przeprowadził kwerendę archiwalną i poznał – niezwykle ważne i cenne zresztą – dokumenty umieszczone w cz. I i II omawianego zbioru. Są to 4 dokumenty zwarte – sprawozdania odpowiednich komisji do badania łamania praworządności. Wraz z opracowaniem zajmują one ponad połowę objętości tomu. Tym bardziej – subiektywnie uważam – cenić należy wykonaną pracę wydawców części III i IV, w których to częściach opublikowano aż 91 dokumentów, a to 12 dotyczących prokuratur (powszechnej i wojskowej) oraz 79 adwokatury. Zwłaszcza w tym ostatnim obszarze można się dowiedzieć dużo nowego, nie mamy bowiem zwartego sprawozdania zbiorczego.
Adwokaci to prawnicy stykający się z najbardziej czarną stroną totalitarnej rzeczywistości: z wymiarem (nie)sprawiedliwości, z totalitarną policją polityczną wykonującą komunistyczny terror. Hannah Arendt akcentuje sprawę terroru w systemie totalitarnym, m.in. pisząc, że „w strukturze politycznej władzy totalitarnej to miejsce praw stanowionych zajmuje totalny terror” H. Arendt, Korzenie totalitaryzmu, tłum. D. Grinberg i M. Szawiel, Warszawa 1989, t. 1, s. 351. . Można więc w życiorysach tego pokolenia adwokatów spotkać heroizm lub strach, godność lub zaprzedanie wartości. Takim specjalnym zagadnieniem była sprawa obrońców przed sądami wojskowymi oraz w sądzie tajnym i w procesach tajnych. Niektórzy podjęli byli służbę w tym systemie terroru.
Pojęcia „adwokat” oraz „obrońca wojskowy” nie były tożsame; obrońcą wojskowym mogła być osoba niebędąca adwokatem. Oprócz oficjalnej listy obrońców wojskowych istniały jeszcze „tajne listy” dopuszczonych w najważniejszych procesach politycznych, niemal zawsze toczących się przed sądami wojskowymi, także przeciwko osobom cywilnym. „Adwokaci–obrońcy wojskowi wykonywali swoje obowiązki zawodowe w znacznej części w sposób zdegenerowany”. Zdarzało się współdziałanie obrońcy z prokuraturą wojskową albo bezpieką M. Zaborski, „Cuius regio, eius palestra?”..., s. 451; zob. też P. Woźniak, Zapluty karzeł reakcji..., s. 31. .
Obrońcami przed sądem tajnym mogli być tylko adwokaci zasługujący na zaufanie władzy AAN Prok.Gen.950, s.16, 55 i in. . Początkowo byli oni wyznaczani z urzędu, a dobierani ze specjalnie sporządzonej listy AAN Prok.Gen.950, s.24. ; w pierwszych latach znajdowało się na niej zaledwie pięciu–sześciu adwokatów, później uległa ona rozszerzeniu. Bywało, że „wyznaczono jednego adwokata z urzędu dla obrony 7 oskarżonych, mimo że zachodziła kolizja ich interesów” AAN Prok.Gen.950, s.166. . Po 1952 r. do obrony przed sądami tajnymi zaczęli zgłaszać się adwokaci z wyboru i nieraz byli dopuszczani. Sądzony w tajnym procesie Kazimierz Moczarski Kazimierz Moczarski (1907–1975), ur. w Warszawie i tamże zmarły; pochodził z rodziny o tradycjach niepodległościowych od ponad stu lat; mgr praw UW (1932); w kampanii wrześniowej uczestniczył m.in. w obronie Warszawy; kapitan WP (1945); w czasie okupacji niemieckiej bardzo aktywny w konspiracji, w Kierownictwie Walki Podziemnej, w Biurze Informacji i Propagandy (BIP) KG ZWZ-AK; zorganizował sieć czterech ultrakrótkofalowych stacji nadawczo-odbiorczych i placówek informacyjnych dla powstania warszawskiego i kierował jedną z nich, był redaktorem „Wiadomości Powstańczych”; od połowy października szef BIP KG AK; współautor memoriału wzywającego żołnierzy b. AK do ujawniania się; aresztowany w sierpniu 1945 r., skazany (1946) przez Wojskowy Sąd Rejonowy na karę 10 lat więzienia obniżoną na mocy amnestii (1947) do 5 lat; mimo upływu terminu uwięzienia nie został zwolniony, a w drugim procesie w sądzie tajnym skazany (listopad 1952) na karę śmierci, zmienioną (październik 1953) przez Sąd Najwyższy na dożywotnie więzienie (o czym Moczarskiego poinformowano dopiero w styczniu 1955 r. (tj. po 2 latach i 2 miesiącach od orzeczenia kary śmierci); zwolniony z więzienia w kwietniu 1956 r. z ogromną determinacją zabiegał o prawdziwą rehabilitację, co uzyskał wyrokiem sądu (grudzień 1956). Działał we władzach Stronnictwa Demokratycznego. Pozostawił szereg tekstów, z których wielki rozgłos międzynarodowy (tłumaczenia na niemal wszystkie języki europejskie i japoński) uzyskała (wydana pośmiertnie) jego książka będąca pamiętnikarską relacją z więzienia: Rozmowy z katem (adaptacja sceniczna Andrzeja Wajdy); dużą wartość historyczną mają też jego Zapiski (wyd. A.K. Kunert, 1990) i inne teksty, w których m.in. przedstawił tok śledztwa i znęcania się nad aresztantami (słynny opis 49 rodzajów tortur, jakie wobec niego stosowano). Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami (1944), Krzyżem Walecznych (1944), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1958), pośmiertnie (2010) Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Żona Zofia (1918–1977), żołnierz AK, ranna w powstaniu warszawskim, odznaczona Krzyżem Walecznych oraz Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami; więziona 1949–1955, zrehabilitowana. Oboje spoczywają na Powązkach. Córka Elżbieta. Zob. zwłaszcza A.K. Kunert, Słownik biograficzny konspiracji warszawskiej 1939–1944, przedmowa A. Gieysztor, Warszawa 1987, t. 1, s. 116–119. skarżył się później, że jego pierwszy obrońca go „półoskarżał”, a drugiemu nie pozwolono się porozumieć z oskarżonym K. Moczarski: Zapiski..., s. 299. . „A czym byli ci wielcy adwokaci w tajnych procesach politycznych? Niczym innym jak pomocnikami oskarżenia” – mówił na forum Warszawskiej Izby Adwokackiej 30.10.1956 r. jeden z tamtejszych adwokatów AAN Prok.Gen.951, s. 225. . „Obrony w sądzie tajnym były najczęściej pozorowane, bo w gruncie rzeczy służyły poparciem oskarżeniu. Zdarzały się jednak i obrony prawdziwe. Większość adwokatów faktycznie zastępowała lub wyręczała prokuratorów, np. stawiając wnioski zmierzające do potwierdzenia winy. Obrońcy na ogół nie wnosili o uniewinnienie swoich klientów, ale co najwyżej o łagodny wymiar kary. Godzili się, przynajmniej milcząco, na ograniczenie postępowania dowodowego do odczytania zeznań świadków złożonych w śledztwie i rezygnowali z zadawania pytań. Wnioski dowodowe składali bardzo rzadko. Obrońcom w sądach tajnych nie wolno było robić żadnych notatek, dokumentację sprawy musieli przechowywać w aktach znajdujących się w sądzie, nie zawsze otrzymywali akty oskarżenia. Z materiałami sprawy na ogół pozwalano im zapoznać się tuż przed rozprawą. Rewizje musieli pisać ręcznie w kancelariach sądu. Rozmowy z oskarżonymi odbywali pod nadzorem funkcjonariuszy UB. W pewnym okresie zabraniano im udzielać jakichkolwiek informacji rodzinom oskarżonych o stanie sprawy, a także o zapadłym wyroku. Z tych zakazów w większości nie wyłamywali się” A. Grześkowiak, Sądy tajne w PRL, „Tygodnik Powszechny” z 9.07.1989 r., nr 28, s. 5 i to samo A. Grześkowiak, Sądy tajne w latach 1944–1956 (w:) Prawo okresu stalinowskiego. Zagadnienia wybrane, „Studia Iuridica” 1992/22, s. 73–74. .
Uwaga o tych, co podjęli niegodną służbę w tym systemie terroru, odnosi się to do tak znanego adwokata, jak Mieczysław Maślanko, o którym pisał M. Zaborski w rozprawie gruntownej, jak wszystkie jego prace, bardzo mocno osadzonej w źródłach najrozmaitszej proweniencji, imponującej erudycją autora i nadzwyczajną skrupulatnością badawczą Zob. M. Zaborski, „Ludowy” adwokat i obrońca wojskowy. Rzecz o Mieczysławie Maślanko (1903–1986), „Miscellanea Historico-Iuridica” 2015/2, s. 389–416. . Te właśnie cechy były szczególnie ważne, z tekstu rozprawy wyłania się bowiem obraz człowieka i adwokata strasznego, ewidentnie współpracującego z komunistycznymi organami ludobójczej represji poprzez dokonywanie zbrodni sądowych. W odniesieniu do wcześniejszego okresu strzępy informacji o udziale Mojżesza (Mieczysława) Maślanki w strukturze służb porządkowych getta warszawskiego podsumował M. Zaborski w swojej rozprawie jakże trafnym, a wyważonym wnioskiem: „skojarzenia są więc negatywne”. Inni formułowali to ostrzej „Maślanko, który przebywał początkowo w getcie warszawskim, gdzie wedle pojedynczych relacji miał być funkcjonariuszem Policji Żydowskiej oraz «Przewodniczącym Sądu Dyscyplinarnego przy Gminie»” – P. Sztama, Prawnicy (adwokaci, prokuratorzy, sędziowie) występujący w sprawie gen. bryg. Augusta Emila Fieldorfa „Nila” w latach 1950–1953. Próba nakreślenia portretu zbiorowego (w:) Zbrodnie sądowe w latach 1944–1989. Konformizm czy relatywizm moralny środowisk prawniczych?, red. M. Grosicka, D. Palacz, Kielce–Warszawa 2020, s. 141. . Nie jedynym, który za współwinnego zapadłego wyroku śmierci uważał adwokata Maślankę, był Bolesław Kontrym W. Pasek, Bolesława Kontryma życie zuchwałe. Biografia żołnierza i policjanta 1898–1953, Warszawa 2006, s. 321. . Warto też przeczytać relację więźniarki, sądzonej w sądzie tajnym, o procesie i jej „obrońcy” Marianie Rozenblicie: „zachowywał się nie jak obrońca, lecz jak najagresywniejszy prokurator z tego okresu” W imię przyszłości Partii..., s. 301. . „Z obrony zrezygnowałem, gdyż wiedziałem jaka jest rola obrońców w tym systemie” P. Woźniak, Zapluty karzeł reakcji..., s. 31. – pisał inny więzień, który przeżył.
Rada Adwokacka Izby Warszawskiej zaraz po „polskim Październiku”, uchwałą z 22.11.1956 r., powołała specjalną komisję do zbadania sposobu wykonywania przez adwokatów obowiązków obrończych w procesach przed tzw. sądem tajnym. Jak powiedział adwokat Karol Pędowski, „w procesach tajnych została osądzona najlepsza część społeczeństwa polskiego i współudział w tym akcie niepraworządności brali zarówno sędziowie, jak i adwokaci” W imię przyszłości Partii..., s. 345. . Komisją do działalności obrończej adwokatów w sądach tajnych kierował adw. Robert Prusiński O postaci zob. M. Zaborski, Prusiński Robert (w:) Słownik biograficzny adwokatów polskich A–Ż, t. 3 (zmarli w latach 1945–2010), z. 1, Warszawa 2010, s. 414–416. , ale nie wiadomo, czy powstało opracowanie końcowe, czy zostało ono bezzwrotnie i bez pokwitowania zabrane przez dyrektor Samodzielnego Biura ds. Adwokatury w Ministerstwie Sprawiedliwości W imię przyszłości Partii..., s. 16; zob. też A. Redzik, T.J. Kotliński, Historia adwokatury, Warszawa 2012, s. 300. Marię Matwinową O postaci Marii Matwinowej (Maliny Zollman) zob. bliżej E. Romanowska, „Wkrótce już stanę przed innym sądem...”..., s. 73–75. .
Warszawska Rada Adwokacka po „odwilży” październikowej 1956 r. próbowała upublicznić listę 21 adwokatów dopuszczonych do obrony w tzw. sądzie tajnym w stolicy, ale władze publikację uniemożliwiły A. Lityński, Historia prawa Polski Ludowej, Warszawa 2013, s. 104; zob. też W imię przyszłości Partii..., s. 358, s. 374–377. . Nie podjęto natomiast badania postawy adwokatów w procesach przed sądami wojskowymi. Po wycofaniu się władz komunistycznych z popaździernikowej „odwilży” 30.01.1958 r. warszawska Rada Adwokacka postanowiła rozwiązać komisję do badania działalności obrończej adwokatów w tzw. procesach tajnych i nie podejmować takiegoż badania w sprawach przed sądami wojskowymi, gdyż „trzeba się dostosować do sytuacji ogólnej” W imię przyszłości Partii..., s. 383–384. .
A gdzie ci sędziowie, którzy w czasach stalinowskich założyli i zapełnili „własne cmentarzyki”, a po 1955/56 trafili do zawodu adwokackiego? Krzysztof Szwagrzyk w pierwszej ze swoich książek o zbrodniach w majestacie prawa K. Szwagrzyk, Zbrodnie..., s. 192. wymienia 52 nazwiska sędziów i prokuratorów wojskowych, którzy po 1955 r. podjęli pracę w adwokaturze, w późniejszej zaś książce o prawnikach czasu bezprawia K. Szwagrzyk, Prawnicy czasu bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944–1956, Kraków–Wrocław 2005, s. 257–475. podaje krótkie biogramy już 120 osób.
Bez zakończenia
Sowiecki komunizm, siłą na grunt polski przeszczepiony, „był upiorną historyczną abberacją” R. Conquest, Uwagi o spustoszonym stuleciu..., s. 126. , a w komunistycznym raju „człowiek człowiekowi wilkiem” J. Bardach, K. Gleeson, Człowiek człowiekowi wilkiem. Przeżyłem Gułag, tłum. E.E. Nowakowska, Kraków 2002. . Nie da się pisać o tych sprawach bez wstrząsu psychicznego, bez emocji. Przywołać warto zdanie wybitnego uczonego – Marka Waldenberga – który w znakomitej książce wydanej pod koniec sędziwego życia m.in. zadawał pytanie, czy autorom prac naukowych „autentyczny brak emocji jest zawsze chwalebny. Czy o tragicznych wydarzeniach historycznych należy pisać tak samo jak na przykład o dziejach rozbudowy kolejnictwa? Czy naganne są emocje, głębokie zaangażowanie w pracach, by posłużyć się skrajnymi przykładami, o Holokauście, o zabójstwie w czasie I wojny światowej w Turcji ponad miliona Ormian, o wymordowaniu w czasie II wojny światowej przez chorwackich skrajnych nacjonalistów setek tysięcy (...) Serbów, o wymordowaniu głównie na Wołyniu w okresie niemieckiej okupacji przez ukraińskich skrajnych nacjonalistów około 100 tys. Polaków (...)? Emocje nie są równoznaczne z tendencyjnością (...)” M. Waldenberg, Rozbicie Jugosławii. Jugosłowiańskie lustro międzynarodowej polityki, t. 1–2 (współoprawne), Warszawa 2005, s. 29, 31. .
Na koniec trzeba wyrazić wysokie uznanie Marcinowi Zaborskiemu i współpracującej z nim Elżbiecie Romanowskiej za najwyższy profesjonalizm opracowania powołanej książki. Imponuje erudycja redaktorów oraz nadzwyczajna skrupulatność. Praca to ogromna. Przypisy i zawarte w nich informacje same w sobie stanowią osobne dzieło.