Poprzedni artykuł w numerze
P roces w sprawie wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym, zainicjowany pochopnym aktem oskarżenia opartym na kruchych podstawach, charakteryzował się rzetelną obroną i – co w rzeczy samej najistotniejsze – słusznym rozstrzygnięciem.
Analiza zarówno okoliczności zaistnienia, jak i przebiegu wypadku drogowego – polegającego na potrąceniu, ze skutkiem śmiertelnym, nieprawidłowo przemieszczającego się w poprzek jezdni pieszego, przez kierującego radiowozem policyjnym, jadącym z włączonymi sygnałami błyskowymi, dźwiękowym o zmiennym tonie i światłami mijania – prowadzi do jednoznacznego wniosku, że na etapie postępowania przygotowawczego prokurator nie dostrzegł braku dowodu pozwalającego na przypisanie kierującemu naruszenia zasady szczególnej ostrożności, a równocześnie zarysowały się – i to wyraźnie – przesłanki uzasadniające twierdzenie, iż pieszy poruszał się w warunkach naruszających podstawowe zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Prawdziwość obu tez zostanie uzasadniona szczegółami przebiegu zdarzenia.
W toku postępowania całkowicie pominięto kwestię presji, jaką na kierującym radiowozem wywarł sam udział w interwencji, której celem było zapobiegnięcie – z natury rzeczy – poważnym skutkom bójki z użyciem niebezpiecznych narzędzi. Z jednej strony miał świadomość, że musi dotrzeć do miejsca zdarzenia możliwie najszybciej. Z drugiej strony jego powinnością było zapewnienie bezpieczeństwa innym uczestnikom ruchu. Szczególne znaczenie ma w rzeczy samej ruch kolizyjny (przejścia dla pieszych, skrzyżowania, przejazdy dla rowerzystów). Nie ustalono ważnej kwestii, a mianowicie jaki odcinek drogi kierujący przejechał od momentu włączenia sygnałów do miejsca wypadku, a w tym ile skrzyżowań, ile przejść dla pieszych, ewentualnie innych niebezpiecznych miejsc oraz jak w istocie reagowali inni uczestnicy ruchu. Jest to istotna z procesowego punktu widzenia wiadomość, ponieważ rzutuje na stopień prawidłowości wykonywania trudnych manewrów w warunkach sensu stricto dynamicznej jazdy. Zważywszy jednak, że brak wiadomości w kwestii zachowania kierującego radiowozem przed wypadkiem stanowi równocześnie wiarygodną informację, że w tym czasie spełniał powinności szczególnego rodzaju uczestnika w ruchu drogowym.
W materiale dowodowym niepodobna znaleźć wiadomości, jakie powinności ciążyły na partnerce, członku patrolu interwencyjnego. Jest oczywiste, że policjantka zajmująca w radiowozie przednie siedzenie (tzw. prawy) to nie pasażer, lecz aktywny uczestnik interwencji. Jej powinnością było, poza – rzecz jasna – obsługą urządzeń uprzywilejowania w ruchu i nagłaśniających oraz utrzymywania łączności ze stanowiskiem kierowania, także utożsamienie się z rolą pilota (w pewnym – co oczywiste – sensie porównać można do pilota rajdowego). Poza sporem pozostaje fakt, że prawy – jako pomocnik kierującego – uzupełnia obserwację przedpola jazdy. Pomocnicza obserwacja ma na celu w rzeczy samej ujawnienie ewentualnych przeszkód na drodze i zasygnalizowanie ich obecności w odpowiedni sposób kierującemu. Należy podkreślić, że wywód ten nie ma na celu czynienia zarzutów w odniesieniu do staranności realizacji powinności w tym zakresie, lecz a contrario brak zastrzeżeń stanowi dowód funkcjonowania prawego podczas akcji w zgodzie z regułami sztuki. Nie można zatem podważyć twierdzenia, że gdyby uczestniczący w wypadku pieszy znalazł się na przejściu dla pieszych, niewątpliwie byłby dostrzeżony przez policjantkę, a co za tym idzie kierujący zostałby niezwłocznie zaalarmowany o zagrożeniu. Tymczasem – jak wynika z materiału dowodowego – zarówno kierujący, jak i prawy nie dostrzegli pieszego na przejściu. Z zeznań policjantki wynikają dwie istotne kwestie, że do potrącenia pieszego doszło po minięciu przejścia dla pieszych oraz to, że reakcja kierującego była niemal natychmiastowa, to znaczy bez zbędnej zwłoki po ujrzeniu pieszego, który nagle znalazł się na torze ruchu radiowozu. Trudno podważyć szczerość wypowiedzi, wersja ta znalazła bowiem potwierdzenie w zeznaniach świadka, który widział przebieg wypadku z balkonu budynku, w którym mieszka. Kolejnym, kluczowym tym razem, dowodem na prawidłowe, w kontekście zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym, zachowanie kierującego radiowozem jest zapis monitoringu. Podważa on jednoznacznie wnioski biegłego o rzekomym spóźnieniu z reakcją, wskutek zagrożenia, jakim było pojawienie się pieszego za przejściem dla pieszych. Jest oczywiste, że kierujący we wskazanym wcześniej miejscu – nieważne, w jakiej odległości za przejściem – nie mógł się spodziewać osoby, która w istocie przebiegała w poprzek jezdni, w miejscu nieuprawnionym.
W określonym stanie rzeczy trudno zasadnie utrzymać zarzut naruszenia przez kierującego radiowozem zasady szczególnej ostrożności. Nie jest możliwe także rozważanie naruszenia zasady ograniczonego zaufania, która w realiach sprawy miałaby zastosowanie, z uwagi na nieprawidłowe zachowanie pieszego. Urzeczywistnienie z dowodowego punktu widzenia tego aspektu wypadku drogowego jest możliwe jedynie wówczas, jeżeli zdoła się dowieść ponad wszelką wątpliwość, że kierujący dostrzegł nieprawidłowe zachowanie pieszego w warunkach umożliwiających zapobiegnięcie potrąceniu. Każda wątpliwość może być rozstrzygnięta wyłącznie na korzyść kierującego radiowozem.
Zarzut nieumyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym przez prowadzenie pojazdu z nadmierną prędkością i niedostateczną obserwację drogi, wskutek czego kierujący najechał na znajdującego się na jezdni pieszego, który w wyniku odniesionych obrażeń zmarł, musi opierać się na pozbawionej wątpliwości winie, a nie wyłącznie na fakcie zaistnienia wypadku drogowego. Zatem jeżeli pieszy znajdujący się w warunkach nocnych na mokrej jezdni ma na sobie ciemne ubranie, wówczas staje się niemal oczywiste, że stanowi on niekontrastową przeszkodę (mówiąc kolokwialnie, zlewa się z otoczeniem). Stąd rodzi się duże prawdopodobieństwo, że kierujący nie widział pieszego, co nie może automatycznie oznaczać, iż nienależycie obserwował drogę. Nie można zatem z tego tylko powodu stawiać mu zarzutu naruszenia podstawowej zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, to znaczy szczególnej ostrożności. Pozostaje do rozważenia kwestia, czy kierujący nie naruszył innych zasad – bezpiecznej prędkości lub ograniczonego zaufania. Należało zatem w ramach analizy czasowo-przestrzennej zbadać prawidłowość wcześniejszych manewrów podejmowanych przez kierującego. Można niewątpliwie oczekiwać od kierującego, że odpowiednio zareaguje – zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania – ale dopiero wówczas, gdy we właściwym czasie dotrą do niego symptomy wskazujące na możliwość nietypowego zachowania się innego uczestnika ruchu, oczywiście w czasie umożliwiającym skuteczność tej reakcji.
Nie trzeba przekonywać, że podstawową powinnością wszystkich uczestników ruchu drogowego, a zatem również pieszych, jest uczynienie wszystkiego co możliwe, aby ułatwić przejazd policyjnego radiowozu z włączonymi sygnałami, ponieważ taka sytuacja wskazuje jednoznacznie, iż jego załoga spieszy do zdarzenia, które bez szybkiej interwencji niechybnie zakończy się groźnymi skutkami. To nie jest trudne, wystarczy nie przeszkadzać, zejść z toru ruchu radiowozu, dla własnego i innych bezpieczeństwa. Jest oczywiste, że jeżeli radiowóz wykorzystywany jest w akcji, to znaczy ma włączone sygnały, wjeżdża na chodnik, wówczas piesi bezwzględnie muszą się usunąć. Jeżeli nadjeżdża jezdnią, nie można wchodzić na jego tor, mając zakodowane, że skoro jest w akcji, porusza się ze znaczną prędkością, ponad dopuszczalną w zwykłych (nieuprzywilejowanych) warunkach. Podejmując przemieszczenie się w poprzek jezdni, pieszy w takich warunkach godzi się zmierzyć z ryzykiem, że nie zdąży bezkolizyjnie przejść na drugą stronę jezdni, a radiowóz nie zdoła się przed nim zatrzymać. Utrudnianie przejazdu pojazdowi uprzywilejowanemu w akcji, to znaczy z włączonymi sygnałami błyskowymi i dźwiękowym o zmiennym tonie, jest poza – co oczywiste – naruszeniem prawa (art. 9 p.r.d.) następstwem lekkomyślności lub bezmyślności. Utrudnieniem jest pojawienie się na torze ruchu takiego pojazdu. Bezsporne jest, że dyspozycja przywołanego art. 9 p.r.d. jest uniwersalna, ponieważ spełnia rolę zarówno nakazu, jak i zakazu oraz dotyczy wszystkich użytkowników drogi.
Pieszy, który realizował zamiar przemieszczenia w poprzek jezdni, miał możliwość dostrzeżenia zawczasu ruchu radiowozu, a wcześniej usłyszenia sygnału pojazdu uprzywilejowanego. Błysk (zwłaszcza w warunkach nocnych, nawet przy zmniejszonej przejrzystości powietrza) widziany jest z odległości kilkuset metrów, natomiast dźwięk słyszalny jest podobnie w dzień i w nocy, niezależnie od warunków atmosferycznych. Nie ma wątpliwości, że pieszy miał możliwość zapobiegnięcia wypadkowi, gdyby jako uczestnik ruchu zachował się prawidłowo. Prawidłowo zachowujący się uczestnik ruchu po usłyszeniu sygnału powinien zlokalizować miejsce skąd dochodzi dźwięk, wówczas ujrzy błyskające światła, to zaś odkryje kierunek ruchu pojazdu uprzywilejowanego. W tym momencie powinien wiedzieć, że nie może wejść na tor ruchu tego pojazdu, bez względu na warunki (nawet oznakowanym przejściem dla pieszych i przy zielonym sygnale świetlnym dla jego kierunku).
Dzięki informacji utrwalonej za pomocą monitoringu do uderzenia pieszego doszło za przejściem dla pieszych. Dowodem materialnym potwierdzającym ten fakt jest zaprezentowana analiza graficzna tego, co zarejestrowało oko kamery monitoringu.
Pole widzenia ograniczono do domyślnej linii łączącej oko kamery oraz lewą i prawą krawędź billbordu. Na nagraniu monitoringu widać dwa istotne ujęcia, a mianowicie przemieszczanie pieszego i chwilę zetknięcia pojazdu z pieszym. Wskazuje to w rzeczy samej, że uderzenie samochodu w pieszego nastąpiło na początku linii zielonej z pozycji oka kamery, a zatem za przejściem dla pieszych, patrząc z kierunku ruchu kierującego radiowozem.
Zgodnie ze stanem faktycznym, potwierdzonym materiałem dowodowym, pieszy był w stanie nietrzeźwości. Miał tzw. męski wynik, który można uzyskać po wypiciu blisko 0,5 l wódki 40%. Jest oczywiste, że w określonym stanie rzeczywistość ulega zniekształceniu, a czas reakcji znacznie się wydłuża. Taki pieszy z reguły nie myśli kategoriami człowieka rozważnego i ostrożnego.
Reasumując, powyższa analiza wskazuje niemal jednoznacznie, że w toku procesu zabrakło dowodu wskazującego ponad wszelką wątpliwość, że kierujący radiowozem w akcji spowodował wypadek. Również trudno byłoby wykazać przyczynienie tego kierującego do wypadku. Do słusznego rozstrzygnięcia uniewinniającego policjanta od zarzutu spowodowania wypadku drogowego doprowadziła wyjątkowa wnikliwość doświadczonego sędziego orzekającego. Wyrok w przekonaniu autora ma charakter wzorcowy, ponieważ jest rezultatem dogłębnej analizy całokształtu materiału dowodowego zgromadzonego zgodnie z regułami sztuki. Stan taki w rzeczy samej umacnia wiarę w wymiar sprawiedliwości. Ubolewam jedynie nad brakiem aktywności przełożonych policjanta, chociażby w zapewnieniu mu należnej ochrony prawnej.
Wojciech Kotowski