Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 1-2/2015

Zachowane granice swobodnej oceny dowodów

Udostępnij

R ozpoznawany przez sąd problem wiążący się stricte z poważnym naruszeniem zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym, zarzucanym obwinionemu, wbrew pozorom nie był jednoznaczny. Policja zarzuciła obwinionemu wypełnienie znamion aż pięciu wykroczeń drogowych, a mianowicie z: art. 92 § 1 k.w., art. 92 § 2 k.w., art. 86 k.w., art. 97 k.w. i art. 87 k.w. Zgodnie z relacją strony oskarżającej kierujący samochodem osobowym marki Golf, wyjeżdżając ze stacji benzynowej na drogę publiczną, nie zastosował się do znaku pionowego nakazującego skręcenie w prawo, wskutek czego skręcił w lewo, przekraczając równocześnie podwójną linię ciągłą. Następnie uciekając przed ścigającym go radiowozem policyjnym na odcinku około 20 km prowadzącym przez cztery miejscowości, nie stosował się do sygnałów policyjnych nakazujących zatrzymanie pojazdu, w tym omijając jedną blokadę, przekroczył dwukrotnie dozwoloną prędkość, spowodował zagrożenie bezpieczeństwa przez wyprzedzanie na skrzyżowaniach i przejściach dla pieszych. Gdy wreszcie udało się go zatrzymać, okazało się, że jest w stanie po użyciu alkoholu, w wyniku badania stwierdzono bowiem zawartość alkoholu we krwi sięgającą 0,50‰ (drugie badanie wykonane w odstępie 15 minut wykazało tendencję spadkową – 0,47‰).

Obwiniony wyjaśnił, że doskonale zna trasę przejazdu, często ją bowiem pokonuje, jadąc z reguły z żoną do znajomych i wracając do domu. Tego dnia wracali również od znajomych, przy czym – jak twierdził – nie naruszył zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym przez niestosowanie się do znaków i sygnałów drogowych, w tym również nakazujących zatrzymanie pojazdu. W ogóle nie wjeżdżał na stację benzynową, a zatem nie można mu zarzucić niezastosowania się do znaku nakazującego skręcenie w prawo i przekroczenie linii ciągłej. Ani on, ani też jego żona nie wiedzieli nic o policyjnym pościgu. Ich zaskoczenie było ogromne, kiedy po zatrzymaniu dowiedzieli się od policjantów, że była im poświęcona cała akcja policyjna. Owszem, podczas jazdy widzieli na trasie szereg radiowozów, niektóre nawet miały włączone niebieskie sygnały błyskowe. Wjeżdżając na odcinek drogi stanowiący obszar niezabudowany i równocześnie nieoświetlony, prowadzący dostrzegł stojący na poboczu samochód osobowy z wyłączonymi światłami oraz postać na ciemno ubraną, która dawała mu znaki do zatrzymania latarką ze światłem czerwonym. Nie rozpoznał jednak w osobie zatrzymującej policjanta, a więc nie zatrzymał się. Następnie widział również blokadę składającą się z dwóch stojących w poprzek jezdni radiowozów mających włączone sygnały błyskowe. Kierujący wyjaśnił, że radiowozy stały w ten sposób, iż zajmowały dwa pasy jezdni przeznaczone dla kierunków przeciwnych, prawy pas zaś, przeznaczony do skręcenia w prawo, właściwy dla kierunku ruchu jego pojazdu, był wolny. Widział też policjanta, który blokując jazdę na wprost, latarką wskazał mu jedyny możliwy kierunek jazdy – drogą skręcającą w prawo. W ten sposób zrozumiał znaki podawane przez policjanta, tymczasem jednak 5 km dalej został zatrzymany przez Policję.

Obwiniony wyjaśnił również, skąd się znalazła określona zawartość alkoholu w jego organizmie. Otóż będąc u znajomych, do kolacji wypił zawartość 0,5-litrowej butelki piwa, przy czym uznał, że może sobie na to pozwolić, bowiem u znajomych mieli pozostać kilka godzin. Jednakże niespodziewanie zatelefonowała matka żony obwinionego, mająca pod opieką ich roczne dziecko, informując, że dostało ono gorączki oraz wymiotów. Rodzice, nie zastanawiając się, wsiedli do samochodu i pojechali.

Przeanalizujmy chronologię wydarzeń pod kątem oceny dowodów osobowych w postaci wyjaśnień obwinionego i zeznań świadków w osobach żony obwinionego, znajomych, u których spędzali czas, oraz policjantów. Policjanci stwierdzili, że obwiniony wjeżdżał na jezdnię ze stacji benzynowej oraz skracając drogę, skręcił w lewo. Obwiniony i świadek w osobie żony obwinionego z całą stanowczością podali, że przejechali prawidłowo przez skrzyżowanie usytuowane w odległości około 30 metrów przed stacją z kierunku jazdy obwinionego (równocześnie za stacją z kierunku jazdy radiowozu policyjnego). Jest to wiarygodne, znali bowiem drogę, a więc nie wchodzi w rachubę element pomylenia trasy. Równocześnie nie mieli potrzeby wjazdu na teren stacji, ponieważ ani nie pobierali paliwa, ani też nie mieli innego celu. Policjanci stwierdzili, że udali się w pościg za pojazdem, wykonując manewr zawrócenia na poziomie wjazdu do stacji benzynowej oraz że pojazd w tym momencie znajdował się w odległości około 200 m od radiowozu. Nasuwa się zatem pytanie, dlaczego funkcjonariusz po stwierdzeniu naruszenia przepisów nie dał kierującemu sygnału do zatrzymania przed wyminięciem się pojazdów. Kierujący radiowozem powinien włączyć sygnały błyskowe, a następnie za pomocą tarczy ze światłem czerwonym lub urządzeń nagłaśniających polecić kierującemu zjazd na pobocze i zatrzymanie. Tego jednak nie zrobił, mimo że zachodziła techniczna możliwość, a prawnie czynność taka była dozwolona. Można przypuszczać, że policjant w chwili wymijania się z innymi kierującymi nie był pewien, który kierujący popełnił wykroczenie. Nie można zatem wykluczyć, że ze stacji benzynowej wyjechał inny pojazd, ścigany zaś był obwiniony. Musimy pamiętać, że radiowóz znajdował się w dużej odległości od stacji benzynowej, skoro przed dojazdem do niej już wyminął się z pojazdem obwinionego.

Z kolei wbrew twierdzeniom policjanta samochód obwinionego nie był cały czas w polu widzenia z powodu początkowej odległości sięgającej 200 m, kiedy to prędkość radiowozu zbliżona była do zerowej wskutek zawracania na wąskiej jezdni. Zatem odległość między określonymi pojazdami niewątpliwie zwiększyła się. Ponadto trasa nie wiedzie w linii prostej, a zatem dostrzeżenie pojazdu, którym kierujący rzekomo uciekał, nie było możliwe. Jest zatem prawdopodobne, że funkcjonariusze pojechali za innym pojazdem, a w chwili kiedy zorientowali się, że ścigają nie tego, co trzeba, wrócili na właściwą trasę przejazdu obwinionego. Nie jest zatem możliwe, aby mieli w ogóle ścigany pojazd w polu widzenia. Dowodem tego są rozbieżności między wyjaśnieniami obwinionego a zeznaniami ścigającego policjanta w kwestii rozstawionych posterunków i sposobu organizacji blokady – zdaniem policjanta – składającej się z jednego radiowozu, w sytuacji gdy obwiniony i świadek widzieli dwa radiowozy. Myślę, że można dać wiarę obwinionemu, trudno sobie bowiem wyobrazić, iż nieprawdziwie zwiększałby rozmiary pościgu, działając tym samym przeciwko sobie. Ponadto trudno sobie wyobrazić blokadę trzech pasów ruchu w rejonie dużego skrzyżowania z rozjazdem na wiadukt składającą się z jednego radiowozu. Rozbieżność w zeznaniach policjanta i obwinionego wskazuje prawie jednoznacznie na to, że ścigający radiowóz dojechał do owego skrzyżowania z blokadą po pewnym czasie, kiedy jeden z blokujących radiowozów odjechał. Budzi również wątpliwość, dlaczego blokujące radiowozy nie ruszyły w pościg za obwinionym. Dopuścić można to, że policjanci dokładnie nie wiedzieli, o jaki pojazd chodzi. Z kolei po zatrzymaniu obwinionego przez zastosowanie kolejnej blokady, ustawionej tym razem na całej szerokości jezdni, policjanci blokujący musieli dojść lub dobiec do samochodu obwinionego. Wiemy z zeznań policjantów, że dzieliła ich od tego samochodu duża odległość, był on bowiem zasłonięty przez samochód ciężarowy. Zdążyli obstawić samochód obwinionego i trzymać jadących jakiś czas pod bronią (tej relacji obwinionego i jego żony policjanci nie potwierdzili), a dopiero po kolejnym upływie czasu dojechali policjanci ścigający. Znaleźli się tam po uprzednim uzyskaniu drogą radiową wiadomości o zatrzymaniu ściganego. Ponad wszelką wątpliwość nie trwało to wszystko – jak zeznał policjant – dwie sekundy. Mogło natomiast trwać – jak wyjaśnił obwiniony – pięć minut. Z przebiegu akcji, zresztą lekkomyślnie podjętej (nie ściga się bowiem kierującego, który popełnił stosunkowo drobne wykroczenie), może wynikać – wbrew twierdzeniom oskarżenia – że obwiniony nie wiedział, iż jest ścigany, do momentu zatrzymania. Jako że przez 5 lat był policjantem, znał prawidłowy sposób zatrzymywania pojazdu. Mamy zatem do czynienia z alternatywą. Albo obwiniony celowo unikał zatrzymania z uwagi na pozostałości alkoholu w organizmie, albo nieudolność akcji sprawiła, że faktycznie, widząc radiowozy i wiedząc, że jest prowadzona akcja policyjna, równocześnie nie wiedział, że to właśnie on jest tej akcji adresatem. Osobiście przychyliłbym się do drugiego wariantu, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, nie ma wątpliwości, że szwankował przepływ informacji przy użyciu łączności policyjnej, policjanci nie ustalili bowiem, co było stosunkowo proste, że nie mają do czynienia z przestępcą jadącym skradzionym pojazdem. Wbrew twierdzeniom zeznającego policjanta ustalenie, czy pojazd nie jest poszukiwany przez Policję, nie trwało aż pięciu minut, pod warunkiem wszakże, że znany jest numer rejestracyjny pojazdu oraz radiostacja jest sprawna. Po drugie, jestem przekonany, że obwiniony w trakcie jazdy nie myślał o wypitym piwie, lecz o dziecku. Przekonanie moje nie słabnie przy prezentacji poglądu, że gdyby obwiniony wiedział, iż pościg jego dotyczy, zatrzymałby się i poprosił policjantów o pomoc w szybkim dotarciu do domu. Choć, z uwagi na nagminność zjawiska kierowania pojazdami w stanach po użyciu alkoholu lub nietrzeźwości, trudno liczyć na zrozumienie policjanta, to jednak nie można z góry zakładać, że w tym konkretnym przypadku obwiniony spotkałby się z obojętnością, gdyby wskazał, iż spieszą do małego dziecka, którego zdrowie jest zagrożone.

Sama obecność pewnej liczby radiowozów na trasie przejazdu obwinionego nie nakładała na niego żadnych dodatkowych obowiązków, poza ułatwieniem przejazdu radiowozom jadącym z włączonymi sygnałami.

Z kolei policjanci twierdzili, że kierujący znacznie przekroczył dozwoloną prędkość, cały czas jechał bowiem nie wolniej niż 150 km/h i nie szybciej niż 180 km/h, a więc średnio 165 km/h. Pomijając kwestię braku możliwości rozwinięcia takiej prędkości na wąskiej jezdni dwukierunkowej o jednym pasie dla każdego kierunku oraz posiadającej zakręty, to równocześnie policjanci ścigający nie mieli możliwości ustalenia tej prędkości ze względu na brak – wbrew twierdzeniom – kontaktu wzrokowego z kierującym. Obwiniony przejechał od miejsca domniemanego pierwszego wykroczenia do chwili zatrzymania odcinek długości około 20 km. Pościg trwał ok. 20 minut. Z akt sprawy wynika bowiem, że ok. godz. 23.00 obwiniony nie zastosował się do znaku pionowego nakazującego skręcenie w prawo. Następnie, około godz. 23.15, obwiniony nie zastosował się do sygnału nakazującego zatrzymanie na skrzyżowaniu przed skręceniem na wiadukt w kierunku miejscowości P. Od miejsca blokady do miejsca zatrzymania obwiniony miał jeszcze do przebycia odcinek długości ok. 5 km. Został więc zatrzymany nie wcześniej niż ok. godz. 23.20. Dając wiarę zeznaniom ścigającego policjanta, eliminujemy tym samym podanie sygnału do zatrzymania w miejscu blokady (godz. 23.15). Gdyby bowiem kierujący prowadził pojazd z prędkością podaną przez policjanta w dolnych granicach, tj. 150 km/h, wówczas cały odcinek drogi przejechałby w czasie 8 minut. W rzeczywistości jednak przejechał ten odcinek w 20 minut, co wskazuje na średnią prędkość sięgającą 60 km/h (1 km/min.). Taka średnia prędkość, a nawet nieco ponad, dopuszczalna jest na omawianym odcinku (40 km/h + 60 km/h + 70 km/h + 90 km/h = 260 km/h : 4 = 65 km/h).

Zasadne było więc udzielenie przez Sąd obwinionemu dobrodziejstwa wątpliwości w kwestii niezastosowania się do znaków drogowych nakazujących określone zachowanie. Obwiniony miał prawo oczekiwać, że Sąd raczy wziąć pod uwagę owe wątpliwości i uwolni obwinionego od zarzutu popełnienia wykroczeń polegających na niezastosowaniu się do:

  • znaku nakazującego skręcenie w prawo (art. 92 § 1 k.w.),
  • znaków ograniczających prędkość (art. 92 § 1 i art. 97 k.w.) oraz
  • sygnału policjanta nakazującego zatrzymanie pojazdu (art. 92 § 2 k.w.).

Udzielenie obwinionemu dobrodziejstwa wątpliwości sensu stricto wiązało się z zastosowaniem dyrektywy, w myśl której niedające się usunąć wątpliwości muszą być tłumaczone na jego korzyść. Chodzi o to, że w chwili gdy organ orzekający stoi przed dylematem „winien czy nie winien?”, jest zobowiązany do uniewinnienia.

Pozostaje do rozstrzygnięcia ostatnia kwestia – zarzutu kierowania pojazdem w stanie po użyciu alkoholu, który to zarzut jest bezsporny. Zresztą obwiniony sam przyznał się do wypicia piwa w ilości 0,5 l. Nie może budzić wątpliwości, co zresztą znajduje podstawę w materiale dowodowym w postaci odczytu alkomatu (0,50‰ ok. godz. 23.30 i 0,47‰ ok. godz. 23.45) i wyjaśnień obwinionego oraz zeznań świadków. Wszystkie te dowody są wiarygodne i zbieżne. Nadto potwierdzają, że obwiniony zakończył picie piwa ok. godz. 22.00. Otóż czas wchłaniania alkoholu, kiedy to wskaźnik jego zawartości w organizmie rośnie, wynosi ok. 90 minut. Po tym czasie organizm wchodzi w fazę spalania, a więc obserwujemy tendencję zniżkową. Potwierdza to drugi wynik badania alkomatem, które wykonano w odstępie 15-minutowym. Wykazuje to bezspornie, że między godz. 22.00 a 23.00 obwiniony nie spożywał żadnego alkoholu. Z kolei biorąc pod uwagę fakt, że rozpoczęty ok. godz. 23.30 proces spalania zawartości alkoholu tkwiącego w organizmie obwinionego zakończyłby się ok. godz. 2.30. Średnio bowiem w ciągu 1 godziny spalane jest od 0,1 do 0,2‰ alkoholu. Jednakże przyjmując wskaźnik właściwy dla organizmu obwinionego, tj. 0,12‰ w ciągu 1 godziny (można było obliczyć według różnicy między badaniami – 0,03‰ w ciągu 15 minut), a zatem w ciągu wspomnianych 3 godzin (od 23.30 do 2.30) spaliłby 0,36‰ alkoholu. W ten sposób w organizmie pozostałoby niespełna 0,14‰ alkoholu. Kierowanie pojazdem przy tej zawartości z tendencją spadkową nie stanowi wykroczenia. Przy założeniu kilkugodzinnego pobytu u znajomych, wypicie piwa o 22.00 nie wiązało się z naruszeniem prawa. Tymczasem jednak nieprzewidziany splot wydarzeń rodzinnych zmusił niejako obwinionego do wcześniejszego zajęcia miejsca za kierownicą.

Jest podstawa do twierdzenia, że kierowanie pojazdem przez obwinionego w stanie po użyciu alkoholu było usprawiedliwione okolicznościami, które go zaskoczyły. Chodzi o nieprzewidziany stan dziecka oraz niemożliwość zapanowania nad sytuacją osoby opiekującej się dzieckiem, która wykonała rozpaczliwy telefon, wzywający rodziców do natychmiastowego przyjazdu. Fakt ten został potwierdzony zarówno wyjaśnieniami obwinionego, jak i zeznaniami świadków.

Zważywszy zatem na dotychczasowy nienaganny tryb życia obwinionego, który jest dobrym mężem i ojcem maleńkiego dziecka, jego uprzednią niekaralność, pracę z dobrą opinią w Policji (od 1993 r. do 1998 r.), obecną pracę na stanowisku pracownika ochrony nie tylko bez zastrzeżeń, ale wskazującą (według opinii przełożonego) na pracowitość, obowiązkowość, rzetelność, solidność, koleżeńskość, a także cechę w obecnej rzeczywistości niezwykle cenną i równocześnie należącą do rzadkości, to znaczy bezinteresowną uczynność, organ procesowy miał pełną podstawę uzasadniającą zastosowanie wobec obwinionego przepisu art. 39 § 1 k.w. Przepis ten brzmi: „W wypadkach zasługujących na szczególne uwzględnienie można – biorąc pod uwagę charakter i okoliczności czynu lub właściwości i warunki osobiste sprawcy – zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary albo odstąpić od wymierzenia kary lub środka karnego”. Działanie sprawcy wykroczenia z art. 87 k.w. na tle jego nieskazitelnego charakteru stanowi wypadek zasługujący na szczególne uwzględnienie, skutkujące udzieleniem kredytu zaufania, że będzie należycie realizował obowiązek trzeźwości podczas kierowania pojazdem, i uznaniem, iż czas ponad 6 miesięcy, w którym obwiniony jest już pozbawiony możliwości kierowania pojazdami, stanowi wystarczający okres dla wypełnienia supozycji prewencji szczególnej.

Na tle powyższych rozważań należy wyrazić przekonanie, że rozstrzygnięcie organu procesowego, w ramach którego uznano obwinionego winnym i ukarano grzywną 2000 zł oraz orzeczono środek karny w postaci zakazu prowadzenia pojazdów na okres 10 miesięcy, należy uznać za sprawiedliwe i osadzone w kategoriach właściwej oceny wartości dowodów osobowych. Na marginesie wskazać warto, że oskarżyciel żądał ukarania grzywną w kwocie 4000 zł i orzeczenia zakazu prowadzenia pojazdów na ponad 12 miesięcy.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".