Poprzedni artykuł w numerze
W yparował z historii literatury polskiej.Nie ma hasła „Bogdan Jaxa-Ronikier” w przewodniku encyklopedycznym Literatura polska (2 tomy), PWN, Warszawa 1985. O Ronikierze, który był również redaktorem i wydawcą, nie ma w ogóle żadnej wzmianki w tym sporządzonym pod kierunkiem pomnikowych autorytetów opracowaniu pełnym niespodziewanych, a ewidentnych braków, roszczącym sobie przecież miano kompendium! A przecież – zanim to się stało – był popularnym pisarzem.Bogdan Jaxa-Ronikier (pseud. Gryf), pisarz polski, ur. 1873, wystawił na scenie dramaty Nieszczęśliwi (1896), Czy warto? (1897), Dla rodu, Zgaszeni, Miłość, Wspomnienie, Okowy, Kariera, Współzawodowcy, Zawód, napisał powieść historyczną z XIV w. Hrabia na Rostoku (1890), powieść współczesną Promienna toń (1892), tom nowel Sześć kobiet (1903). Po procesie o morderstwo swego nieletniego szwagra wycofał się z życia publicznego (z hasła w Wielkiej Ilustrowanej Encyklopedii Powszechnej Wydawnictwa Gutenberg, tom XV). Wysoki, przystojny, siwiejący szatyn z rudawymi, krótko przyciętymi wąsami, w oczach miał tajemnicę, a w dorobku dziesięć wystawionych dramatów, dwie powieści, tom opowiadań. Jego sztuki (Kariera oraz Zgaszeni) były nagrodzone w konkursach jeszcze zanim trafiły na scenę. Po roku 1911, kiedy w procesie poszlakowym został oskarżony o zabójstwo, okaże się, że jego, Bogdana Jaxy-Ronikiera, utwory literackie w dużym stopniu zaważą na niekorzyść autora. Ich aura zostanie wykorzystana nie tylko w sądzie. Jest niemal pewne, że także i przez ucywilizowanych oprychów, którzy ciężar winy zrzucili na Ronikiera, wcześniej zapoznawszy się z sensacyjno-kryminalnymi szczegółami występującymi w jego utworach. Podrzucili śledczym metody stosowane przez wymyślonych bohaterów książek i sztuk Ronikiera.
Ronikier – do krytycznego momentu redaktor i wydawca „Kuriera Świątecznego” – już po wszystkim wycofa się z życia publicznego.Informacja pochodzi ze wspomnianego wyżej hasła. Encyklopedia Gutenberga (weszła w użycie taka potoczna nazwa) była wydawana w Krakowie przez firmę Fogra; kolejne tomy ukazywały się od 1928 do 1934 r. Tom XV, z interesującym nas hasłem, wyszedł na przełomie 1931 i 1932 r.
Nie na zawsze… w 1933, po dwudziestu dwu latach milczenia, wyda książkę zadziwiającą, już inną niż utwory utrzymane w duchu dekadencji. Jej tytuł Dzierżyński „Czerwony kat, złote serce. Z dodatkową informacją: Opisane na podstawie własnych kontaktów.Książka miała przed wojną wiele wydań. Autor osobiście lub w porozumieniu z wydawcą zmieniał podtytuły. Powyższy opieram na wydaniu IV, które ukazało się nakładem Księgarni Popularnej, Warszawa 1937. Zbeletryzowana biografia Feliksa Dzierżyńskiego, pisana, nie da się ukryć, głównie dla gawiedzi: sugestywnie, jednostronnie. Fantazjować potrafił. Skoro przestał konfabulować w towarzystwie, zrobił to dla pieniędzy i dla wzniecenia popularności, co z tego, że tej tańszej. Nie zasypiał gruszek w popiele, wiedział gdzie stoją konfitury… – a już byłem skłonny go żałować. Jeżeli nie zabił, to powodując się nieposkromionymi żądzami – posiąść, zniewolić, wykorzystać, posiadać! – sam się pchał w rejony przestępcze. Taki, powiedzmy, kwiatek na wysypisku.
Hrabia Ronikier został wplątany, niejako na własne życzenie, w sprawki, za którymi, jak mówiono, ciągnął się fetor obrzydliwości.
Co się stało? Miał trzydzieści osiem lat, od niedawna był ożeniony (za specjalną zgodą biskupa) z Ksawerą z domu Chrzanowską, swoją siostrą cioteczną. Teść, typ sarmaty trochę z Zemsty Fredry, nieufny i nieugięty, strzegł przed zięciem swojego portfela. Uważał, że Ronikier – wszyscy wiedzą, że zadłużony wskutek hulaszczego trybu życia – ożenił się, licząc na spadek. Stary pan Bronisław Chrzanowski ustalił, że dzieci otrzymają pieniądze dopiero po jego śmierci, a majątek rozdzielił następująco: jedną trzecią otrzyma najmłodszy syn, na razie nieletni Stanisław, a pozostałość zostanie znowu podzielona na trzy części: jedna przypadnie ponownie Stanisławowi, druga starszemu synowi Janowi, trzecia – córce Ksawerze, i nie, nie, nie jej mężowi, hrabiemu Jaxa-Ronikierowi, bo wcześniej postarał się o rozdzielność majątku. Żona oczywiście nie była z kamienia, zwłaszcza że brat-mąż roztaczał szczególny fluid, ale… Na pieniądze, których osobiście Ronikierowi brakowało, trzeba było czekać aż do śmierci teścia. Na razie to Ronikier, bywało, pożyczał szwagrowi, Stasiowi Chrzanowskiemu, niewielkie sumy, których ojciec skąpił, a które na coś tam mu były potrzebne.
13 maja 1910. Uwaga! Prolog tragedii, tym razem bez udziału zawodowych aktorów. O autorstwo – lub współautorstwo – będzie posądzany dramatopisarz Ronikier.
Przed piątą po południu w Warszawie Antoni Siemieński, numerowy „pokojów umeblowanych”, szemranego pensjonaciku Feliksa Zawadzkiego w domu przy Marszałkowskiej 112, zaalarmował stróża: jeden z gości nie żyje. Stróż pobiegł do rewirowego, ten natychmiast złożył raport, a błyskawicznie przybyli śledczy kazali im opisać, co zastali na podłodze w pokoju nr 1. Między otomaną a stołem leży w kałuży krwi trup młodzieńca. Ubranie: kurtka gimnazjalna, spodnie rozpięte z przodu i buty. Oczy i usta trupa półotwarte, ręce na piersiach, makabra. Wokół zastygła lub stygnąca krew, „zapiekła” już, jak napisano, na głowie denata. (Później, po zgoleniu włosów, wyjdzie na jaw, że ofierze zadano dwadzieścia ran w głowę). Dłonie zmarłego, jego mankiet i kołnierz, rzucone na otomanę, były również we krwi, i peleryna, przewieszona przez krzesło. Ślady krwi pozostały w pokoju na ścianach, framugach i na parapecie okiennym, a także na drzwiach do przedpokoju, który łączył pokoje nr 1 i nr 2. Krew na podłodze, od nóg trupa ku wyjściu na kuchenne schody i na kilimie wiszącym na tych drzwiach. Drzwi na kuchenne schody były zamknięte. W gimnazjalnej czapce mundurowej z zielonym lampasem, z monogramem S.C. na podszewce, śledczy znaleźli klucz do tych drzwi. U nóg trupa gałązka bzu, pod stołem pięciostrzałowy rewolwer „Smith & Wesson”. W pokoju (a potem i w zwłokach) nie znaleziono kuli. Oględziny broni potwierdziły brak śladów po świeżo oddanym strzale).
Stół; stłuczone szklanki na białym obrusie. W pokoju nie było naftowej lampy, były natomiast świeże ślady kopciu. W kieszeni zmarłego chustka do nosa, zegarek z jego monogramem, portmonetka z drobnymi, wreszcie słowo pisane: 12 maja 1910 Bronisław Chrzanowski zawiadamia nauczyciela, że syn, Stanisław, z powodu choroby był nieobecny na lekcjach w szkole.
W przedpokoju, wychodzącym na korytarz „pokojów umeblowanych”, ściany także były we krwi. W krwawych plamach drzwi do komórki i klozetu. W komórce – brudne, zakrwawione prześcieradło, jakieś ręczniki. Pokój nr 2 wolny od krwi, lecz w nieładzie. Drzwi od sąsiedniego nr 4 przymknięte, tam ślady przestawiania stołu i pianina. Na łóżku w nr 2 odgięta kołdra, a pościel wygnieciona, ktoś tam musiał sobie usiąść na chwilę – bo poza tym pościel ta świeża, znaczy nikt nie spał. Ani śladu sadzy – za to na stole lampa wypalona, pokryta świeżym kopciem. I wyraźne ślady palców człowieka, odciśnięte na cylindrze lampy. W półotwartej szafie nie było garderoby, tylko płócienna teczka z podręcznikami i zeszytami podpisanymi i ostemplowanymi przez Stanisława Chrzanowskiego… Prócz tego pieniądze, dokumenty, kwity płatności za „pokoje umeblowane”, niewypełnione blankiety wekslowe, bilety wizytowe i list w kopercie z żałobną obwódką, ze starannym napisem po mojej śmierci:
Warszawa 12 XII 1908 roku. Powoli zrozumiałem wszystko, niedobrych mam rodziców, bez serca i sumienia, w domu zawsze tylko kłamstwo i fałsz; lepiej byłoby pozbawić się życia, bo mam ich już dosyć. Staś Chrzanowski.
I dwadzieścia rysunków pornograficznych.
Z napisów na podręcznikach i zeszytach, i z licznych inicjałów na rzeczach i na bieliźnie, a także z rysopisu, jaki podał prokuratorowi Sądu Okręgowego właściciel ziemski Bronisław Chrzanowski, zawiadamiając o zniknięciu syna, ustalono, że nieboszczyk to Stanisław Chrzanowski, uczeń szkoły realnej Wróblewskiego.
Tożsamość zmarłego potwierdzona przez bliskich.
Właściciel „pokojów umeblowanych” Zawadzki i numerowy Siemieński najwyraźniej plątali się w zeznaniach. Okaże się, że wciąż kłamią. Wywodzący się z dołów społecznych, tak jeden, jak i drugi, własną obrotnością, tanim sprytem i łajdackim tupetem szybko dorobili się pewnego majątku. Mieli za dużo do stracenia, żeby wyznać prawdę o przeznaczeniu pokoi.
Wreszcie przyparci do muru oświadczyli, że numery jeszcze w lutym 1910 roku wynajęła nieznana pani – dla bogatego ziemianina Stanisława Chrzanowskiego, który tam będzie zachodzić za dnia, aby spotykać się z damą, która, zachowując incognito, będzie wchodzić i wychodzić drugimi drzwiami. Pani ta dała Zawadzkiemu 30 rubli zadatku, kazała zmienić układ mebli i stworzyć warunki sprzyjające intymności schadzek. Przyszła ponownie, obejrzała, zadowolona z efektów, dopłaciła 50 rubli. Wtedy wzięła od Zawadzkiego kwit na 80 rubli – jeden ze znalezionych później w tece Chrzanowskiego. Pani wzięła klucz od drzwi na kuchenne schody. Więcej jej nie widziano.
Widywano natomiast wysokiego a przygarbionego mężczyznę. Bliski czterdziestki szatyn, przystrzyżone zrudziałe wąsy; monokl. Stanisław Chrzanowski – tak miał się przedstawić Zawadzkiemu. „Chrzanowski” kazał jeszcze inaczej przemeblować pokój. Po tygodniu przyszedł z posłańcem dźwigającym dywan. Mocny, sam tym dywanem zasłonił drzwi prowadzące z numeru 1 na kuchenne schody. Zawadzki i Siemieński, urażeni, że gość nie skorzystał z ich pomocy, już go nie widując, odczuwali jednak czyjąś obecność w pokojach. Gość musiał widocznie wchodzić i wychodzić kuchennymi schodami. 12 maja, niezauważony, znalazł się w swoich pokojach i zadzwonił. – Dziś wyjątkowo – powiedział – będę tutaj nocować.
Potem było cicho, może podejrzanie cicho. Nazajutrz Zawadzki i Siemieński weszli tam, jak wiemy, i nie zastali nikogo więcej prócz trupa nieznanego młodzieńca.
Policja tymczasem zebrała informacje o Stanisławie Chrzanowskim. Rodzice, służba, koledzy i nauczyciele byli zgodni co do tego, że – siedemnastoletni – zachował czystość dziecka. Staś mógłby mieć romans z kobietą? Absurd!
A z drugiej strony… Nieskazitelny młodzian ze zdjęciami pornograficznymi?
Śledztwo pierwiastkowe wykazało, że przed szkołą Wróblewskiego przy ul. Złotej 58 na kilka dni przed tragedią kręcił się jakiś mężczyzna, wypytując uczniów o Stasia: czy był on na zajęciach, jak się sprawuje, kiedy kończy lekcje. Przesłuchano mnóstwo kolegów Chrzanowskiego, z których większość była przekonana, że ten mężczyzna to jego nowy korepetytor. Z rysopisów jednak za każdym razem wyłaniał się – wypisz, wymaluj (podczas konfrontacji, uwaga, nie do końca) – Bogdan Jaxa‑Ronikier, szwagier późniejszej ofiary. Tak, to on wynajął „pokoje umeblowane” (i je przemeblował) – ale dlaczego tak się afiszował przed szkołą, a potem ze Stasiem na ulicach śródmieścia? On, inteligentny, z wyobraźnią, dobry (i nie nałogowy) gracz. Co mogłoby nim powodować, że tak łatwo naprowadził policję na swój trop? Zdaje się – ale ja to piszę z dystansu – że nie doceniał przeciwnika. A przeciwnikiem był ten dorobkiewicz Zawadzki. Zawadzki miał brata nazwiskiem Więckiewicz, jedyne, co panowie czytali, to kronika kryminalna w czerwoniakachPopularna wówczas nazwa gazet bulwarowych – tytuły były drukowane czerwoną farbą. i, sporadycznie, powieści detektywistyczne. Wywiedziawszy się, że Ronikier pisze, wertowali również (nie dla przyjemności, lecz dla zysku) jego książki. To pewne. W „pokojach umeblowanych” bowiem znalazło się obok trupa trochę materiałów obciążających jego szwagra, przedmiotów dowodowych jakby wyjętych z utworów Ronikiera. Od lutego – odkąd Ronikier (jako Chrzanowski) wynajął u Zawadzkiego pokoje – do maja bracia i ich wspólnik mieli dużo czasu, żeby wybadać bogatego, widać, i jakoś tam zboczonego gościa. To nie tak, jak mówili podczas śledztwa i w sądzie na procesie poszlakowym: nie byli prostaczkami, którym wystarczało, że gość płaci. Szpiegowali go, obserwując przez okna i wystając w pobliżu kuchennych drzwi. Zdobyli o nim informacje. W czasie jednego z procesów świadek Kazimierz Zaleski, krytyk, dramaturg i dyrektor teatru, nie wiedzieć czemu zrobił Ronikierowi nie tyle może niedźwiedzią przysługę, ile świństwo. Jak to się stało, że za zgodą Sądu miał czelność rozpatrywać ewentualny zbrodniczy czyn Ronikiera w kontekście jego utworów literackich!? W sukurs Zaleskiemu przyszedł Ignacy Baliński, członek jury, kiedyś nagradzający prace autora! Dramaty i powieści hrabiego Ronikiera – stwierdzili panowie od siedmiu boleści eksperci – odzwierciedlają w znacznym stopniu te cechy charakteru ich autora, które podkreślali jego przesłuchiwani znajomi (chorobliwa ambicja, nieczyste interesy dla zysku, gra nie do końca, odchodzenie od stolika w chwili uśmiechu fortuny). Powiedzieli więc, że „we wszystkich utworach oskarżonego ukochani przez autora bohaterowie – ludzie bez żadnych zasad, erotomani, marnotrawcy chciwi na grosz, przestępcy w oczach ogółu – są bodaj jeszcze najlepszymi spośród ludzi, cieszący się zaś poważaniem społeczeństwa są ludźmi bez śladu poczucia moralnego. Treścią większości utworów dramatycznych jest jakieś przestępstwo, przeważnie zabójstwo; w dramacie Nieszczęśliwi lekarz zabija męża swej kochanki, robiąc mu operację, która wywołać musi śmierć pacjenta; w Zawodzie bohaterka truje towarzyszkę życia ukochanego przez nią człowieka; w obrazku dramatycznym Miłość ojciec zabija rodzonego syna, który gościa jego ograbił; w sztuce Złoto bohaterka truje kochającego ją namiętnie poetę itd. We wszystkich tych wypadkach osoby działające starają się drogą zbrodni osiągnąć upragnione cele, nieosiągalne bez popełnienia przestępstwa”.Cyt. za: Stanisław Szenic, Pitaval warszawski, tom II, Warszawa 1957.
To już było podczas jednej z rozpraw sądowych, tak licznych, że nawet człowieka o równym charakterze doprowadziłyby do rozstroju. Gdyby był głównym oskarżonym.
A Ronikier nim był. Już w czasie śledztwa sytuacja wokół niego mocno się zagęściła. Raz rzucone podejrzenie, że to on jest mordercą swego szwagra, procentowało błyskawicznie. O zmarłym miał zdanie krańcowo różne niż reszta dotychczas wypytywanych. Według niego Chrzanowski okazywał namiętny temperament erotyczny, a jego słowa i czyny były podszyte seksem. Staś miał się skarżyć przed rodzeństwem, że rodzice nie dają mu swobody i skąpią. Podczas śledztwa Ronikier twierdził, że szwagier był dogłębnie zepsuty, miewał z kobietami stosunki, płeć piękna podniecała go do tego stopnia, że mienił się na twarzy, gdy kobieta ukazywała się na scenie. Był chciwym wrażeń widzem w teatrach, teatrzykach i w kinematografach. Kiedy? Rodzice utrzymują, że Staś bez ich towarzystwa wychodził tylko do szkoły i wracał punktualnie na obiad o pół do trzeciej.
W wyniku tych ustaleń Ronikiera aresztowano pod zarzutem rozmyślnego zabójstwa szwagra Stanisława Chrzanowskiego, dokonanego w zmowie z innymi osobami w celu usunięcia zmarłego z liczby spadkobierców Bronisława i Wandy Chrzanowskich, przyspieszenia działów majątkowych i powiększenia udziału, jaki przypaść miał jego żonie Ksawerze.
Bogdan Ronikier nie przyznał się do winy. Oświadczył, że od 9 do 12 maja przebywał w Lublinie.
Śledczy sprawdzili: w książce meldunkowej Hotelu Polskiego w Lublinie widniały adnotacje, że hr. Ronikier przybył 9 maja i wyjechał 13 maja 1910. Nie dowierzając, wzięli na spytki numerowego, jego pomocnika, pokojową oraz szwajcara i ustalili, że Ronikier wtedy bywał w hotelu rzadko i ani razu tam nie nocował. Zeznania służby w stylu „jedna baba drugiej babie”, że np. choć poduszki na łóżku są poruszone, a kołdra odrzucona, to jednak prześcieradło pozostało nietknięte, to przecież jeszcze nie dowód. Gość hotelowy ma swoje prawa i, jeżeli nie narusza spokoju, może spać na podłodze albo na stojąco przy oknie.
Skoro tak na siłę ustalano jego alibi, trudno się dziwić niepokojowi Ronikiera. Z więzienia, gdzie gwałtownie pogorszył się jego stan psychiczny, w lipcu 1910 pisał do żony, ubolewając, że także i ją aresztowano. Żona nieprzerwanie korzystała z wolności, a jednak mąż powtarzał swoje w następnych listach. I w rozmowach z administracją więzienną ubolewał nad dolą Ksawery, „wtrąconej do lochu przez nieprzyjaciół”.
Ukazał mu się św. Klemens – ogłaszał w celi – i namawiał do utworzenia „zakonu klemensistów”. Ronikier nie mógł odmówić, wstąpił już do zakonu, jako pierwszy. Od razu przeor. Obiit Bogan Ronikier, natus est Frater Teodor. Symulacja czy mania religijna?
Po dwukrotnych ekspertyzach sądowo-lekarskich biegli orzekli, że Ronikier, neurastenik, powinien być poddany badaniom w lecznicy specjalnej. Wniosek zaaprobował Sąd Okręgowy; na jego polecenie umieszczono więźnia-pacjenta w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach. Tam w ciągu kwartału wystąpiły u niego objawy manii prześladowczej w stopniu silniejszym niż w więzieniu. Poza tym otaczał się dewocjonaliami. Ośmiu lekarzy z Tworek wydało opinię: Bohdan hr. Ronikier nie cierpi na żadną chorobę umysłową. Symuluje. Był i jest zdrowy. Lekarze podkreślili, że badany, choć nieobojętny na cierpienia bliźniego, zagłusza w sobie litość, w chwili gdy ma być ona przeszkodą w osiągnięciu celu. Na posiedzeniu 11 kwietnia 1911 roku Sąd Okręgowy orzekł, że Ronikier był całkowicie poczytalny w chwili popełniania przypisywanego mu czynu.
Po przeprowadzeniu dochodzeń Ronikier, Zawadzki i Siemieński zostali oskarżeni o to, że „umyśliwszy uprzednio po wspólnym między sobą porozumieniu pozbawić życia szwagra pierwszego z nich, siedemnastoletniego Stanisława Chrzanowskiego, w tym celu, ażeby hr. Ronikier zyskać mógł korzyści materialne wskutek usunięcia tegoż Chrzanowskiego z liczby spadkobierców Bronisława i Wandy Chrzanowskich, przyśpieszenia działu ich majątku i powiększenia udziału spadkowego żony hr. Ronikiera, wciągnęli podstępnie Stanisława Chrzanowskiego do pokojów umeblowanych w domu nr 112 przy ulicy Marszałkowskiej i tam zadali mu w głowę dwadzieścia ran, które wywołały śmierć Stanisława Chrzanowskiego”.
Postępowanie sądowe wyznaczono na 4 września. Publika musi się uzbroić w cierpliwość. Plotkuje się, żeby nie umrzeć z nudów. Chodzą słuchy, że obrońcą hrabiego będzie adwokat przysięgły Bobriszczew-Puszkin z Petersburga, także hrabia. Chyba nawet spowinowacony z księciem Golicynem!
Cdn.