Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 9-10/2013

Na skrzydłach do Europy

Udostępnij

Gdy 18 lipca 1683 roku król Jan III wyruszał z Wilanowa pod Wiedeń, Rzeczpospolita Obojga Narodów była kolosem na glinianych nogach. Kraj rozrywany przez magnackie partykularyzmy, wymagający głębokich i natychmiastowych reform, okazał się jednak zdolny do wielkiego wysiłku militarnego. Blask odniesionego zwycięstwa przykrył na dobrą chwilę tragiczny obraz państwa. Europa zwróciła swe oczy na polskiego króla, jego imię było na ustach wszystkich, a o Rzeczypospolitej po raz ostatni przed rozbiorami mówiono z podziwem i szacunkiem. Wiktoria wiedeńska nie ocaliła chylącego się ku upadkowi państwa, przedłużyła jednak jego trwanie. Co więcej – dała przyszłym pokoleniom punkt, do którego można było się odnieść, z którego jedni czerpali nadzieję, inni zaś przestrogę, jak wielkie zwycięstwo może obrócić się przeciw triumfatorom.

Portret Jana III w wieńcu laurowym, malarz nieokreślony, po 1683 r., olej na płótnie, 73 × 60 cm, Muzeum Pałac w Wilanowie

W powszechnej świadomości bitwa pod Wiedniem jest uważana za symbol polskiego sukcesu, tym wyrazistszy, że poprzedzający pasmo klęsk, rozkładu i niemocy państwa. Równolegle, choć z mniejszym nasileniem, obecny był nurt krytyczny, zarzucający Janowi III, że pokonując Turcję, nierozważnie wzmocnił Austrię, która niespełna stulecie później stała się jednym z agresorów względem Polski. Oczywiście łatwo jest krytykować, posiadając znajomość następnych wydarzeń. Jan Sobieski, decydując się na marsz pod Wiedeń, wziął pod uwagę ówczesną sytuację międzynarodową. Słusznie zauważył w liście do hetmana Mikołaja Sieniawskiego, że „lepiej w cudzej ziemi, o cudzym chlebie, w asystencji wszystkich sił Imperii […] wojować, aniżeli samym się bronić”. Postanowił zatem aktywnie wykorzystać sytuację międzynarodową, zamiast stać z boku i czekać na rozwój wydarzeń. Zdawał sobie sprawę z faktu, że upadek Wiednia spowoduje w świecie chrześcijańskim szok, a Turkom da możliwość zaatakowania Krakowa, który – wobec klęski wojsk cesarskich – będzie zapewne nie do obrony w pojedynkę. Wiedeń – najważniejsze wówczas po Rzymie miasto chrześcijaństwa, stolica Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego – miał moc jednoczenia wojsk chrześcijańskich. Za Kraków ani Sasi, ani Bawarczycy nie nadstawialiby karku, to Wiedeń skłonił do współpracy siły niemieckie i polskie.

Równie istotny był prestiż wiążący się z przyjściem z odsieczą cesarstwu. Rzadko bowiem zdarzało się, by jeden z najpotężniejszych władców Europy prosił elekcyjnego króla o pomoc. Po triumfie, który cesarz oglądał z bezpiecznej odległości (na czas oblężenia Wiednia przeniósł się z dworem do Linzu), rozpoczęło się pasmo despektów i pomniejszania udziału polskiego króla w zwycięstwie. Leopold I potraktował Jana III dość obcesowo, pokazując mu miejsce w europejskim drugim szeregu. Sobieski, wykonawszy swoje zadanie, stał się cesarzowi zbędny, nawet niewygodny, kłuło w oczy, że boskiego pomazańca musiał ratować zwykły szlachcic, wybrany spośród równych sobie na tron. Znów okazało się, że współdziałanie militarne to jedno, a polityka to już zupełnie odrębny temat.

Pierwsze wrażenia po wielkim triumfie były jednak entuzjastyczne. „Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały” – pisał do Marii Kazimiery Jan III w słynnym liście z namiotów wezyra tuż po bitwie. Niestety, szybko okazało się, że ogromny wysiłek militarny pod Wiedniem był wydarzeniem niemożliwym do powtórzenia. Późniejsze wyprawy pokazały, że Rzeczpospolita nie jest w stanie kontynuować zwycięskiej kampanii przeciw Turcji. Choć bitwa pod Wiedniem niewątpliwie osłabiła morale wroga, a późniejsze o miesiąc starcie pod Parkanami przetrąciło jego kręgosłup – to wciąż Imperium Ottomańskie było europejską potęgą, z którą należało się liczyć. Jan III, kontynuując politykę antyturecką w sojuszu z papieżem, cesarzem, Wenecją i później Rosją, zdecydował się na wyprawy do Mołdawii. Jedna po drugiej kończyły się one klęskami. Szybko też okazało się, że w sojuszu przeciw Turcji coraz bardziej zaczyna liczyć się Rosja. Rzeczpospolita wypadała z międzynarodowej gry politycznej.

Zmierzch potęgi Rzeczypospolitej nie nadszarpnął jednak znacząco sławy samego króla. Umiał on swój sukces zdyskontować i świetnie zdawał sobie sprawę z potęgi działań propagandowych. W liście do Marii Kazimiery napisał wymowne słowa: „List ten najlepsza gazeta, z którego na cały świat kazać zrobić gazetę, napisawszy, że jest to list króla do królowej”. Działania propagandowe miały niezmiernie szeroki zasięg – od obrazów i rzeźb, przez uroczystości organizowane przez dwór i ceremonialne wjazdy monarchy do miast, po literaturę panegiryczną. Jak w soczewce wszystkie te dzieła i wątki skupiają się w pałacu wilanowskim, pomyślanym już przez Jana III jako pomnik jego chwały. Szczęśliwie został on zachowany w tej formie przez kolejne pokolenia właścicieli wilanowskiej rezydencji.

Na fasadzie od strony dziedzińca znalazły się płaskorzeźby prezentujące najważniejsze triumfy Jana Sobieskiego, od wyprawy na czambuły tatarskie i bitwy pod Chocimiem, przez elekcję i koronację, aż po zwycięstwa pod Wiedniem i Parkanami. Na osi pałacu, tuż nad głównym wejściem, postaci Fam (antycznych bogiń chwały) głoszą chwałę bohatera spod Wiednia, trzymają w dłoniach wieniec laurowy, ozdabiający niegdyś rzymskich cezarów, a dziś przynależny zbawcy chrześcijaństwa. Inskrypcja, która im towarzyszy, SOCIANT CUM PACE TRIUMPHOS (łączą z pokojem triumfy), może wydać się paradoksalna w odniesieniu do króla-wojownika, pokazuje jednak faktyczny cel jego działań – był nim pokój, obrona kraju i zapewnienie mu dobrobytu. Taki przekaz niesie również dekoracja górnej części fasady, gdzie wyzłocone słońce odbija się na gładkich tarczach. Te tarcze to herb rodu Sobieskich Janina. Symbolizują one zarówno ochronę i opiekę, jakiej udziela poddanym monarcha, jak i czystość jego cnót, które opromieniają królestwo.

Program treściowy pałacu wilanowskiego dobitnie przekonuje, że ów król-wojownik, groźny pogromca Półksiężyca, był jednocześnie człowiekiem niezwykle oczytanym. Filip Dupont napisał o nim wymownie, że w jednym ręku trzymał szablę, w drugim zaś książkę. Słowa te można nawet odczytywać dosłownie, współcześni dziwili się królowi, który na wyprawy wojenne zabierał skrzynie pełne książek i czytał je nawet po wyczerpujących bataliach. Idąc pod Wiedeń, pochłonięty tysiącem spraw organizacyjnych i politycznych, żalił się w liście swojej małżonce, że od miesiąca nie miał książki w ręku.

Jan Sobieski lubił również towarzystwo uczonych, otaczał się nimi, brał udział w dyskusjach, inicjując niekiedy trudne tematy. To właśnie Sobieskiemu możliwość naukowego rozwoju zawdzięczają chociażby wielki astronom Jan Heweliusz, matematyk Stanisław Solski, twórca nowożytnej księgi o dobrym gospodarowaniu Jakub Kazimierz Haur, czy wszechstronnie wykształcony bibliotekarz króla Adam Adamandy Kochański. Sam król szczególnie chętnie parał się geografią i kartografią. Interesował się poszukiwaniami nowej drogi lądowej do Chin. W wolnych chwilach kolorował mapy, a zauważywszy w nich błąd, zwracał się do twórcy z prośbą o naniesienie poprawek. Losy Jana Sobieskiego dobitnie przekonują, że nie można odnosić sukcesów militarnych, nie będąc wykształconym człowiekiem, posiadającym wiedzę fizyczną, geograficzną czy wyobraźnię przestrzenną. Ponoć widząc obóz turecki pod Wiedniem, Sobieski rzekł o wezyrze Kara Mustafie: „Ten człowiek rzemiosła swojego nie zna, i łatwo nam z nim robota przyjdzie”. Atak przyszedł na wojska tureckie ze strony, z której – zdaniem Kara Mustafy – nie można było zaatakować. Decydująca szarża polskiej husarii dowodzona przez samego Jana III przesądziła losy bitwy. Siła ducha i siła umysłu, umiejętność planowania i współdziałania – oto, co pokonało Turków pod Wiedniem.

Do narastającej legendy polskiego króla i jego triumfu mocno przyczyniły się również łupy zabrane spod Wiednia. Zostały one załadowane na 80 wozów i wysłane przez monarchę do Krakowa. Znalazły się wśród nich wspaniałe namioty, opisywane przez Sobieskiego jako „obszerne jako Warszawa albo Lwów w murach”. Zdobyta broń i kosztowne tkaniny zasiliły skarbce kościelne i magnackie Rzeczypospolitej. Z okazji 100. rocznicy odsieczy wiedeńskiej spadkobierca Sobieskich, Karol Stanisław Radziwiłł, wystawił w Nieświeżu „tron pamiątek” po wielkim monarsze. Tarcza wróżebna Jana III znalazła się później w centralnym miejscu Świątyni Sybilli w Puławach. Zwycięzca spod Wiednia znalazł stałe miejsce w panteonie bohaterów narodowych.

Do dziś w katedrze na Wawelu u stóp krucyfiksu królowej Jadwigi wisi strzemię wezyra Kara Mustafy, które jako znak zwycięstwa przekazał Marii Kazimierze towarzysz  broni Jana III, Filip Dupont. W krakowskim kościele św. Anny sprawne oko wypatrzy tureckie buńczuki. Jasnogórski skarbiec zawiera m.in. znak husarski monarchy. Wiele świątyń do dziś przechowuje szaty liturgiczne wykonane z tkanin tureckich zdobytych pod Wiedniem.Część wspaniałych namiotów tureckich znajduje się w zamku na Wawelu. Pomniki Jana Sobieskiego czy tablice poświęcone bitwie pod Wiedniem, fundowane zazwyczaj z okazji okrągłych rocznic tego wydarzenia, znajdują się w Warszawie, Krakowie, Gdańsku (przeniesiony po ostatniej wojnie ze Lwowa), Przemyślu, Sanoku, Cieszynie, Wolsztynie, Głogowie, a także w Wiedniu i na Kahlenbergu. Imieniem Jana Sobieskiego nazywa się szkoły, ulice, miejskie place, ale i rezerwaty przyrody, kluby sportowe, pomnikowe drzewa. O Sobieskim śpiewa się pieśni ludowe, kręci się filmy, maluje się jego podobiznę na portretach i graffiti. To właśnie świadczy też o prestiżu wiedeńskiego triumfu.

Pałac w Wilanowie (fot. W. Holnicki)

Pozostaje żałować, że zwycięstwo pod Wiedniem przyniosło Rzeczypospolitej znacznie więcej sławy niż pożytku. Nie powstrzymało upadku państwa, nie pozwoliło na szybkie odzyskanie utraconych ziem (udało się to dopiero w 1699 roku w Karłowicach, traktat pokojowy podpisał następca Jana III na tronie August II Wettyn). Mimo to kolejne okrągłe rocznice odsieczy wiedeńskiej obchodzone były niezwykle hucznie, a Jan Sobieski pozostaje jedną z nielicznych powszechnie znanych postaci polskiej historii. W wiktorii wiedeńskiej jest siła wielkiej historii, która sprawia, że wciąż przypominamy postać króla, który ocalił Europę.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".