Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 4/2021

Dyktatorzy i liderzy

Udostępnij

Z nane i uznane wydawnictwo „Bellona” skierowało w tym roku do dystrybucji polską edycję Mein Kampf Adolfa Hitlera, opartą na wydaniu niemieckim z 1942 roku (Warszawa 2021, tłum. E.C. Król). Nie jest to pierwsze wydanie tej pracy w języku polskim, ale pierwsza jej edycja naukowa, przygotowana przez profesora Eugeniusza Cezarego Króla, historyka i germanistę, opatrzona należytym aparatem krytycznym i przypisami. Nie zamierzam cytować Hitlera, ale mogę zapewnić, że z jego pracy wyłania się ponury obraz cynicznego i prymitywnego, aspirującego do dyktatury watażki (pisał swe dzieło w roku 1924, odbywając karę więzienia po nieudanym puczu monachijskim), który za wszystko, co złe, obwinia wrogów (których, co oczywiste, trzeba zniszczyć), a za niezbędne uważa silne, jednolite narodowo państwo kierowane przez partię ze stojącym na jej czele dyktatorem.

Jak zauważono we wstępie, „Sporo sformułowań przybiera postać pluralis maiestatis (pierwsza osoba w liczbie mnogiej). Daje się zauważyć tendencja do stosowania wyrażeń przesadnych, hiperbolicznych, zarówno w sensie negatywnym (inwektywy), jak i pozytywnym (hymny pochwalne). Ma miejsce biologizacja i militaryzacja języka, kiedy to przykładowo biorąc śmiertelny wróg jest «szkodnikiem» i «nosicielem zarazków», a przeciwnicy polityczni tworzą «wrogi front» (…) Mein Kampf zawiera w sobie treści wysoce naganne pod względem moralnym i etycznym, podporządkowane filozofii nienawiści i pogardy dla człowieka – «materiału ludzkiego», mającej bazować na najniższych instynktach tłumu, utożsamianego z masami społecznymi” (s. 30–31).

Antoni Słonimski napisał, że ma „wszelkie znamiona biblii dla półinteligentów” (s. 52). Tomasz Mann pytał, „jak to możliwe, że Niemcy i świat pozwoliły temu krwawemu chłystkowi, tej intelektualnej i moralnej miernocie, tej mrocznej zakłamanej duszyczce, temu w gruncie rzeczy zajęczemu sercu, temu niewydarzonemu, wyposażonemu jedynie w nieczystą siłę sugestii indywiduum odegrać historyczną rolę z zuchwale nagromadzonych zbrodni wznieść sobie piedestał, na którym przynajmniej samemu sobie – dziś już tylko samemu sobie – wydaje się wielki?” (s. 66–67). Wydanie Mein Kampf ma służyć ostrzeżeniu czytelników przed totalitaryzmem, przed „prostackimi receptami mającymi zaradzić wszelkim bolączkom tego świata”, bo choć „to wprawdzie bomba, która wybuchła wiele lat temu, czyniąc wielkie zniszczenia, ale jej odłamki mogą nadal siać spustoszenie w umysłach chorych, pozbawionych wiedzy i należytego krytycyzmu” (s. 68).

Lektura Mein Kampf skłania mnie także do ustawicznego wskazywania, jaka jest różnica pomiędzy dyktatorem i liderem. Dyktator jest niepowściąganym przez prawo wodzem, którego wspiera hierarchiczna struktura. Liderów zastępują tu zależni od dyktatora wykonawcy, których słabości dyktator zna i może je przeciwko nim wykorzystać. To system totalitarny, w którym nie ma miejsca na swobodne kształtowanie się liderów.

W systemie demokratycznym lider to pojęcie szersze niż przywódca. Lider nie musi rządzić, ale jest przewodnikiem i wzorem do naśladowania, wskazuje kierunek i styl działania. Można być liderem nie tylko w polityce, ale też w gospodarce, samorządach, życiu kulturalnym czy sporcie. Lider trzyma się powszechnie obowiązujących zasad, niejednokrotnie inspiruje opinię publiczną, ale nie zmienia rewolucyjnie systemu. Niedawno ukazało się polskie wydanie zbioru wywiadów przeprowadzonych w ostatnich pięciu latach przez – jak wynika z wprowadzenia – biegłego w biznesie i filantropii Davida M. Rubensteina pt. Liderzy. 30 inspirujących rozmów z największymi liderami naszych czasów (tłum. Alka Konieczna i Tomasz Macios, wyd. Znak, Kraków 2021; charakter publikacji lepiej oddaje tytuł oryginalny – How to Lead. Wisdom from the World’s Graeters CEOs, Founders, and Game Changers). Grono rozmówców tworzą osoby znane przede wszystkim w Ameryce, ale udział dwóch prezydentów USA oraz twórców i szefów wielkich korporacji przemawia za prawdziwością tytułu. Warto wywiady te przeczytać choćby po to, aby się dowiedzieć, jak liderzy wykorzystują swoje wolności.

W życiu lidera wskazać można zwykle trzy etapy: pierwszy sprowadza się do edukacji (zwykle to najlepsze uczelnie, ale liderami zostają i ci, którzy porzucili edukację w wieku nastoletnim), drugi to budowanie kariery i doskonalenie umiejętności (w niektórych przypadkach ten etap jest dożywotni), trzeci to czerpanie korzyści z osiągnięć, wykorzystywanie wpływów i filantropia (Liderzy…, s. xii).

Rubenstein podzielił swych rozmówców na:

  • wizjonerów (jak Jeff Bezos, Bill Gates czy Warren Buffet),
  • budowniczych (jak jeden z założycieli Nike – Phil Knight),
  • reformatorów (jak Tim Cook, który przejął kierownictwo imperium Apple),
  • wodzów (jak Bill Clinton czy George W. Bush, generałowie Colin Powell i David Petraeus),
  • decydentów (jak Nancy Pelosi i Christine Lagarde, a także sędzia Sądu Najwyższego – Ruth Bader Ginsburg) i mistrzów (ludzi sportu i kultury).

Wypowiedzi liderów, choć różnych z pochodzenia, wykształcenia i drogi zawodowej, potwierdzają, że łączy ich determinacja, pomysłowość i przekonanie, iż pieniądze są środkiem, a nie celem. Otwartość i skromność, szacunek dla pracy i wyrażana niejednokrotnie potrzeba dzielenia się bogactwem mogą imponować. Fakt przeznaczenia przez państwa Gates i Warrena Bufetta fortuny na filantropię jest godny naśladowania.

We wprowadzeniu Rubenstein wskazuje, co łączy liderów:

  • szczęście,
  • chęć odniesienia sukcesu,
  • poszukiwanie czegoś nowego i unikatowego,
  • ciężka praca (jednakże „pracoholizm jest zaletą tylko wtedy, gdy człowiek ma też inne, niezwiązane z pracą zainteresowania, które dostarczają odmiennych, mniej stresujących wrażeń, przyjemności i radości intelektualnej”),
  • skupienie (doskonałe opanowanie najpierw jednej umiejętności),
  • porażka (bo uczy pokory),
  • wytrwałość,
  • siła przekonywania,
  • pokorna postawa („bardziej efektywni i wytrwali przywódcy mają w sobie pokorę, która pokazuje, że dostrzegają własne słabości i zdają sobie sprawę z tego, jakie mieli szczęście”),
  • dzielenie się sukcesem,
  • zdolność do uczenia się przez całe życie („nic nie sprzyja skupieniu myśli lepiej niż dobrze napisana książka”),
  • prawość (bo „najbardziej skuteczni przywódcy są postrzegani jako osoby o wyjątkowo wysokich standardach etycznych”),
  • umiejętność reagowania na kryzysy (Liderzy…, s. xviiii-xxi).

Do wymienionych czynników dodać jeszcze można podejmowanie śmiałych decyzji w odpowiednim momencie i wykorzystywanie nadarzających się okazji. Czym innym była decyzja o przystąpieniu do wyścigu prezydenckiego przez debiutującego w Senacie młodego Baracka Obamę? Z jego wydanych właśnie po polsku wspomnień pt. Ziemia obiecana (wyd. Agora, Warszawa 2021, tytuł oryg. Promissed Land, t. 1, tłum. D. Żukowski; wspomnienia kończą się w tym tomie na roku 2011) wynika, jak bardzo nieprzewidywalna jest polityka – zanim został senatorem, uważał się już za przegranego czterdziestolatka (s. 60), a niewiele później uznany został za obiecującego kandydata do Białego Domu. „Może myślisz, że nie jesteś gotowy, że wystartujesz w lepszym momencie. Ale nie ty wybierasz odpowiedni moment. To on wybiera ciebie. Albo wykorzystasz być może jedyną szansę, która ci się nadarza, albo postanowisz żyć dalej ze świadomością, że cię ominęła” – miał powiedzieć przyszłemu prezydentowi legendarny senator Ted Kennedy, który chyba uważał, że przegapił swoją szansę (Ziemia…, s. 98). Przewodzący demokratom w Senacie Harry Reid miał powiedzieć Obamie, że po kolejnych dziesięciu latach w Senacie nie będzie lepszym prezydentem, a skoro udaje mu się motywować ludzi, kiedy wyborcy czekają na nowy głos, to warto spróbować (Ziemia…, s. 96–97). Obama spróbował i wygrał, a potem pilnie uczył się sprawowania urzędu.

„Prezydent nie jest prawnikiem, księgowym czy pilotem, którego zatrudnia się do pojedynczego specjalistycznego zadania – uważał jeszcze jako kandydat. – Jego praca polega na mobilizowaniu opinii publicznej i tworzeniu funkcjonalnych koalicji. Czy mi się podobało, czy nie, ludzi poruszały emocje, a nie fakty. Wzbudzać najlepsze zamiast najgorszych instynktów, wzmacniać najlepsze odruchy naszej natury za pomocą rozsądnych i trzeźwych planów politycznych, atrakcyjnie prezentować się na scenie bez oddalania się od prawdy – te umiejętności musiałem wypracować” (Ziemia…, s. 123).

Obama pomija we wspomnieniach wiele interesujących kwestii, można odnieść wrażenie, że stara się nikogo nie urazić, choć akurat we wzmiankach o europejskich przywódcach (m.in. Sarkozym i Cameronie) nie zabrakło sarkazmu. Szczególnie interesujące są spostrzeżenia Obamy na temat prezydenta, a w objętym wspomnieniami okresie premiera Federacji Rosyjskiej, Władimira Putina: „dostrzegłem w jego sposobie bycia pewną nonszalancję, a w głosie – wystudiowane znudzenie człowieka przyzwyczajonego do otoczenia podwładnych i petentów. Do sprawowania władzy” (s. 566), i dalej: „wydał mi się osobliwie swojski, jak boss dzielnicy, tylko z atomówkami i prawem veta w ONZ. (…) Putin naprawdę przypominał mi ludzi, jacy dawniej kierowali chicagowską maszyną albo Tammamy Hall – twardych, zahartowanych na ulicy, beznamiętnych typów, którzy wiedzieli swoje, nie wychodzili poza obręb własnych, ograniczonych doświadczeń, a nepotyzm, łapownictwo, szantaże, oszustwa i okazjonalną przemoc uważali za pełnoprawne narzędzie własnego fachu. Dla nich – tak jak dla Putina – życie było grą o sumie zerowej. Można robić interesy z ludźmi spoza plemienia, ale przecież nie wolno im ufać. Najpierw trzeba zadbać o siebie, a w drugiej kolejności o swoją ekipę. Braku skrupułów i pogardy wobec wszelkich wyższych aspiracji poza powiększaniem władzy nie uważano w tym świecie za wady. To były atuty” (Ziemia…, s. 569).

Jedyną osobą z amerykańskiego kręgu kulturowego, której Obama nie oszczędził krytyki, był Donald Trump. We wspomnieniach znajdujemy obszerny opis odprawy, jakiej udzielił mu w 2011 r. Obama w odpowiedzi na zarzuty, jakoby nie urodził się na Hawajach. Podczas wystąpienia na uroczystej dorocznej kolacji dla korespondentów Białego Domu prezydent Obama tak odniósł się do tych zarzutów:

„Cóż, wiem że ostatnio trochę mu się oberwało – powiedziałem – ale nikt się bardziej nie cieszy i nie czuje większej dumy z odfajkowania sprawy z aktem urodzenia niż Donald. Teraz będzie mógł się w końcu skupić na naprawdę ważnych kwestiach: czy sfałszowaliśmy lądowanie na Księżycu? Co naprawdę wydarzyło się w Roswell? Gdzie są Biggy i Tupac? Widownia śmiała się, a ja ciągnąłem w podobnym tonie chwaląc go za kwalifikacje i głębokie doświadczenie nabyte w roli gospodarza teleturnieju Trampolina (…) Widownia wiwatowała, a Trump siedział w milczeniu z niewyraźnym półuśmiechem. Nie mam pojęcia, co sobie myślał przez tych parę minut, gdy z niego publicznie kpiłem. Wiedziałem tyle, że robił widowisko, a w Stanach Zjednoczonych Ameryki AD 2011 była to forma władzy. Obracał walutą, która choć słaba, rosła w siłę każdego dnia. Ci sami dziennikarze, którzy śmiali się z moich żartów, przydzielali mu czas antenowy. Ich wydawcy rywalizowali o to, przy czyim stoliku usiądzie. Nie tylko nikt go nie potępiał za teorie spiskowe, które rozpowszechniał, ale wręcz Trump nigdy nie był potężniejszy” (Ziemia…, s. 830).

Prezydentura Donalda Trumpa kojarzy się z odmiennym typem przywództwa. Niejednokrotnie przypisuje mu się narcyzm, a znana psycholog dr Martha Stout, autorka popularnych opracowań poświęconych problemom socjopatii (Socjopaci są wśród nas, wyd. Znak, Kraków 2017, tłum. Rafał Śmietana i Jak skutecznie bronić się przed socjopatami, wyd. Znak, Kraków 2020, tłum. Rafał Śmietana), pisała nawet:

„Na pytanie o związki socjopatii i narcyzmu ze światem polityki odpowiadam, że nie podejmuję się diagnozowania nikogo, kogo nie poddałam osobiście profesjonalnej ocenie. Dodam tylko tyle, że gdyby przyszedł do mnie pacjent wykazujący cechy osobowości, które dostrzegamy u Donalda J. Trumpa jako prezydenta Stanów Zjednoczonych – wyniosłość, całkowity brak empatii, nadmierną potrzebę zwracania na siebie uwagi oraz bycia podziwianym – długo i intensywnie zastanawiałabym się nad narcyzmem” (Jak skutecznie…, s. 246).

Prezydent Trump pozostał liderem, nie stał się dyktatorem, bo społeczeństwo dbało o zachowanie wolności. W zaniedbywaniu tego obowiązku sędzia Sądu Najwyższego USA Ruth Bader Ginsburg (jedna z rozmówczyń Davida M. Rubensteina) widzi największe zagrożenie dla demokracji i przywołuje patetyczne słowa słynnego sędziego Learneda Handa: „Jeśli ogień gaśnie w sercach ludzi, żadna konstytucja ani żaden sędzia nie jest w stanie ponownie go wzniecić” (s. 338).

Cóż, we własnym interesie wspierajmy liderów, nie dyktatorów.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".