Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 3/2019

Black mirror na poważnie, czyli raz jeszcze Harari

Udostępnij

K ilka miesięcy temu gawędziłem o niezwykle popularnej pracy izraelskiego historyka Yavala Noaha Harariego pt. Od zwierząt do bogów (zob. Światowy bestseller o człowieku myślącym, „Palestra” 2018/9), wskazując na trafność spostrzeżeń autora i raczej optymistyczne przesłanie jego dzieła. Drugą książkę Profesora (Homo Deus. Krótka historia jutra) wolę pominąć, opowiem natomiast o trzeciej, niedawno wydanej dla polskiego czytelnika, pt. 21 lekcji na XXI wiek (21 Lessons for the 21th Century, Wydawnictwo Literackie 2018, tłum. Michał Romanek). Autor deklaruje, że koncentruje się na najbliższej przyszłości społeczeństw w perspektywie globalnej, próbuje wskazać wyzwania wynikające z wprowadzania nowych technologii, rozwoju sztucznej inteligencji, przełomowych wynalazków technicznych, których się spodziewa i nieuchronnego kryzysu ekologicznego. I próbuje nam podpowiedzieć, co powinniśmy robić i jakich umiejętności potrzebujemy, aby przetrwać. W rezultacie otrzymujemy wielowątkowy frapujący dreszczowiec niczym kolejne odcinki popularnej filmowej serii Black Mirror, tym bardziej skłaniający do myślenia, że skonstruowany nie dla rozrywki, lecz na poważnie i poparty żelazną logiką tudzież profesorską wiedzą.

Malkontentów uznających, że z uwagi na nasz mentalny prowincjonalizm i polityczną peryferyjność tematyka książki nas nie dotyczy, może przekona to, iż już teraz traci aktualność idea „zawodu na całe życie”, a prawnik świadczący zawodowo pomoc prawną może zostać rychło zastąpiony przez sztuczną inteligencję. Proces zastępowania ludzi przez roboty/ maszyny/algorytmy dotknie zdaniem autora wiele profesji, prowadząc do powstania nowej, bezużytecznej klasy (s. 52–53). „Wielu ludzi może podzielić los nie dziewiętnastowiecznych woźniców – którzy przerzucili się na prowadzenie taksówek  – ale dziewiętnastowiecznych koni, które były coraz silniej wypychane z rynku pracy, aż wreszcie całkowicie z niego zniknęły” – pisze Harari (s. 53). Ratunkiem jest umiejętność zmiany zawodu i zdolność do nabywania nowych umiejętności przez całe życie. Jako że nie wszyscy temu sprostają, nieuchronne są wstrząsy społeczne i polityczne, czego odpowiedzialni rządzący nie mogą bagatelizować (s. 56–57).

Czy uda nam się przetrwać w systemie demokracji liberalnej, czy też potrzebne będzie wypracowanie innego modelu ustrojowego? „W XIX wieku rewolucja przemysłowa stworzyła nowe warunki i problemy, z którymi nie potrafił sobie poradzić żaden z istniejących modeli społecznych, ekonomicznych i politycznych – analizuje Harari. – Feudalizm, monarchizm i tradycyjne religie nie były przystosowane do zarządzania przemysłowymi metropoliami, milionami przesiedlonych robotników ani nieustannie zmieniającą się nowoczesną gospodarką. Dlatego ludzkość musiała wypracować całkowicie nowe modele. Powstały więc liberalne kraje demokratyczne, komunistyczne dyktatury i faszystowskie reżimy. Eksperymentowanie z tymi modelami zajęło ponad sto lat strasznych wojen i rewolucji, by można było oddzielić ziarno od plew i wprowadzić w życie najlepsze rozwiązania. Opisywana przez Dickensa praca dzieci w kopalniach, pierwsza wojna światowa i wielki głód na Ukrainie z lat 1932–1933 stanowiły zaledwie maleńką część czesnego, jakie ludzkość zapłaciła za tę naukę.

Wyzwanie, jakie stawiają nam w XXI wieku technologia informacyjna i biotechnologia, jest zapewne znacznie większe niż wyzwanie, którym w minionej epoce były maszyny parowe, koleje żelazne i elektryczność. Biorąc pod uwagę ogromną niszczycielską potęgę, jaką dysponuje nasza cywilizacja, nie możemy sobie pozwolić na kolejne nieudane modele, wojny światowe i krwawe rewolucje. Tym razem takie nieudane eksperymenty mogłyby się skończyć wojnami jądrowymi, potwornymi modyfikacjami genetycznymi i całkowitym rozpadem biosfery. Dlatego musimy spisać się lepiej niż wówczas, gdy stawialiśmy czoło rewolucji przemysłowej” (s. 57–58).

Wobec rosnącego oczekiwania wyborców na pomoc ze strony państwa i skłonności do koncentracji danych przez rządowe agendy nie powinniśmy raczej spodziewać się scenariusza dobrego dla demokracji. Jak trafnie zauważa Harari, „pod koniec XX wieku państwa demokratyczne zazwyczaj zostawiały w tyle dyktatury, ponieważ były lepsze w przetwarzaniu danych. Demokracja rozprasza władzę przetwarzania informacji i podejmowania decyzji na wielu ludzi i wiele instytucji, podczas gdy dyktatura skupia informacje i władzę w jednym miejscu. Biorąc pod uwagę, jaką techniką dysponowano w XX wieku, to ostatnie rozwiązanie było całkowicie nieskuteczne. Nikt nie miał możliwości wystarczająco szybkiego przetwarzania wszystkich tych informacji oraz dokonywania właściwych wyborów. Jest to jeden z powodów, dla których Związek Sowiecki podejmował dużo gorsze decyzje niż Stany Zjednoczone, a sowiecka gospodarka była nieporównywalnie słabsza” (s. 97–98). Jak pisze dalej Profesor, niebawem jednak sztuczna inteligencja (SI) może diametralnie zmienić sytuację. SI umożliwia centralne przetwarzanie ogromnych ilości informacji. Co więcej, może ona sprawić, że scentralizowane systemy będą znacznie skuteczniejsze niż systemy  rozproszone, ponieważ uczenie maszynowe działa tym lepiej, im więcej informacji może analizować. Jeśli skupia się w jednej bazie danych wszystkie informacje odnoszące się do miliarda ludzi, nie biorąc pod uwagę żadnych kwestii związanych z poszanowaniem prywatności, można znacznie lepiej szkolić algorytmy niż wówczas, gdy szanuje się prawo do prywatności i ma się w bazie danych jedynie częściowe informacje na temat miliona ludzi.

Dzisiaj i tym bardziej jutro – korzystając z nowoczesnych technologii – zdaniem Harariego możliwe jest stworzenie „dyktatury cyfrowej”, doskonalszej niż wszystkie wcześniejsze, wszechwładnej i nie do obalenia.

„Gdyby na przykład jakiś despotyczny rząd nakazał swoim obywatelom zbadanie swojego DNA oraz udostępnienie wszystkich danych medycznych jakiejś centralnej instytucji, zyskałby ogromną przewagę w genetyce i badaniach medycznych nad społeczeństwami, w których dane medyczne są sprawą ściśle prywatną – przekonuje Profesor. – Główny mankament autorytarnych reżimów w XX wieku – próba skupienia wszystkich informacji w jednym miejscu – mógłby się stać ich decydującym atutem w XXI wieku.

Gdyby algorytmy znały nas tak dobrze, autorytarne rządy mogłyby zyskać absolutną władzę nad swymi obywatelami, większą nawet niż w nazistowskich Niemczech, a opór wobec takich reżimów mógłby być całkowicie niemożliwy. Taki reżim nie tylko wiedziałby dokładnie, co każdy z nas czuje, lecz także mógłby sprawić, że nasze uczucia byłyby zgodne z tym, czego chcą władze. Dyktatorzy być może nie byliby w stanie zapewnić swym obywatelom opieki zdrowotnej i równości, ale mogliby sprawić, że poddani by ich kochali – i nienawidzili ich przeciwników. Demokracja w swej obecnej postaci może nie przetrwać rewolucji biotechnologicznej i technologii informacyjnej. Albo demokracja skutecznie znajdzie na siebie inny pomysł i przybierze radykalnie nową postać, albo ludzie zaczną żyć w cyfrowych dyktaturach” (s. 98).

Taka dyktatura nowej generacji mogłaby kontrolować każdego i w każdej dziedzinie życia niczym w przerażającej wizji Orwella. „Nie będzie to powrót do czasów Hitlera i Stalina. Cyfrowe dyktatury będą się różnić od nazistowskich Niemiec tak bardzo, jak nazistowskie Niemcy różniły się od Francji z okresu ancien regime’u” (s. 98). Sprzyjać jej mogą trudne do odwrócenia skutki rozwarstwienia społecznego, gdzie bogactwo będzie dawało dostęp do nowoczesnej medycyny, a ubóstwo skutkowało biologicznym, intelektualnym i genetycznym upośledzeniem.

„W całej historii bogaci i arystokracja zawsze wyobrażali sobie, że górują nad wszystkimi innymi pod względem różnych zdolności i że właśnie dlatego to oni mają kontrolę nad resztą ludzi. O ile nam wiadomo, nie była to prawda – pisze Harari. – Przeciętny książę nie był bardziej utalentowany niż przeciętny chłop – swą wyższość zawdzięczał jedynie niesprawiedliwości oraz dyskryminacji prawnej i ekonomicznej. Jednakże w 2100 roku bogacze mogą być naprawdę bardziej utalentowani, bardziej kreatywni i inteligentniejsi niż mieszkańcy slumsów. Z chwilą gdy między bogatymi a biednymi w zakresie zdolności otworzy się prawdziwa przepaść, prawie niemożliwe będzie jej zasypanie. Jeśli bogaci będą używać swych lepszych zdolności, by jeszcze bardziej się wzbogać, a większe bogactwo pozwoli im kupować doskonalsze ciała  i mózgi, to z czasem ta przepaść będzie się tylko pogłębiać. W 2100 roku najbogatszy jeden procent ludzi może nie tylko posiadać większość światowego bogactwa, lecz także większość światowego piękna, kreatywności i zdrowia.

Dlatego te dwa połączone procesy – bioinżynieria oraz pojawienie się sztucznej inteligencji – mogą spowodować podział ludzkości na niewielką klasę superludzi oraz ogromny margines społeczny bezużytecznych homo sapiens. A tę już i tak nie wróżącą niczego dobrego perspektywę dodatkowo może pogorszyć sytuacja, w której masy będą traciły swoje znaczenie ekonomiczne i władzę polityczną, a państwu – przynajmniej częściowo – przestanie aż tak zależeć na łożeniu na opiekę zdrowotną i społeczną oraz edukację. Bycie niepotrzebnym pociąga za sobą ogromne niebezpieczeństwo. Przyszłość mas będzie wówczas zależała od życzliwości niewielkiej elity. Być może tej życzliwości wystarczy na kilkadziesiąt lat. Ale w czasie kryzysu – na przykład z powodu katastrofy klimatycznej – może okazać się, że najłatwiej będzie machnąć ręką na tych zbędnych ludzi” (s. 108–109).

Czy możemy temu zapobiec? Być może, zdaniem Harariego, jeśli nie poprzemy żadnego z nacjonalizmów (nacjonalistyczny izolacjonizm uniemożliwia usunięcie zagrożenia nuklearnego i kryzysu ekologicznego), a państwa zdobędą się na współpracę w zwalczaniu wspólnych zagrożeń dla ludzkości. Brzmi to patetycznie, ale autor przekonywająco uzasadnia, że to jedyna dobra droga. Nie bagatelizuje też głupoty polityków i wyborców (s. 235–236), problemu tzw. postprawdy w mediach (s. 298–307), wpływu religii na polityków i społeczeństwa, groźby wojny (choć zauważa, że największe zwycięstwo za naszej pamięci, tj. pokonanie ZSRR przez USA, dokonało się pokojowo – s. 226) czy wpływu islamskiego terroryzmu na politykę międzynarodową. W ostatniej kwestii warto zapamiętać następujący wywód Harariego. „Terroryści spodziewają się, że gdy rozjuszony nieprzyjaciel użyje przeciwko nim swej ogromnej potęgi, wywoła przez to o wiele gwałtowniejszą burzę militarną i polityczną niż ta, jaką oni sami mogliby kiedykolwiek spowodować. W czasie burzy zawsze dzieje się mnóstwo nieprzewidzianych rzeczy. Ludzie popełniają błędy, dopuszczają się potworności, państwa neutralne zmieniają stanowisko, a równowaga sił się przesuwa. Dlatego terroryści są jak mucha, która stara się zniszczyć skład porcelany. Mucha jest tak słaba, że nie jest w stanie przesunąć filiżanki. Jak więc zabiera się do dzieła zniszczenia? Znajduje słonia, wchodzi mu do ucha i zaczyna bzyczeć. Słoń ze strachu i wściekłości wpada w szał – i rujnuje wszystko dookoła. Tak właśnie stało się po 11 września, gdy islamscy fundamentaliści podburzyli amerykańskiego słonia, by zniszczył bliskowschodni skład porcelany. A na świecie nie brakuje wybuchowych słoni” (s. 211–212).

W końcowej części pracy Harari próbuje zgodnie z zapowiedzią określić, jak bardzo już jesteśmy zatrwożeni i czego potrzebujemy, aby przejść przez trudny czas przemian. Zachęca do lepszego poznania siebie. W pamięć zapadają w szczególności jego rady dotyczące selekcjonowania informacji i edukacji.

„Po pierwsze, jeśli chcesz niezawodnej informacji – zapłać za nią – pisze. – Jeśli twoje wiadomości są darmowe, może być tak, że w rzeczywistości to Ciebie ktoś sprzedaje. (…) Druga praktyczna rada głosi, że jeśli jakieś sprawy wydają Ci się  wyjątkowo ważne, to podejmij wysiłek, aby zapoznać się z powstałą na ten temat literaturą naukową” (s. 314). Zalewają nas olbrzymie ilości informacji, w tym wiele fake news, nie do przecenienia jest więc zdolność ich rozumienia i łączenia w szerszy obraz. Szkoły powinny zatem nie przekazywać kolejnych wiadomości, ale przede wszystkim uczyć krytycznego myślenia, komunikacji, kooperacji i kreatywności (s. 334–335). Takie przygotowanie pomoże przetrwać w świecie, gdzie pewnikiem jest sama zmiana, choć nie sposób jej jeszcze zdefiniować, ale przetrwania nie gwarantuje. „By przetrwać i rozwijać się w takim świecie, potrzebne będą niezwykła elastyczność umysłowa i potężne rezerwy równowagi emocjonalnej – przestrzega Harari. – Trzeba będzie nieustannie rezygnować z kolejnych rzeczy, które świetnie się zna, a przyzwyczajać do tego, co nieznane. (…) Odporności nie da się nauczyć dzięki przeczytaniu książek ani wysłuchaniu wykładu” (s. 339).

Podobnie, jak historie z cyklu Black Mirror, które zmuszają do refleksji na temat wpływu SI i nowoczesnych technologii na nasze życie, ale nie mają szczęśliwego zakończenia, lektura 21 lekcji nie relaksuje i nie pozostawia czytelnika w stanie beztroski. Warto wszakże po tę książkę jak najprędzej sięgnąć.

 

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".