Poprzedni artykuł w numerze
W ypadek drogowy wydarzył się w nieczęsto spotykanej sytuacji drogowej. Dwaj kierowcy urządzili sobie nieodpowiedzialną zabawę w postaci wzajemnego ścigania. Jej skutek okazał się tragiczny. Otóż wyprzedzający na łuku, jadąc z nadmierną prędkością, stracił panowanie nad pojazdem, zjechał na lewe pobocze, gdzie potrącił prawidłowo poruszających się dwóch pieszych. Obaj zginęli. Sprawca Michał P. został uznany za winnego popełnienia przestępstwa zakwalifikowanego z art. 177 § 1 i 2 k.k. Wymierzono mu za to karę 4 lat pozbawienia wolności i orzeczono zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych w ruchu lądowym na okres 5 lat. Adwokat będący pełnomocnikiem pokrzywdzonych żądał dla sprawcy 8 lat pozbawienia wolności i orzeczenia zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na okres 10 lat. Wyrok jest prawomocny.
W niniejszym opracowaniu należało skoncentrować uwagę na wymiarze kary i środka karnego. Jest oczywiste, że wyrok w tym zakresie jest nietrafny, rażąco niewspółmiernie łagodny.
Odnosząc się do tego zagadnienia, należy spostrzec, że mimo bezspornej wagi sprawy, wynikającej z bardzo znacznego stopnia społecznej szkodliwości przestępstwa przypisanego sprawcy, fragment uzasadnienia wyroku poświęcony wymiarowi kary i środka karnego może zaskakiwać. Wymierzając bowiem karę pozbawienia wolności, sąd wskazał wprawdzie okoliczności obciążające i łagodzące, ale nie przeanalizował ich w całości, częściowo ocenił je powierzchownie, a częściowo wręcz nietrafnie. Tymczasem jest tak, że w każdym przypadku sąd jest zobowiązany odnieść się do wszystkich ustawowych przesłanek orzekania o sankcji karnej, w tym okoliczności wymienionych w art. 53 § 2 k.k., ponieważ jakkolwiek wymiar kary jest czynnością pozostawioną do oceny sądowi, tym niemniej „należy oczekiwać, iż będzie się obiektywizował przez przytoczenie przesłanek i argumentów, bo tylko w ten sposób kontrola stron nad jego przebiegiem i efektami może być rzeczywista”.Zob. wyrok SA w Krakowie z 1 stycznia 1991 r., II AKr 7/90, KZS 1991, z. 1, poz. 29; por. też wyrok SA we Wrocławiu z 21 maja 1991 r., II Akr 44/91, OSA 1991, nr 1, poz. 4.
Wskazując okoliczności obciążające, sąd akcentował „bardzo wysoki stopień społecznej szkodliwości popełnionego czynu”, „rażące naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym” (które miało przecież umyślny charakter), a także zwrócił uwagę na „bardzo poważne skutki tego wypadku”. W tym stanie rzeczy w istocie pominął ocenę stopnia winy sprawcy. Za taką ocenę nie może być bowiem potraktowany ten fragment uzasadnienia orzeczenia, w którym jest mowa, że sąd baczył na to, aby wymierzona kara nie przekraczała stopnia jego winy. W sformułowaniu tym wyraża się bowiem wyłącznie tzw. funkcja limitująca winy, swoją drogą wprost wynikająca z art. 53 § 1 k.k. Uzasadnienie wyroku milczy jednak na temat, jaki rzeczywiście był stopień tej winy i w jaki sposób go ustalono. Pozwala to przyjąć, że tego rodzaju ustalenia sąd w ogóle nie dokonał, mimo że w procesie wymiaru kary ma ono kluczową rolę.
Przesłanki warunkujące stopień winy sprawcy oraz stopień społecznej szkodliwości popełnionego przez niego czynu nie pozostają wobec siebie w stosunku krzyżowania.Zob. J. Majewski, P. Kardas, O dwóch znaczeniach winy w prawie karnym, PiP 1990, z. 10, passim. Poszukując zatem tych okoliczności, które warunkują stopień winy, należy zauważyć, że w piśmiennictwie karnistycznymZob. K. Buchała, A. Zoll, Polskie prawo karne, Warszawa 1997; A. Zoll, (w:) K. Buchała, A. Zoll, Kodeks karny. Komentarz do art. 1–116 kodeksu karnego, Kraków 1998, s. 43; V. Konarska-Wrzosek, Dyrektywy wyboru kary w polskim ustawodawstwie karnym, Toruń 2002, s. 83. powszechnie przyjmuje się, iż na stopień winy wpływ mają takie okoliczności, jak: poziom rozwoju intelektualnego i emocjonalnego sprawcy, stan jego wiedzy, doświadczenie, zdolności w zakresie percepcji, a zatem do okoliczności obniżających stopień winy zalicza się np. działanie w warunkach zaskoczenia oraz brak czasu do namysłu
Zdając sobie sprawę z tego, że przypisane oskarżonemu przestępstwo ma charakter nieumyślny, ale jednocześnie zauważając, że w jego ramach niewątpliwie umyślnie naruszył on konkretne zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, należy wskazać, iż w ramach tego czynu cechowało go pełne rozeznanie warunków jazdy, faktu drastycznego przekroczenia prędkości w obszarze zabudowanym, faktu niedopuszczalnego w takiej sytuacji wyprzedzania innego pojazdu, który również znacznie przekroczył prędkość bezpieczną, a także tego, że skutkiem takiego – nad wyraz brawurowego – manewru może być utrata panowania nad pojazdem, która zresztą in concreto zaistniała. Dodając do tego brak jakichkolwiek elementów mogących podważać stopień rozwoju intelektualnego oskarżonego, czy też poziom jego wiedzy i doświadczenia jako kierowcy (na rozprawie głównej sam przyznał, że przejechał wcześniej około 40 000 km), należy wskazać, iż doskonale zdawał on sobie sprawę z istoty i charakteru naruszeń zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym, które stanowią kwintesencję przypisanego mu występku.
W realiach sprawy nie ma także mowy o jakimkolwiek zaskoczeniu sprawcy czy braku po jego stronie czasu do namysłu. Wręcz przeciwnie – jadąc samochodem, doskonale wiedział, jakie panują warunki na drodze, z jaką poruszał się prędkością (a zatem musiał wiedzieć, że w sposób drastyczny nie odpowiadała ona tym warunkom), z jaką prędkością poruszał się pojazd, który usiłował wyprzedzić, a także wiedział, że to wyprzedzanie ma miejsce w terenie zabudowanym. Tym samym doskonale wiedział, co czyni, i miał dużo czasu do namysłu, do zreflektowania się, że w takiej sytuacji manewr wyprzedzania stanowi skrajne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Chodzi o to, że w istocie żadna rozsądna myśl nim nie zawładnęła.
Uwzględniając przywołane okoliczności, należy wskazać, że stopień zawinienia oskarżonego był bardzo wysoki. Skoro tak i skoro sam sąd rejonowy zauważył, że „bardzo wysoki” był także stopień społecznej szkodliwości czynu przypisanego, zatem wymierzenie mu kary nieprzekraczającej nawet połowy ustawowego zagrożenia – również w kontekście podwójnego skutku śmiertelnego jego zachowania – nie wytrzymuje krytyki.
Chcąc dać odpór przywołanym wyżej twierdzeniom, można byłoby zwrócić uwagę na wyszczególnione przez sąd pierwszej instancji okoliczności łagodzące. Problem jednak w tym, że ich uważna analiza nie pozwala uznać ich za mające rzeczywisty wpływ na wymiar kary. Wynika to z konieczności zauważenia następujących kwestii.
Jako jedną z okoliczności łagodzących sąd wskazał „dotychczasową niekaralność oskarżonego”. Takie postawienie sprawy jest z gruntu nietrafne, ponieważ jest bezsporne, że niekaralność stanowi społecznie pożądaną normę. Trudno zatem, aby premiować sprawcę za zachowanie normalne (typowe). Najwyżej w procesie wymiaru kary można surowiej potraktować sprawcę, którego dotychczasowe zachowanie odbiegało od normy, a zatem np. uprzednio karanego. Zresztą w orzecznictwie słusznie zauważa się, że uprzednia niekaralność musi być dodatkowo szczególnie oceniana w przypadku sprawców młodych wiekiem.Por. wyrok SN z 4 sierpnia 1978 r., Rw 282/78, OSNKW 1978, nr 10, poz. 113. Tymczasem Michał P. jest osobą młodą, dwudziestokilkuletnią, która tak naprawdę nie miała jeszcze specjalnie kiedy popełnić wcześniej przestępstwa i być karaną sądownie. Poza tym sam jego młody wiek także nie stanowi szczególnej okoliczności, która co do zasady powinna wpływać na orzekanie łagodniejszej kary.Por. wyrok SA w Katowicach z 11 października 2001 r., II AKa 318/01, Prok. i Pr. 2002, z. 7–8, poz. 17; wyrok SA w Lublinie z 10 października 2002 r., II AKa 161/02, OSA 2003, nr 6, poz. 64; wyrok SN z 10 stycznia 1985 r., II KR 239/84, OSNKW 1985, nr 9–10, poz. 74.
Do kolejnej okoliczności łagodzącej sąd zaliczył zachowanie oskarżonego po popełnieniu przestępstwa, a mianowicie „przeproszenie rodzin ofiar za pośrednictwem prasy oraz zamówienie mszy w kościele”. Jakkolwiek tego rodzaju postępowanie co do zasady powinno łagodzić odpowiedzialność karną, ale wyłącznie wówczas, gdy ma charakter rzeczywisty, a więc nie stanowi jedynie taktyki przyjętej na potrzeby prowadzonego postępowania. Tymczasem ani sprawca, ani jakikolwiek członek jego najbliższej rodziny nigdy, od momentu popełnienia przestępstwa objętego zaskarżonym wyrokiem, nie podjął nawet próby nawiązania bezpośredniego kontaktu z rodzinami zmarłych w wyniku zdarzenia. W odwołaniu do zasady bezpośredniości należy podkreślić, że w ramach głosów stron obrońca sprawcy wskazał, iż takie właśnie jego postępowanie i jego rodziny wynikało jedynie z obawy o reakcję rodziny zmarłych pokrzywdzonych. Taki punkt widzenia zawiera w sobie wręcz insynuację spowodowania przez rodziny zmarłych pokrzywdzonych nieokreślonych negatywnych skutków dla sprawcy, gdy tymczasem rodzinom tym – zdruzgotanym rozmiarem tragedii, z którą przyszło im się zmierzyć – nic takiego nigdy nie przyszłoby do głowy. Innymi słowy, sprawca mógłby skutecznie powoływać się na zrealizowane próby niebezpośredniego przeproszenia rodzin zmarłych pokrzywdzonych tylko wtedy, gdyby miał rzeczywiste, obiektywnie uzasadnione podstawy do uznania, że nie chcą oni jego przeprosin osobistych. Taka sytuacja w sprawie nie miała miejsca.
Przyjęta przez sprawcę forma przeprosin – co szczególnie znamienne – nie była podana do wiadomości rodzinom zmarłych pokrzywdzonych. Nikt nie powiedział im o ogłoszeniu prasowym, nikt im nie mówił o mszy w kościele. Skoro tak, to retoryczne pozostaje pytanie, jaki walor dla tych rodzin mają przeprosiny, o których nic nie wiedzą, i w jaki sposób tak ujęta okoliczność ma pozytywnie oddziaływać na wymiar orzeczonej kary. Wprost trzeba bowiem wskazać, że przeproszenie pokrzywdzonych może wpływać na obniżenie wymiaru kary nie tylko wtedy, gdy ma charakter rzeczywisty i stoi za nim prawdziwa skrucha, ale także wówczas, kiedy pokrzywdzeni je zaakceptują. Tylko taka forma rodzi rzeczywistą (i doniosłą) okoliczność łagodzącą.Zob. np. wyrok SA w Krakowie z 17 maja 2000 r., II AKa 74/00, KZS 2000, z. 5, poz. 38. Natomiast w sprawie pokrzywdzeni nie mieli nawet możliwości akceptacji stanowiska sprawcy.
Kolejną okolicznością potraktowaną przez sąd w procesie wymiaru kary jako łagodząca było zachowanie się Jacka P., drugiego kierującego samochodem, którego sprawca wyprzedzał. Taki punkt widzenia jest jednak nietrafny, i to aż z trzech powodów.
Po pierwsze, sąd nie przyjął przyczynienia się Jacka P. do czynu przypisanego Michałowi P., o czym aż nadto przekonuje część dyspozytywna wyroku. Nie ma wątpliwości, że gdyby sąd przyjął takie przyczynienie się innej osoby, to musiałby dać temu wyraz w opisie czynu, czego w istocie nie uczynił. Poza tym wersję przyczynienia się Jacka P. rozważał w swojej opinii biegły Jarosław M., co dodatkowo przekonuje, że jeśliby sąd zaakceptował takie stanowisko, to jest oczywiste, iż wysunąłby z tego tytułu wnioski wskazane w treści tej opinii, skoro opinię tę w całości zaaprobował.
Po drugie, trzeba spostrzec, że jakkolwiek Jacek P. poruszał się w obszarze zabudowanym z drastycznym przekroczeniem prędkości bezpiecznej, to jednak nie może być cienia wątpliwości, iż sprawca doskonale o tym wiedział. Wiedział zatem, że takiego pojazdu, w warunkach zdarzenia, wyprzedzać po prostu nie wolno. Mimo to zaczął manewr wyprzedzania, co pokazuje jego determinację w dążeniu do naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym, niezależną od innych czynników.
Po trzecie, należy zauważyć, że uzasadniając wymierzoną karę, sąd wskazał, iż Jacek P., „zwiększając prędkość, uniemożliwił Michałowi P. szybkie wykonanie manewru wyprzedzania”. Chodzi jednak o to, że takich ustaleń sąd wcale nie poczynił, ponieważ w stanie faktycznym uzasadnienia wyroku jest tylko mowa o tym, iż „Michał P. po dojechaniu do poprzedzającego pojazdu włączył lewy kierunkowskaz, zjechał na lewy pas ruchu i przystąpił do jego wyprzedzania”. Obydwa samochody jechały obok siebie z prędkością co najmniej 100 km/h na odcinku najmniej 200–300 m. W pewnym momencie, po przejechaniu łuku drogi, okazało się, że droga ulega zwężeniu. Wyprzedzający wówczas „przyhamował, wykonał gwałtowny ruch kierownicą i stracił panowanie nad pojazdem”. Innymi słowy, sąd wcale nie ustalił, że wyprzedzany zwiększał prędkość kierowanego przez siebie samochodu. Trudno zatem, aby dopiero w procesie wymiaru kary na taką okoliczność się powoływał.
Konsekwencją przywołanych rozważań jest konieczność zauważenia, że w istocie do okoliczności łagodzącej można było najwyżej zaliczyć przywołaną przez sąd dobrą opinię z miejsca zatrudnienia sprawcy. Chodzi jednak o to, że nie jest to jakakolwiek okoliczność szczególna, pozwalająca uznać, iż zasługuje on na wymierzenie kary raptem w połowie ustawowego zagrożenia. Taka kara nie może być przy tym uznana za surową, ponieważ w orzecznictwie trafnie wskazano, że „miarą surowości kary nie jest jej bezwzględny wymiar, ale stopień wykorzystania sankcji karnej przewidzianej dla danego przestępstwa”.Zob. SA w Krakowie w wyroku z 26 maja 2009 r., II AKa 95/09, KZS 2009, z. 6, poz. 67. In concreto zaś stopień wykorzystania sankcji karnej sięgnął tylko połowy. Okoliczność ta razi także z jeszcze jednego powodu. Chodzi mianowicie o to, że wśród licznych uwarunkowań sądowego wymiaru kary rodzaj i rozmiar ujemnych następstw popełnionego przestępstwa zajmuje miejsce szczególne. Ich znaczenie wynika m.in. z faktu, że kryjąca się za nimi szkoda zdaje się być pierwotną i podstawową zarazem przyczyną negatywnej reakcji społecznej, skierowanej przeciwko temu, kto ją spowodował. Tymczasem w wypadku zginęło dwóch młodych chłopców, przed którymi było całe życie. Ich śmierć zrujnowała życie ich rodzicom, do dzisiaj niemogącym się pogodzić z tym faktem, także dlatego, że zginęli chłopcy prawidłowo poruszający się w miejscu zdarzenia. Skutek ten nie doczekał się należytej reakcji w wymierzonej karze.
Całość przywołanych okoliczności dotyczy także wymiaru orzeczonego wobec sprawcy środka karnego. Wprost wynika to z art. 55 k.k. Nie chcąc ich zatem powielać, godzi się tylko wspomnieć, że im bardziej drastyczne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym (tym bardziej że miało ono charakter umyślny) i im bardziej drastyczny skutek, tym dłuższy powinien być okres eliminacji uczestnika ruchu drogowego z możliwości udziału w tym ruchu. W sprawie naruszenie tych zasad było umyślne i szczególnie drastyczne. Wynikający stąd skutek był najdalej idący, i to wobec dwóch osób. W takiej sytuacji orzeczenie wobec oskarżonego środka karnego z art. 39 pkt 3 k.k. w wymiarze w praktyce często spotykanym w sytuacji skazywania sprawców przestępstwa z art. 178a § 1 k.k. (które ma charakter bezskutkowy) nie wytrzymuje krytyki. Jest to tym bardziej widoczne, gdy się dostrzeże, że uzasadniając wymiar tego środka karnego, sąd przywołał wyłącznie okoliczności obciążające (rodzaj i waga naruszonych zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym, bardzo poważne skutki spowodowanego wypadku), a zatem nie przedstawił okoliczności uzasadniających wymierzenie tego środka karnego raptem w połowie dopuszczalnego wymiaru.
Wprawdzie nie godzi się polemizować z werdyktem niezależnego sądu i zarazem decyzją niezawisłego sędziego, to jednak powyższe rozważania prowadzą do konstatacji, że wyrok w zakresie kary i środka karnego w postaci zakazu prowadzenia pojazdów nie jest rezultatem właściwych przemyśleń organu orzekającego.