Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 11/2016

Grzegorzewice

Udostępnij

Z apewne niemal każdy wędrowiec przemierzający w latach 1970–2005 okolice Żabiej Woli, Kalenia, Skuł czy Mszczonowa zwrócił uwagę na stojące przy skrzyżowaniach tych dróg nietypowe „znaki drogowe” ze strzałką wskazującą kierunek i tajemniczym napisem D.P.T.A. – Grzegorzewice.

Trzymając się tych wskazówek na znakach, wędrujący dotarł do malowniczo położonej wsi Grzegorzewice i leżącego na skraju tej wsi zabytkowego pałacyku otoczonego kilkuhektarowym parkiem z pięknym starodrzewem. Ten pałacyk wraz z parkiem i przyległymi stawami rybnymi to przedwojenna posiadłość sławnego chirurga, profesora stomatologii Maiznera. Po wojnie posiadłość przejęta we władanie miejscowych władz administracyjnych jako mienie opuszczone. Budynek ten został bardzo poważnie uszkodzony w czasie działań wojennych. Praktycznie wymagał całkowitej odbudowy. W wyniku porozumienia władz Naczelnej Rady Adwokackiej z miejscowymi władzami, po odbudowaniu i rekonstrukcji budynku na koszt Rady, oddany został jej do użytkowania z przeznaczeniem na Dom Adwokatów. Pałacyk oraz wybudowany na terenie parku pawilon z pokojami dla gości otrzymał nazwę Dom Pracy Twórczej Adwokata Grzegorzewice (w skrócie D.P.T.A.), a po transformacji ustrojowej w późniejszych latach nadano mu imię adwokat Marii Budzanowskiej. Praktycznie dom ten służył jako dom wypoczynkowy adwokatom i ich rodzinom z całej Polski, a ponadto odbywały się w nim szkolenia i sympozja adwokackie. Dzięki wyjątkowej, niemal rodzinnej, pełnej ciepła i życzliwości atmosferze domu coraz więcej adwokatów korzystało z jego gościnnych progów. Szczególne powodzenie miał w okresie wprowadzenia w kraju stanu wojennego.

Dom Adwokata w Grzegorzewicach stał się w tych ponurych czasach ucieczką od kłopotów i trudności dnia codziennego, oazą ciszy, spokoju i wypoczynku.

Pobyty adwokatów w Grzegorzewicach sprzyjały bardzo integracji środowiska, nawiązywaniu wielu przyjaźni. Wśród najbardziej „wiernych” gości, spędzających w Grzegorzewicach niemal każdą wolną chwilę, byli m.in. adwokaci: Nowakowski, Nowodworska, Czerwiakowski, Myszkowski, Kondracka, Ordon, Wasilewski, Wołodkiewiczowie, Piekarska, Konopka, Kozieradzka, Kotońska, a także autorka tych wspomnień. Tę niezwykle miłą atmosferę staropolskiej gościnności zawdzięczaliśmy przede wszystkim kolejnym kierownikom, ale również bardzo kulturalnemu, uczciwemu i uprzejmemu niższemu personelowi ośrodka.

Pałac w Grzegorzewicach (na zdjęciu od prawej adw. Helena Pierzchalska-Dylewska z mężem Romanem Dylewskim i przyjaciółmi)

Nie bez znaczenia dla tej pozytywnej oceny Grzegorzewic była też smaczna i zdrowa kuchnia oraz troska personelu, aby zaspokoić nawet indywidualne gusty czy potrzeby gości.

Wśród kolejnych kierowników Domu Adwokata na szczególne uznanie zasługiwał Jacek Kozieradzki – syn naszej koleżanki adw. Alinki Kozieradzkiej. W trudnych czasach PRL-u wykazał się dużym talentem organizacyjnym i pomysłowością w zaopatrzeniu Domu w konieczne do wyżywienia gości produkty. Obdarzony walorami towarzyskimi, dużą kulturą, przyczynił się do pozytywnej oceny ośrodka. Z okresu jego kierownictwa warta wspomnienia była tzw. „afera maślana”. Aby zaopatrzyć Dom w odpowiednią ilość masła na potrzeby gości, trzeba je było „zdobyć”, wykorzystując znajomości w sposób niezupełnie zgodny z ówczesnym prawem, gdyż Dom Adwokata nie miał jak inne domy wczasowe i pensjonaty przydziału kartek na żywność. Przewożąc „zdobyczne” masło swoim maluchem, Jacek Kozieradzki został zatrzymany przez milicję i aresztowany. Przygoda ta kosztowała go dużo nerwów i kłopotów.

Drugim kierownikiem zasługującym na wspomnienie jest pan Adamczyk, były kierownik ośrodka w Radziejowicach, który po przejściu na emeryturę objął kierownictwo Grzegorzewic. Zasługuje on na wspomnienie ze względu na wyjątkową dbałość o park otaczający Dom Adwokata. Wstawał o 6.00 rano i przez 2 godziny własnoręcznie podlewał trawniki, klomby i inną roślinność parku. Za jego kierownictwa przybyło w parku wiele nowych nasadzeń i klombów.

I jeszcze jedna osoba zasługująca na wyróżnienie – to ostatnia przed likwidacją Domu kierowniczka Halinka Nowak, bardzo pozytywnie oceniana przez gości. Jej zastępczynią była pani Ania Nazaruk, miła, uczynna i zawsze starająca się dogodzić gościom.

Rodzinną atmosferę Domu ocieplały jeszcze zwierzęta przywożone przez gości – psy i koty. Jakoś nikomu nie przeszkadzały i były przez gości życzliwie traktowane. A kiedy jedna z adwokatek, właścicielka ukochanego kota, poskarżyła się, że mimo upału nie może otworzyć okna (mieszkała na piętrze), bo boi się, że kot zechce wyskoczyć i zrobi sobie krzywdę, kierownik polecił dostawić do okna drabinkę, po której kot ostrożnie schodził do ogrodu i tą samą drogą wracał.

Wielką atrakcją w Grzegorzewicach były piękne spacery i unikalna, gdzie indziej niespotykana przyroda. Jeden z najpiękniejszych spacerów to droga wzdłuż ciągnących się kilometrami grobli nad stawami rybnymi, prowadząca do pięknego lasu z rezerwatem starych dębów. Na trasie tych spacerów w latach 70. i 80. można było spotkać stada białych łabędzi i bardzo już dziś rzadko spotykane czarne bociany. Niestety w późniejszych latach już tych czarnych bocianów nie spotykałam.

Ciekawą atrakcją dla gości Grzegorzewic był bocian, który przez kilka kolejnych lat zamieszkiwał w gnieździe uwitym na przydrożnym drzewie na drodze wiodącej do Domu Adwokata. Rok, w którym pierwszy raz się nie zjawił i gniazdo opustoszało, był to rok 1981 – rok ogłoszenia stanu wojennego.

W pięknych zabytkowych piwnicach pałacyku o łukowatych sklepieniach wieczorami zbierały się zaprzyjaźnione grupy gości i przy kawie czy herbacie toczyły się „długie Polaków rozmowy”, a czas był taki, że przybywało coraz więcej tematów.

Ośrodek w Grzegorzewicach był prawdziwym rajem dla dzieci w latach 70., 80. i 90. W tym czasie w okresie wakacji było ich tak dużo, że nie starczało miejsca na podłodze w pokoju telewizyjnym podczas nadawania „Dobranocki”. Otaczający pałacyk park stanowił świetne warunki do zabaw. Były budowane szałasy, organizowane „podchody”, wyścigi rowerowe, wybory miss Grzegorzewic i różne przedstawienia na tarasie pałacyku. I nie potrzeba było wówczas do doskonałej zabawy komputerów, basenów, kortów tenisowych czy golfowych, aby dzieci znakomicie się bawiły i były szczęśliwe; a ich opiekunowie mogli w tym czasie spokojnie wypoczywać w swoim dorosłym towarzystwie.

Na szczególne wspomnienia zasługują wigilie i Święta Bożego Narodzenia w grzegorzewickim Domu Adwokata. Przyjeżdżających na Święta gości czekał pięknie udekorowany lampkami i bombkami rosnący przed pałacem świerk i stojąca w pokoju telewizyjnym ogromna, pełna światła i błyskotek choinka. Również sala jadalna z ustawionymi w „podkowy” stołami była ozdobiona wiszącymi na ścianach gałęziami świerkowymi. Z ustawionego przy wejściu magnetofonu sączyły się cichutko nastawione melodie polskich kolęd. Przy stole wigilijnym zawsze śpiewaliśmy kolędy, które intonował przyjeżdżający tu przez wiele lat sławny piosenkarz pan Wojnicki (Jabłuszko, jabłuszko pełne snów). W późniejszych godzinach wieczornych przyjeżdżał ksiądz proboszcz z pobliskiej Lutkówki z organistą i małymi pokojowymi organami i wtedy nasz chór kolęd stawał się bardziej atrakcyjny i wzruszający. A przed 12.00 w nocy na zaproszenie księdza proboszcza cała kawalkada samochodów udawała się do Lutkówki, gdzie w pięknym kościele położonym na zalesionym wzgórzu odbywała się uroczysta pasterka. Po mszy goście z Grzegorzewic zapraszani byli przez księdza na plebanię na świetne domowe ciasta i kawę. Ta dbałość o tradycję i umiejętności stworzenia świątecznego nastroju powodowała, że goście Grzegorzewic czuli się jak w rodzinnym domu.

Wśród młodszego pokolenia adwokatów dużą popularnością cieszył się sylwester w Grzegorzewicach. Wiem z relacji mego syna – adwokata i jego żony, że zabawa była przednia, jedzenie smaczne, dobra muzyka i świetny nastrój, choć dojazd zaśnieżonymi miejskimi drogami do Grzegorzewic był często bardzo trudny, nieraz kończący się wyciąganiem samochodów z zasp śnieżnych.

Kryzys ośrodka w Grzegorzewicach rozpoczął się pod koniec lat 90. Po transformacjach ustrojowych otworzyły się nowe ciekawe możliwości spędzania urlopów w kraju i poza krajem. Młodzież szukała ośrodków, gdzie można było korzystać z komputera, kortów, boisk sportowych, basenów. Coraz mniej adwokatów przyjeżdżało na wakacje do Grzegorzewic. Dom wymagał gruntownego remontu, a przestał na siebie zarabiać, przynosząc deficyt. Mimo wysiłków nie zdołano formalnie uregulować praw własności tego obiektu. Jednocześnie do posiadłości zgłosili pretensje spadkobiercy przedwojennych właścicieli – sprawa znalazła się w sądzie.

Te wszystkie okoliczności doprowadziły ostatecznie do podjęcia przez Radę Adwokacką decyzji o likwidacji ośrodka.

Jednak rola, jaką spełnił ten ośrodek w latach 70., 80. i 90., była na tyle pozytywna, że Dom Adwokata w Grzegorzewicach zasługuje na to skromne wspomnienie.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".