Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 11-12/2015

Tak mało ją znałem...

Kategoria

Udostępnij

T ak mało znałem panią Monikę, bo osobiście chyba nawet jej nie spotkałem... Tak mało ją znałem, ale dzięki temu tym łatwiej przyjdzie mi napisać kilka słów pożegnania...

Nie będę przytaczał stopni i tytułów naukowych i zawodowych ani też tytułów jej licznych publikacji naukowych; tym z pewnością zajmą się inni, a poza tym jakie to ma dziś znaczenie.

Kiedy powierzono jej stanowisko w Ministerstwie Sprawiedliwości, przyjąłem to z zadowoleniem, widząc w niej odpowiednią osobę na stanowisku wiceministra sprawiedliwości. Tak wielu było bowiem jej poprzedników, których powołanie na to stanowisko było nieporozumieniem... ale nie powołanie pani Moniki.

A teraz jest mi bardzo przykro, że gwiazda jej życia tak szybko spadła i zgasła całkowicie.

Tak mało dziś trzeba, by pozytywna gwiazda życia społecznego stała się antygwiazdą, tak mało... Od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że liczne centra decyzyjne, w tym także media – ta czwarta władza, nie tyle nastawione są na kreowanie nowych gwiazd, ile na intensywne poszukiwania antygwiazd i nawet na ich kreowanie. Tak niewiele potrzeba, by cel osiągnąć... Nie tyle ten, by wywindować kogoś w górę, ale raczej by strącić w dół, w przepaść, przy czym to ostatnie może nastąpić z błahego powodu.

Tak mało było tych, którzy odważyli się krzyknąć „ciszej nad tą Toyotą!”. Tak wielu krzyczało coś zupełnie przeciwnego i wskazywało swoim brudnym paluchem wysiadającą z niej kobietę.

Tak wielu skazało ją na ostracyzm, na wykluczenie, na odrzucenie... Wymieniać? Chyba nie trzeba...

Przyszło mi zastanawiać się dziś, podczas wędrówki cmentarnymi alejami łódzkich nekropolii, z błąkającym się w głowie rocksongiem o poszukiwaniu przyjaciela, który odszedł, bo był słaby, nad przyczyną tak szybkiego odejścia pani Moniki, ale zarazem nad przyczynami postaw ostracyzujacych, wykluczających, odrzucających, wyrzucających, strącających kogoś w przepaść niebytu.

Zygmunt Balicki, jeden z ideologów narodowej demokracji, w swojej książce wskazującej model działań społecznych przedstawił dwa przeciwstawne modele etyki społecznej. Pierwszy z nich chce człowieka-ideału, drugi natomiast nie żąda, by człowiek był ideałem, ale by służył i zarazem kierował się szczytnymi, pozytywnymi ideami. By nie rozpisywać się długo, wskazuje on, że pierwszy model etyki społecznej jest szalenie niebezpieczny dla człowieka. Negatywna diagnoza dokonana przez czynniki przywłaszczające sobie władzę oceniania człowieka pod kątem przystawania do jakiegoś wydumanego ideału prowadzi niechybnie do ostracyzmu, odrzucenia, wykluczenia, strącenia... Negatywna autodiagnoza, stwierdzająca, że podmiotowi dokonującemu samooceny daleko do ideału, prowadzi do autodeprecjacji poczucia własnej wartości i godności, a ostatecznie do autodestrukcji. Nic z tych rzeczy nie zdarza się w modelu etyki społecznej żądającym od człowieka służby na rzecz idei... Zakłada on, że choć konkretny podmiot sam w sobie ideałem nie jest, to jednak może służyć realizaji danej idei.

Zapewne było tak, że wielu widziało w pani Monice ideał, wzorzec nieskazitelnej prawniczki, adwokata, dydaktyka i naukowca, wreszcie wiceministra sprawiedliwości. Zapewne i ona sama siebie taką postrzegała. I nagle trach... szast-prast i wszystko się skończyło. Szef resortu, szef rządu byli pierwszymi, którzy odwrócili się od niej po tym, jak policja i media podniosły wrzask nad głupim incydentem z tą jej Toyotą Yaris. W kolejce do piętnowania jej ustawili się wszyscy możliwi rzecznicy dyscyplinarni. Załamała się, bo chowana dotychczas w cieplarnianych warunkach zapewne nie czuła się na tyle silna, by zaśmiać się im wszystkim w nos... Powiedzieć: „nie macie poważniejszych spraw, większych problemów niż moje dwa promile”. Zabrakło na to sił wewnętrznych i nie trzeba było długo czekać, by przyszło przekonanie, że daleko jej do ideału. Być może było tak silne, że doprowadziło do autodestrukcji...

Na cmentarnej kwaterze, pod rozłożystym dębem, ustawiono ołtarz. Kapłan odprawia mszę. Spoglądam w górę. Na tle niespotykanie lazurowego o tej porze roku nieba koronę dębu oblepiają jeszcze liczne, żółto-brązowe, a chwilami w promieniach słońca żółciejące liście... Piękne, a zarazem słabe, jak w rockowym songu. Byle podmuch wiatru i spadają ludziom na głowy, na groby, na cmentarne alejki, na ziemię... Niezadługo ktoś je zgarnie i spakuje do kontenera...

Zastanawiam się nad sensem życia i śmierci pani Moniki. Czyż nie było to życie i śmierć, o której pisał św. Paweł Apostoł: „Bracia: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana”.

Jeśli tak, to z pewnością Pan wybaczy jej wszystkie winy...

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".