Poprzedni artykuł w numerze
N iedawno ukazała się obszerna książka (511 stron) pod powyższym tytułem napisana przez publicystę Piotra Zychowicza, poruszająca temat „Powstania 44”, ale również oceniająca działania Polskiego Państwa Podziemnego w latach 1939–1945. Trzeba od razu stwierdzić, że książka jest niebywale krytyczna wobec obu tych wydarzeń historycznych.
Publikacja wywołała dezaprobatę, niepokój, a nawet rozgoryczenie w środowisku żołnierzy Armii Krajowej, nie tylko tych, którzy byli uczestnikami walk powstańczych. Również w kręgach ich rodzin, ludzi, którym bliska jest symbolika Powstania, jak i Państwa Podziemnego. Wskazali oni, że pamięć bohaterskiego Powstania podnosiła morale społeczeństwa w okresie dominacji sowieckiej nad Polską, aż do chwili odzyskania niepodległości. Jako przykład dezaprobaty można podać incydent, który miał miejsce podczas jednego ze spotkań w warszawskim Empiku. Pewna pani w imieniu własnym i żołnierza powstańczego, nie ukrywając wzburzenia, zwróciła autorowi książkę. Uzasadniła to tym, że książka niesprawiedliwie przedstawia ów okres historyczny i działających w nim ludzi, zarówno z kręgów AK, jak i przywódców całego Państwa Podziemnego.
Na łamach tygodnika „Do Rzeczy” w sierpniu i wrześniu 2013 r. odbyła się debata historyczna wokół tez książki P. Zychowicza, w której wzięli udział znani autorzy i publicyści: Marek Gałęzowski, Łukasz Warzecha, Krzysztof Masłoń, Piotr Semka, Bronisław Wildstein, Andrzej Horubała, Piotr Gontarczyk, Zdzisław Krasnodębski, a ostatnio dołączył do tej grupy Jarosław Kaczyński. Po tej wielowątkowej debacie, gdzie ścierały się różne opinie na temat książki, w artykule opublikowanym w „Do Rzeczy” pt. Duma i gorycz Piotr Zychowicz odniósł się do debaty, broniąc głównych tez książki, ale jednocześnie przyznając pewne racje krytykom.
Wypada przypomnieć, że Polskie Państwo Podziemne zorganizowało Siły Zbrojne w Kraju, które były przygotowywane do walki z Niemcami podczas ich odwrotu z frontu wschodniego, a nadto gotowe były do akcji specjalnych na obszarze Polski.
Chciałbym się odnieść do sugerowanej przez autora teorii spiskowej, jakoby oficerowie z Komendy Głównej AK popychali gen. Bora-Komorowskiego do podjęcia decyzji wywołania Powstania. Uważam, że między sztabowcami Komendy miały miejsce burzliwe wymiany opinii doktrynalno-militarnych w 1944 r. Jednakże Bór-Komorowski decyzję podjął samodzielnie i będąc na emigracji w Londynie, nigdy nie obarczał jej ciężarem nikogo. Zapewne Piotr Zychowicz zapoznał się z ważką dla zrozumienia kontekstu podejmowania tej decyzji książką autorstwa Andrzeja Krzysztofa Kunerta pt. Generał Tadeusz Bór-Komorowski w relacjach i dokumentach, wydaną nakładem oficyny Rytm w 2000 r. (s. 809). Pisałem na jej temat w „Palestrze”. Przypomnę tylko, że generał dywizji Tadeusz Bór-Komorowski zmarł nagle 24 sierpnia 1966 r. w Anglii. Prochy Generała sprowadzono do Polski Niepodległej na jego życzenie i w dniu 30 lipca 1994 r. odbył się jego pogrzeb na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach – po blisko 30 latach spoczywania w obcej ziemi. Przemówienie z upoważnienia Prezydenta RP Lecha Wałęsy wygłosił minister Andrzej Zakrzewski. Powiedział m.in.: „Panie Generale! Spełniło się twoje wielkie pragnienie, pięć lat temu odzyskaliśmy niepodległą i suwerenną Ojczyznę. (…) Wolę walki, wiarę w jej sens i nadzieję zwycięstwa przekazali nam bohaterscy obrońcy Warszawy, żołnierze Polski Walczącej. Twoi, Generale, żołnierze spoczywają w ojczystej ziemi spokojnie. Generale, zwyciężyłeś. Warszawo, zwyciężyłaś”.
Przemówienie wygłosił również kpt. Jan Nowak-Jeziorański, streszczając drogę życiową Tadeusza Bora-Komorowskiego: „Generał Tadeusz Bór-Komorowski powraca do Ojczyzny, do Stolicy, by spocząć tu na zawsze obok swoich poległych żołnierzy. Powraca do Stolicy, którą opuszczał pół wieku temu w ów pochmurny, najsmutniejszy ze smutnych dni października. (...) Opuszczał gen. Bór-Komorowski jako zwyciężony – powraca jako zwycięzca. Chylą przed nim czoła najwyżsi dostojnicy Odrodzonej i Suwerennej Rzeczypospolitej, pochylają sztandary, oddaje honory kompania Wojska Polskiego, składa hołd ludność Stolicy, mocą polskiego ducha wskrzeszonej (...) Nasza wspólna Matka – wolna ziemia polska przytuli dziś do siebie i przygarnie jednego ze swych najwierniejszych synów”.
Wracając do książki Zychowicza: warto istotnie zastanowić się, czy akcja „Burza” była w owym czasie potrzebna. Niewątpliwie doprowadziła ona do dramatycznie niekorzystnych konsekwencji dla jej uczestników, żołnierzy AK. Ale dała też na Kresach świadectwo, że nie porzuca się ojczystej ziemi bez walki.
Przewija się na kartach książki P. Zychowicza posądzenie gen. Leopolda Okulickiego o to, że mógł być postacią agenturalną, złamaną pobytem w więzieniu NKWD na Łubiance po kampanii wrześniowej. Brak jest po temu dowodów, są to czyste spekulacje intelektualne. W końcu września br. w TVP Historia odbyła się rozmowa dr. Kazimierza Krajewskiego (IPN) z Piotrem Zychowiczem. Obaj rozmówcy zgodzili się, że do czasu otwarcia archiwów sowieckich nie może być mowy o przypisywaniu Okulickiemu zdrady interesów narodowych. Nieco później, na początku października, w TVP Historia pokazano wyraźnie wzruszonego Władysława Bartoszewskiego składającego wieniec na grobie gen. Leopolda Okulickiego na jednym z moskiewskich cmentarzy. Minister Bartoszewski powiedział wówczas, że składa wieniec na grobie swojego drogiego ostatniego dowódcy Armii Krajowej. Jak wynika z relacji telewizyjnej, gen. Okulicki, uwięziony po „procesie szesnastu” na Łubiance, w dniu 2 grudnia 1946 r. został z tego więzienia przewieziony do zakładu karnego Butyrki w Moskwie. Tam był rzekomo operowany na skręt kiszek i po operacji zmarł.
Książka P. Zychowicza porusza niewątpliwie wiele ważnych momentów z naszej niedawnej historii, które warto poddać wnikliwej ocenie historyków najnowszej generacji. Ludzi z pasją, zaangażowanych, zupełnie bezstronnych, by ujawnili wszystkie fakty budzące jeszcze wątpliwości. Aby okres dramatycznych, jakże znamiennych lat 1939–1945, został nam przekazany w sposób najbardziej przybliżony do prawdy.
Po przeczytaniu książki Piotra Zychowicza, następnie głosów polemicznych, a w końcu jego podsumowującej odpowiedzi, zrodziła się we mnie myśl, że najgorszym elementem książki jest jej tytuł. On najbardziej boli, a nawet obraża. Z pewnością lepszy byłby ten, którego użył Autor w odpowiedzi na polemikę – 1944 Duma i gorycz.