Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 11-12/2013

Adwokat Józef Rosenblatt – przemówienie na procesie socjalistów w Krakowie w lutym 1880 r.

Udostępnij

W ramach prac nad tradycją adwokacką i historią adwokatury podjęliśmy prace nad zebraniem i wydaniem wyboru szczególnie ważnych adwokackich mów sądowych w głośnych procesach. Mowy takowe były upubliczniane w XIX wieku, w okresie międzywojennym, ale też w okresie Polski Ludowej, gdzie w drugim obiegu rozpowszechniano przemówienia Stanisława Hejmowskiego z procesów poznańskiego czerwca 1956 r. czy mowy pełnomocników oskarżycieli posiłkowych w toruńskim procesie zabójców bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Stawały się elementem kształcenia adwokackiego i temu też ma służyć przygotowywany zbiór. Jako przykład wielkiej adwokackiej mowy publikujemy w niniejszym zjazdowym zeszycie przemówienie, które w głośnym procesie krakowskim z 1880 r., tzw. procesie Ludwika Waryńskiego i towarzyszy, czyli procesie socjalistów, wygłosił początkujący wówczas palestrant, a potem znakomity profesor prawa karnego Wszechnicy Jagiellońskiej dr Józef Rosenblatt.

Redakcja

Szanowni Panowie Sędziowie!

Po wczorajszem ze wszech stron wyczerpującem przemówieniu p. mecenasa Machalskiego mało pozostaje mi przedmiotu do obrony, lecz ważność sprawy, ogrom materyałów podczas rozprawy nagromadzonych i obowiązek obrońcy nakazują mi poczynić parę uwag o tej sprawie, a Was Panowie proszę, ażebyście zechcieli posłuchać moich uwag i wziąć je również pod rozwagę przy wydawaniu orzeczenia waszego.

Kiedy w lutym roku zeszłego, właśnie rok cały minął, gruchnęła nagle po mieście naszem wieść, że prześwietnej c.k. Policyi udało się wykryć w starym grodzie Jagiellonów niebezpieczny spisek socyalno-rewolucyjny, ogromna obawa ogarnęła umysły obywateli miasta. Przypomniano straszne sceny komuny paryskiej, przypomniano krwawe wyroki i egzekucye nihilistów rosyjskich, a w przerażonej temi wspomnieniami fantazyi widziano już rząd komuny zasiadający w Sukiennicach, i wydający surowe wyroki przeciw „burżoszyi”, widziano mordy i pożogi niszczące miasto i kraj.

Zaczęło się tedy śledztwo na wielką skalę, bo o zdradę główną, o zbrodnię zagrożoną karą śmierci. Rozpoczęły się śledzenia i gonitwy za podejrzanymi o „knowania socyalistyczne” – tak nazwano nowo wykrytą, bo kodeksowi dotychczas obowiązującemu obcą zbrodnię, a w śledztwie tem rywalizowali z podziwienia i uznania godnym zapałem policyjny komisarz, prokurator rządowy i sędzia śledczy.

Aresztowano ludzi, którzy z jakichkolwiek powodów zdawali się podejrzanymi policyi lub prokuratoryi. Aresztowano każdego, kto śmiał mówić o socyalizmie, każdego kto przyznał, że wie coś o kwestyi socyalnej, każdego, kto był w posiadaniu jakiej broszurki o socyaliźmie i kwestyą tą się zajął. Ba, co więcej! Kto kiedykolwiek mieszkał z socyalistą lub się z nim znał, choć sam zasad socyalnych nie wyznawał, kto rozmawiał z jednym z socyalistów, jadał z nim przypadkiem przy jednym stole, pokazywał się z nim na ulicy, pisywał do niego lub odbierał od niego listy, był podejrzany o „knowania socyalistyczne” i od razu na parę miesięcy w przechowanie brany. A nie dość było prześwietnej prokuratoryi i sądowi śledczemu ograniczyć swą działalność na Kraków i jego okrąg, ale jak gdyby nie dowierzali prokuratoryi lwowskiej i sądowi lwowskiemu, do Lwowa nawet w pogoni swej się zapędzili i ztamtąd w tryumfie parę ofiar w kajdanach ze sobą przywieźli.

Socyalizm był straszydłem, którem przestraszyła się policya, przestraszył pan prokurator, przestraszył niestety i sąd śledczy. Nie mając wiadomości o istocie socyalizmu, o jego zasadach i dążnościach, o ruchach socyalnych w krajach ościennych, i o tylu innych powszechnie znanych faktach, sądzono, że socyalista, to człowiek bez czci i wiary, to złoczyńca najgorszej kategoryi, gotów dopuścić się najstraszniejszych zbrodni, a niestety obchodzono się z aresztowanym odpowiednio do tych poglądów.

Dla scharakteryzowania, jakimi sobie tych socyalistów w toku śledztwa wyobrażano, dość przytoczyć, że kiedy rozpoczęła się rozprawa obecna, liczne usłyszeliśmy głosy, wyrażające się o oskarżonych słowy „nie wyglądają na socyalistów”. „Nie wyglądają na socyalistów?” – Co to ma znaczyć?

Oto wyobrażano sobie socyalistę jako człowieka bez intelligencyi i wychowania, jako człowieka o twarzy zbójeckiej i włosie najeżonym, w surducie dziurawym i koszlawych butach: tu nagle zobaczono ludzi młodych i przyzwoitych, ludzi intelligentnych, a nawet sympatycznych i mimowolnie wyrywał się okrzyk: „nie wyglądają na socyalistów”.

Tak tedy stała rzecz, kiedy nagle w listopadzie roku zeszłego, po dziesięciu miesięcznem śledztwie dowiedział się świat, że większą część tych strasznych socyalistów z więzienia uwolniono. „Jak to – pytano się powszechnie – więc tych niebezpiecznych zbrodniarzy, którzy mieli wywołać gwałtowną rewolucyę, więc tych ludzi bez czci i wiary”, których w bujnej wyobraźni już na szubienicy widziano wypuszczają na wolność? Chyba tedy rzecz ma się inaczej, jak przedstawiano ją pierwotnie, chyba się prokurator pomylił i błąd swój uznał. I w rzeczy samej panowie, pan prokurator miał czas do zaznajomienia się nieco z literaturą kwestyi socyalnej i już to, aczkolwiek pobieżne tylko poznanie kwestyi tej wywarło tak zbawienny skutek, że odstąpił od skargi o zdradę główną i część oskarżonych na wolność wypuścił.

Obwinieni tedy pierwotnie o zdradę główną, tj. o zamiar obalenia wszystkich tronów monarchów europejskich, itd. socyaliści, oskarżeni są dziś tylko o zbrodnię zakłócenia spokojności publicznej i onę nam właśnie omówić wypada.

Chcąc Panom ułatwić rozpatrzenie się w tej kolosalnej sprawie i dać pogląd na całość takowej, podzielę przedmiot obrony mej na następujące cztery części: Ponieważ rozchodzi się o zbrodnię zakłócenia spokojności publicznej, przeto przedstawię Panom przedewszystkiem pojęcie, istotę i znamiona tejże zbrodni. Ponieważ dalej zbrodnię tę stanowić mają tak zwane „knowania socyalistyczne”, przeto rozbiorę następnie pojęcie, zasady i dążności socyalizmu, a w szczególności cele i dążności oskarżonych tu socyalistów i zastanowię się w trzeciej części nad tem, czy socyalizm, a względnie tak zwana propaganda socyalistyczna podpada pod pojęcie zbrodni zakłócenia spokojności publicznej w kodeksie naszym; w zakończeniu wreszcie omówię szczegółowo zarzuty czynione bronionym przeze mnie oskarżonym p. p. Ludwikowi Straszewiczowi, Witoldowi Piekarskiemu, Adolfowi Inlaenderowi i Mieczysławowi Mańkowskiemu i zastanowię się nad tem, czy zarzuty im czynione mieszczą w sobie jakiekolwiek znamię kryminalnego przestępstwa.

Przystępując tedy w pierwszym rzędzie do rozbioru pojęcia i znamion zbrodni zakłócenia spokojności publicznej. Zbrodnia zakłócenia spokojności publicznej jest, jak powszechnie wiadomo, zbrodnią polityczną. Otóż nasuwa się przedewszystkiem pytanie, co są zbrodnie polityczne i czem one wyróżniają się od zbrodni innych: bo że się wyróżniają, tego dowodem sama ustawa, a mianowicie postanowienie, że osądzenie wszystkich zbrodni i występków politycznych należy przed sąd przysięgłych, przed sąd obywatelski.

Znany autor (publicysta) niemiecki Froebel wypowiada w dziele swem o polityce społecznej (System der socialen Politik) zdanie, że zbrodni wcale nie ma. Aczkolwiek z zapatrywaniem wypowiedzianem tak kategorycznie zgodzić się nie podobna, to przecież przyznać należy, że określenie zbrodni politycznych jest rzeczą bardzo trudną i że nie łatwo jest orzec, gdzie i kiedy czyn pewien uważać należy za zbrodnię polityczną.

Porównamy na chwilę zbrodnie polityczne z zbrodniami innemi – zwyczajnemi. Jeżeli człowiek drugiego rozmyślnie życia pozbawi, powiadamy wszyscy jednozgodnie: „zamordował go” – dopuścił się zbrodni morderstwa, a powiadamy to nietylko my, powiedzą to samo wszystkie narody cywilizowane, zarówno Polacy jak Niemcy, Francuzi, Anglicy itd. – bo powiedzą toż samo i ludy niecywilizowane bo morderstwo znają nawet Indyanie, Kaffry i Hottentoty. Morderstwo jest zbrodnią znaną wszystkim narodom, zbrodnią, która istniała zarówno w świecie starożytnym, jak istniała w wiekach średnich, jak istnieje w czasach dzisiejszych: jest zbrodnią jednakową tak w państwie absolutnem jak i w państwie konstytucyjnem i republikańskiem, zbrodnią znaną jak długo świat stoi, bo od pierwszego morderstwa Kainowego.

Jeśli zatem powiemy komukolwiek, choćby nawet Indyaninowi, „ten tu oskarżony dopuścił się morderstwa”, to nas natychmiast zrozumie i będzie wiedział, o co się rozchodzi; jeżeli jednak powiemy komuś „ten tu oskarżony dopuścił się zdrady głównej czyli tak zwanej zdrady stanu”, lub, jak w niniejszym przypadku „oskarżony dopuścił się knowań socyalistycznych”, to nie każdy zrozumie nas jednakowo: inaczej zrozumie monarchista, inaczej republikanin, inaczej obywatel państwa konstytucyjnego; inaczej Azyata; a wielu zapewne będzie i takich, którzy zapytają się: „cóż to za zbrodnia ta zdrada główna lub, jak obecnie, te knowania socyalistyczne”, i nie pojmą jej, choćby im nawet dwa razy tak gruby akt oskarżenia dano do przeczytania.

Inną będzie zbrodnia polityczna w państwie republikańskiem, np. we Francyi, a inną w państwie absolutnem, np. w Rosyi. W rzeczypospolitej tylko gwałtowne targnięcie się na byt rzeczypospolitej, w państwie absolutnem przeciwnie już każde śmielsze odezwanie się i wystąpienie przeciw absolutnej formie rządu, każde zachwalanie i domaganie się konstytucyi itp. karane będzie jako zbrodnia polityczna.

Cóż tedy widzimy? Oto, że ten sam czyn, który jest zbrodnią polityczną w państwie pewnem, będzie faktem obojętnym w państwie sąsiedniem i na odwrót. Ale co więcej! Czyż nie zdarza się, że w państwie jednem i tem samem dziś poczytane będzie za zbrodnię polityczną to, co jutro będzie czynem obojętnym, albo nawet czynem patryotycznym? Czyż nie wiadomo np. z historyi naszej monarchii obecnie konstytucyjnej, że mężowie, którzy dziś stoją na czele rządu i zaszczyceni są najzupełniejszem zaufaniem monarchy, byli za zbrodnie polityczne sądzeni, a nawet na śmierć skazani? Czyż nie mamy wreszcie dowodów, że ci, którzy dziś zbrodniarzy politycznych sądzą, jutro za zbrodnie polityczne mogą być sądzeni?

Co z tego wszystkiego wynika? Oto to, że zbrodnie polityczne nie są jak inne zbrodniami każdemu znanemi, zbrodniami wszędzie jednakowo istniejącemi, z natury rzeczy wynikającemi, lecz są zbrodniami, których istota zależy od charakteru państwa, rządów, stosunków i urządzeń politycznych, bo nawet od zapatrywania się jednostek, są zbrodniami, których istota zmienia się z formą rządu, z konstytucyą, z kierunkiem politycznym w państwie itd. – nie są, jak inne, zbrodniami czynu, lecz raczej zbrodniami myśli, ducha.

Tak więc zbrodnię polityczną zarzuca oskarżenie stojącym przed Wami podsądnym, a w szczególności zarzuca im oskarżenie tak zwaną zbrodnię zakłócenia spokojności publicznej. Zastanówmy się tedy szczegółowo nad istotą tejże zbrodni. Zbrodni zakłócenia spokojności publicznej dopuszcza się według kodeksu naszego, kto stara się wzbudzić pogardę lub nienawiść przeciw osobie Monarchy, przeciw konstytucyi, rządowi lub administracyi państwowej, tudzież kto pobudza do oporu i walki przeciw ustawom państwowym.

Działaniem karygodnem, stanowiącem tę zbrodnię, jest zatem albo wzbudzenie pogardy lub nienawiści, i to: a) przeciw osobie Monarchy; b) przeciw konstytucyi; c) przeciw rządowi i administracyi państwowej, albo też: pobudzanie do oporu i do walki przeciw ustawom państwowym. Jakież tedy znaczenie mają pojęcia „pogardy i nienawiści?”, kiedy mianowicie używamy wyrazów „pogardzać lub nienawidzić?” Kto pogardza i nienawidzi, ten przede wszystkiem nie sądzi i nie krytykuje, lecz powoduje się ślepem uczuciem – namiętnością; kto bowiem krytykuje, kto sądzi i ocenia, ten może czegoś nie pochwalać, może potępiać, dążyć do usunięcia, ale nie będzie nienawidził ani do nienawiści wzywał. Nienawiść i wzgarda są ślepe, bo są wypływem uczucia – namiętności, mijają się one z krytyką, która rozważa i sądzi na zimno: jest wynikiem rozsądku. Kto zatem urządzenia jakie krytykuje, kto je rozbiera, ocenia, choćby nawet wykazywał wady takowych, potępiał je i uznał za godne usunięcia, ten nie wzbudza jeszcze wzgardy ani nienawiści, bo wywołuje jedynie zimną krytykę i trzeźwy sąd.

Już z użytych tu w kodeksie wyrazów „pogarda i nienawiść” wynika zatem, że krytyka urządzeń politycznych, choćby najniekorzystniejsza, z pod zastosowania kodeksu karnego (§ 65) jest wyjęta. Tyczy się to tem więcej państwa konstytucyjnego, gdzie krytyka urządzeń jego musi być dozwoloną. Ale co dalej. Przedmiotem pogardy lub nienawiści może być według § 65 k.k. tylko osoba Monarchy, konstytucya, rząd i administracya państwowa, a więc jedynie stosunki i urządzenia polityczne z wyłączeniem stosunków ekonomicznych i w ogólności społecznych, bo też zbrodnia zakłócenia spokojności publicznej jest zbrodnią nawskroś polityczną, a zatem z kwestyami socyalnemi z krytyką ustroju społecznego nic nie ma wspólnego.

Skoro zatem wiemy, że zbrodnia zakłócenia spokojności publicznej jest zbrodnią polityczną, i że istotę tej zbrodni stanowi nie wywołanie krytyki stosunków politycznych, lecz wzbudzanie namiętności i wzywanie do walki przeciw takowym; że dalej zbrodnia ta odnosi się do stosunków i urządzeń politycznych, a nie ekonomicznych i społecznych, to łatwo będzie po przedstawieniu zasad i dążności socyalizmu ocenić, czy socyalizm zdąża rzeczywiście do wzbudzenia pogardy i nienawiści przeciw urządzeniom politycznym, czy też do innych zmierza celów.

Czem tedy jest socyalizm? Jakie są jego zasady i dążności? Czy podpadają one pod skreślone właśnie znamiona zbrodni zakłócenia spokojności publicznej? Oto pytania, które się tu z kolei rzeczy nasuwają.

Czy nie zdarzyło się któremu z Panów, że w chwili wolnej od innego zajęcia, oddawszy się dumaniom, zastanowił się nad urządzeniem stosunków ludzkich i pomyślał sobie: jakże też źle jest ten świat urządzony: mała garstka ludzi posiada ogromne majątki, miliony, których nie wie gdzie podziać i jak roztrwonić, podczas gdy niezliczone tłumy innych pracują krwawo, w pocie czoła, a mimo to nieraz na wyżywienie biednej swej rodziny zarobić nie są w stanie? Czy nie pomyślał który z Panów, widząc np. w zimie podczas ostrego mrozu rzęsiście oświetlone sale balowe, że w salach tych bawią się hucznie i szumnie podczas gdy w sąsiednich domostwach giną ludzie z mrozu i głodu, że w salach tych i pałacach trwoni się w jeden wieczór sumy, któreby wystarczyły na utrzymanie wielu rodzin robotników przez długie nawet lata? Czy nie nasunęło się wreszcie któremu z Panów pytanie: czy nie byłoby też lepiej na tym świecie, gdyby mniej było ludzi skupiających ogromne majątki, mniej milionerów, a więcej ludzi mających potrzebę dla siebie i rodziny utrzymanie? Otóż, Panowie sędziowie, każdy, któremu podobne pytania przez głowę przeszły, każdy, który się nad stosunkami ludzkiemi i ich poprawą zastanawiał, jest właściwie socyalistą, bo socyalistą jest każdy, którego obchodzi nędza i bieda ludzka, każdy, kto się nad nią zastanawia i radby ją usunąć.

Socyalizm jest bowiem, jak powiada odczytany tu katechizm socyalistów, dążeniem do usunięcia wszelkiej nierówności społecznej, wszelkiego wyzyskiwania i wszelkiego ubóstwa, jest dążeniem do zaprowadzenia sprawiedliwszego i szczęśliwszego porządku rzeczy, niż jest obecny. Fałszem jest jakoby dążeniem socyalizmu było odbierać majątki i niemi się dzielić; fałszem jest jakoby socyalizm występował przeciwko religii i małżeństwu, fałszem jest także, ażeby socyalizm chciał istniejący porządek rzeczy w drodze gwałtu zburzyć i nic nowego w miejsce takowego nie wybudować. – W akcie oskarżenia zaś pojęcia socyalizmu, komunizmu i nihilizmu są uważane za równoznaczne i bałamutnie przedstawione; nie tu miejsce po temu, by rozwodzić się nad teoryami socyalizmu i komunizmu i wykazać, czem się różnią pomiędzy sobą, a czem od nihilizmu. Różnice te znane być muszą każdemu, kto się choć pobieżnie z literaturą kwestyi socyalnej zaznajomił.

Tu tylko nadmienię, że komunizm żąda równości pracy i równości potrzeb, podczas gdy socyalizm przyznaje pracującym prawo do owoców pracy w stosunku do wartości pracy samej. Podczas gdy komunizm znosi zatem indywidualność, socyalizm ją utrzymuje i o tyle jest wyższy od komunizmu. Zdania te błędne i fałszywe o socyalizmie rozsiewają tylko ci, którzy istoty socyalizmu nie znają lub rozmyślnie w fałszywem przedstawiają go świetle. Słusznie powiada Schaffle, były minister austryacki, obecnie jeden z przywódzców szkoły socyalnej w Niemczech, że najniebezpieczniejszymi wrogami socyalizmu są ci, którzy go wcale nie znają, a takich wrogów ma socyalizm niestety bardzo wielu i u nas. Trafnie się pyta również Bracke, autor odczytanej tu broszurki: Precz z socyalistami: „Czy zapytałeś się kiedy czytelniku siebie samego: co ja też wiem o socyalistach? i czy, jeżeli byłeś szczery, nie musiałeś sobie powiedzieć, że wiesz bardzo mało o samych socyalistach, a jeszcze mniej o zasadach, któremi się kierują, że powstajesz przeciwko nim, nie na mocy własnego przekonania, lecz że powtarzasz za panią matką, pacierz, to, co inni również przedmiotu nie znający o tem prawili”.

Czegóż więc, pytam się, chcą socyaliści? do czego zdążają, czego pragną? Odpowiedź prosta i jasna: chcą usunąć nędzę ludzką przez gruntowną reformę stosunków społecznych, chcą bronić ludzi pracujących, tj. robotników w najobszerniejszem tego słowa znaczeniu przed wyzyskiwaniem ich przez kapitalistów, domagają się wyzwolenia pracy z pod przewagi kapitału, i równouprawnienia robotników. Praca, powiadają socyaliści, jest głównym czynnikiem wytwarzającym wszystkie przedmioty, czemóż więc robotnik, tj. człowiek pracujący, nie ma mieć udziału odpowiedniego w tem, co pracą swą wytworzył, bo, że go nie ma, o tem poucza nas codzienne doświadczenie.

Weźmy np. chleb codzienny i zastanówmy się nad jego powstaniem. W wytworzeniu chleba główny udział ma praca ludzka, bo pracą musi być obrobiona gleba, zasiane nasienie, pracy wymaga się do zaorania pola, do zebrania plonu, do wymłócenia, zmielenia itd., a więc praca ludzka wciąż główną odgrywa rolę, bo występuje ustawicznie w przeróżnych formach.

A teraz zastanówmy się nad tem, powiadają socyaliści, komu przypada główny udział w wytworzonych produktach. Czyż rolnikowi, robotnikowi, który w pocie czoła całemi dniami pracował na wytworzenie chleba? Nie, bo przypada właścicielowi gruntu, który sam nic nie robi, albo innemu kapitaliście, który dostarczył potrzebnego kapitału, nie troszcząc się o pracę. Przypuśćmy np., że włościanin potrzebując nasienia do zasiewu, zaciąga pożyczkę, choćby na tani procent, to cóż widzimy: rolnik obrabia ziemię w pocie czoła, zasiewa, zbiera plon, młóci – wszystko sam robi, a jakiż rezultat jego pracy? Oto ten, że plon przez niego zebrany, owoc jego pracy wystarcza zaledwie na to, ażeby kapitał pożyczony zwrócić i procent od takowego opłacić. Dla rolnika za ciężką jego pracę nie zostaje nic, albo bardzo mało. Pracował on dla kapitalisty, który siedząc za piecem i próżnując czeka tylko, rychło mu dłużnicy zapracowany przez nich procent przyniosą i sam nic nie robiąc, żyje kosztem pracy obcej.

To samo, co tu o rolniku powiedziałem, tyczy się i robotników fabrycznych, którzy pracują w pocie czoła dniem i nocą na to, ażeby właściciel fabryki gromadził kapitały i za ich pracę rozkoszne prowadził życie. Tożsamo wreszcie tyczy się nie tylko ludzi pracujących ręką i piersią, ale i wszystkich pracujących, bo czyż często zdarza się np. ażeby urzędnik, który żył uczciwie całe życie i uczciwie pracował na chleb, zostawił swym spadkobiercom coś więcej nad dobre imię? – Praca jego wystarcza zaledwie do odpowiedniego stanowi utrzymania rodziny, podczas gdy pierwszy lepszy fabrykant, spekulant lub lichwiarz gromadzi kapitały i szydzi z mrówczej, ale bezowocnej pracy i pilności urzędnika.

„Pieniądz rodzi pieniądz”, to zasada od dawna znana, a w niej tkwi zarazem główna wada dzisiejszego ustroju społecznego. Otóż socyalizm odkrywa te wady dzisiejszego ustroju i zmierza do ich usunięcia, do usunięcia wyzyskiwania pracy ludzkiej przez kapitał i jego posiadaczy, w jakimkolwiek by ono przedstawiało się sposobie.

Ależ zapytajcie się Panowie: w jakiż sposób chcą socyaliści złe strony dzisiejszego ustroju usunąć, i czyż mamy dowody na to, że rzeczywiście zasady, jakie chcą przeprowadzić socyaliści, będą w stanie takowe usunąć? Otóż, zanim zasady socyalizmu przedstawię, winienem nadmienić, że socyalizm należy uważać za naukę, tj. za teoryę ekonomiczną, to znaczy: socyalizm przedstawia nam z jednej strony krytykę dzisiejszych stosunków ekonomicznych, a z drugiej ideał najlepszego ustroju społecznego, tj. przedstawia nam najlepsze, zdaniem socyalistów, urządzenie stosunków ekonomicznych, którego urzeczywistnienie jednak nie może być dziełem ani chwili, ani lat, ani jednostek, lecz dziełem wieków i pokoleń.

Socyalizm rozumuje w sposób następujący: praca jest podwaliną wszelkiego majątku i bytu; każdy, kto chce żyć, powinien pracować; kto pracuje, powinien otrzymywać udział w owocach swej pracy, pozostający w odpowiednim stosunku do pracy samej. Ażeby zaś każdy pracujący mógł mieć udział w owocach pracy odpowiedni do wartości pracy samej, należy koniecznie usunąć możliwość wyzyskiwania ludzi pracujących przez kapitalistów tj. przez tych, którzy, posiadając wyłącznie środki i narzędzia pracy, czyli tak zwany kapitał w znaczeniu ekonomicznem, korzystają z tego monopolu posiadania onego. Usunąć zaś tę możliwość wyzyskiwania pracy można tylko przez to, że się usunie monopol kapitału, to znaczy, że kapitał, czyli środki i narzędzia pracy, jakoto: grunta, fabryki, maszyny, narzędzia rolnicze itd. nie będą więcej wyłączną własnością jednostek, lecz przejdą na wspólną własność wszystkich obywateli pracujących. Każdy obywatel będzie pracował, nie osobno i dla siebie ani drugiego, lecz dla wspólności i wspólnemi działaniami, a wspólność będzie mu oddawać przypadającą na niego część dochodów z pracy wspólnej i to nie w pieniądzach, lecz przedmiotach służących do bezpośredniego użytku człowieka, mianowicie w środkach żywności, odzieży itd., które to przedmioty stanowią własność jednostek.

Zdaje się, że nie jest mrzonką i rzeczywiście jest tak jak powiedziałem, tylko ideał, którego urzeczywistnienia żaden socyalista naukowy nie żąda, ani się spodziewa. Ale wyobraźmy sobie np., że jakiś bogacz zakupuje gdzieś w Ameryce obszerne i rozległe ziemie, wystawia na nich domy, fabryki itd., zwozi wszystkie maszyny, narzędzia itd., wszystko to nie będzie więcej moją wyłączną własnością, lecz przejdzie na naszą własność wspólną; będziemy wspólnie pracowali i dzielili się stosownie do pracy naszej tem, co zarobimy, a raczej tem, co wyrobimy (wytworzymy) – i oto mamy gminę socyalistyczną na zasadach wspólnej pracy wszystkich wspólnemi narzędziami i środkami do pracy zorganizowaną; a że to nie są tylko przykłady szkolne, tego dowodem podobne próby robione w Ameryce przez słynnego angielskiego socyalistę Roberta Owena, który podobne gminy socyalne urządził. Socyalizm nie znosi zatem własności, lecz usuwa jedynie własność prywatną kapitału tj. środków i narządzi produkcyi, jakoto: gruntów, fabryk, maszyn, narzędzi itp.

Zamiast własności prywatnej tych przedmiotów chce wprowadzić własność zbiorową tychże, tak, jak dziś są np. własnością zbiorową zakłady publiczne, kościoły, szpitale, drogi i mosty publiczne itd. Obok tej własności zbiorowej środków i narzędzi produkcyi uznaje jednak socyalizm własność prywatną przedmiotów służących do bezpośredniego użytku jednostki, np. środków do życia, odzieży itd. Przedmioty te będą i nadal nietykalną własnością prywatną, czyli, jak się oskarżenie wyraża, „osobistą” jednostek. Socyalizm bierze dalej w opiekę, jak już powiedziałem, nietylko robotników pracujących fizycznie, ale i ludzi pracujących umysłem. I dla nich jest miejsce w idealnem państwie socyalnem, bo za swe usługi świadczone wspólności płaceni będą podobnie jak inni obywatele państwa środkami służącemi do bezpośredniego użytku jednostek, jedynie tylko kapitału nabyć nie będą mogli.

Socyalizm racyonalnie pojęty, t. j. socyalizm naukowy, znosi zatem jedynie wyłączną własność kapitału w rękach jednostek i nie więcej; ale znosząc prywatną własność kapitału, znosi socyalizm zarazem wszystkie dzisiejsze choroby społeczne, powstałe w skutek gonitwy za kapitałem i majątkiem. Usuwa mianowicie pieniądz zbyteczny w państwie socyalnem, a będący dziś głównem źródłem naszych chorób społecznych, usuwa dalej wszelkie papiery wartościowe, akcye, obligacye, losy. Usuwa giełdę i owe tak zwane „grunderstwa” i oszustwa giełdowe, które u nas do roku 1873 tak kwitły, usuwa wszystkie haniebne spekulacye mające na celu podejście bliźniego, usuwa podatki i nierówny ich rozkład, gdyż potrzeby ogółu będą pokryte częścią wytworzonych produktów, które zostaną udzielone w naturze urzędnikom państwa socyalnego; usuwa wreszcie wszelkie zbrodnie z chęci zysku pochodzące, wszelkie przekupstwa i t. d., bo dąży do państwa idealnego gonitwą za zyskiem nieskażonego.

Kwestye religii i rodziny z kwestyą socyalną nic nie mają wspólnego. Religia i rodzina są podwalinami każdego ustroju społecznego, a więc i w państwie socyalnem byt mieć muszą. Słyszeliście panowie cały szereg odczytanych tu broszur, przez pana prokuratora inkryminowanych. Pytam się was Panowie, czy jest w nich choćby jeden ustęp wymierzony przeciw religii lub małżeństwu? Czy słyszeliście choćby słowo, któreby przeciw religii lub małżeństwu wykraczało? Socyalizm racyonalny nie tylko przeciw religii i rodzinie nie powstaje, ale owszem je podnosi.

Słyszeliście Panowie, jak Ludwik Blanc, jeden z naczelników partyi socyalnej we Francyi w odczytanej tu rozprawie Wiara socyalistów, porównywa zasady socyalistów z zasadami Pisma Świętego i wykazuje nadzwyczajne ich pokrewieństwo, a socyalista niemiecki Bracke w odczytanej również sprawie Precz z socyalistami broni wymownie instytucyi małżeństwa i wykazuje, że instytucya małżeństwa w państwie socyalnem będzie świętszą i piękniejszą, niż w społeczeństwie dzisiejszem, bo usunięta będzie gonitwa za posagiem i inne pobudki materyalne, które dziś instytucyę małżeństwa spaczają.

Skreśliłem Panom tedy istotę i zasady socyalizmu, a z tego przedstawienia rzeczy możecie się Panowie przekonać, że jedyną istotną zasadą socyalizmu, jest usunięcie kapitału z pod wyłącznej własności jednostek i uczynienie go własnością zbiorową. Wszystko inne, to zasady nie istotne lub naleciałość zasadom socyalizmu obca. To właśnie tłumaczy nam fakt, któryby zresztą był niezrozumiany, że kwestya socyalna nie jest wytworem chwilowym, lecz istnieje już od dawna, że socyalizm we formie dzisiejszej istnieje co najmniej od początku tego wieku, że liczył i liczy tylu i tak znakomitych reprezentantów i zwolenników naukowych jak Cabet, Saint-Simon, Bazard, Proudhon, Owen, Fourier, Lassalle, Marx, Schäffle, Winkelblech itd.

Skoro tedy wiemy, czem jest socyalizm w ogólności, jakie jego zasady i dążności, zastanówmy się nad tem, czy zasady socyalizmu zawierają w sobie istotę zbrodni politycznej, a w szczególności, czy tak zwana propaganda zasad socyalistycznych zawiera w sobie przedstawione Panom poprzednio znamiona zbrodni zakłócenia spokojności publicznej.

Przekonaliśmy się Panowie, że do zbrodni zakłócenia spokojności publicznej wymaga się wzbudzenia wzgardy lub nienawiści przeciw osobie Monarchy lub rządowi, tudzież wzywania do walki i oporu przeciw ustawom. Otóż pytam się, czy socyalizm chce wzbudzić wzgardę lub nienawiść przeciw komukolwiek bądź, a w szczególności przeciw urządzeniom politycznym? Czy wzywa kogo do oporu lub walki przeciw obowiązującym ustawom? Wszak on krytykuje tylko stosunki społeczne i pobudza do krytyki takowych; potępia je wprawdzie, ale proponuje ich reformę; przedstawia mu ideał społecznego ustroju, do którego zdąża, nigdzie nie dotyka ani osoby Monarchy, ani formy rządu, ani urządzeń politycznych.

Chcąc zastanowić się szczegółowo nad tem, czy propaganda zasad socyalnych podpada, jak to utrzymuje prokurator, pod zbrodnię zakłócenia spokojności publicznej lub nie, rozbierzmy punkt po punkcie programu socyalistycznego, do którego oskarżeni się przyznali, i który, jako przedstawiający ich cele, musi być główną podstawą w ocenianiu sprawy obecnej. Przedewszystkiem nadmienić muszę, że za rzeczywisty program oskarżonych uznać należy jedynie program wydrukowany w „Równości” pod tytułem: Program socyalistów polskich na rozprawie odczytany, do którego się prawie wszyscy oskarżeni przyznali. Nie można mianowicie uważać za program oskarżonych ani programu znalezionego u Truszkowskiego, ani programu znalezionego u Inlaendera, obydwa bowiem są tylko projektami do programów, jak to widać z porównania ich z programem brukselskim, a nadto program znaleziony u Inlaendera, o którym jeszcze później pomówimy, nie jest pisany ręką oskarżonego, ani współoskarżonych, lecz jest dziełem zupełnie obcem i niema żadnych na to dowodów, iżby w jakikolwiek sposób był propagowany.

Rozbierzmy tedy ów program socyalistów polskich:

Punkt 1 takowego powiada: „Społeczeństwo zapewnia każdej jednostce wszechstronny rozwój sił przyrodzonych”. Słyszeliście Panowie, że celem tego punktu jest zaprowadzenie powszechnej, przymusowej i bezpłatnej nauki. Czyż w tem miałoby się mieścić zakłócenie spokojności publicznej? Czyż zapewnienie komu rozwoju przyrodzonych sił t. j. zezwolenie na wszechstronne kształcenie się obywateli w miarę sił przyrodzonych jest jaką zbrodnią? – wszak to zasady obowiązujące poniekąd już u nas, bo wypowiedziane w ustawach zasadniczych i w ustawach wprowadzających przymus szkolny t. j. obowiązek przymusowego uczęszczania do szkół.

Przypatrzmy się punktowi 2. W nim prokuratorya upatruje głównie istotę zbrodni. Punkt ten powiada: „Środki i narzędzia pracy powinny przejść z rąk jednostek na wspólną własność pracujących i tym sposobem praca najemna zastąpiona będzie pracą stowarzyszoną w stowarzyszeniach fabrycznych, rzemieślniczych i rolnych”. To jest zasada, w której prokuratorya upatruje zniesienie własności. Nadmienić tu muszę przede wszystkiem, że nie zgadza się z ustawą, co p. prokurator utrzymuje, że ustrój społeczny państwa austryackiego polega na zasadzie własności osobistej. Ustrój społeczny bowiem polega tylko na uświęceniu własności w ogólności bez dodatku „osobistej”. Błędnie cytuje bowiem p. prokurator art. 5 ust. zasadniczej z 21 grudnia 1867 n. 142, D. u. p., bo artykuł ten powiada: „własność jest nietykalna”. Przymiotnik „osobista” jest dowolnym dodatkiem prokuratora, przeciw któremu muszę zaprotestować, gdyż prokuratorya nie jest powołaną do czynienia dodatków do ustaw zasadniczych. Że zaś w rzeczy samej państwo austryackie nie ogranicza się i nie może się ograniczać jedynie do własności osobistej, tego dowodem, że mamy w państwie naszem niezliczone przykłady własności zbiorowej; – i tak wszelkie zakłady publiczne: szpitale, szkoły, kościoły, drogi, mosty, koleje, – czyż to nie własność zbiorowa? Czyż nie mamy dalej w kraju naszym stowarzyszeń, które posiadają majątek zbiorowy? Jeżeli zatem państwo austryackie polega tylko na uznaniu własności w ogóle, a nie własności osobistej, czyliż ten, który zamiast wyłącznej własności prywatnej pewnych przedmiotów tj. środków i narzędzi pracy żąda zaprowadzenia własności zbiorowej takowych, dopuszcza się jakiej zbrodni? Czyż w żądaniu tem, a raczej w wypowiedzeniu tego żądania mieści się wzbudzenie wzgardy lub nienawiści przeciw urządzeniom politycznym, lub wzywanie do oporu i walki przeciw ustawom państwowym?

W tymże punkcie programu wyrażają socyaliści życzenie, ażeby praca najemna przemienioną została w pracę stowarzyszoną w stowarzyszeniach fabrycznych, rzemieślniczych i rolnych. Pojęcie pracy stowarzyszonej widocznie p. prokuratorowi nie jest znane, skoro w niem zbrodnię upatruje; wszak istnieje u nas ustawa z 9 kwietnia 1873, wprowadzająca tak zwane stowarzyszenia zarobkowe i gospodarcze, t. j. stowarzyszenia robotników, mające na celu zakupywanie wspólne środków i narzędzi pracy, wspólne wykonywanie pracy w wspólnych warsztatach, fabrykach itd. i zastąpienie pracy najemnej pracą zbiorową tudzież dzielenie się owocami pracy, jak tego program socyalny wymaga.

Tak jest Panowie! Na podstawie rzeczonej ustawy, punkt 2 programu socyalnego może być do pewnego stopnia przez stowarzyszenia robotników w drodze legalnej przeprowadzony. Robotnicy mogą tworzyć sobie stowarzyszenia, w których środki i narzędzia pracy będą wspólną własnością stowarzyszonych, a i praca będzie stowarzyszoną. Socyaliści żądają tylko, by zasada ta została przeprowadzoną powszechnie, bo wobec wielkich kapitałów i swobodnej konkurecyi, stowarzyszenia zarobkowe celu swego dopiąć nie mogą.

Dalszy punkt 3 programu socyalnego opiewa: „Każda jednostka ma prawo do korzyści z rezultatów stowarzyszonej pracy, prawo, które w przyszłości określą sami pracujący na podstawie nauki”. Zastanówmy się nad znaczeniem tego punktu. Według zasady socyalistycznej wszyscy obywatele zarówno będą i muszą pracować wspólnie, wspólnemi narzędziami, w wspólnych stowarzyszeniach fabrycznych, rzemieślniczych i rolnych; rezultaty pracy tej będą zatem wspólne, bo będą owocem wspólnej pracy wszystkich. Wypowiedziana w punkcie 3 zasada: „Każda jednostka ma prawo do korzyści z rezultatów stowarzyszonej pracy”, znaczy zatem tyle, co „każda jednostka ma prawo do owoców swej własnej pracy”, co właśnie główną jest zasadą socyalizmu. Czyliż to ma być tak okropną zasadą? Czyż więc pan prokurator żąda, ażeby jednostka miała prawo do owoców pracy obcej? Wszak porywanie się na owoce pracy obcej nazywa się w kodeksie kryminalnym – kradzieżą – czyż więc ten, który przeciw porywaniu się na owoce pracy obcej tj. przeciw kradzieży występuje, zakłóca spokojność publiczną? Zasadę tę programu socyalistycznego niejednokrotnie wygłaszał i bronił w tej sali p. prokurator; dlaczego dziś chce przeciw niej wystąpić? Ależ może dodatek tego punktu jest w rozumieniu oskarżenia tak niebezpieczny, tj. postanowienie, że prawo to do owoców pracy wspólnej określą sami pracujący na podstawie nauki. Czyż te podstawy nauki, rozumie się nauki ekonomii społecznej, mają stanowić zakłócenia spokojności publicznej? Są wprawdzie jednostki, dla których nauka, a w szczególności nauka ekonomii społecznej jest zakłóceniem ich spokojności prywatnej, ale ażeby była zakłóceniem spokojności publicznej, o tem jeszcze nie słyszałem. Przejdźmy do dalszych punktów programu.

Punkt 4 programu socyalistycznego głosi zupełną równość społeczną obywateli bez różnicy płci, rasy i narodowości, a więc głosi on równouprawnienie wszystkich ludzi, a w szczególności także równouprawnienie kobiet. W tem głoszeniu równouprawnienia kobiet upatruje oskarżenie powstawanie przeciw instytucyi małżeństwa. Ciekawe zaiste jest rozumowanie pana prokuratora, – powiada on, mianowicie tak: według ustaw kanonicznych jak niemniej i cywilnych polega instytucya małżeństwa na podporządkowaniu kobiety pod władzę męża, a ponieważ socyaliści żądają równouprawnienia kobiet, przeto zdążają oczywiście do zniesienia instytutu małżeństwa!!! Risum teneatis amici! Rozumowanie to zaiste oryginalne! Pomijam zarzut, że ustawy kanoniczne u nas nie obowiązują, ale pytam się najpierw, gdzież jest postanowienie, że instytucya małżeństwa polega na podporządkowaniu kobiety pod władzę męża, tj., że istotą małżeństwa jest podporządkowanie kobiety pod władzę męża? Mnie podobne postanowienie ustawy austr. nie jest znane, bo kodeks nazw cywilnych w § 44, stanowiąc o znaczeniu małżeństwa powiada: „małżeństwo jest umową, w której dwie osoby różnej płci oświadczają według przepisów ustawy wolę swoją do zostawania w nierozerwalnej społeczności do płodzenia dzieci, ich wychowania i do wspólnej pomocy”; o tem jednak ażeby instytucya małżeństwa polegała na jakimś podporządkowaniu kobiety pod władzę męża, wzmianki tu żadnej nie ma. Wprawdzie stanowi kodeks w § 91, że mąż jest głową rodziny, ale i z tego nie wynika, żeby istota małżeństwa polegała na podporządkowaniu żony pod władzę męża. Ale nie tylko w ustawie cywilnej niema mowy o tem, jakoby instytucya małżeństwa polegała na podporządkowaniu kobiety pod władzę męża, niema o tem również mowy w prawie kanonicznem tak pompatycznie przez p. prokuratora zacytowanem.

Prawo kanoniczne określa bowiem małżeństwo jako połączenie mężczyzny i kobiety dla wspólnego i nierozłącznego pożycia (matrimonium est viri et mulieris conjunctio individuam vitae consuetudinem continens). Gdzież więc owo podporządkowanie kobiety pod władzę męża, na którem ma polegać instytucya małżeństwa. Ani w ustawach cywilnych, ani w ustawodawstwie kanonicznem nic podobnego nie znalazłem. Jeżeliby tak było w rzeczywistości jak p. prokurator utrzymuje tj. gdyby w rzeczywistości instytucya małżeństwa polegała na podporządkowaniu kobiety pod mężczyznę, to istotnie trafnemby było zapytanie z jednego z oskarżonych, dlaczego nie oskarżono tu o zbrodnie z 65 § k.k. wszystkich żon trzymających mężów pod pantoflem i naruszających przez to czynnie zasadę podporządkowania kobiety pod władzę męża?

Zastanówmy się jeszcze nieco nad rzeczywistem znaczeniem tego punktu programu socyalistycznego. Głosi on jak powiedziałem równouprawnienie kobiet, czyli tak zwaną ekonomiczną emancypacyę kobiet. Czyż można w domaganiu się równouprawnienia kobiet upatrywać zbrodnię zakłócenia spokojności publicznej? Mógłbym zacytować Panom nadzwyczaj obfitą literaturę tego przedmiotu nie tylko obcą, ale i naszą, lecz nie chcąc Was nużyć ograniczę się do uwagi, że równouprawnienie kobiet jest dziś powszechnie uznaną zasadą nowszej cywilizacyi.

Minęły czasy, gdzie kobieta była tylko niewolnicą męża, a zajęcie jej jedynie ograniczone do kuchni i domu. Frazes, że kobieta jest istotą słabszą, którą trzeba pod opiekę płci silniejszej poddać, dziś już nie popłaca; – dziś piękniejsze, wyższe kobietom przyznajemy stanowisko, uznajemy w kobiecie istotę równą mężczyźnie, – ba nawet od wielu wyższą. Kobieta ma równe prawo do wszechstronnego kształcenia się co mężczyzna, równe prawo do zdobycia sobie stanowiska zapewniającego jej byt i utrzymanie, równe prawo do pracy i zarobku.

Nieuzasadnionym tedy jest zarzut, jakoby socyaliści powstawali przeciw instytucyi małżeństwa i jakoby zakłócali spokojność publiczną. To oskarżenie raczej zagraża spokojności publicznej, bo głosząc, że według ustaw naszych kobieta musi być podporządkowaną mężowi chce pozbawić kobiety ich równouprawnień i czyni je niewolnicami – odstrasza więc płeć piękną od wejścia w związki małżeńskie i występuje tem samem przeciw instytucyi małżeństwa.

Dodać jeszcze winienem, że zasadę 4 programu socyal. wypowiadają art. 2 i 19 powołanej ustawy zasadniczej, które stanowią, że wszyscy obywatele austryaccy są wobec prawa równi, i że wszystkie narodowości są równouprawnione. Przystąpmy do dalszych punktów programu:

Punkt 5 opiewa: „wprowadzenie w życie powyższych zasad jest sprawą wszystkich pracujących bez różnicy rodzaju pracy i narodowości, zatem rewolucya społeczna musi być powszechną i międzynarodową”, a w związku z tym pozostający punkt 6 głosi, że „na tej zasadzie żądają socyaliści polscy federacyjnych związków z socyalistami wszystkich krajów”. Jakież jest znaczenie tych zasad? Przytoczone ustępy programu socyalnego wypowiadają, Panowie przysięgli, tylko tyle że ideałem socyalistów polskich jest jedno ogólne federacyjne państwo socyalistyczne obejmujące wszystkie narody cywilizowane: a więc ideałem socyalistów polskich jest zgoda i harmonia wszystkich narodów, zniesienie wojen tyle ofiar pochłaniających, usunięcie wojsk zabierających tak ogromne marnie ginące sumy, usunięcie walk i sporów narodowościowych i zaprowadzenie powszechnego pokoju. Narody cywilizowane nie będą stać wrogo naprzeciw siebie, nie będą mordować i zabijać się wedle upodobania władców, lecz niezawisłe i niezależne, tworzyć będą federacyjne związki, oparte na zasadach socyalizmu. Czyż to nie jest myśl – niedająca się może urzeczywistnić – ale piękna i wzniosła, bo ideał pokoju powszechnego, o jakim marzyli filozofie i poeci?

Dalszy punkt 7 programu orzeka, że zastosowanie w życiu zasad powyższych może być przeprowadzone tylko przez sam lud pod moralnem przewodnictwem organizacyi ludowej, świadomej jego praw i interesów. Ten właśnie punkt programu jest najlepszym dowodem, że tu nie o gwałt żaden się rozchodzi, nie o przeprowadzenie reform drogą armat i bagnetów, lecz o przeprowadzenie w drodze rewolucyi umysłowej. Reformy te ma przeprowadzić lud sam, świadom tego, do czego zdąża, a więc przeprowadzić ma tylko wtedy, jeżeli większość uzna reformy socyalne za zbawienne i korzystne, wtedy jeśli w umysłach nastąpi rewolucya społeczna, to jest poznanie zasad socyalnych i uznanie ich za odpowiednie, która zawsze poprzedzać musi ważniejsze wypadki historyczne.

Ostatnia, ósma zasada programu socyalnego opiewa: „zasadą naszej działalności jest moralna zgodność środków działania z założonym celem”. Jest to pośrednie zaprzeczenie tak zwanej zasady jezuickiej, iżby cel uświęcał środki, gdyż środki mają według tego programu pozostawać w moralnej zgodzie z celem.

Zbliżamy się do końca; ostatni ustęp programu socyalnego omawia środki propagandy zasad socyalistycznych i uznaje za główne środki przyczyniające się do rozwoju partyi socyalnej, następujące:

a) organizacyę sił ludowych;

b) ustną i książkową propagandę zasad;

c) agitacyę, to jest protest, demonstracye i w ogóle czynną walkę w duchu zasad socyal­nych z obecnym porządkiem społecznym, a na końcu programu jest uwaga, że wobec bezskuteczności dróg legalnych cel ten może być osiągnięty tylko na drodze rewolucyi społecznej.

Dla wyjaśnienia tego punktu ostatniego programu, a w szczególności chcąc wyjaśnić i przedstawić Panom dokładnie znaczenie owej rewolucyi społecznej, o jakiej tu mowa, muszę omówić tu środki przeprowadzenia zasad socyalizmu w życie, czyli tak zwaną praktyczną stronę socyalizmu. Oskarżenie twierdzi, że zasady socyalizmu przeprowadzone być mogą tylko drogą gwałtu, to jest drogą krwawej i burzliwej rewolucyi. Zapatrywanie się to jest mylne, a przekonywa o tem tak literatura kwestyi socyalnej, jak i historya naszych czasów. I tak rozumuje mianowicie bardzo trafnie Schäffle w sposób następujący: w dzisiejszym ustroju społecznym kapitał duży ma tę siłę atrakcyjną, że przyciąga i pochłania kapitał mały, tj. kapitały gromadzą i skupiają się coraz więcej w rękach małej garstki ludzi, podczas, gdy liczba ludzi nie posiadających kapitału, czyli tak zwany proletaryat coraz rośnie. Jeśli tak pójdzie dalej, to przyjdzie do tego, że będzie na świecie tylko kilku nadzwyczaj bogatych milionerów z jednej strony; a ogromna masa proletaryatu z drugiej strony, z czego konsekwencya, że owa garstka milionerów zgodzić się musi na zasady tak przeważającej większości proletaryatu. Owa garstka milionerów nie będzie jednak pozbawiona przemocą swych kapitałów, lecz nastąpi wywłaszczenie za wynagrodzeniem, tak samo, jak nie jedno już w dziejach wywłaszczenie nastąpiło i dziś nieraz następuje.

Wynagrodzenie to z natury rzeczy nie może nastąpić w pieniądzach, których nie będzie, lecz nastąpi w przedmiotach służących do bezpośredniego użytku jednostki. Otóż widzicie Panowie, jak zdaniem teoretyków socyalnych reforma socyalna czyli rewolucya socyalna nastąpić może bez gwałtu i bez rozlewu krwi, bo nie nastąpi ona od razu, lecz będzie dziełem wieków i pokoleń.

Przypominam Panom również odczytaną tu broszurkę Ludwika Blanka p.t.: Wiara socyalistów, gdzie obszernie i szczegółowo omówione są środki do organizacyi socyalnej, a środki te są wcale pokojowe, z gwałtem i rozbojem nic wspólnego nie mające. Że dalej więc dążeń socyalistycznych i w drodze legalnej urzeczywistnione być mogą, tego dowodem dzieje lat ostatnich.

Przed kilkunastu laty jeszcze socyaliści niemieccy, jako jeden z głównych punktów programu swego uważali powszechne i bezpośrednie prawo głosowania, którego się uporczywie domagali, dziś powszechne i bezpośrednie głosowanie jest w Niemczech prawem. Nie dawno temu, jak u nas domagano się ustaw ułatwiających robotnikom zawiązywanie stowarzyszeń i łączenie się celem stawiania oporu przewadze kapitału; obecnie mamy na mocy ustawy z 9 kwietnia 1873 r. tak zwane stowarzyszenia zarobkowe i gospodarcze, czyli spółki robotnicze, które wspólnemi środkami i narzędziami pracują.

Wydano wreszcie przed niedawnym czasem ustawę przeciw lichwie, najbardziej socyalistyczną ze wszystkich, ustawę z wybitną tendencyą socyalistyczną, bo biorącą wprost w opiekę ludzi pracujących przed wyzyskiwaniem przez kapitalistów. Tak jest Panowie! Kto tylko poznał istotę socyalizmu i potrafił odróżnić jądro kwestyi od podrzędnych lub obcych naleciałości, przyzna, że ustawa przeciw lichwie jest niczm innym, jak wyrazem tej wiecznej walki pracy z kapitałem; ten dalej przyzna, że gwałt nie pozostaje w związku koniecznym z pojęciem istota socyalizmu, bo co innego jest socyalizm naukowy, a co innego gwałt bezmyślny.

Ależ zarzucicie mi Panowie, że socyaliści w programie swym wyraźnie rewolucyę społeczną uznają za środek przeprowadzenia zasad socyalizmu. Otóż rozbierzmy pojęcie rewolucyi w ogólności, a rewolucyi społecznej tak, jak ją tłumaczą socyaliści sami Lassalle i Liebknecht, a przekonamy się, że rzecz ma się inaczej. Mylnem jest Panowie zdanie, jakoby pojęcie rewolucyi mieściło w sobie koniecznie gwałt, rozlew krwi itp. Jest to pojęcie dobre na ławach szkolnych, ale nienadające się w dziejach ludzkości. Wielcy historycy, jak Buckle, Drapper i inni, wykazali to już dawno, że jeśli gdzieś w dziejach ludzkości wybuchła rewolucya gwałtowna, była ona tylko zewnętrznym objawem i niejako ostatnim wyrazem rewolucyi społecznej, która już dawno przedtem w umysłach ludu była nastąpiła.

„Historya, powiada Liebknecht, to właśnie ciąg rewolucyi, to tworzenie, wzrost, przeobrażenie, postęp i ciągłe przewroty w życiu narodów. Póki człowiek żyje, jest rewolucyonistą. W tem właśnie tkwi istota jego człowieczeństwa, że wciąż jest z tego, czem jest, niezadowolony, wciąż do czegoś lepszego dąży. Z chwilą, gdy człowiek przestaje być rewolucyonistą, przestaje także istnieć. Rewolucya to ruch, to postęp, to życie, brak rewolucyi, to zastój, to śmierć”. Podobnie pojmuje rewolucyę i Lassalle, który np. postęp przemysłu w wieku 16 nazywa rewolucyą i powiada, że rewolucyą nazywamy każdy przewrot gwałtowny, czyli pokojowy, jeśli w skutek niego zasada nowa wstąpi w miejsce dawniejszej. Reforma może się odbyć gwałtownie, rewolucya przeciwnie w największym spokoju.

Przez rewolucyę społeczną rozumieć zatem należy przeobrażenie zapatrywań, postęp oświaty ludu, przyjęcie się nowych zasad w ogólności, radykalną zmianę stosunków społecznych, która jednak odbyć się może i odbywa całkiem pokojowo w skutek przyczyn naturalnych. Że i oskarżenie tak a nie inaczej rozumie rewolucyę społeczną dowodem tego ustęp z odczytanej nam tu broszury Limanowskiego, który omawiając na str. 61 sposób przeprowadzenia zasad socyalnych, wyraźnie powiada, że w państwie konstytucyjnem rewolucya społeczna odbywa się nie gwałtownie, lecz pokojowo, tego dowodem dalszym odczytany tu również katechizm socyalny, który na str. 12 wyraźnie powiada: „propaganda socyalna ma na celu nie raptowne zrobienie samej reformy, ale właśnie jej rozumne i obmyślane przeprowadzenie; chce ona przez przygotowanie i oświecenie ludu zapobiedz strasznemu, krwawemu wybuchowi, który wobec rosnącego ucisku, nędzy i zwiększającej się liczbie proletaryatu, byłby nieunikniony; potwierdzają to wreszcie z programem socyalistów polskich w związku pozostające i odczytane tu uchwały kongresu międzynarodowego stowarzyszenia w Genewie, który uchwalił jako hasło swego postępowania: prawdę, sprawiedliwość i moralność”. W obec takiego rozumienia pojęcia rewolucyi społecznej sądzę, że nie może utrzymać się zarzut, jakoby celem socyalistów i programem ich był przewrót gwałtowny, nie może być zatem mowy o zbrodni im zarzuconej.

Pozostaje nam jeszcze tylko pytanie, czy można uznać za karygodną ustną i książkową propagandę zasad socyalnych, a w ogólności agitacyę w duchu zasad socyalnych. Otóż nasuwa się tu przedewszystkiem pytanie, czy wolno w Austryi być socyalistą?  Mówiono wiele o tem podczas rozprawy, muszę i ja tego dotknąć. Nie waham się Panowie Sędziowie ani na chwilę odpowiedzieć na to pytanie twierdząco.

Pan Prokurator zaprzecza temu, twierdząc, że ustrój państwowy Austryi polega przedewszystkiem na rządach monarchicznych. Zapatrywanie się to jest mylne, jak to zaraz wykażę. Przede wszystkiem bowiem Austrya jest państwem konstytucyjnem, a władza ustawodawcza należy nie do Monarchy, lecz do parlamentu wspólnie z Monarchą, a właśnie w konstytucyi naszej, t. j. w ustawie zasadniczej z 21 grudnia 1867 r. Nr. 142 D. n. p., znajdujemy zasadę konstytucyjną, którą pan prokurator widocznie przeoczył, zasadę, że każdy ma u nas prawo swobodnego objawiania zdania swego, czy to słowem czy pismem, czy drukiem. Tak stanowi wyraźnie Art. 13 powołanej ustawy konstytucyjnej poręczającej swobodę słowa pisma i druku. Jeśli zatem według litery konstytucyi każdemu w Austryi przebywającego bez różnicy płci, narodowości i t. d. wolno swobodnie zdania i poglądy swe objawiać, dla czegoby socyalistom prawo to miało być odjęte? Ale są i inne przepisy, na które się tu powołać możemy. Art. 11 kod. k. wypowiada starodawną zasadę, że za myśli, zdania i poglądy nikt nie odpowiada, a art. 17 konstytucyi stanowi, że umiejętność i jej nauka są wolne, a wszak wykazałem, że socyalizm jest nauką i to nauką ekonomiczną. W państwie austryackiem zatem każdemu wolno być socyalistą, wolno zasady socyalizmu wyznawać, i wolno je nawet w pewnych granicach naukowych głosić.

Tak więc rozebraliśmy cały, przez pana prokuratora w tak ponurem świetle przedstawiony, program socyalistów. Zastanawiając się raz jeszcze nad całością onegoż proszę Panów przypomnieć sobie znamiona zbrodni zakłócenia spokojności publicznej i zadać sobie następujące pytania? Czy program socyalistów wspomina choćby jednem słowem o osobie Najjaśniejszego Pana? Czy wspomina o rządzie, konstytucyi lub administracyi? Czy jest jakakolwiek wzmianka o pogardzie lub nienawiści? Jakiekolwiek wyzwanie do pogardy lub nienawiści przeciw komukolwiekbądź? A w szczególności przeciw osobie Monarchy lub urządzeniom politycznym? Czy wreszcie jest w programie wzywanie do walki lub oporu przeciw ustawom państwowym? Czyż nie jest to tylko krytyka stosunków ekonomicznych, nie mająca nic wspólnego z wzbudzeniem wzgardy lub nienawiści przeciw urządzeniom politycznym? Wszak nawet tutejszy sąd karny, zatwierdzając konfiskatę przedstawionego programu orzeczeniem z 18 grudnia 1879 r., nie znalazł w takowym znamion zbrodni zakłócenia spokojności publicznej z § 65, lecz tylko istotę występku z § 305, o którym później pomówimy. Czyż przysięgli mieliby być sędziami surowszymi, niż sędziowie z zawodu?

Na czem więc, pytam się, prokurator opiera oskarżenie o zbrodnię zakłócania spokojności publicznej? Przypatrzmy się argumentacyi pana prokuratora, bo godna jest bliższego rozbioru.

Pan prokurator argumentuje w oskarżeniu tak:

Ustrój państwowy w Austryi polega przedewszystkiem (co znaczy przedewszystkiem?) na rządach monarchicznych (fałsz, bo na konstytucyjnych), zaś społeczny na dwóch podwalinach, to jest na małżeństwie i ztąd wynikającym związku familijnym, tudzież na prawie własności osobistej (fałsz, bo tylko na własności w ogóle). Dążność stowarzyszenia w mowie będącego była zatem skierowana ku obaleniu drogą gwałtu (gdzie była mowa o gwałcie?) istniejącego u nas ustroju państwowego i społecznego. Skąd taki wniosek? Z czego ma wynikać, że dążnością socyalistów było obalenie w drodze gwałtu nastroju państwowego – ale przypuściwszy nawet prawdziwość tego rozumowania, to co z tego wynika? Chyba to, że socyaliści zmierzali do zdrady głównej, gdyż skalanie ustroju państwowego i społecznego w drodze gwałtu stanowi według ustawy naszej nie zbrodnię zakłócenia spokojności publicznej, lecz zbrodnię zdrady głównej.

Czytajmy dalej: był to, powiada p. prokurator, cel ostateczny ale odleglejszy. Celem zaś bliższym, przede wszystkiem przez utworzenie w obrębie państwa austryackiego, koło osiągnąć się mającym, było pozyskanie i zorganizowanie mas, za pomocą których ów przewrót w przyszłości dokonany być miał. A więc celem dalszym socyalistów była zbrodnia zdrady głównej, celem zaś bliższym przygotowanie mas do tej zbrodni.

Ale czytajmy dalej: „Żeby zaś te masy pozyskać, trzeba im było z jednej strony zalecić owe zasady socyalizmu jako ideał, z drugiej strony zaś obecnie istniejący ustrój państwowy i społeczny, polegający na rządach monarchicznych tudzież na instytucyach familii i osobistej włączności, jako nie mający podstaw słusznych, jako niesprawiedliwy i masy te krzywdzący, a zatem jako taki, który wszelkimi środkami zwalczać należy, przedstawić. I ten to cel miał właśnie przez wymienioną w programie propagandę ustną i książkową, tudzież agitacyę być osiągnięty”, a więc mamy już trzy cele:

a) cel odległy: obalenie drogą gwałtu istniejącego ustroju państwowego, czyli słowami kodeksu: zdrada główna,

b) cel bliższy: pozyskanie i zorganizowanie mas, a więc: przygotowanie zdrady głównej i

c) cel jeszcze bliższy: przedstawienie obecnego ustroju, jako szkodliwego, przez propagandę książkową i ustną, czyli: przygotowanie mas do przygotowania zdrady głównej, t. j. zdrada główna w trzeciej potędze. Ale na tem jeszcze nie dosyć, bo p. prokurator wspomina jeszcze o celu czwartym najbliższym, powiada bowiem w dalszym ciągu oskarżenia: „gdy przedto obwinieni zawarli związki, których najbliższem zadaniem było podburzać masy wzniecając w nich nienawiść i pogardę przeciw osobie Najjaśniejszego Pana itd. przeto czyn im zarzucony pod przepis § 65 lit. c kod. k. podciągniętym być winien”.

Skąd ten skok? Z czego ma wynikać, że oskarżeni zawarli związki, których najbliższem zadaniem było podburzać masy, wzniecając w nich nienawiść i pogardę przeciw osobie Monarchy itd.? Dlaczego zdrada główna odległa staje się nagle w teraźniejszości zaburzeniem spokojności publicznej?

Prokurator rozumuje tak: celem najodleglejszym socyalistów była zdrada główna: celem bliższym: pozyskanie mas dla zdrady głównej; celem jeszcze bliższym: przygotowanie mas do przygotowania kiedyś w dalekiej przyszłości zdrady głównej; a celem najbliższym: rozpoczęta propaganda ustna i książkowa zasad socyalnych. Winę oskarżonych ma stanowić zatem przyczynienie przygotowań do przygotowania mas, celem przygotowania przewrotu społecznego kiedyś w przyszłości nastąpić mającego, a i tu w czwartym stopniu rozcieńczona zdrada główna ma stanowić zdaniem p. oskarżyciela publicznego zbrodnię zakłócania spokojności publicznej. Na podobną argumentacyę sądzę, żaden sędzia zgodzić się nie może.

Jeżeliście Panowie Sędziowie słuchali z uwagą oskarżenia, to musiała uderzyć Was ta okoliczność, że oskarżenie rozwodzi się nadzwyczaj obszernie nad tak zwaną historyczną i dowodową stroną procesu obecnego, podczas gdy uzasadnienie prawne zbywa w kilku słowach. Słyszeliście aż nadto wiele w oskarżeniu o tem, co każdy z oskarżonych pisał, ale to rozwlekłe opowiadania niby historyczne, mają widocznie zakryć brak argumentów jurydycznych, bo takich daremnie w oskarżeniu szukałem.

Ale co jeszcze Panowie! Nie pozwala i nasze ustawodawstwo szerzyć zasad podkopujących podwaliny społeczne państwa, tj. religię, rodzinę i własność, ależ szykanowanie tych zasad uznaje prawodawstwo w § 305 kod. k. jedynie za występek i karze takowy aresztem do roku. Gdyby p. prokurator był oskarżył oskarżonych o ten występek, stalibyśmy na innym wcale gruncie. Ależ oczywista, że skoro się trzymało ludzi rok przeszło w więzieniu śledczem, trudno było ich skarżyć potem tylko o występek ulegający co najwyżej karze rocznego aresztu. Przypuściwszy zatem nawet, że oskarżenie jest uzasadnione, tj., że oskarżeni chcieli w rzeczy samej podkopać instytucye religii, rodziny i własności, czemu jednak przeczę, to tak szerzenie zasad podkopujących podwaliny społeczne państwa austryackiego mogłoby według wyraźniej litery kodeksu karnego stanowić jedynie występek z § 305 k.k. Już i z tego względu zatem o istocie zbrodni z § 65 k.k. mowy być nie może.

Z jakiegokolwiek bądź stanowiska zatem na sprawę obecną się zapatrywać będziemy, choć nawet i przypuśćmy, że socyaliści chcą w rzeczy samej podkopać pojęcie własności i uświęcone instytucye rodziny i religii, to i tak czyny te w żaden sposób nie mogą być podciągnięte pod § 65 k.k. tj. pod wzbudzanie wzgardy lub nienawiści przeciw osobie Monarchy i instytucyom politycznym, gdyż znamion tych ani w programie, ani w odczytanych tu broszurach wykryć nie podobna.

Na tym wywodzie dotychczasowym mógłbym właściwie obronę oskarżonych ograniczyć, bo skoro w zarzucanych im czynach nie ma absolutnie istoty zbrodni § 65 k.k., skoro oskarżenie nie ma żadnej jurydycznej podstawy, obojętną jest rzeczą, czy oskarżeni propagowali rzeczywiście zasady socyalizmu, czy tworzyli kółka itd. Ażeby jednak wykazać zastraszającą nicość oskarżenia w każdym kierunku, omówię jeszcze szczegółowo zarzuty czynione pp. Straszewiczowi, Piekarskiemu, Ilaenderowi i Mańkowskiemu i wykażę, że takowe zbrodni żadnej nie dowodzą.

Przystępuję do zarzutów czynionych Ludwikowi Straszewiczowi. Od niego zaczynam, bo jak Panowie słyszeliście, Straszewicz nie przyznawał i nie przyznaje się do zasad socyalnych. Podobnie, jak prawie wszyscy inni oskarżeni otwarcie i z pewnego rodzaju dumą oświadczają: „jesteśmy socyalistami i będziemy nimi – gdyż o prawdziwości zasad socyalizmu mocno jesteśmy przekonani” – z podobną siłą przekonania powiada p. Straszewicz „nie jestem socyalistą i nie przyznaję się do zasad socyalnych, bo moje przekonania są inne, to mi jednak nie przeszkadzało i nie przeszkodzi, by poznać zasady socyalizmu i żyć z kolegami, których przekonania są od moich odmienne”.

Szanowni Panowie Sędziowie! Już to samo oświadczenie p. Straszewicza powinnoby zdaniem mojem wystarczyć do przekonania, że oskarżony zasad socyalizmu nie wyznaje, bo socyalista nigdy się zasad swych nie zaprze; wszak celem i zadaniem socyalistów jest głosić powszechnie zasady socyalizmu i propagować je publicznie. A czyż może propagować zasady takie i bronić ten, który się ich wstydzi i wypiera? Kto tylko poznał Panowie istotę socyalizmu i bezstronnie ocenił zeznania p. Straszewicza, ten musiał nabrać przekonania, że p. Straszewicz w rzeczy samej zasad socyalnych nie wyznawał i nie wyznaje.

Pan prokurator jednak sądzi przeciwnie, bo według oskarżenia jest socyalistą nie tylko ten, który zasady socyalizmu wyznaje, ale i ten, który je przeczy i przeciwko takowym powstaje. W obec takiego twierdzenia oskarżenia mielibyśmy Panowie prawo żądać oczywiście od pana prokuratora nadzwyczaj silnych dowodów, któreby nas przekonały, że się p. Straszewicz istotnie przekonań swych wypiera. Czyż dostarczyło nam oskarżenie takich dowodów? Rozbierzmy po kolei owe rzekome poszlaki oskarżenia.

Oskarżenie twierdzi, że p. Straszewicz przyjechał do Krakowa jedynie celem organizowania tutaj kółek socjalistycznych, ależ dowody przytoczone przez oskarżenie, dowodzą rzeczy wprost przeciwnych, bo tak z dziennika, jak i listów oskarżonego jest rzeczą najwidoczniejszą, że p. Straszewicz przyjechał to jedynie w celu, ażeby zapisać się na wydział filozoficzny tutejszego uniwersytetu, że miał liczne polecenia od profesorów tutejszego uniwersytetu, a nie od socyalistów, że uczęszczał na wykłady profesorów uniwersyteckich, że wreszcie zajmował się pracą literacką, bo pisywał artykuły do pism warszawskich „Wędrowiec” i „Nowiny” treści wcale nie socyalistycznej.

Na jakiej podstawie twierdzi więc oskarżenie – pytam się – że p. Straszewicz przyjechał tu dla propagandy socjalistycznej? – Ale co najciekawsze Panowie! Zdaje się, że sam pan prokurator nie wierzy swemu twierdzeniu, iżby p. Straszewicz przyjechał tu dla propagandy zasad socyalistycznych; bo gdyby tak było, byłby go podobnie jak panów Waryńskiego, Koturnickiego, Biesiadowskiego itd. do pierwszej grupy, do grupy organizatorów zaliczył, a więc czemuż tego nie uczynił?

Słyszeliście Panowie, że prokurator podzielił oskarżonych na 4 grupy tj. na grupę organizatorów i na 3 grupy członków tj. krakowskich, wiedeńskich i lwowskich. I dziwna rzecz! P. Straszewicz zamiast należeć do grupy organizatorów, znajduje się nagle w grupie krakowskiej, więc w grupie tych, których na członków werbowano.

Jakże tę sprzeczność pogodzić?

Ale chodźmy dalej. Czytano nam tu cały szereg listów i dziennik oskarżonego, którego odczytanie było mu tak przykre, aczkolwiek go najsilniej broni. W dzienniku tym powiada oskarżony wyraźnie na str. 57, że nie będzie pomagał socyalistom, bo nie podziela ich przekonań; na str. 52 wprost przeciwko nim występuje, słowem kilkakrotnie z socyalizmem polemizuje i nawet nie bardzo pochlebnie o osobach, które poznał się wyraża. Pan prokurator jednak upatruje w tem wszystkiem tem silniejsze dowody socyalistycznych przekonań oskarżonego, a wyrażania jego niepochlebne dla socyalistów uważa za dowody ścisłych stosunków w jakich miał z nimi żyć. W listach, które oskarżony otrzymał od kolegów swych z Petersburga i które dowodzą, że oskarżony przez swych kolegów bardzo był lubiany, gdyż się starannie o jego losach wywiadują, radzą koledzy oskarżonemu, by się zajął socyologią, pan prokurator widzi w tym wzywanie do propagandy socyalnej; koledzy donoszą mu o kółkach studenckich w Petersburgu i dowiadują się, czy istnieje podobne w Krakowie – pan prokurator upatruje w tem dowiadywania się o kółka socyalno-rewolucyjne, o jakich oskarżony nic nie wie.

W listach tych obiecują oskarżonemu rekomendacye do profesorów uniwersytetu, pan prokurator upatruje w tem stosunki z socjalistami – słowem listy najobojętniejszej dla sprawy treści – listy z lat 1875 i 1876 z czasów, gdzie u nas jeszcze o socyaliźmie nic nie wiedziano, uważa pan prokurator za dowody mające przemawiać przeciw oskarżonemu.

Ale jeszcze jeden dowód przytacza oskarżenie, tj. okoliczności, że miano znaleźć u oskarżonego wiele dzieł treści socyalistycznej. Znaleziono u oskarżonego wiele książek, ale między niemi tylko jedną i jedyną broszurę socyalistyczną tj. rozprawkę doktora Limanowskiego o socyaliźmie, rozprawkę naukową, która przez kilka miesięcy wolno krążyła po świecie, była omawiana w dziennikach fachowych i którą powszechnie czytano jako broszurę dającą, jak Panowie słyszeliście, pogląd na zasady i dążności socyalizmu.

Prócz tej jednej broszury doktora Limanowskiego nie znaleziono u oskarżonego ani jednej innej broszury, a mimo, że się pan prokurator na mnie tak oburzył, pytam się, zgadza się z godnością instytucyi, którą pan prokurator reprezentuje, twierdzić w akcie oskarżenia okoliczności, których nieprawdziwość na rozprawie musi się wykryć? I oto są wszystkie dowody, na podstawie których prokuratorya oskarża Ludwika Straszewicza o zbrodnię zakłócania spokojności publicznej.

Ale co więcej Panowie, wszyscy świadkowie słuchani tu na rozprawie, wezwani na potępienie Straszewicza, najwymowniej go bronili, a nie sądźcie Panowie, żeby byli w śledztwie zeznali inaczej, powtórzyli oni jeno to, co poprzednio zeznali w śledztwie. Pytam się więc Panowie, czyż to dowody dostateczne – nie do skarania człowieka, bo o tem sądzę ani mowy nie ma – ale do oskarżenia, do sprowadzenia przed kratki sądowe; czyż to są podstawy do trzymania młodego i inteligentnego człowieka w więzieniu śledczem przez 12 miesięcy?

Długi czas nie mogłem zrozumieć, na co pan prokurator Straszewicza oskarżył, wypowiedział to dopiero oskarżony na rozprawie, nie on był to potrzebny prokuratoryi, ale jego dziennik i listy, ażeby były użyte przeciw kolegom. Czy jednak godzi się na to trzymać człowieka rok w więzieniu śledczem, to oddaję pod sąd Wasz i opinii publicznej.

Przypatrzmy się teraz zarzutom czynionym przez oskarżenie p. Witoldowi Piekarskiemu. Oskarżenie czyni mu zaszczyt zaliczania go do pierwszej grupy oskarżonych tj. do tak zwanych organizatorów. Już ten pierwszy zarzut jest zupełnie nieuzasadniony, żadnym dowodem nie poparty i po prostu tylko z powietrza wzięty. Wszak nie słyszeliśmy tu ani jednego świadka, który zeznał, jakoby Piekarski organizował jakieś kółka, ani jeden świadek nie zeznał, jakoby Piekarski kogoś namawiał do przystąpienia do jakichś kółek socyalnych lub jakby w ogólności usiłował kogoś „na socyalistę przerabiać” jak się tu wyrażono, ani jeden świadek nie zeznał, jakoby Piekarski był wzywał kogo do wzgardy lub nienawiści przeciw osobie Monarchy – rządowi lub administracyi – a o to się właśnie rozchodzi.

Ale co więcej – współoskarżony Bogucki, który na posiedzeniach kółek rzekomych miał bywać, który według protokołów śledczych wszystko szczegółowo miał zeznać i wydać Piekarskiego ani w śledztwie, ani na rozprawie nie wymienił i mimo przedstawienia mu go śledztwie nie poznał. Skąd więc wniosek, że Piekarski miał takie kółka organizować?

Ale idźmy dalej, rozbierzmy dalsze rzekome dowody oskarżenia. Znaleziono u oskarżonego dwa recepisy i adresy osób poza granicami państwa austryackiego mieszkających, mających według oskarżenia mieć udział w ruchu socyalnym europejskim. Czyż to jest dowodem, że oskarżony popełnił tu w Krakowie zbrodnię zakłócania spokojności publicznej, to jest, że on, oskarżony tu u nas wzywał kogo do wzgardy lub nienawiści przeciw osobie Monarchy, formie rządu itd.?

Pomijam zarzut, że nie ma dowodu na to, iżby osoby, których adresa u oskarżonego znaleziono, rzeczywiście takie role odgrywały w ruchach socyalistycznych, jakie im oskarżenie, a względnie odezwa policyi tutejszej z dnia 12 marca 1879 przypisuje, odezwa rzeczona bowiem żadnej mocy dowodowej nie posiada, bo nie wiemy skąd policya owe wiadomości czerpała, ale przypuśćmy, żeby rzeczywiście tak się rzecz w istocie miała, czyż posiadanie adresów socyalistów poza granicami państwa austryackiego mieszkających, albo nawet korespondencya zakazana, a w szczególności, czy stanowi zbrodnię z § 65 k.k. kilkakrotnie już rozbieraną. Jakież są dalsze dowody przez oskarżenie przytoczone?

List przez księgarza w Genewie Elpidyna do pana Nowickiego pisany, list oskarżonego pisany do swej krewnej Amelii Piekarskiej z 23 marca 1879 roku i wreszcie wielka ilość dzieł i broszur socjalistycznych rzekomo u oskarżonego znalezionych.

Co się tyczy listu pierwszego, to takowy już p. Nowicki wytłumaczył, jak również wyjaśniony i wiarygodnie udowodniony został stosunek oskarżonego Piekarskiego do współoskarżonego Nowickiego; ten list zatem zresztą całkiem obojętny co do treści, pomijam, a przystępuję do rozbioru owego listu z 23 marca 1878 roku, który ma stanowić tak silny przeciw oskarżonemu dowód.

W liście tym nazywa oskarżony Kraków miastem stańczyków, jezuitów, hrabiątek, książątek itd., skarży się na niecne artykuły dziennika „Czas”, opowiada, że policja w skutku sprawy socyalnej dostała białej gorączki i łapie ludzi po ulicach i kawiarniach, wreszcie dodaje, że przesyła pięknej blondynce naprzeciw niego zamieszkującej sporą ilość buziaczków i że wieczorem odbywają się w jego mieszkaniu szumne rozprawy podobnych jak oskarżony zapaleńców. Gdzież tu, pytam się, dowód organizacyi kółek rewolucyjnych? Gdzie agitacja socyalna? Czyż posyłanie buziaczków pięknym blondynkom miałoby być agitacyą socyalną? Ależ w takim razie gmach kryminalny nie starczyłby na pomieszczenie wszystkich tego rodzaju agitatorów socyalnych!

Gdzie dalej dowód, że owe szumne rozprawy podobnych, jak oskarżony zapaleńców miały odnosić się właśnie do agitacyi socyalnej? – wszak mogły się tyczyć zarówno owych buziaczkami częstowanych blondynek. A choćby się nawet tyczyły zasad socyalnych, to gdzież dowód organizacyi kółek mających na celu wzbudzać do wzgardy lub nienawiści przeciw osobie Monarchy, formie rządu, konstytucyi itp. Gdzież dowód wzywania do oporu i walki przeciw ustawom państwowym?

Pozostaje tedy ostatni poszlak, owa rzekomo wielka ilość książek i broszur socyalnych. Jaką wagę ma twierdzenie oskarżenia o wielkiej ilości broszur socyalnych, przekonaliśmy się już na innem miejscu, tu tylko przypominam Panom, że u Pana Piekarskiego znaleziono w rzeczy samej wiele książek przeróżnej treści. Między temi książkami treści historycznej, socyologicznej itd. Znaleziono zaledwie 10 egzemplarzy nie zakazanej dotąd broszury Wiara socyalistów i 2 czy 3 inne broszury socyalne w jednym egzemplarzu, i oto ta wielka ilość dzieł i broszur socyalnych.

Streszczając tedy zarzuty czynione Piekarskiemu, pytam się Panów, czy to są dowody mające przekonywać sędziów o tem, że Piekarski dopuścił się zbrodni zakłócania spokojności publicznej, tj., że organizował kółka mające na celu wzbudzanie do wzgardy przeciw osobie Monarchy, formie rządu itp. Czy to są dowody, na których podstawie trzyma się oskarżonego przez 13 miesięcy w więzieniu śledczem i skazania go na kilka lat ciężkiego więzienia?

Przystępując do zarzutów czynionych Inlaenderowi.

Tu muszę przedewszystkiem zauważyć, co zresztą na rozprawie zostało stwierdzonem, że przeciw Inlaenderowi toczyło się jeszcze w październiku 1878 roku we Lwowie śledztwo o tę samą zbrodnię, o którą dziś jest oskarżony, że jednak Izba Radna Sądu Krajowego Karnego we Lwowie uchyliła śledztwo o zbrodnię z § 65 kod. k. i zezwoliła jedynie na wdrożenie przeciw Inlaenderowi śledztwa o tak zwany występek tajnych stowarzyszeń, mimo że już sądowi lwowskiemu znane były wszystkie poszlaki, które p. prokurator dziś przeciw Inlaenderowi przytacza. Ale pan Prokurator krakowski nie chciał przystać na uchwałę sądu lwowskiego; skarżyć o występek, było mu za mało, ściągnął sprawę do Krakowa i skarży o zbrodnię.

Już ten jeden fakt, podczas rozprawy stwierdzony, że sąd lwowski uznał w czynie oskarżonemu zarzucanym jedynie występek z § 287 k.k., a nie uznał w nim zbrodni, wystarczyłby do uwolnienia Inlaendera od oskarżenia o zbrodnię, ale ażeby i tu bezpodstawność oskarżenia wykazać, rozbiorę główne poszlaki przeciw oskarżonemu przytoczone.

Pomijam listy pisane do Lipskiego, obecnego Ludwika Waryńskiego pod adresem Inlaendera, bo w tem przecież czynu karygodnego nie ma, ale zastanówmy się nad znaczeniem znalezionego u Inlaendera programu i słowa wstępnego, przez Pana prokuratora inkryminowanych.

Co się tyczy programu, to przedewszystkiem zastrzec się muszę przeciw twierdzeniu, jakoby pismo to mogło być uważane za program rzeczywisty, jest to bowiem, jak z osnowy widoczna, tylko jakiś projekt do programu, widocznie projekt jednostki przez innych nie przyjęty, a nadto proszę zważyć: po pierwsze, że program ten nie jest pisany ręką oskarżonego Inlaendera, ani ręką któregokolwiek z współoskarżonych, lecz jest dziełem zupełnie obcem; po wtóre, że znaleziony został tylko w jednym egzemplarzu i to leżał w otwartem biurku Inlaendera, wystawiony niejako na widok; po trzecie, że jak z treści onegoż wynika, był skierowanym przeciw Rosyi i nie ma najmniejszego dowodu, jakoby był lub miał być przygotowany w Austryi.

Że zaś w rzeczy samej treść onegoż odnosiła się do Rosyi, tego dowodem wstęp programu, który opiewa: „Wierzymy głęboko, że lud polski poruszony w imię zasad socyalno-rewolucyjnych, okaże niezwyciężoną energię w walce z zaborczym rządem, który do wyzyskiwania ekonomicznego dołączył niesłychany ucisk narodowości”.

Czyż może przez rząd zaborczy, popełniający niesłychany ucisk narodowości rozumiany być kto inny, aniżeli rząd rosyjski?

Jest jeszcze inna okoliczność, która popiera twierdzenie, że to tylko o Rosyę rozchodzić się może, to jest wzmianka w liście Inlaendera pisanym do Genewy, że znalazł drogę tajną do Królestwa pewną i bezpieczną.

Wobec tych uwag zatem projekt ten, a raczej brulion projektu żadnego znaczenia mieć, a więc i żadnego dowodu przeciw oskarżonemu stanowić nie może, a to mniej, ile że oskarżony sam oświadczył, iż z treścią tego programu nie zupełnie się zgadza.

Co się tyczy znalezionego u Inlaendera słowa wstępnego, które miało być umieszczone w piśmie poświęconem sprawom klasy robotniczej, to treść takowego nie zawiera nic a nic karygodnego i nie pojmuję rzeczywiście, jak można w państwie konstytucyjnem za podobny artykuł do odpowiedzialności pociągać. Nie chcę treści tego artykułu powtarzać, proszę Panów tylko przypomnieć sobie takową, a jestem przekonany, że zdanie moje podzielicie.

Oto są poszlaki, przytoczone przeciw Inlaenderowi, mające dowodzić, że był członkiem kół rewolucyjnych, wzywających do wzgardy i nienawiści przeciw osobie Monarchy, formie rządu itd. Gdzie dowód, pytam się, że we Lwowie istniały w ogólności jakieś kółka rewolucyjne, że się zbierały, odbywały posiedzenia itd. Gdzie dowód, że kółek tych celem i działaniem było wzbudzać wzgardę i nienawiść przeciw osobie Monarchy, konstytucyi, administracyi itd. Gdzie wreszcie dowód, że Inlaender był członkiem podobnych kółek, na posiedzeniach bywał, wzgardę i nienawiść przeciw urządzeniom politycznym szerzył itd.

Przystępuję do ostatniego z bronionych przeze mnie oskarżonych, to jest do Mieczysława Mańkowskiego. Już wiek jego, sądzę, jest najlepszą jego obroną. W czasie kiedy miały się organizować w Krakowie owe niebezpieczne kółka rewolucyjne z końcem roku 1878, oskarżony liczył lat 16. Szanowni Panowie! Smutno by było zaiste, gdyby 16-letni młodzieńcy mogli wywoływać krwawą rewolucyę w państwie austryackim. Ale oskarżenie twierdzi, że u Mańkowskiego znaleziono leżące przed wami kaszty, a w tych kasztach miały być czcionki, a temi czcionkami miały być drukowane broszury, a te broszury miały być treści socyalnej i miały wzbudzać do wzgardy lub nienawiści przeciw osobie Monarchy itd.

Czyż to nie dowód oczywisty? Sądzę, że takie dowody dla skazania za zbrodnię zakłócania spokojności publicznej nie wystarczą.

Ależ oskarżenie twierdzi, że mamy drugi dowód przeciw oskarżonemu, to jest wycieczkę do Zabierzowa. Co się tyczy tej wycieczki, to przede wszystkim nadmienić muszę, że to, co się stało podczas rozprawy w lutym br., nie może przecież dowodzić, że Mieczysław Mańkowski w roku 1878 i w początkach 1879 był członkiem kół rewolucyjnych, mających na celu wzywanie do wzgardy lub nienawiści przeciw osobie Monarchy itd. Wycieczka do Zabierzowa po książki nie jest przecież zbrodnią zakłócania spokojności publicznej? Proszę tedy zwrócić uwagę na to Panowie, że to rozchodzi się jedynie o to, czy oskarżony Mańkowski był członkiem owych rzekomych kół rewolucyjnych w latach 1878 i początkach 1879; nie zaś to, czy w roku 1880 jeździł do Zabierzowa po książki i co tam rozmawiał z żandarmami i wójtem, bo to były pogadanki, nawet nie przez oskarżonego wszczęte, ale to zbrodni z § 65 k.k. jeszcze nie było. Mieczysław Mańkowski zresztą w rzekomem kole przygotowawczem na Kleparzu nie był, w kole niby rewolucyjnem na Kleparzu nie był, bo go nikt tam nie widział, Ludwika Waryńskiego przed jego przyaresztowaniem nie znał; gdzież więc dowody jego zbrodni? Choćby nawet był przynosił oskarżonym potajemnie kartki, kiedy siedzieli w więzieniu śledczem, to jeszcze do zbrodni zakłócania publicznej spokojności daleko. Sądzę, że te uwagi wystarczą do uniewinnienia Mieczysława Mańkowskiego.

Nie chcę was dłużej zabawiać, Panowie Sędziowie, spieszę do końca. Jeśli zastanowicie się, kończąc przemówienie moje, nad całością sprawy obecnej, zapytać się muszę, co dało właściwie powód do oskarżenia niniejszego? W czem też oskarżeni przewinili, co też takiego zrobili, że tak długo siedzą w więzieniu śledczem i jeszcze, według wniosku oskarżenia, surowo karani być mają?

Wina ich polega na tem, że zastanawiali się nad urządzeniem stosunków ludzkich, że kształcąc się, zajmowali się kwestyami społecznymi, że zapoznawszy się z kwestyą socyalną przyszli do przekonania, że obecny nasz ustrój społeczny jest wadliwy, że go więc należy gruntownie zreformować, że należy usunąć nędzę współbraci i owe choroby społeczne, które są skutkiem dzisiejszego złego ustroju społecznego. Otóż przypuśćmy Panowie, że poglądy oskarżonych są absolutnie błędne i zgubne, że nie ma w nich ani ziarna prawdy, że nie mają żadnej podstawy naukowej, pytam się jednak, czy można piętnować zbrodniarzami ludzi odmiennych przekonań? Czy sąd kryminalny jest trybunałem kompetentnym do sądzenia przekonań? Czyż za przekonania mają oskarżeni być sądzeni i do lochów kryminalnych wtrącani? Czy można ludzi, którzy w każdym razie nie chęcią zysku wiedzeni, ale z przekonania, nawet z poświęceniem swego mienia, pokoju i wolności swej, wyznawają i propagują idee powszechnej równości i miłości, równać z tymi, którzy porywają się gwałtownie na cudze życie i mienie?

Szanowni Panowie! Pan prokurator w przemówieniu swem oświadczył, że występuje tu w interesie społeczeństwa. Ponieważ mogłoby się więc zdawać, że my obrońcy występujemy przeciw interesowi społeczeństwa, winienem na to parę słów odpowiedzieć. Jeśli Panowie spojrzą na ten akt oskarżenia, sklejony z not policyjnych i pomyślę sobie, że na wypracowanie takowego potrzebował pan prokurator cały rok czasu, jeśli pomyślę sobie, ile osób wskutek tego aktu oskarżenia niepotrzebnie, ilu nawet całkiem niewinnie siedziało długi czas w więzieniu śledczem, jeśli pomyślę dalej, że wskutek tego oskarżenia pan prokurator zniszczył byt, stanowisko i przyszłość wielu osób i rodzin nie tylko w kraju naszym, ale i poza nim, jeśli pomyślę wreszcie o dalszych skutkach, jakie proces ten za sobą pociągnął i jakie jeszcze wywoła, to powiedzieć sobie muszę: tem oskarżeniem zaiste nie przysłużył się prokurator ani państwu ani społeczeństwu. To my właśnie obrońcy występujemy w obronie społeczeństwa, bo broniąc oskarżonych, bronimy prawa, bronimy sprawiedliwości, stajemy w obronie poręczonych nam konstytucyą swobód; broniąc oskarżonych, bronimy Was Panowie, bronimy nas, bronimy wszystkich, bo to samo, co stało się jednemu z oskarżonych, np. Chaberskiemu, mogłoby się zarówno wydarzyć każdemu innemu obywatelowi; broniąc oskarżonych, Panowie, bronimy zatem najważniejszych, najistotniejszych, najżywotniejszych interesów społeczeństwa.

Nie chcę, Panowie, czynić dalszych uwag o sprawie obecnej tu na tem miejscu, bo mógłbym powiedzieć rzeczy, które aczkolwiek byłyby tylko wyrazem głębokiej prawdy, mogłyby przecież może być źle rozumiane i uważane za wyraz jakiejś osobistej urazy, której nie miałem, ani mam i jaką się nigdy na tem miejscu nie powoduję.

Kończąc Panowie, wyrażam niepłonną nadzieję, że wyrok Wasz będzie wyrazem opinii powszechnej, będzie sądem nie tylko oskarżonych, ale sądem sprawy samej, że orzeczenie Wasze, zgodne z prawem, zgodne z sumieniem i przekonaniem Waszem, pociągnie za sobą ten błogi skutek, że druga taka sprawa, jak obecna, w tej Sali sądowej się nie odegra.

Tekst przemówienia został opublikowany w „Czasie” 1880, nr 89 i 90.

Do druku przygotował adw. dr Tomasz J. Kotliński.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".