Poprzedni artykuł w numerze
Studenci pierwszego roku prawa bywają zaskoczeni, by nie powiedzieć zawiedzeni programem studiów. Chcieliby od razu poznawać zawiłości współczesnego prawa cywilnego lub karnego, a tu Rzym. Wielokrotnie pytają, dlaczego mają się na początku uczyć o najstarszej formie procesu, w czasie którego trzeba było wypowiadać ściśle określone w ustawie słowa, gdyż przekręcenie ich powodowało automatycznie przegranie sporu. Sam jurysta klasyczny Gaius podaje przykład takiego absurdalnego rozwiązania: „Z tego powodu ten, kto był wystąpił ze sporem w sprawie wycięcia winorośli w ten sposób, że w postępowaniu wymienił winorośle, przegrywał sprawę, ponieważ powinien był wymienić drzewa z tego powodu, że Ustawa XII Tablic, na podstawie której przysługiwało powództwo z tytułu wycięcia winorośli, mówiła o wyciętych drzewach” (G. 4.11). Analogicznie w przypadku najstarszej formy uroczystego przyrzeczenia sponsio czy późniejszego kontraktu słownego stypulacji, w czasie zawierania których na zadane pytanie trzeba było odpowiedzieć koniecznie używając tego samego czasownika, jaki wierzyciel użył w pytaniu (np. Spondesne mihi centum dare? „czy przyrzekasz dać stoi” – Spondeo „przyrzekam”. W przypadku, gdy dłużnik na pytanie „czy przyrzekasz dać sto” odpowiedział „dam sto”, co oczywiście odpowiadało intencjom stron, nie powstawało ważne w świetle prawa zobowiązanie. W najstarszym okresie VI – V wieku przed Chrystusem, ze względu na słabo rozwinięte prawo, stypulacją posługiwano się w wielu różnych sytuacjach. Źródła donoszą, że jeden z obywateli rzymskich Carvilius Ruga w ok. IV w. przed Chr. miał rozwieść się ze swą żoną, którą bardzo kochał, ponieważ nie dała mu dziecka, a on złożył przysięgę wobec cenzorów, że zawarł małżeństwo liberorum procreandorum causa w więc w celu posiadania potomstwa. Pomimo ogromnego szacunku, jaki Rzymianie mieli dla uroczystej przysięgi, opinia publiczna negatywnie oceniła postępowanie Carviliusa Rugi.
Dopiero z biegiem czasu, juryści prawa klasycznego dostrzegli niesprawiedliwość, jaką rodził zbyt daleko posunięty formalizm (co dziś określa się paremią: apices iuris non sunt iura) i dlatego sformułowali wskazówkę, w jaki sposób należy interpretować przepisy prawne (scire leges non est verba earum tenere, sed vim ac potestate). Początkowo, przez dłuższy czas formułę stypulacji należało wypowiadać, ponieważ samo spisanie ściśle określonych słów nie rodziło skutków prawnych. Z biegiem czasu, zwłaszcza w okresie cesarskim, kiedy wprowadzono konieczność dokumentowania dokonywanych czynności prawnych w formie pisemnej (quo non est in actis non est in mundo), wystarczyło sporządzenie odpowiedniego dokumentu.
Czy zatem użycie niewłaściwych słów czy form gramatycznych ma nadal rodzić nieważność danej czynności, zwłaszcza podpisanej we właściwej formiei.
Idąc tym tokiem rozumowania, można dojść do konkluzji, które nie tylko rzymski jurysta, ale także współczesny prawnik prawdopodobnie skwitowałby lakonicznym stwierdzeniem absurdum est. Wystarczy odwołać się do wprowadzonej niedawno w Kodeksie Rodzinnym i Opiekuńczym roty przysięgi małżeńskiej, którą nupturienci składają przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego (art. 7 § 3 krio). Czy rzeczywiście przekręcenie czy pominięcie jakiegoś słowa powinno rodzić sankcję w postaci nieistnienie małżeństwa, co byłoby naturalną konsekwencją przywiązania do formalizmu czynności prawnych mających przewidzianą przez prawo formęi
Powstaje zatem pytanie, czy nauczanie studentów archaicznych instytucji prawnych, ukazywanie konsekwencji nadmiernego formalizmu i wskazywanie dróg odejścia od tego ostatniego jest zupełnie bezcelowe?