Poprzedni artykuł w numerze
S ą ludzie, których wielkość i sława przekraczają granice profesji, którą wykonują. Są ludzie, których dzieło życia promieniuje na inne grupy zawodowe. Takim człowiekiem był Pan Mecenas Czesław Jaworski. Pozostawił Swój ślad w sercach i umysłach przedstawicieli wszystkich prawniczych specjalności – nie tylko adwokatów, ale także i radców prawnych, notariuszy, prokuratorów oraz sędziów. Wiem, że – z uwagi na Jego zainteresowania problematyką bioetyczną – również i lekarzy. Dlatego też są dzisiaj z Panem Mecenasem nie tylko adwokaci. Dlatego są z Nim także sędziowie. I ci z sądów powszechnych, i ci z Sądu Najwyższego. I ci, którzy mieli okazję gościć Go na salach sądowych w prowadzonych przez siebie sprawach i którzy wiedząc, że w aktach spoczywa Jego pełnomocnictwo, szczególnie starannie przygotowywali się do rozpraw, wiedząc, że on będzie przygotowany jeszcze lepiej, i ci, którzy, niestety, tylko z relacji innych, znają Jego zawodową perfekcję i legendarne już wystąpienia. Oni wszyscy są dziś z Panem Mecenasem Czesławem Jaworskim przynajmniej myślami.
Żegnając Pana Mecenasa w imieniu Pani Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego, prezesów trzech działających Izb tego Sądu oraz w imieniu wszystkich koleżanek i kolegów sędziów Sądu Najwyższego, chcę podkreślić to, co w dzisiejszych czasach tak cenne, a – niestety – nieczęste. Chcę podkreślić to, że Pan Mecenas był Wielkim Prawnikiem, ale skromnym człowiekiem. Człowiekiem, który zawsze łączył – nigdy nie dzielił. Człowiekiem, który całą Swą postawą po wielekroć dawał świadectwo, jak ważne są wolne i niezależne sądy i jak wielką wartością jest sędziowska niezawisłość. Nasza, sędziów, obecność tutaj jest więc przede wszystkim hołdem składanym Wielkiemu Prawnikowi, ale i wyrazem jedności i solidarności środowisk prawniczych w dzisiejszych, niełatwych dla tych środowisk, czasach.
Ale jestem tu, Czesławie, tylko trochę jako osoba reprezentująca Sąd Najwyższy. Jestem tu bardziej jako ten, któremu pozwoliłeś wierzyć, że jest Twoim przyjacielem, chociaż z uwagi na podziw i na szacunek dla Ciebie nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego na to pozwoliłeś. Jestem tu bardziej jako ten, który – po owych dwóch godzinach, spędzonych wraz z Tobą przed ponad 30 laty przed jedną z sal sądowych na Lesznie, które opisałem w specjalnym numerze „Palestry” poświęconym Twojemu jubileuszowi osiemdziesięciolecia, a które to dwie godziny były jednymi z ważniejszych w kształtowaniu mnie jako prawnika i o których będę opowiadał swoim wnuczkom – traktował Cię trochę jak ojca, a przynajmniej „zawodowego” ojca. To właśnie Twoja szkoła prawniczej rzetelności oraz takiej zwykłej, a niezwykłej ludzkiej uczciwości, jest mi busolą, szczególnie pomocną w ostatnich czasach.
Są ludzie, Czesławie, tacy jak Ty i oni idą prostą i krótką drogą do Nieba. Nam, mnie, pozostał jeszcze jakiś etap wędrówki tutaj. Wszyscy wiemy, że dla prawników bardzo ważny i trudny etap. Proszę Cię, prowadź nas, prowadź mnie, abyśmy się nie pogubili, abym się nie pogubił, abyśmy sprostali zadaniu.
Dziękujemy za wszystko, Panie Mecenasie. Dziękuję, Czesławie, za to, że byłeś w moim życiu.