Poprzedni artykuł w numerze
W ypadek polegający na zderzeniu samochodu osobowego z dojeżdżającym drogą dla rowerów rowerzystą miał miejsce na przejściu dla pieszych. Otóż rowerzysta, zjeżdżając z wiaduktu początkowo drogą dla rowerów, która w odległości trzech metrów przed jezdnią skręcała łukiem najpierw w prawo, a następnie w lewo do przejazdu dla rowerów, w rezultacie skrócił drogę, jadąc prosto przez chodnik, a następnie przejście dla pieszych. Rowerzysta wjechał na przejście z prędkością 42 km/h, a następnie uderzył w bok (na wysokości osłony przedniego reflektora) samochodu nadjeżdżającego z prawej strony. Nie może nasuwać wątpliwości, że gdyby pojechał prawidłowo, to znaczy nie zboczył z drogi dla rowerów, do wypadku by nie doszło. Samochód osobowy zdążyłby przejechać przejazd dla rowerów przed dojazdem do niego rowerzysty. Rowerzysta miałby dłuższą drogę do punktu przecięcia toru z samochodem, a na dodatek nie mógłby rozwinąć na podwójnym łuku wskazanej prędkości. Krótko mówiąc, do uniknięcia wypadku wystarczyła jedna sekunda, w tym czasie rowerzysta przejechał ponad 11 metrów.
Przed dokonaniem właściwej oceny przebiegu wypadku należało przede wszystkim odpowiedzieć na pytania:
- który z uczestników wypadku spowodował stan zagrożenia?,
- który z uczestników ruchu miał pierwszeństwo?,
- który z uczestników wypadku przyczynił się, ewentualnie w jakim stopniu, do wypadku?
Na określone pytania można udzielić kategorycznej i zarazem jednoznacznej odpowiedzi.
Po pierwsze, bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym spowodował rowerzysta. Stan ten od chwili jego powstania trwał aż do chwili zderzenia pojazdów.
Nie może rodzić najmniejszych wątpliwości, że wjazd rowerzysty na przejście dla pieszych, z pominięciem właściwej dla tego uczestnika ruchu drogi dla rowerów, z prędkością ok. 42 km/h stanowi wyjątkowo brawurowy manewr. Jest oczywiste, że na drodze dla pieszych kierujący nie może spodziewać się rowerzysty, zwłaszcza jadącego z określoną prędkością.
Po drugie, informacja pochodząca ze znaków drogowych uprawniała kierującego samochodem osobowym do korzystania z pierwszeństwa.
Po trzecie, czy można twierdzić o przyczynieniu się do wypadku. Nie można, wszak jego sprawcą jest rowerzysta, który wjeżdżając na przejście dla pieszych, zamiast na przejazd dla rowerzystów, z nadmierną prędkością, naruszył podstawowe zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, a ponadto stanowił zaskoczenie dla kierującego samochodem osobowym.
Obrażenia rowerzysty są oczywiste. A mianowicie w momencie najechania na bok jadącego pojazdu samochodowego jego ciało zostało oderwane od roweru, wskutek czego wpadł na maskę, a w następstwie uderzył głową w szybę z siłą powodującą jej pęknięcie. Prędkość rowerzysty sprawiła, że po kontakcie z maską samochodu jego ciało zostało wyrzucone dalej i w konsekwencji spotkało się ze znakiem drogowym, przy czym jego przeżycie można zawdzięczać tylko temu, że w wyniku odrzutu i przed kontaktem ze znakiem drogowym wytraciło prędkość.
Z analizy biegłego miarodajny, to znaczy osadzony w uzasadnionych realiach, jest jedynie wywód zamykający się stwierdzeniem, że kierujący samochodem nie mógł uniknąć wypadku. Wynika to wszakże z faktu, że rowerzysta przeciął drogę w warunkach stricte kryminogennych. Nie jest natomiast prawdą, że do wypadku doszłoby w sytuacji, gdyby kierujący rowerem poruszał się właściwym torem wzdłuż po przejeździe dla rowerzystów. Są to zwyczajne spekulacje, które nie mogą być brane pod uwagę przez organ prowadzący postępowanie. Chodzi wszakże o to, że nie mógłby rozwinąć tak znacznej prędkości przy poruszaniu się łukiem w prawo i w lewo w celu dojazdu do przejazdu dla rowerzystów. Rowerzysta postanowił jednak skrócić drogę, kierując rower prosto przez przejście dla pieszych. Skoro rowerzysta twierdził, że jechał z prędkością rzędu 30–35 km/h, oznacza to jednoznacznie, iż dojeżdżając do jezdni, zwiększył prędkość do 42 km/h – o czym świadczy dowód materialny w postaci zapisu elektronicznego prędkościomierza. W tej kwestii należy wskazać dwa możliwe warianty. Mianowicie nienależycie obserwował jezdnię, spoglądając przed dojazdem do niej jedynie w lewo i nie dostrzegł dojeżdżającego z prawej strony samochodu. Jest także wysoce prawdopodobne, że zauważył światła zbliżającego się z prawej strony pojazdu, lecz uznał, iż zwiększając prędkość, zdoła przemknąć bezkolizyjnie przed tym pojazdem. Tylko owe dwa warianty wchodzą do oceny przebiegu zdarzenia. Rowerzysta miał realną możliwość zatrzymania się, wszak w chwili, kiedy powinien zauważyć nadjeżdżający pojazd, znajdował się w odległości ok. 8 m od punktu przecięcia toru ruchu z tym samochodem, a więc przed jezdnią.
Kolejna kwestia kluczowa, która wskazuje na brak wiarygodności opinii biegłego. Otóż współczynnik przyczepności przylgowej dla mokrej nawierzchni asfaltowej wynosi 0,4–0,6 według danych zawartych w materiałach szkoleniowych Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. J. Sehna w Krakowie.Zob. Problematyka prawna i techniczna wypadków drogowych, 1995, s. 112. Wobec tego opóźnienie hamowania samochodu wyniesie 4,9 m/s2 , a nie 7,8 m/s2 – jak to wykoncypował biegły.
Z opinii wynika, że samochód od punktu zetknięcia z rowerzystą przebył drogę 13 m. Zatem prędkość na początku założonego miejsca awaryjnego hamowania przez pojazd wynosi ok. 41 km/h, nie zaś w sposób nieuprawniony przez biegłego wygórowana do 60 km/h. Prędkość w chwili reakcji układu hamulcowego wynosiła zatem ok. 44 km/h.
Z powyższej analizy wynika niemal jednoznacznie brak podstaw do wniesienia aktu oskarżenia przeciwko kierującemu samochodem pod zarzutem popełnienia przestępstwa z art. 177 § 1 k.k. W tej sprawie rowerzysta jest sprawcą wykroczenia z art. 86 k.w.
W omawianym wypadku nie może być mowy o przyczynieniu się. Jedynym sprawcą wypadku jest rowerzysta (sic!).
Biegły w sposób nieuprawniony przywołał do określonego wypadku art. 27 ust. 1 p.r.d., ponieważ przepis ten nie ma nic wspólnego z tym zdarzeniem. Chodzi wszakże o to, że kierujący rowerem nie znajdował się na przejeździe dla rowerzystów. Natomiast niezrozumiałe jest pominięcie ogólnej dyrektywy określonej w art. 3 p.r.d. w zw. z art. 33 ust. 1 i 6 p.r.d.
Reasumując, należy stwierdzić, że nie może nasuwać najmniejszych wątpliwości, że rowerzysta z dużą prędkością wjechał na jezdnię w bezpośredniej bliskości nadjeżdżającego samochodu, pozbawiając tym samym kierowcę możliwości zastosowania skutecznego manewru obronnego w postaci zatrzymania samochodu przed torem rowerzysty.
Rowerzysta przeżył kontakt z samochodem tylko dlatego, że jego rower uderzył w bok jadącego samochodu. Gdyby zwiększający prędkość rowerzysta zdążył wjechać na tor ruchu samochodu i doszło do kontaktu rowerzysty z czołem nadwozia pojazdu, wówczas impuls siły uderzenia samochodu w ciało rowerzysty spowodowałby przy prędkości uderzenia ponad 40 km/h nieuniknione, nieprzeżyciowe obrażenia ciała rowerzysty.
I jeszcze jedna uwaga w kwestii pierwszeństwa. Ustąpieniu pierwszeństwa odpowiada określone uprawnienie,Zob. W. Kotowski, Prawo o ruchu drogowym. Komentarz, Warszawa 2011, s. 188. co oznacza, że brak takiego uprawnienia nie może być postrzegany jako zawinione przecięcie drogi innemu nieuprawnionemu uczestnikowi ruchu drogowego, w tym wypadku kierującemu rowerem. Uznanie zachowania kierującego samochodem jako naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym stanowi obrazę dyspozycji art. 27 ust. 1 p.r.d.
Nie jest wykluczone, że błędy w analizowaniu omawianego rodzaju wypadków wynikają z nieprzemyślanej do końca nowelizacji, w wyniku której dyspozycją art. 1 pkt 7 lit. e ustawy z 1 kwietnia 2011 r.Dz.U. nr 92, poz. 530. uchylono ust. 4 art. 33 p.r.d. Przepis ten brzmiał: „na przejeździe dla rowerzystów kierującemu rowerem zabrania się wjeżdżania bezpośrednio przed jadący pojazd”. Na dodatek od kierującego rowerem w określonej sytuacji nie wymaga się zachowania szczególnej ostrożności. Z kolei dyspozycją art. 27 ust. 1 p.r.d. nakazano kierującemu pojazdem zbliżającym się do przejazdu dla rowerzystów zachowanie szczególnej ostrożności i ustąpienie pierwszeństwa rowerowi znajdującemu się na przejeździe. Rozważmy kwestię kiepskiej precyzji przepisu. Chodzi o to, że nie ustępuje się rowerowi, lecz kierującemu rowerem. Ponadto w praktyce określony nakaz dotyczy nie znajdującego się na przejeździe rowerzysty, lecz również zbliżającego się do przejazdu. Doprecyzowanie tego obowiązku nastąpiło w rozporządzeniu Ministrów Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 31 lipca 2002 r. w sprawie znaków i sygnałów drogowych.Dz.U. nr 170, poz. 1393 ze zm. Otóż w myśl dyspozycji § 47 ust. 4 kierujący pojazdem zbliżającym się do miejsca oznaczonego znakiem D-6a „przejazd dla rowerzystów” jest obowiązany zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo rowerzystów znajdujących się w tych miejscach lub na nie wjeżdżających. Korelacja obu przepisów (art. 27 i 33 p.r.d.) prowadzi w konsekwencji do brawury niektórych rowerzystów z równoczesnym stawianiem nieuzasadnionych zarzutów kierowcom.