Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 1-2/2011

Kilka uwag o potrzebie czytania

Udostępnij

D awno temu napisałem, zapewne pod wpływem doświadczeń z egzaminów korporacyjnych, że współczesny polski adwokat przeczyta kilkudziesięciostronicowy tekst tylko wtedy, kiedy będzie to umowa do zaopiniowania. W pozostałych wypadkach – może tylko poza okresem wakacji – ma kłopoty z percepcją długich tekstów, nawet gdy są to utwory literackie. Ostatnia dekada potwierdziła trafność tej konstatacji. Wolimy krótkie komunikaty i powierzchowne opinie niż rzetelne raporty, z bogactwa literatury wybieramy częściej ubogie fabuły i proste historie, niż rozbudowane utwory z trudną narracją. Ulegamy presji skrótów w komunikacji, czego najlepszym przykładem jest język Internetu i SMS-ów.

A przecież adwokat, aby się rozwijać, aby dobrze mówić i pisać, musi przede wszystkim czytać. Dobre wystąpienie adwokata w procesie karnym jak i cywilnym nie może obyć się bez kulturowej podbudowy, zręcznie przywołanego cytatu z literatury czy nawiązania do faktów historycznych. Przez długie lata owo oczytanie, znajomość rodzimej i obcej literatury, wiedza historyczna, wiedza o sztuce stanowiły istotny atut adwokatów uzasadniający ich bezsporną przynależność do intelektualnej elity. Teraz pogoń za współcześnie rozumianą zawodową efektywnością i presja życia w ciągłym pośpiechu znacznie zmniejsza szanse na taką przynależność. Spotyka się nawet opinie, że prawnik nie znaczy już humanista, adwokat nie tylko nie umie przemawiać, ale nawet zredagować przejrzyście pisma procesowego, a aplikant to niejednokrotnie barbarzyńca, który nie potrafi ani wyrazić swoich myśli, ani pierwszy ukłonić się starszemu koledze.

Nie jest tajemnicą, że w dużych kancelariach, zwanych złośliwie prawniczymi fabrykami, zwykle oczekuje się kilkunastu godzin pracy dziennie i ponad 250 godzin pracy miesięcznie. Mile widziane jest wykazanie się trzema tysiącami godzin pracy rocznie, a i to nie gwarantuje otrzymania satysfakcjonującego bonusu świątecznego. Kto myśli o awansie, kto marzy o pozycji partnera, musi z entuzjazmem spełniać te oczekiwania, podnosząc jednocześnie swoje zawodowe kwalifikacje, zdając korporacyjne egzaminy i prawidłowo rozpoznając panujące w firmie relacje.

System działa niczym rozpędzony, rytmicznie pracujący silnik, który najpierw zachęca młodych perspektywą zarobków i kariery, potem wsysa ich w swoje tryby i drenuje tak długo, jak to możliwe, wypluwa jednostki, które nie sprostały, promuje niektórych z najlepszych bądź najsprytniejszych, wynosi ich na stanowiska decydentów, wreszcie  i tych się pozbywa, bo muszą ustąpić miejsca młodszym. Kariera modelowo kończy się wraz z początkiem starości, bo w tym sektorze klienci potrzebują częściej kreatywności niż nadmiernej refleksji. Należy więc żyć szybko i intensywnie, cieszyć się dniem dzisiejszym oraz zdobyć i wynieść tyle, ile się tylko da. Kiedy ci prawnicy mają czytać nieprawniczą prozę, a tym bardziej poezję? Panuje przekonanie, że jest to przywilej partnerów, którzy nie muszą już tyle pracować, a powinni wykazywać się błyskotliwą inteligencją, pozyskując nowych klientów na stołecznych czy lokalnych salonach.

Entuzjastów takiej ścieżki kariery nie brakuje, ale warto pamiętać, że stymuluje ich zwykle nie tylko ambicja i aspiracje, ale także potrzeba spłaty zaciąganych kredytów i żądza życia na poziomie znacznie wyższym niż wynikałoby z ich racjonalnych potrzeb. Znam wielu, którzy deklarują zadowolenie, a nawet szczęście i poczucie spełnienia w tych „fabrycznych trybach”, co dziwić nie może, gdyż robią rzeczy ciekawe, wiele widzą i wiele wiedzą, a jeszcze potrafią zamieniać zarobione pieniądze na przyjemności. I oni mają wszakże kłopot ze stanowczą odpowiedzią na pytanie, czy chcieliby, aby tą samą drogą zawodową poszły ich dzieci.

W krajach anglojęzycznych system jest czytelny, stabilny dziesięcioleciami doświadczeń i korekt, w Europie kontynentalnej system jest ustabilizowany, bo działa krócej, ale na tyle długo, aby okrzepnąć. W Polsce, choć to jeszcze nastolatek – czerpiący doświadczenie z kraju pochodzenia, ale nie do końca przewidywalny – system ten w ciągu ostatnich dwóch dekad wywołał istotne zmiany w rodzimym środowisku prawniczym. Najpierw przyczynił się do odkrycia i przedefiniowania rynku usług prawnych, którego istnienia długo nie chciano zauważyć. Potem, poprzez mechanizm konkurencji, wymusił podniesienie standardów jakości usług, wąskie specjalizacje i potrzebę pełnej dyspozycyjności praktykujących prawników, ale jednocześnie ściągnął zawód adwokata z koturnów, równając tę profesję z innymi dostawcami odpłatnych usług. Czy tego chcemy, czy nie, system ten jest i będzie stałym elementem rzeczywistości, pokusą dla młodych prawników z całej Polski.

W średnich kancelariach nie ma zwykle atmosfery typowej dla wyścigu szczurów, ale i tu nie brakuje stachanowców. Ci ujawniają się sporadycznie, w zależności od potrzeb klientów, kiedy ilość pracy przekracza zwykłe możliwości załogi. Dni mobilizacji przedzielone są okresami spokojnego bytowania, głęboki stres jest zatem zjawiskiem, a nie codzienną normą. Nie ma przeważnie potrzeby zostawiania na biurku kubka z niedopitą kawą o dziewiątej wieczorem, aby szef pomyślał, że wyszliśmy z kancelarii tylko na chwilę po papierosy, a nie już do domu, do łóżka. Zarządzający kancelarią to przeważnie jej założyciele, nie obawiają się zatem, że decydenci z zamorskiej centrali każą im spakować rzeczy w karton i opuścić biuro z dnia na dzień. Nie muszą, choć mogą, obdarowywać taką obawą swoich podwładnych. W takich kancelariach można czasem popróżnować, rozwijać, korzystając z przychylności starszych wspólników, pozazawodowe zainteresowania i, co najważniejsze, mieć czas na czytanie.

Opisane wyżej enklawy na obrazie polskiej adwokatury uzupełniają tysiące małych kancelarii pracujących w różnym tempie, zależnie od otoczenia, w których funkcjonują. Prowadzą je ze zmiennym szczęściem i lokalni krezusi, i przeciętniacy, i walczące o przeżycie ofiary rynku. Tu czasu na czytanie jest niejednokrotnie aż za dużo, z korzyścią dla adwokatów, ale paradoksalnie zdarza się, że brakuje nie tylko na to chęci, ale i nawyku. Rzeczywista, codzienna wolność wyboru sprawia, że to prowadzący takie kancelarie  najczęściej ujawniają autentyczne poczucie wolności, mają skłonność do intelektualnych pasji i niezmącone przekonanie, iż wykonują wolny zawód. Nic zatem dziwnego, że to od nich zwykle słychać wołanie: „to my jesteśmy prawdziwą adwokaturą, a nie te ciemne garnitury z wieżowców”. Koledzy z wieżowców odpowiadają: „bez nas nie byłoby postępu, bylibyście ciągle w swoich zespołach adwokackich z jedną linią telefoniczną i popołudniowymi dyżurami”. Pierwsi zazdroszczą drugim pieniędzy, drudzy zazdroszczą pierwszym wolności.

Dla każdej z form wykonywania zawodu adwokata nieodłączne są stresy, problemy i porażki, różne w różnym otoczeniu. Są też wszakże marzenia, aspiracje i sukcesy. Rzecz w tym, aby w każdej z nich poszukiwać równowagi pomiędzy pracą i pożytecznym próżnowaniem, obowiązkiem doraźnym i obowiązkiem własnego rozwoju. Adwokat, który pracuje według stawek godzinowych, czyli sprzedaje swój czas, jest w sytuacji szczególnej, bo im krócej pracuje, tym mniej zarabia. Tym staranniej musi ważyć czas nieprzeznaczony na pracę, ale jeśli myśli perspektywicznie, nie może nie czytać, nie popróżnować, bo inaczej stanie się prawniczym cyborgiem.

Ciągłe zmiany na rynku usług prawnych, nadprodukcja prawników i zalew nowych członków korporacji, objawy gospodarczego spowolnienia stwarzają irytujące poczucie zagrożenia. Niektórzy twierdzą, że w procesie odkrywania gospodarki rynkowej wahadło odchyliło się tak daleko, iż mamy do czynienia zarówno z kulturalną, jak i materialną degradacją zawodu. Spotyka się opinie, że starzy kratkowcy z trudem wiążą koniec z końcem, licząc na obrony z urzędu, a młodzi palestranci, nie potrafiąc się utrzymać, szukają niejednokrotnie zarobku poza adwokaturą. Czy oznacza to, że nie czas zgłaszać potrzebę powrotu do czytania w trosce o własny rozwój? Nie, wręcz przeciwnie. W moim przekonaniu pora na to najwyższa. Skoro bowiem nie możemy być wszyscy zadowoleni i materialnie zabezpieczeni, to bądźmy przynajmniej oczytani.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".