Poprzedni artykuł w numerze
Już kilka wieków temu Szekspir napisał w Hamlecie, że „są takie rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom”. Miał rację, a jego słowa i dziś nie tracą na aktualności. Ta słynna, ciągle żywa myśl wskazuje na okoliczności niewyobrażalne oraz zadziwiające zarówno pozytywnie, jak i też negatywnie. Obecnie w tej drugiej grupie znajduje się wiele praktyk dość powszechnie stosowanych przez część firm windykacyjnych.
Sprzyjającą okoliczność ku temu stanowi fakt, że firmy te funkcjonują na zasadzie swobody działalności gospodarczej i podstawowe ramy ich działania zakreśla właściwie tylko ustawa z dnia 2 lipca 2004 r. (z późniejszymi zmianami) o swobodzie działalności gospodarczej. Oczywiście do prowadzenia działalności gospodarczej w postaci firm windykacyjnych mają zastosowanie także ogólne podstawowe regulacje prawne, zamieszczone np. w takich aktach prawnych, jak: Konstytucja, Kodeks cywilny, Kodeks karny, Kodeks wykroczeń itp., jednakże wydaje się (co potwierdza praktyka), że specyfika tego rynku wymaga pewnego specjalistycznego nadzoru, jakiemu podlegają np. instytucje finansowe działające między innymi na podstawie prawa bankowego.
Podmioty gospodarcze zajmujące się windykacją długów realizują swoje zadania na podstawie udzielonego im przez wierzyciela pełnomocnictwa, podejmując wszelkie czynności w jego imieniu i na jego rzecz, bądź też wchodzą w uprawnienia wierzyciela, nabywając wierzytelność w drodze umowy cesji. W obu przypadkach prawną granicę działań firm windykacyjnych stanowią uprawnienia pierwotnego wierzyciela.
Należy zwrócić uwagę, że sama idea firm windykacyjnych jest co do zasady słuszna oraz pozytywna i etyczna jej realizacja w ramach przepisów prawa, poza zyskami dla właścicieli firm, może przynieść i niejednokrotnie przynosi wiele dobrego, albowiem cóż złego jest w odzyskiwaniu przez wierzyciela należnych mu świadczeń, które niejednokrotnie decydują np. o jego ekonomicznym przetrwaniu czy to na rynku pracy, czy też po prostu w gospodarstwie domowym. Natomiast problem pojawia się, gdy środki dobrane do realizacji tej w gruncie rzeczy pozytywnej idei są sprzeczne z literą prawa i krzywdzące dla dłużników. Wtedy dłużnik powinien się bronić, a przede wszystkim wiedzieć, jak skutecznie i zgodnie z prawem to uczynić.
W aspekcie ochrony swoich praw przed tymi windykatorami, którzy kierują się wyłącznie chęcią zysku i w mniejszym stopniu zwracają uwagę na panujący porządek prawny (bądź nie czynią tego w ogóle), na uprzywilejowanej pozycji stoją konsumenci w rozumieniu art. 221 k.c. (osoba fizyczna „dokonująca czynności prawnej niezwiązanej bezpośrednio z jej działalnością gospodarczą lub zawodową”). Będą tu bowiem miały zastosowanie przepisy prawa konsumenckiego, w szczególności te zawarte w ustawie z dnia 16 lutego 2007 r. o ochronie konkurencji i konsumentów. Na straży praw konsumentów stoi Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który w sposób prawem przewidziany, w myśl ustawowych procedur, pilnuje, by nie naruszano zbiorowych interesów konsumentów, a kiedy sprawa w tym zakresie trafi już do sądu, to pozwany (przedstawiciel firmy windykacyjnej) ma się tłumaczyć (odwrotnie niż zgodnie z ogólną zasadą ciężaru dowodu określoną w art. 6 k.c.), a nie konsument udowadniać, że firma windykacyjna/windykator posługuje się praktykami sprzecznymi z ustawą.
Inaczej jest w przypadku, gdy dłużnikiem jest przedsiębiorca (w tym pan Stasiu/Zdzisiu/Wiesiu z warzywniaka za rogiem, który kupił ekspres do kawy, by w prowadzonym przez siebie na podstawie wpisu do dawnej Ewidencji Działalności Gospodarczej „EDG”, a obecnej Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej „CEIDG” sklepiku pić w zimowe poranki gorącą kawę dla rozgrzania). Po pierwsze, nie chronią go przepisy konsumenckie, gdyż nie mają w takim przypadku zastosowania, a po drugie, jeśli „nasz sąsiad z warzywniaka” pozwie firmę windykacyjną, która dochodzi od niego niezapłaconej przez nieuwagę ostatniej raty za ekspres sprzed kilku lat wraz z parokrotnie przekraczającymi ją odsetkami, sam musi udowadniać, że windykator czyni to w sposób niewłaściwy, naruszający jego prawa, bądź że długu w ogóle już nie ma, bo ktoś z jakichś powodów nie odnotował jego spłaty.
Gdzie taki drobny przedsiębiorca ma rozpocząć poszukiwania punktu zaczepienia dla ochrony swych praw i interesów? Racjonalny wydaje się pogląd, że winien zacząć od ustawy, która jest podstawą prawną dla działalności firm windykacyjnych. Zwrócić należy uwagę na przepis art. 17 ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Stanowi on, że: „Przedsiębiorca wykonuje działalność gospodarczą na zasadach uczciwej konkurencji i poszanowania dobrych obyczajów oraz słusznych interesów konsumentów”. Przepis ten stanowi klauzulę generalną. Nie definiując dobrych obyczajów, nakazuje (w naszym przypadku firmom windykacyjnym) przestrzegać ich przy podejmowaniu i prowadzeniu czynności zarobkowych (tu windykacyjnych). W uproszczeniu oznacza to, że jeśli windykator postępuje w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, to prowadzona przez niego windykacja jest bezprawna (a przynajmniej za taką zdaniem autora winna być uznana), przy czym w każdym odrębnym przypadku to sąd na podstawie dowodów wskazanych przez powoda-przedsiębiorcę będzie musiał ustalić, czy stosowane w konkretnej sprawie praktyki windykacyjne są sprzeczne z dobrymi obyczajami. Ustalenie i orzeczenie takiej sprzeczności daje podstawę do wystąpienia z roszczeniem odszkodowawczym wobec podmiotu gospodarczego zajmującego się windykacją. W powyższym kontekście treść przepisu art. 17 ustawy o swobodzie działalności gospodarczej (który ma zarówno zastosowanie wobec przedsiębiorców, jak i konsumentów) można uznać za swoistą tarczę „przeciwwindykacyjną”.
Zdaniem autora nagminną praktyką, którą można (a w niektórych przypadkach wręcz należałoby) uznać za sprzeczną z dobrymi obyczajami w myśl art. 17 ustawy, jest dochodzenie przez firmy windykacyjne należności przedawnionych. Taka koncepcja jest znacznie korzystniejsza dla dłużników niż niekwestionowane uprawnienie do powołania się (w odpowiednim momencie postępowania) przez nich na przedawnienie, które tylko uniemożliwia prawne wyegzekwowanie takiego długu, a nie czyni jego dochodzenia bezprawnym. Według autora wyżej wskazana teza jest w szczególności uprawniona i uzasadniona w sytuacji (z jaką autor spotkał się nie raz w praktyce zawodowej), gdy firma windykacyjna kupuje roszczenie (głównie od firm telekomunikacyjnych), które spełnia łącznie następujące warunki: a) dawno się przedawniło, a wierzyciel pierwotny w stosownym czasie nie podjął odpowiednich kroków prawnych, b) zadłużenie jest stosunkowo niskie, c) odsetki znacznie przewyższają wartość świadczenia głównego, d) brak spłaty jest niezawiniony lub minimalnie zawiniony przez dłużnika.
Nawet zaś gdyby zgodzić się z oponentami przedstawionego poglądu, poza przedawnieniem, na które zawsze można się powołać w przypadku jego zaistnienia, windykowanie przedawnionych roszczeń (szczególnie przy spełnieniu przesłanek wskazanych w poprzednim akapicie) należałoby uznać za sprzeczne z zasadami współżycia społecznego i jako takie, zgodnie z art. 5 k.c., stanowiące nadużycie prawa podmiotowego niekorzystające z ochrony prawnej.
Z obserwacji autora wynika, że kolejną dość powszechnie stosowaną praktyką, która może i powinna być uznana za naruszającą art. 17 ustawy z 2 lipca 2004 r., jest dochodzenie wierzytelności bez posiadania dokumentacji stanowiącej jej prawną podstawę. W przekonaniu autora czynności windykacyjne podejmowane bez dysponowania dokumentacją będącą źródłem zobowiązania podmiotu windykowanego (tj. umowy dłużnika z wierzycielem pierwotnym) z całą pewnością sprzeczne są z dobrymi obyczajami oraz mogą i powinny uchodzić za nieuczciwą konkurencję w stosunku do firm windykacyjnych wykonujących swe zadania na podstawie pełnej i rzetelnej dokumentacji, zgodnie z literą prawa.
Przykładów praktyk, które jako bezprawne (a co najmniej prawnie wątpliwe) powinny zniknąć z rynku usług windykacyjnych, można by wskazać jeszcze wiele, ale najważniejsze, by zastanowić się, jak ograniczyć ich ilość (zlikwidować wszystkich się nie da, bo są jak mityczna Hydra, której w miejsce odciętej głowy wyrastają dwie nowe) i jak przeciętny Kowalski, niezależnie od tego, czy jest przedsiębiorcą, czy konsumentem, ma się przed nimi skutecznie prawnie bronić.
W opinii autora w odniesieniu do ewentualnych/potencjalnych dłużników będących małymi przedsiębiorcami, to jest prowadzącymi jednoosobową działalność gospodarczą (wpis do CEIDG), rozwiązaniem, które poprawiłoby ich sytuację, byłoby ustawowe dopuszczenie możliwości zastosowania wobec nich art. 221 k.c., tzn. uznania ich za konsumentów w określonych sytuacjach, w szczególności przy sporach z firmami windykacyjnymi.
Jak na razie pozostaje między innymi korzystanie z tarczy „przeciwwindykacyjnej” w postaci art. 17 ustawy z dnia 2 lipca 2004 r. (z późn. zm.) o swobodzie działalności gospodarczej.