Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 9-10/2012

Jaki jest cel spadania, czyli czemu spotka nas deregulacja

Udostępnij

M ój ulubiony publicysta sprzed lat, Michał Radgowski, uczynił z pytania o cel spadania tytuł jednego ze zbiorów felietonów (Jaki jest cel spadania?, Warszawa 1981). Choć od wydania tego zbioru minęło ponad trzydzieści lat, chętnie po niego sięgam, gdyż wiele rozważań autora i tytułowe pytanie zachowuje aktualność.

Przeżyłem u progu tego lata nieznaną mi dotąd przygodę intelektualną – wymieniłem na łamach prasy codziennej poglądy z przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości na temat tzw. deregulacji naszego zawodu. Mój tekst Deregulacja czy mistyfikacja (Rz. z 29 maja 2012 r.) doczekał się polemiki wysokich urzędników Ministerstwa – M. Królikowskiego i J. Bełdowskiego, pt. Deregulacja to nie mistyfikacja (Rz. z 22 czerwca 2012 r.), po której opublikowano moją odpowiedź pt. Merytokracja, kreacja i deregulacja (Rz. z 28 czerwca 2012 r.). Wygląda na to, że zostałem wyróżniony, gdyż z zacniejszymi ode mnie zawodowymi kolegami piszącymi o sprawach adwokatury nie podjęto dyskusji. Najważniejsze jest wszakże to, że dowiedziałem się, jaki jest cel spadania w odniesieniu do adwokatury i choć refleksje związane z tą wiedzą są gorzkie, to może okażą się użyteczne dla naszego samorządu.

W wyniku wymiany poglądów okazało się, że nie ma sporu, iż adwokat to nie jest zawód dla każdego i że zasadnicza reforma dostępu do wykonywania zawodu radcy prawnego i adwokata już się dokonała. Rzecz w tym, że ja na tej podstawie twierdzę, iż nie ma żadnej potrzeby włączania adwokatów i radców prawnych do projektu „deregulacja” w roku 2012, ministerialni decydenci uważają zaś, że taka potrzeba nadal istnieje.

Nie ma też sporu, że obecna droga do zawodu nie jest optymalna. Różnimy się tym, że moim zdaniem optymalna droga to aplikacja organizowana przez samorządy zawodowe i egzamin, zdaniem zaś moich adwersarzy równie dobrą drogą do adwokatury i radców jest wpis na listę bez aplikacji, a nawet i bez egzaminu, ale na podstawie nabytych uprzednio innych uprawnień. Wedle zamierzeń urzędników nabycie tych uprawnień ma być jeszcze łatwiejsze niż dotąd, np. poprzez skrócenie okresu stażu  umożliwiającego przystąpienie do egzaminu czy rozszerzenie kręgu uprawnionych do wpisu bez egzaminu.

Jakie jest uzasadnienie przeprowadzenia tzw. deregulacji zawodu adwokata i radcy prawnego? Z odpowiedzi przedstawicieli Ministerstwa wynika expressis verbis, że cele zmian to: „kreacja nowych miejsc pracy”, „rozszerzenie dostępnych opcji rozwoju i awansu zawodowego w zawodach prawniczych oraz ułatwienie mobilności pomiędzy nimi” i merytokracja zawodów prawniczych, tj. oparcie ich na kompetencjach, przy czym „to nie warunki wejścia do zawodu determinują jego jakość, lecz warunki jego wykonywania”.

Tak postawione cele nie przekonują mnie ani trochę. Co więcej, uzasadnienie deregulacji wydaje się bałamutne. Dlaczego to właśnie zadaniem Ministerstwa Sprawiedliwości ma być „kreacja miejsc pracy”, skoro powołane są do tego inne ministerstwa? Czy celem działania Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej jest kreacja miejsc pracy pielęgniarek i położnych? Czy celem Ministerstwa Obrony Narodowej jest kreacja miejsc pracy pracowników cywilnych wojska? Priorytetem Ministerstwa Sprawiedliwości powinno być zapewnienie sprawnego działania wymiaru sprawiedliwości, a nie deregulacja zawodów, w szczególności zawodów niezwiązanych z tym wymiarem, jak bibliotekarze, trenerzy sportowi czy przewodnicy wycieczek.

Na temat „rozszerzania dostępnych opcji rozwoju” trudno dyskutować, bo może chodzić o wszystko i o nic jednocześnie.

W kwestii awansu zawodowego przypominają mi się słowa zmarłego niedawno nestora warszawskiej palestry adw. dr. Zdzisława Krzemińskiego, który powtarzał, że wszyscy adwokaci są równi i jedyna forma awansu to zdobywanie szacunku i uznania zawodowych kolegów i wdzięcznych klientów. Nie ma przecież wśród adwokatów i radców żadnych szarż ani rang. Pamiętam, jak jeden z kolegów prosił kiedyś, aby tytułowano go „starszy radca prawny”, ale miało to wyłącznie wymiar anegdotyczny. Adwokat to adwokat, nie ma epoletów, nie eksponuje szarż czy dystynkcji.

Jeśli mówić mamy o mobilności pomiędzy zawodami prawniczymi, to mobilność ta ma w obecnym stanie prawnym w zasadzie charakter jednokierunkowy – do adwokatury i radców, a niezwykle rzadko z adwokatury do sądownictwa czy prokuratury. Wielu adwokatom marzy się w końcowej fazie zawodowej aktywności założenie sędziowskiej togi, ale praktyka brutalnie marzenia te weryfikuje, stawiając adwokackich kandydatów w ostatniej kolejności. Deregulacja tendencji tej nie zmieni.

Ministerialny postulat merytokracji budzi moje największe zdziwienie, bo każe zapytać, na czym dotąd opierają się zawody prawnicze? Nie na kompetencjach? Czy nabyłem moje uprawnienia adwokackie drogą kupna bądź dziedziczenia, czy w rezultacie zdanego na piątkę egzaminu po czteroletniej wówczas aplikacji? A wy, drodzy czytelnicy „Palestry”? Skoro wedle przedstawicieli Ministerstwa dopiero zmierzamy do oparcia zawodu na kompetencjach, zadajcie sobie pytanie, na czym opieracie go dzisiaj. Uzasadnianie deregulacji adwokatów i radców prawnych postulatem merytokracji to policzek dla wykonujących dzisiaj te zawody.

Zdaniem moich polemistów z Ministerstwa Sprawiedliwości skrócenie okresu praktyki uprawniającej do przystąpienia do egzaminu adwokackiego wcale nie prowadzi do obniżenia poziomu zawodowego i skoro uważam odmiennie, to powinienem był wskazać źródła takiego twierdzenia. Wskazałem „Tabelaryczne zestawienie opinii/uwag  zgłoszonych w ramach konsultacji społecznych do projektu ustawy o zmianie ustaw regulujących wykonywanie niektórych zawodów”, umieszczone na stronie internetowej Ministerstwa. Wynika z niego, że to przedstawiciele sądów powszechnych i prokuratury oponowali przeciwko skróceniu zarówno aplikacji, jak i okresu stażu. Dla nich, jak i dla mnie, krótszy staż oznacza mniejsze umiejętności, a zatem i niższą jakość usług. Wydaje mi się, że teza przeciwna jest nie do obrony.

Przedstawiciele Ministerstwa stwierdzili, że skuteczne egzekwowanie zasad deontologii zawodu może być gwarantem jakości. Obawiam się, że twierdzenie takie wynika z nieznajomości realiów. Po pierwsze, egzekwowanie tych zasad ma zwykle charakter następczy, a nie pierwotny (postępowanie dyscyplinarne). Po drugie, zgodność z zasadami etyki i godności zawodu nie jest wcale jednoznaczna z zapewnieniem obiektywnie najwyższej jakości usługi.

Przedstawiciele Ministerstwa wskazali na zauważalną w tym roku, korzystną tendencję do zwiększenia praktycznego wymiaru egzaminu i powiązania go z umiejętnościami. W pełni tendencję tę popieram, ale jaki ma ona związek z deregulacją? Egzamin adwokacki miał już właściwy praktyczny wymiar i związek z umiejętnościami, kiedy przeprowadzał go samorząd zawodowy, i nie trzeba sięgać po hasła deregulacji, aby zmieniać go obecnie w tym kierunku w ramach kompetencji Ministerstwa. Parafrazując stare powiedzenie odnoszące się do poprzedniego systemu politycznego – biurokracja naprawia błędy, które sama wywołała.

Moi polemiści nie nawiązali do podanych przeze mnie danych ilustrujących niespotykany wcześniej i nieporównywalny z innymi zawodami wzrost liczby adwokatów i aplikantów adwokackich ani do mojej tezy, że choć potroiła się liczba praktykujących adwokatów i radców prawnych, ani Ministerstwo, ani ustawodawca nie uczynili nic, aby zwiększyć pole ich zawodowej aktywności. Co więcej, z informacji prasowych wynika, że w Ministerstwie planuje się zmiany utrudniające wykonywanie naszego zawodu. A to odstąpienie od pisemnych uzasadnień orzeczeń w postępowaniu cywilnym (bo sędziowie są przepracowani), a to likwidacja znaków opłaty sądowej (bo stoją na przeszkodzie digitalizacji postępowania). Jako że problem zasługuje na odrębną obszerną wypowiedź, w tym miejscu można go skwitować tylko lapidarną konstatacją: jakże łatwo zapomina się, iż wymiar sprawiedliwości ma być przede wszystkim dla ludzi, a nie dla jego funkcjonariuszy. I warto przeczytać, co o prawie do sądu (dobrego sądu) mówi prof. Ewa Łętowska w wydanym niedawno zbiorze rozmów z Krzysztofem Sobczakiem (Rzeźbienie państwa prawa. 20 lat później, Warszawa 2012) i dlaczego konstatuje stwierdzeniem: „Największy problem związany z orkiestrą symfoniczną sprowadza się do tego, żeby ona chciała dyrygentowi dobrze zagrać” (s. 149).

W prasowej polemice przedstawiciele Ministerstwa stwierdzili, że moja konstatacja „zleceń od kilku lat nie przybywa, przybywa tylko potencjalnych zleceniobiorców” wskazuje na „zjawisko sztywnego popytu i elastycznej podaży” w zawodzie adwokata i radcy prawnego. Nie wiem, czy teza jest prawidłowa, bo jej nie rozumiem. Wiem natomiast, że nieuprawnione jest zaprzeczanie trafności tej konstatacji na podstawie rankingów „Rzeczpospolitej”, jak uczynili to polemiści. Rankingi te dotyczą dużych kancelarii prawnych skupiających się na obsłudze obrotu gospodarczego i nie odnoszą się do sfery „usług dla ludności”, którymi zajmuje się ponad 90% polskich adwokatów. To tak, jak gdyby sądzić o życiu codziennym polskich rodzin na podstawie relacji z życia celebrytów. Z rankingów tych, wbrew twierdzeniom ministerialnych urzędników, wcale nie wynika, że rynek usług prawniczych w Polsce się rozwija i „większa liczba potencjalnych zleceniobiorców uczestniczy w większym podziale tortu”, tylko tyle, że kilkadziesiąt prawniczych fabryk obsługujących gospodarkę zwiększyło przychody.

Na rynku usług prawnych potrzebne są zarówno duże, jak i małe kancelarie, ale to są różne rynki i błędem jest wydawanie opinii o kondycji polskich adwokatów i radców prawnych wyłącznie na podstawie wyników tych największych. Od przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości można oczekiwać lepszej orientacji w kwestiach kondycji współczesnej polskiej palestry i jej oceny z uwzględnieniem sytuacji typowych adwokatów sądowych również z małych ośrodków, nie zaś wyłącznie na podstawie dokonań prawniczych potentatów z wielkomiejskich wieżowców.

Znamy zatem motywację ministerialnych zamierzeń. Gdybym był pesymistą, to mógłbym powiedzieć, że aktualna sytuacja adwokatury przypomina końcową scenę z filmu „Terminator” Ridleya Scotta, gdzie Sarah O’Connor odjeżdża jeepem Renegade na spotkanie nadchodzącej burzy. Jako optymista pokładam wszakże nadzieję w młodych, bo ci mają do stracenia najwięcej i umieją korzystać z mechanizmów demokracji. Starszemu pokoleniu proponuję na czas burzy wciągającą beletrystykę, jak choćby cykl kryminałów Jo Nesbo o Harrym Hole, w których nikt nikogo nie przekonuje, że świat jest piękny.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".