Poprzedni artykuł w numerze
D o domku za miastem mocno oddalonym od najdroższych miejsc, czasami przyjeżdża w odwiedziny przybrany syn. W codziennych domowych zajęciach pomagają krewne.
Dwanaście kamieni i kończący drogę wzgórek ułożonych zostało nieopodal, w odległościach takich jak przeżywane przy każdym z nich bolesne wydarzenia sprzed lat.
Jest drobnej budowy, niemłoda. Zawsze poważna. Twarz nieskażona najmniejszą zmarszczką i wiotka postać – wydają się nieomal przezroczyste. Jest w nich bezgraniczna tęsknota.
Mocno zgarbiony, z czołem i rękoma opartymi o krucyfiks, siedzi przed ekranem transmitującym nieśpieszny modlitewny pochód w ruinach budowli wzniesionej przez pogańskie imperium.
Niedługo wraca na stałe do ojcowskiego domu.
Ufam