Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 4/2020

Opowieści na czas zarazy

Udostępnij

J edną z dobrych konsekwencji rygorów narzuconych nam na czas zagrożenia epidemicznego jest większa niż uprzednio możliwość penetrowania domowego księgozbioru i czytania „ku pokrzepieniu serc”. Po upływie pierwszego miesiąca zarządzonej izolacji i lockdownu warto zauważyć, w jakże lepszym jesteśmy położeniu niż XIV-wieczni Europejczycy dotknięci epidemią dżumy, którzy nie wiedzieli, co jest przyczyną „czarnej śmierci” ani jak się przed nią bronić. Skończyło się zatem na wyjaśnieniu, że to Gniew Boży, i na pogromach Żydów jako bezbożnikach winnych tego nieszczęścia. Przejmujący opis przebiegu i skutków tej zarazy znajdujemy u Barbary W. Tuchman w poświęconym szaleństwom wieku XIV Odległym zwierciadle (A Distant Mirror. The Calamitous 14th Century, tłum. Maria J. i Andrzej Michejdowie, Warszawa 1993, s. 98–128), ale żeby nie pogarszać nastroju, zaniecham przytaczania cytatów. Interesująco o dotykających Europę zarazach pisał też znakomity historyk francuski ze szkoły Annales – prof. Ferdynand Braudel w pierwszym tomie wznowionego niedawno dla polskiego czytelnika pomnikowego dzieła Kultura materialna, gospodarka i kapitalizm XV–XVIII wiek (Warszawa 2019, t. 1 – Struktury codzienności, tłum. Maria Ochab i Piotr Graff, t. 2 – Gry wymiany, tłum. Ewa Dorota Żółkiewska, t. 3 – Czas świata, tłum. Jan i Jerzy Strzeleccy). Warto poświęcić kilka wieczorów na lekturę tej trylogii dla własnej edukacji, nawet jeśli od historii gospodarczej bardziej pasjonuje nas polityczna.

Poszukujących źródła optymizmu i inspiracji w historii politycznej zachęcam do poznania dziejów pierwszej krucjaty, która pomimo licznych przeciwności i słabości krzyżowców zakończyła się zdobyciem Jerozolimy, nakreślonej przez brytyjskiego historyka Thomasa Asbridge (The First Crusade, wyd. pol. Pierwsza krucjata. Nowe spojrzenie, tłum. Ewelina Jagła, Poznań 2016), jak i historii kilkusetletniego muzułmańskiego panowania w Hiszpanii pióra Briana A. Catlosa (Kingdom of Faith, wyd. pol. Królestwa wiary. Nowa historia muzułmańskiej Hiszpanii, tłum. Andrzej Jankowski, Poznań 2019). Oba dzieła, w polskich wydaniach nieco bałamutnie opatrzone podtytułem zapewniającym o ich nowatorskim charakterze, rzetelnie relacjonują wydarzenia, przekazując czytelnikowi wiarę w możliwość osiągnięcia sukcesu nawet w bardzo trudnym położeniu. Opowieści Catlosa nie brak wiary w możliwość pokojowej koegzystencji trzech kultur: katolickiej, żydowskiej i muzułmańskiej.

Optymistyczne przesłanie można też odnaleźć w dwóch opowieściach o tragicznych dla współczesnych konfliktach – w XVII-wiecznej Anglii i w XIX-wiecznych Stanach Zjednoczonych. Wojna domowa. Wojny trzech królestw 1638–1660 (Civil War. The War of the Three Kingdoms 1638–1660, tłum. Miłosz Mynarz, Oświęcim 2018) to nasycona faktografią i opisami bitew, świetnie napisana przez popularyzatora historii Trevora Royle’a opowieść o – jak wskazuje autor – trzech wojnach domowych czy w istocie wojnach trzech królestw: Anglii, Szkocji i Irlandii, które pomimo swego tragizmu doprowadziły do ustanowienia monarchii parlamentarnej i nie przeszkodziły zbudowaniu potęgi Zjednoczonego Królestwa. Pouczające, że restauracja Stuartów spotkała się z powszechnym entuzjazmem tych samych tłumów, które 11 lat wcześniej akceptowały królobójstwo i że w pierwszej kolejności poszło wtedy na szafot kilkudziesięciu sprawców skazania i egzekucji Karola I. Grozę bratobójczej wojny, która miała być krótka, a trwała ponad cztery lata i zabrała ponad pół miliona ludzkich istnień, przedstawia James M. McPherson w nagrodzonej Pulitzerem w 1988 roku pracy Battle Cry of Freedom. The Civil War Era (wyd. pol. Historia wojny secesyjnej, tłum. Michał Stępowski, Oświęcim 2017). Ta wygrana przez Unię, czyli Północ, wojna zmieniła wszakże – jak wyjaśnia McPherson – Stany Zjednoczone w pojedynczy, choć federalny organizm państwowy z jednym narodem amerykańskim w miejsce narodów poszczególnych stanów, co otworzyło drogę do przyszłej mocarstwowej pozycji.

Po trzech latach ukazało się wreszcie polskie wydanie najnowszej pracy znanego brytyjskiego historyka Nialla Fergussona The Square and the Tower (wyd. pol. Rynek i ratusz, z niezbyt fortunnym, ale mającym zachęcić czytelnika podtytułem o ukrytej sieci powiązań, która rządzi światem, tłum. Wojciech Tyszka, Wyd. Literackie 2020). Autor przedstawia mechanizm ścierania się, ale i uzupełniania w dziejach nowożytnych struktur hierarchicznych (których uosobieniem jest siedziba władzy: the Tower, czyli wieża lub ratusz, jak woli tłumacz polskiego wydania) i pozioma sieć kontaktów, wpływów czy powiązań (których uosobieniem jest the Square, czyli rynek, plac, miejsce spotkań). „Ujmując rzecz możliwie prosto: kiedy światem rządzi hierarchia, jedynym sposobem, by coś w niej znaczyć, jest mozolne wspinanie się po szczeblach systemu władzy politycznej, korporacji czy innej uporządkowanej pionowo organizacji albo instytucji – pisze Fergusson. – Kiedy zaś do głosu dochodzą sieci, można mieć tyle wpływów, ile zdoła się osiągnąć, wyrabiając sobie pozycję w jednej z wielu ustrukturyzowanych poziomo grup społecznych” (s. 8). Reformacja, rewolucja naukowa i oświecenie, jak i XVIII-wieczne rewolucje polityczne, a potem XIX-wieczna rewolucja przemysłowa i intelektualna, były oparte na sieciach, wiek XX był wszakże do lat 70. wiekiem hierarchii, czego wyrazem były totalitarne systemy polityczne (s. 173, 203, 382). Obecnie zagrożeniem dla społeczeństwa sieciowego są nie tylko politycy, ale wielkie korporacje, jak Facebook czy Google.

„Proroctwa o nastaniu nowej ery wolnych i równych obywateli sieci, wyposażonych w technologię, dzięki której są w stanie dotrzeć do władzy, a ta jest zmuszona ich wysłuchać, okazały się jednak sporą naiwnością – zauważa Fergusson. – W końcu, jak już widzieliśmy, Internet miał swoje początki w kompleksie wojskowo-przemysłowym. Można więc się było spodziewać, że kiedy przyjdzie co do czego, przed prawami obywatelskimi z dużym prawdopodobieństwem postawione zostanie bezpieczeństwo narodowe, a rząd nie zawaha się wykorzystać potencjału sieci społecznościowych do swoich celów” (s. 499–500). Profesor nie kończy swych wielowątkowych rozważań zwartym podsumowaniem. Pewne jest tylko to, że za sprawą nowoczesnych technologii informacyjnych nasz świat nieodwracalnie się zmienił, ale nie sposób jeszcze wskazać wszystkich konsekwencji tych zmian.

Choć nie uważam The Tower and the Square za najlepsze dzieło Fergussona, polecam jego lekturę jako materiał do przemyśleń w niepewnych czasach. Profesor pozostaje jednym z moich ulubionych autorów, choćby z uwagi na bliskie mi refleksje o osobistej wolności, którą ceni bardziej od pieniędzy, przynależności do „obywateli humanistycznej republiki oczytanych, prawdziwych suwerenów swoich własnych naukowych ścieżek” i o wyborze, „by iść w ich ślady krokiem równie nieśpiesznym i swobodnym” (s. 11–13). „Największą radość daje mi wszakże pisanie książek o tym, co mnie szczególnie interesuje” – stwierdza Fergusson (s. 12) i oby nigdy nie zabrakło mu naśladowców.

Pozostając przy współczesności – ciekawy jest amatorski manifest „socjalizmu po amerykańsku” Dana Lyonsa i jego – jak sam przyznaje – „satyra na przemysł technologiczny”. Lyons zdobył popularność książką-reportażem Disrupted. My Misadventure in the Stars-Up Bubble (wyd. pol. pod mylącym tytułem Fakap. Czyli moja przygoda z korpoświatem, tłum. Monika Skowron, Kraków 2017). Wbrew autorowi nie uważam tej pracy za satyrę, ale za cierpki i pouczający opis jego kilkuletniej pracy dla spółki z Doliny Krzemowej, z którego wysnuć można wszakże optymistyczny wniosek, że to właśnie utrata tej pracy, choć bolesna – doprowadziła Lyonsa do wydawniczego sukcesu.

W kolejnej książce – Lab Rats. How Silicon Valley Made Work Miserable for the Rest of Us (wyd. pol. znowu pod mylącym tytułem Korposzczury. Jak kultura korpo zrobiła z naszej pracy piekło, przeł. Małgorzata Rost, Kraków 2019) autor znęca się nad kalifornijskimi korporacjami, co skłania go do konkluzji, że cały Zachód jest w kryzysie, a elektroniczny nadzór w pracy, wspomagane nowoczesną technologią „odczłowieczające procedury białych kołnierzyków” i bogactwo niewielu kontrastujące z ubóstwem większości doprowadzą do nieuchronnego wybuchu społecznego niezadowolenia. Jego zdaniem Dolina Krzemowa należy do „niedorzecznych, egoistycznych dupków” (Korposzczury…, s. 240).

„Technologiczni magnaci myślą najwyraźniej, że zmienianie świata i czynienie go lepszym polega na stworzeniu aplikacji, której używają miliony osób i która zapewnia miliardowe zyski – pisze Lyons. – Tymczasem wcale nie trzeba dotrzeć do milionów ludzi i zarobić miliardów dolarów, żeby zmienić świat. Jeśli zatrudnisz 10 osób i każdej zapewnisz ubezpieczenie zdrowotne, przyzwoitą pensję i zadowolenie – świat staje się lepszy dzięki tobie” (Korposzczury…, s. 228).

Szczególną irytację Lyonsa budzi wprowadzanie na giełdę spółek technologicznych w celu uzyskania krótkoterminowego zysku. „Model biznesowy polegający na rozwoju za wszelką cenę unieszczęśliwia pracowników właściwie z założenia. Co gorsza, model ten tak naprawdę nie działa, jeśli tylko chcesz stworzyć zdrową, dochodową organizację, która na siebie pracuje – stwierdza. – Wiele ze start--upowych jednorożców, które w ostatnich latach weszły na giełdę, nie przypomina wcale firm, a raczej pojazdy inwestycyjne, małe wagoniki, które inwestorzy VC sczepiają ze sobą, posyłają na rynek i ściągają z powrotem, kiedy napełnią się już po brzegi złotem. Niestety, te chybotliwe wagoniki mają tendencję do rozpadania się na kawałki. (…) Jeśli taki właśnie jest twój cel – szybko urosnąć, stracić pieniądze, zgarnąć najwięcej kasy dla siebie i zwinąć interes – nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś traktował swoich pracowników źle. (…) Ale jeśli chcesz stworzyć firmę, która zostanie na rynku przez najbliższe 50 czy 100 lat, musisz działać dokładnie na odwrót. Najnowsze badania naukowe podpowiadają, że sposobem na stworzenie naprawdę udanej firmy – takiej, która zostawia w tyle konkurencję, przynosi zyski i pozostaje długo w biznesie – jest wyjątkowo dobre traktowanie pracowników” (Korposzczury…, s. 223–224). W naiwnym przesłaniu Lyonsa nie brakuje optymizmu i może warto się nim zarazić.

Po rozważaniach o przeszłości i teraźniejszości wypada poczytać o naszej przyszłości, bo może to nam dać właściwy dystans do bieżących problemów. Niedawno spróbował ją przewidzieć Grzegorz Lindenberg w książce Ludzkość poprawiona. Jak najbliższe lata zmienią świat, w którym żyjemy (Kraków 2018), wskazując następstwa postępu w naukach biologicznych (szczególnie genetyce) i rozwoju sztucznej inteligencji. Prognoza Lindenberga na najbliższe dziesięciolecia jest mniej efektowna niż Yuvala Noaha Harariego, ale też przejmująca: nowe groźne bronie, powszechna inwigilacja, utrata miejsc pracy, rewolucja w obyczajach i gospodarce państw rozwiniętych, i przede wszystkim niepokoje społeczne. Pandemia wirusa prędzej czy później się zakończy, naukowcy opracują szczepionkę chroniącą nas przed jej powrotem, a kryzys gospodarczy wywołany zarazą jeszcze bardziej rozzuchwali populistów i zapewne – jak zwykle – wzbogaci bogatych i sprawdzi odporność reszty. A wyzwania naszej przyszłości pozostaną nadal aktualne.

 

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".