Palestra 12/2022, s. 5 - 6
Palestra
12/2022
Portrecista Henryk Rodakowski, batalista Piotr Michałowski, autorka uroczych akwareli Maria Wodzińska (niedoszła narzeczona Fryderyka Chopina), kwalifikowani jako malarze romantyzmu, nie są z nim wszak kojarzeni równie intensywnie jak graficy: Artur Grottger i Michał Elwiro Andriolli. W żyłach obydwu płynęła zmieszana krew europejskich narodów. Obaj czynnie uczestniczyli w powstaniu styczniowym. Jednemu i drugiemu udało się osiągnąć wyżyny artyzmu i wyobraźni, przenoszące na szczyty polskiej narodowej legendy. Ilustratorska działalność Andriollego uczyniła jego twórczość ponadczasową, wszak nie ma chyba osoby, która nie kojarzyłaby Mickiewiczowskiej narodowej epopei z żywą, drobną kreską rysowanymi opowieściami kolejnych ksiąg Pana Tadeusza. Ale też żaden inny przedstawiciel sztuk plastycznych nie pojął równie wybornie mrocznego symbolizmu, niedomówień, poszukiwań ideału, mistycyzmu wreszcie – stanowiących istotę literatury romantycznej. Czy to klechdy obudowane powieściami Józefa Ignacego Kraszewskiego, czy to na wpół wierszem, na wpół prozą pisane poematy Juliusza Słowackiego, stawały się pod ręką Andriollego obrazami z pogranicza jawy i snu. Lilla Weneda to oddana tajemniczej melodyce, łagodna córka władcy nieszczęsnego królestwa. Za to jej siostra Roza Weneda nosi w sobie zarzewie klęski. Bracia Lel i Polel (odpowiednicy antycznych postaci Kastora i Polluksa) giną porwani przez wraże plemię. Ocalenie zagadkowego narodu kryje się w dźwiękach zaklętej harfy, jednak instrumentem tym zawładnęli wrogowie. Dramat znajduje niespodziane rozwiązanie w zwycięstwie zjawionej Bogarodzicy. Trudno o lepszą, w mesjanizmie osadzoną syntezę malarstwa, literatury i muzyki.
foto na okładce: Michał Elwiro Andriolli, Lilla Weneda