Następny artykuł w numerze
D robny śnieg ziębi na równi ze strachem, ale tłum ogrzewa. Stoję wraz z ojcem przy kracie Grobu Nieznanego Żołnierza, łowiąc nienagłaśniane słowa przemówień. Jest wieczór 11.11.1978 r., niespełna miesiąc po wyborze Karola Wojtyły na papieża. W nielegalnej demonstracji biorą udział aż dwa tysiące zwykłych warszawian. Milicja o dziwo jeszcze nie interweniuje. Organizatorem obchodów zabronionego Święta Narodowego jest Wojciech Ziembiński. Niepozorny heros. Rodem z Pomorza.
Jako nastolatek działał w ruchu oporu. Niemcy aresztowali go za próbę przedarcia się w 1942 r. do polskiego wojska na Zachodzie. Resztę wojny spędził w niewoli, potem wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych. W 1947 r. wrócił do kraju i rozpoczął studia prawnicze, ale już po roku relegowano go za protest przeciw usuwaniu krzyży z sal wykładowych. Podjął pracę w charakterze redaktora technicznego i grafika – całe życie zawodowe upłynęło mu następnie na zwyczajnej pracy w państwowych wydawnictwach. Nowej posady szukał, kiedy wychodził z aresztu lub więzienia. Nie ustawał w żmudnej, bezkompromisowej aktywności niepodległościowej. Samodzielnie zdobył dogłębną wiedzę historyczną.
W 1971 r. wygłosił jedną ze swoich pogadanek, na obozie harcerskim w Piszu. Ktoś doniósł, wytoczono sprawę karną znaną jako „proces piski o traktat ryski” – prelegent dowodził bowiem, że nadal wiążą ustalenia graniczne pomiędzy Polską a Rosją sowiecką z 1921 r.
Po ratyfikowaniu przez PRL tak zwanych Paktów ONZ założył Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Pod koniec komunizmu szykany spotykały go coraz częściej.
Wobec rzeczywistości III Rzeczypospolitej bywał krytyczny. Uczestniczył w pracach nad społecznym projektem Konstytucji.
Dzięki jego staraniom stanął w Warszawie Pomnik Poległym i Pomordowanym na Wschodzie. Ciężko chory, zdążył jeszcze spotkać się pod tym monumentem z Janem Pawłem II.
Zmarł w 2001 r., jest pochowany na Starych Powązkach. Działał za miliony cichych, niepokornych.
Ewa Stawicka
Redaktor naczelna miesięcznika „Palestra”.