Następny artykuł w numerze
W krótce będzie już po Zjeździe. Dla niektórych delegatów i Gości – po kolejnym, do porównywania z poprzednimi; dla innych, licznych – po pierwszym, podczas którego dopiero zaczyna się gromadzić doświadczenie funkcjonowania w gremiach samorządowych. Optyka tej drugiej grupy obejmie możliwości, które otworzą się na następnych Zjazdach, podczas gdy punkt widzenia pierwszej skoncentruje się na szansach, które jesienią 2013 roku zdają się nie do powtórzenia w przyszłości. Spróbujmy im się przyjrzeć już teraz, ze świadomością, że aktywność Koleżanek i Kolegów niedawno wpisanych w poczet palestry zapewne zmieni nacisk akcentów na listopadowych obradach.
Obecna liczebność naszego środowiska nie znajduje precedensu w całej historii polskiej palestry. Powinniśmy dla samych siebie jasno określić, czy zależy nam dzisiaj na tym, abyśmy postrzegani byli na zewnątrz jako przynależący do elitarnej części społeczeństwa, czy też większości z nas wystarczyłoby utrzymywanie statusu identyfikowalnej grupy zawodowej. Zdefiniowanie potrzeby elitarności oznacza konieczność nie tylko indywidualnego samodoskonalenia, lecz także zbiorowego, czytaj: samorządowego wysiłku, aby dążenie to systematycznie realizować.
Od innych profesji odróżnia nas przede wszystkim niezależność – w szczególności brak zwierzchnika, a nadto element zaufania ze strony klientów i odpowiadający mu obowiązek zachowania tajemnicy zawodowej. Zdobycie uprawnień do wykonywania adwokackiej profesji nie jest – mówiąc brutalnie – li tylko metodą na osiągnięcie dobrego statusu społecznego i materialnego. Każdy z nas, chlubiący się wpisem na listę adwokatów, ma interes w jak najwyższym lokowaniu się palestry w hierarchii zajęć. O każdym z nas ludzie powinni mieć powód, by mówić: to jest ktoś! Dzięki temu będziemy traktowani – pojedynczo i zbiorowo – jako atrakcyjni partnerzy w grach politycznych i ekonomicznych. Przeciętność się nie opłaca, a już zwłaszcza na dłuższą metę.
Aspiracje muszą być stale widoczne na zewnątrz. To bardzo dobrze, że adwokatura angażuje się w akcje darmowych porad prawnych czy bierze udział m.in. w monitorowaniu wyborów parlamentarnych w krajach o młodej demokracji. Tego rodzaju działań, w których uczestniczą poszczególni adwokaci, powinno być jak najwięcej. Pożądane jest również, aby samorząd zawodowy brał jak najszerszy udział w procesach stanowienia prawa w Polsce. Dbajmy nade wszystko, by wszelkie działania o społecznym charakterze nie były wykonywane „na pokaz”. Ludzie – nasi obecni i potencjalni klienci – bezbłędnie wychwytują wszelki fałsz. Odróżniajmy się na plus prawdziwością, a pierwsi docenią to zapewne specjaliści od public relations.
Pomimo że na państwie spoczywa odpowiedzialność za nabór kandydatów do odbywania aplikacji i końcowe egzaminy, utrzymuje się samorządowa forma kształcenia adeptów do zawodu, dla nich samych oznaczająca unikalną szansę poznawania koleżanek i kolegów już w trakcie zdobywania szlifów. Czy nie stąd właśnie powinny pochodzić nowe impulsy do tak bardzo nam potrzebnej środowiskowej integracji? I czy nie stąd powinna brać początek, tak stanowczo nam rekomendowana, weryfikacja przydatności do zawodu?
Skoro już powszechnie istnieje, poza adwokaturą wytworzone, niewymuszone zjawisko „wyścigu szczurów”, to niechże ta rywalizacja ma szansę spontanicznie się ujawniać w trakcie odbywania aplikacji. Nie wtłaczajmy jej w sztuczne ramy list obecności, obowiązkowych konkursów krasomówczych i obligatoryjnych prac domowych „na zaliczenie”. Może to już właściwa pora, aby tak zreformować samą ideę prowadzenia zajęć szkoleniowych, by ich odpłatność przestała być balastem w surowym ocenianiu umiejętności aplikantów? Wszak myślenie kategoriami ekonomicznymi powinno dotyczyć przede wszystkim samych szkolonych. Jeżeli w trakcie nauki zyskają świadomość, że nawyk siadania podczas ćwiczeń w jak najdalszej ławce i brak zapału do rozwiązywania kazusów świadczą po prostu o tym, iż adwokatura nie jest ich powołaniem – oszczędzą sami sobie wydatków, mitrężenia czasu i rozczarowań na przyszłość. Pozostali natomiast będą oczekiwali od wykładowców na tyle wiele i tak skutecznie będą umieli się tego domagać, że o poziom szkoleń i ich „autorski pazur” można będzie pozostać spokojnym.
Rozwarstwienie skali zarobków, zróżnicowanie stylu pracy w wielkich i małych kancelariach – to zjawiska znane adwokaturom zachodnioeuropejskim o wiele dawniej niż u nas. Już sama ta obserwacja wystarczy, by nie demonizować nieuniknionych następstw takich różnic. I nie potrzeba „na siłę” wymyślać środków cementujących środowisko. One obiektywnie istnieją: to wspomniana wyżej niezależność oraz zaufanie klientów mające źródło w tajemnicy zawodowej. W wielotysięcznej grupie wspólne wartości wydają się jedynym uniwersalnym spoiwem. Gromadne zaś rozwijanie zainteresowań – sportowych, kulturalnych czy wręcz biznesowych – ma, owszem, cenny wymiar, nie tylko towarzyski, rzadko jednak przekładający się na pożytki dla całego środowiska.
Istotne natomiast jest niedopuszczenie do pauperyzacji części spośród naszych Koleżanek i Kolegów. Zagrożenie takie dotyczy w niemałym stopniu roczników, które dopiero wchodzą na rynek prawniczy. Ufajmy, że znajdą się na Zjeździe reprezentanci młodego pokolenia, którzy szczerze opowiedzą na ogólnośrodowiskowym forum o bolączkach ich współpracy z wielkimi korporacjami. Jeśli autentycznie zależy nam wszystkim na wewnętrznej naszej zwartości, to twórzmy mechanizmy pozwalające osobom po zdanym egzaminie dokonywanie – zamiast łudzenia się nieokreślonymi perspektywami kariery w firmie omijającej zakaz zatrudnienia za pomocą różnorakich prawnych konstrukcji – pełnokrwistego wyboru: praktyki zgodnej z wyuczonymi standardami zawodu adwokata albo rezygnacji z tego zawodu na rzecz pozycji pracownika.
O skali i drobiazgowych przyczynach biednienia niektórych naszych Koleżanek i Kolegów należących do średniego i starszego pokolenia zapewne wiele do powiedzenia na Zjeździe będą mieli przedstawiciele tych generacji. Urealnienie stawek za reprezentację z urzędu, a także poszerzenie zakresu spraw objętych przymusem adwokackim – oto cele, nad których osiągnięciem organy samorządowe powinny wytrwale pracować.
Najwyższa też pora, by adwokatura dorobiła się autonomicznych mechanizmów ochronnych dla adwokatów – emerytów i rencistów. Ceną płaconą przez wielu spośród nas za niezależność wynikającą między innymi z samozatrudnienia jest wypracowanie bardzo niskich świadczeń z ubezpieczenia społecznego. Ten problem zacznie w najbliższych dekadach lawinowo narastać. Wewnętrzna spójność środowiska winna polegać również na poczuciu socjalnego bezpieczeństwa płynącym z przynależności do palestry. Specjaliści od zagadnień ubezpieczeniowych zapewne mogliby wskazać możliwości i korzyści z powołania towarzystwa wzajemnej asekuracji. Do myśli tej, niegdyś zarzuconej, warto być może powrócić w obecnym stanie liczebnym adwokatury. Poza tym w planach inwestycyjnych wznoszenia lub kupowania siedzib dla samorządu rozrosłej palestry należałoby – wzorem choćby środowiska aktorów – uwzględnić potrzebę urządzenia domów adwokata seniora. Wszyscy mamy szansę dożyć starości, nikt z nas nie wie, czy nie dotrwa wręcz wieku sędziwego, a statystyka nakazuje liczyć się również z możliwością zapadnięcia na nieuleczalną chorobę uniemożliwiającą kontynuację praktyki zawodowej – dajmy więc sobie samym możliwość przeżycia tak naznaczonego okresu w sposób godny.
Masowość wpisów na listę adwokatów obejmuje mnóstwo osób niepraktykujących w tej chwili w zawodzie, za to sprawujących często istotne funkcje w aparacie państwowym. Być może warto częściej analizować listę adwokatów niewykonujących zawodu i zwracać się do tych rezerw o poparcie przy forsowaniu rozwiązań dla nas korzystnych.
Doniosłym problemem jest ustalenie dopuszczalnych metod informowania klienteli o dziedzinach prawa preferowanych w praktyce prowadzonej w poszczególnych kancelariach. Jedno wydaje się pewne: nie do wyobrażenia jest wytworzenie instytucjonalnego mechanizmu weryfikacji umiejętności we wskazywanych specjalizacjach. Trudne do wyobrażenia jest, aby ciała weryfikujące tworzone były w ramach struktur samorządowych – z oczywistych przyczyn prowadziłoby to do skłócania Koleżanek i Kolegów, i to zarówno na etapie wyłaniania „weryfikatorów”, jak i potem, w toku ich działania. Odwołanie się zaś do wiedzy osób nienależących do palestry, w szczególności pracowników wyższych uczelni, nie tylko nie przyniosłoby upragnionej hermetyczności ocen (świat adwokacki i naukowy w dużym stopniu się przenikają), ale nadto stanowiłoby niebezpieczny precedens, który w przyszłości mógłby doprowadzić do objęcia urzędniczym nadzorem mechanizmu przyznawania specjalizacji. Można więc chyba zaryzykować stwierdzenie, że dopóki nie pojawi się całościowy pomysł na rozwiązanie kwestii specjalizacji, najlepiej będzie zostawić rzecz w takim stanie, w jakim ona obecnie funkcjonuje.
Taką samą postawę warto dziś przyjąć w sprawie dopuszczalnych form i treści informowania przez adwokatów o zakresie oferowanych przez nich usług. Internet, ten wynalazek o znaczeniu dla ludzkości porównywalnym z wykoncypowaniem niegdyś pieniądza, zdaje się pomału wytracać swoją nieokiełznaną żywiołowość. Społeczeństwa doszły bowiem do punktu rozumienia zagrożeń płynących z braku ram regulujących funkcjonowanie ogólnoświatowej „pajęczyny”. Chyba zatem i nam praktyczniej będzie zaczekać, przynajmniej do następnego Zjazdu, z konstruowaniem futryn do wstawiania w nie okien promujących kancelarie.
Na koniec zagadnienie bodaj najtrudniejsze, nieuczciwością jednak byłoby wcale go nie poruszyć. Systematycznie znikają przegrody dzielące nas od zawodu radców prawnych. Zjazd powinien podjąć się dyskusji nad tym, czy adwokatura koncentruje się wyłącznie na obronie swojego stanowiska – a przede wszystkim winien to stanowisko wyraźnie zdefiniować. Być może powinnością Zjazdu jest również nakreślenie władzom samorządowym listy zadań koniecznych do rozwiązania, w sytuacji gdyby ustawodawca w krótkim czasie zdążał ku fuzji obydwu zawodów.
A skąd tytuł niniejszych rozważań? Oto zaledwie pięć lat dzieli nas od stulecia nowożytnej adwokatury. I trochę przekornie, a tylko po trosze podobnie jak w wyeksploatowanym ponad wszelką miarę powiedzeniu o szklance do połowy pustej lub do połowy pełnej: możemy teraz dojrzeć albo pięć lat danych nam na wytworzenie krzepkiej tkanki dopełniającej zdrowie stulatka, albo dziewięćdziesiąt pięć kalejdoskopowo minionych jesieni, zim i wiosen. A najlepiej, gdybyśmy umieli ogarnąć całość. Wszak adwokatura to zawód dla ludzi z wyobraźnią.