Poprzedni artykuł w numerze
I. Jako współautor ubiegłorocznego wniosku do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie nierównoprawnego statusu adwokatów i radców prawnych bywam pytany przez kolegów adwokatów, czy długo jeszcze przyjdzie czekać na jego rozpoznanie. Niestety, do rozpatrzenia wniosku o kluczowym znaczeniu dla losów naszego środowiska nie dojdzie. Podobnie jak w kilkunastu poprzednich próbach, i tym razem Trybunał uznał, że Naczelnej Radzie Adwokackiej brak jest legitymacji wnioskowej.
Odmowę rozpoznania sprawy TK wydał pod koniec ubiegłego roku, czyli już w trakcie własnych problemów z władzą ustawodawczą.Zgodnie z art. 191 ust. 1 pkt 4 Konstytucji RP ogólnokrajowe organy związków zawodowych oraz ogólnokrajowe władze organizacji pracodawców i organizacji zawodowych są upoważnione do inicjowania abstrakcyjnej kontroli zgodności aktu normatywnego z aktem normatywnym wyższego rzędu. W świetle orzecznictwa TK za organizację zawodową, o której wyżej mowa, może być uznana Naczelna Rada Adwokacka. Dopuszczalny zakres wnioskowanej kontroli, zgodnie z tzw. legitymacją szczególną, dotyczyć winien spraw objętych zakresem działania adwokatury. Sędziowie rozpoznający wstępnie wniosek nie dostrzegli wspólnego mianownika w ograniczaniu przez legislatywę władzy sądowniczej z jednej strony, eliminowaniu zaś wolnego zawodu prawniczego z drugiej. Szkoda, bowiem pozornie oderwane od siebie zdarzenia postrzegać można jako objawy tego samego procesu.
Nie naszą rolą jest nazywać ów proces po imieniu, a tym bardziej – kwestionować prawomocne orzeczenie TK. Wolno jednak z perspektywy doświadczenia związanego z pracą nad wnioskiem oraz sposobem uzasadnienia przez TK odmowy jego rozpoznania ocenić obecne położenie adwokatury. Również przypominając okoliczności, które wymusiły jego złożenie. Ocena taka może ułatwiać odpowiedź na pytanie, co w istniejącej sytuacji można jeszcze uczynić dla zachowania istnienia zawodu, a na co już liczyć nie powinniśmy.
Próby naszego samodzielnego występowania w obronie racji adwokatury nie spotykają się od dawna ze zrozumieniem szeroko rozumianych władz państwowych, a wynikać to może pośrednio z braku zrozumienia dla tych racji po stronie samych wyborców.Brak tu miejsca na analizę paradoksalnej sprzeczności interesów tzw. klasy politycznej z państwotwórczymi z natury rzeczy środowiskami prawniczymi, które owa „klasa” określa złośliwie mianem „korporacji”. Miejsca też tu nie ma na wyłuszczanie poglądu, że tak często powoływana zasada „subsydiaryzmu” (pomocniczości) oznacza nie więcej niż zakaz ingerencji państwowej w obszary prawidłowo zagospodarowane przez dobrowolne związki samych obywateli. Miejmy na względzie, że istnieją obszary niezależne od założonej polityki wizerunkowej.
II. Przedmiotowy wniosek NRA dotyczył zbadania przez TK zgodności z Konstytucją art. 6 oraz art. 8 ustawy z dnia 6 lipca 1982 r. o radcach prawnych w brzmieniu nadanym przez nowelę k.p.k. z 27 września 2013 r. Wbrew obiegowym opiniom medialnym wniosek nie kontestował w pierwszej kolejności konstytucyjności powierzonego nowelą radcom prawnym uprawnienia do obrony w sprawach karnych. Jego zarzutem głównym było usankcjonowanie łączenia przez radców prawnych atrybutów zawodu wolnego i zależnego właśnie w sprawach innych niż karne. Czyli w olbrzymiej większości spraw. Zmiany w ustawie o radcach prawnych (w związku ze zmianami w k.p.k.) stanowiły subtelny zabieg legislacyjny, słabo czytelny dla osób nieobeznanych, których uwaga skoncentrowana była wyłącznie na powierzeniu radcom prawa do obrony w sprawach o przestępstwa.Analiza historyczna zmian legislacyjnych w art. 6 i 8 ustawy o radcach prawnych dowodzi, że większość z tych zmian była planowana subtelnie, długofalowo i ruchem konia szachowego. Niestety, ich istota i dalsze konsekwencje nie były przez adwokaturę uważnie monitorowane i odpowiednio nagłaśniane.
Legalizację łączenia w zawodzie prawniczym formy wolnej z zależną uznaliśmy za dużo większe zagrożenie dla adwokatury niż sam udział radców jako obrońców w procesie karnym. Praktyka w pełni potwierdziła taką ocenę. Przewidywane we wniosku zjawisko odchodzenia młodych adwokatów do zawodu radcowskiego stało się faktem.
Ustawodawca nadał nowelą do k.p.k. pewnej grupie zawodowej przywileje innej grupy, nie obarczając jej odpowiadającymi im obowiązkami. Liczne koncesje, hojną ręką przekazane kosztem adwokatury zawodowi radcowskiemu przynajmniej od roku 2001 r., znalazły w treści znowelizowanego art. 8 ust. 6 ustawy o radcach swe ukoronowanie. Łączenie form wykonywania zawodu, określane dotąd przez samych radców jako „niezabronione”, stało się odtąd w pełni dopuszczalne.
Skoro legislator dwa zawody podobne wyposaża w nierówne uprawnienia, uprzywilejowując jedną grupę, a jednocześnie dyskryminując drugą, mamy do czynienia z naruszeniem konstytucyjnej zasady równości (art. 32 ust. 1 w związku z art. 2 Konstytucji RP). Przy czym grupą dyskryminowaną de facto nie są jedynie adwokaci, ale również ci radcowie prawni, którzy swój zawód wykonują jak adwokaci. W tym sensie wniosek do TK reprezentował interesy szerzej pojętego wolnego zawodu prawniczego. Zawodu, który funkcjonował w Europie zasadniczo nieprzerwanie od czasów rzymskich.
III. Choć następnie zasadniczą część noweli do k.p.k. uchylono, pozostawiono w mocy przepisy umożliwiające radcom prawnym łączenie form wykonywania zawodu. Należało się tego spodziewać. W ten sposób ostatecznie zalegalizowano w Polsce prawniczy zawód hybrydowy, który jednakże nie przyjął jeszcze swej postaci ostatecznej i docelowej. Bo to wcale nie koniec złych wieści dla adwokatury. Pamiętamy, że każdy kolejny transfer kompetencji adwokackich na rzecz radców prawnych kwitowany był naszym pobożnym, pacyfistycznym życzeniem, że „więcej nam przecież nie zabiorą”. Owszem, zabiorą – wszystko.
W gruncie rzeczy czekamy teraz już tylko na pojawienie się postulatu umożliwienia radcom łączenia obron w sprawach karnych z wykonywaniem umowy o pracę. Istnieje od dawna unormowanie art. 24 § 1 Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia, dopuszczające taką możliwość.Uprawnienia do obrony w sprawach wykroczeniowych radcom prawnym udzielono w czasie, gdy wykluczali możliwość obsługi osób fizycznych inaczej, niż działając na zasadzie zawodu wolnego. Argument ten został mocno podkreślony we wniosku do TK. Ale etap ten może też zostać pominięty i wtedy od razu dojdzie do zunifikowania obu zawodów pod hasłem „nowej adwokatury”. Szybciej, niż nam się wydaje.Nie są to obawy bezpodstawne. Dowodem na to jest niedawna interpelacja posła W. Budy, radcy prawnego z Łodzi, do Ministra Sprawiedliwości w sprawie utrzymywania odrębności samorządów prawniczych z uwagi na „brak sensu” takiego rozwiązania. Jego ocenę podzielił M. Warchoł, wiceminister sprawiedliwości (A. Łukaszewicz, Prawnicze samorządy chcą działać osobno, „Rzeczpospolita” z 22 lipca 2016 r.). Pamiętną próbę takiego szturmu przeżyliśmy już na początku 2010 r. Tak czy inaczej, na koniec zostanie radcom do przejęcia ostatni atrybut adwokatury: sama nazwa wolnego zawodu prawniczego oraz wszystko, co się z nią wiąże, czyli goodwill.Z wyłączności na korzystanie z kurtuazyjnego, zwyczajowo należnego adwokatowi tytułu „mecenas” zrezygnowaliśmy dobrowolnie, po koleżeńsku i zupełnie niepotrzebnie już dużo wcześniej. „Nowa adwokatura” będzie zapewne kontynuować sięganie po uprawnienia innych zawodów prawniczych, na przykład notariuszy. Łączenie kompetencji tych zawodów znajdzie przecież jakąś analogię, chociażby w okresie międzywojennym. Niewykluczone, że na jej celowniku znajdą się w końcu nawet komornicy.
To wszystko przed nami, ale cui bono? Czy zniknięcie wolnego zawodu prawniczego służy jakiemukolwiek dobru społecznemu czy państwowemu? Otóż powstanie minimalnie 60-tysięczna grupa zawodowa o niedookreślonych cechach, interesach, etosie, działająca pod mylącą nazwą. Ostatecznie spauperyzowana prawnicza magma, łatwa do atomizacji, przekupstwa, pozbawiona źródeł, niezdolna do samostanowienia. Nie mówiąc o zdolności do efektywnego oporu prawnego wobec władzy w obronie praw obywatela, czyli realizacji głównego zadania adwokatury. Planiści radcowscy, w pogoni za mirażem „nowej adwokatury”, nie dbają, że to, co nazwą „adwokaturą”, adwokaturą z pewnością nie będzie. I to niezależnie od etosu czy pochodzenia obu środowisk, czyli dyskursu, którego szczególnie nie lubią.
IV. Konkluzje, jakie wypływają ze sposobu potraktowania wniosku adwokatury do Trybunału, są dość odległe od optymistycznej oceny sytuacji, zamieszczonej niedawno na łamach „Palestry”.J. Kuklewicz, M. Imiołek, Adwokatura wobec zmian, „Palestra” 2016, nr 6, s. 103–109.
Nie jest to wcale dobry czas na eksponowanie postawy samozadowolenia. Realnym problemem adwokatury jest dziś nie zaspokojenie „potrzeby odzyskania pozycji dominującej wśród zawodów prawniczych”, ale zwyczajne przetrwanie zawirowania najgorszego od półwiecza.A dokładnie myśl ujmując – od lat 60. ubiegłego wieku. Pycha poprzedza klęskę, a niczym nieuzasadniona pycha poprzedza klęskę totalną.Przywoływana w tekście „tęsknota za faktyczną dominacją adwokatów w środowisku prawników” przypomina postulat „Polski od morza do morza”, głoszony na koniec sierpnia 1939 r. W tak określonym celu działania uderza brak należytej pokory.
Necte mere nec timide (ani zuchwale, ani bojaźliwie) – stara, pełna mądrości dewiza miasta Gdańska zdaje się wyznaczać ścieżkę właściwego postępowania polskiej adwokaturze dzisiaj. Należy wystrzegać się w takim samym stopniu nieuprawnionej pewności siebie, jak i defetyzmu. I tak, jak głoszony postulat „apolityczności” adwokatury zaliczyć można do postępowania nacechowanego nadmierną zachowawczością, tak pospieszną zgodę na postulaty populistyczne można określić mianem defetyzmu. Do tych ostatnich zaliczyć należy chęć wprowadzenia w życie wyników ubiegłorocznej „ankiety strategicznej”, przeprowadzonej wśród ogólnopolskiej reprezentacji adwokatów.
Nie ma chyba w naszej aktualnej sytuacji bardziej bezprzedmiotowego postulatu niż ów dotyczący „apolityczności” środowiska. Adwokatura w okresie ostatniego ćwierćwiecza była zapewne najbierniejszym politycznie zawodem prawniczym. Ci zaś członkowie palestry, którym przyszło odegrać jakąś rolę w życiu politycznym, tak gorliwie sobie postulowaną zasadę przyswoili, że niczego dla obrony adwokatury nie uczynili. Są podstawy do przypuszczenia, że właśnie gremialnemu odwróceniu się środowiska od polityki zawdzięczamy brak liczenia się tzw. klasy politycznej z naszym głosem. W tym samym czasie lobby radcowskie swojej szansy nie zmarnowało.
Jest powiedzenie: „jeśli nie pójdziesz do polityki, polityka przyjdzie do ciebie”. I oto polityka przyszła już nie tylko do nas, ale i po nas. Czy apolityczna (czytaj: „pacyfistyczna”) postawa może adwokaturę ocalić? Liczne przykłady historyczne dowodzą, że bierność wcale nie prowadzi do ocalenia. Przeciwnie: adwokatura powinna się w politykę właśnie teraz dużo mocniej zaangażować. Czymże innym, jak nie akcentowaniem postawy politycznej, była działalność A. Steinsbergowej oraz innych adwokatów, których dziś cenimy tak wysoko? Od adwokata nikt wcale nie oczekuje bezstronności typu naukowego lub sędziowskiego. Oczekuje się od nas wyrazistego głosu opiniotwórczego, a zarazem państwotwórczego. Praktyczna bezcelowość postawy apolitycznej – to gorzka lekcja, jakiej udzielił nam Trybunał.
Wyraźną pokusę w obliczu nadchodzącego Zjazdu Adwokatury budzi dopuszczenie możliwości łączenia form wykonywania zawodu, czyli modelu hybrydowego. Wspomniana ankieta przyniosła informację, że większość młodych adwokatów pragnie jego przyjęcia. Wniosek o dążeniu ludzi do zwiększenia dochodów jest oczywisty a priori, bez przeprowadzania ankiety ogólnopolskiej. Jeśli jednak ankiecie nadać rangę swego rodzaju „referendum”, którego wyniki pozwolą uzyskać lepszy wynik wyborczy, należy przywołać w pamięci efekty ostatniego referendum brytyjskiego. Ideał polityka to mąż stanu realizujący wizję, nie zaś przejściowe emocje chwiejnej „większości”. Za doraźnym poklaskiem „większości” podążają przywódcy „z plastiku”, których prawdziwy wysyp obserwujemy we współczesnym świecie. A to nie prowadzi do niczego dobrego.
Nie organizuje się referendów ani w sprawie idei, ani wówczas, gdy negatywny wynik referendum jest z góry przesądzony. Przeprowadzona ankieta środowiskowa nie uprawnia do traktowania jej w ten sposób. Rzeczywiste referendum powinno być ogłoszone, a przeprowadzić je można w odpowiednio zdefiniowanej kwestii. Wspomnianą ankietę należy tymczasem potraktować tak, jak medycy wykorzystują badania przesiewowe.
Przyjęcie modelu hybrydowego oznaczać będzie utratę przez adwokaturę swojej istoty (czy też, jak ktoś trafnie powiedział: „duszy”). Ale jego akceptacja adwokatury wcale nie ocali.Przypomnijmy sobie tragicznie nieskuteczne obietnice natychmiastowych koncesji społecznych, czynione przez polityków PO krótko przed wyborami 2015 r. Będzie podjęciem samobójczego dyskursu, narzuconego najzupełniej celowo przez radcowskich strategów. Zmusi do teoretycznego rozważania rezygnacji z ostatniej wyraźnej różnicy pomiędzy oboma zawodami. To zaś odebrane zostanie jako sygnał do rozpoczęcia natychmiastowej operacji legislacyjnej wcielenia adwokatury do tzw. nowej adwokatury. Ten, kto omawiany postulat zaakceptuje w swoim planie wyborczym, wystąpi przeciw interesom wolnego zawodu prawniczego oraz wbrew instynktowi samozachowawczemu środowiska. W obecnym interesie adwokatury leży akcentowanie różnic, nie zaś podobieństw do modelu hybrydowego radców prawnych.
Młodzi i nieprzypadkowi ludzie, wykonujący wymarzony zawód adwokata w trudnej sytuacji materialnej, pojmują, że wszystko ma swoją cenę. Ceną wykonywania zawodu adwokata jest ryzyko, a nagrodą – niezależność. Tak jak nie można ciastka zachować i je zarazem zjeść, tak nie można być prawdziwym adwokatem i dorabiać jako prawnik na etacie.Nie oznacza to zakazu wykonywania usług w ramach stałego stosunku zlecenia. Możliwa, a nawet potrzebna jest też dyskusja na temat umożliwienia adwokatom zawierania umowy o pracę z innymi kancelariami adwokackimi (zgodnie z modelem francuskim). Ale jest już możliwość wyboru. Kto ceni sobie bezpieczeństwo wyżej nad status adwokacki, ma prawo wyboru zawodu hybrydowego. Są jednak tacy, którzy chcieliby nazywać się adwokatami, ale wykonywać zawód hybrydowy. Zwolenników tak rozumianej „nowoczesności” przestrzec jednak należy, że społeczna ranga „adwokatury hybrydowej” spadnie natychmiast, a oni sami konkurować będą potem na jeszcze trudniejszym rynku właściwym.
Podobnie krytycznie traktować należy pomysły uzdrowienia sytuacji środowiska poprzez umożliwienie adwokatom zasiadania w zarządach spółek handlowych, czy też przyzwolenie na reklamowanie swoich usług. Gdyby to było jakiekolwiek remedium, dyskusja byłaby konieczna. Jakiej liczbie młodych adwokatów byt poprawią te nowe, iluzoryczne możliwości? Pytanie jest retoryczne. Korzyści odniesie jedynie niewielka grupa, której to zresztą niepotrzebne dla zawodowego przetrwania. A przyzwolenie dla obu „reform” będzie odebrane jednoznacznie: jako kolejny krok ku konwergencji ze środowiskiem radców prawnych. Powtórzmy: adwokatura ma szanse na przetrwanie jedynie poprzez akcentowanie różnic swojego statusu, nie zaś drogą ich niwelowania. Środowiskowy populizm wyborczy zaprowadzi adwokaturę na manowce.
Powinniśmy rzeczywiście od organizacji radców prawnych uczyć się skuteczności działania w obronie własnych interesów. A główny wniosek stamtąd płynący to silniejsze niż dotąd, konsekwentne i uporczywe tworzenie wsparcia dla wolnego zawodu prawniczego w kręgach legislatywy. To lekcja udzielona nam mimochodem przez TK.Nasz dobrze uzasadniony wniosek do Trybunału przepadł, ponieważ w ogóle nie dopuszczono nas do sporu argumentacyjnego. Idąc dokładnym tropem rozumowania Trybunału, podmiotem wyłącznie legitymowanym do wniesienia wniosku dotyczącego uprzywilejowanej pozycji radców prawnych w ramach kompetencji szczególnej był ich własny samorząd zawodowy.
Miejmy w pamięci, że działać na rzecz adwokatury w tej sprawie może jeszcze całkiem szeroki krąg podmiotów.Z wnioskiem do TK w interesie wolnego zawodu prawniczego zgodnie z art. 191 ust. 1 Konstytucji RP mogą wystąpić: Prezydent RP, Marszałek Sejmu, Marszałek Senatu, Prezes Rady Ministrów, 50 posłów, 30 senatorów, Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, Prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, Prokurator Generalny, Prezes Najwyższej Izby Kontroli, Rzecznik Praw Obywatelskich. Wysiłki naszych reprezentantów winny iść w kierunku przekonywania, że wniosek ten ma sens ogólnospołeczny. Bo to prawda.
Adwokatura winna całkowicie zmienić swoją pasywną postawę w prawniczych organizacjach międzynarodowych (np. CCBE), które prawdopodobnie nie zdają sobie sprawy z rzeczywistej sytuacji wolnego zawodu prawniczego w Polsce. Nie znają jej, gdyż polskich prawników („adwokatów”) reprezentują tam pod naszą nazwą prawie wyłącznie zaangażowani w interesy swego samorządu radcowie prawni.
Wreszcie solidnego wysiłku prawniczego wymaga dokładna analiza, czy instytucjonalne różnice między zawodami podobnymi, wprowadzone w Polsce w roku 2015, nie naruszają dyrektyw unijnych dotyczących uczciwej konkurencji, a jeśli tak, czy nie nadają się do przedłożenia ich do zbadania przez Komisję Europejską.
V. Deregulacja oraz gwałtowne przemiany, jakie po niej nastąpiły, a które w równym stopniu wymykają się spod kontroli obu samorządów, dają nadzieję na zauważenie wspólnoty podstawowych interesów polskich środowisk prawniczych.
Praprzyczyna konfliktu radcowsko-adwokackiego należy do historii i nie musi z koniecznością wpływać na atmosferę kontaktów.
Udział w nowej, hybrydowej „adwokaturze” w istocie nie będzie nobilitować żadnego ze środowisk i nikomu nie doda siły przebicia wobec władzy państwowej. Przeciwnie, taka sztuczna zbiorowość będzie przez polityków w dwójnasób lekceważona. Nie będzie nawet związkiem zawodowym, z którym władza nieco się liczy. Jej powstanie nie będzie też wyrazem postępu, analogicznego do naturalnych procesów występujących współcześnie w Europie. Tak, jak postępu nie przyniosła wymuszona i nieprzemyślana deregulacja obu zawodów. Wiemy już dokładnie, że politycy, powodowani wyłącznie doraźnym interesem politycznym, narobili społecznej szkody. Wygranym po przeprowadzeniu populistycznej reformy nie jest ani młody prawnik, ani przeciętny obywatel (jak zapowiadano), lecz wyłącznie biznes, który w podarunku od polityków otrzymał wymagającą wysokich kwalifikacji usługę za półdarmo.
Agresywna konkurencja dotychczasowymi metodami jest w istocie grą o sumie zerowej. Degraduje rolę wszystkich zawodów prawniczych, kształtujących kulturę prawną w Polsce, i przykłada się do demolowania państwa. Konstruktywny dialog między środowiskami leży w interesie ogólnospołecznym, dalece wykraczającym poza ich ambicjonalną walkę, aż do całkowitej destrukcji.