Poprzedni artykuł w numerze
D opóki potrafimy pięknie pamiętać, dopóty Posępna Pani, czekająca na nas wszystkich cierpliwie, słabszą posiada władzę. W naszych myślach powracają Ci, którzy odeszli. Powracają, aby szepnąć kilka słów niedokończonej rozmowy, powracają, aby się uśmiechnąć. Bywa, że jakieś drżące w odgłosie wiatru nuty są tymi właśnie słowami, a niespodziewany promień na szybie owym uśmiechem. Promień albo kropla deszczu.
Wieczór 31 marca 2012 w krakowskim Klubie Adwokatów pełen był wzruszeń, których nie sposób zapomnieć. Odbył się Nadzwyczajny Koncert poświęcony pamięci Adwokatów, którzy zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem. Prezes NRA adw. Joanny Agackiej-Indeckiej, posłanki na Sejm RP, byłej szefowej Kancelarii Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego adw. Jolanty Szymanek-Deresz, redaktora naczelnego „Palestry” adw. Stanisława Mikke i senatora RP, byłego wicemarszałka Sejmu adw. Stanisława Zająca.
Odejście Bliskich boli w sposób oczywisty. Tymczasem świat jakże często bywa nieznośnie kolczasty, a demony chichoczą, nie pozwalając się skupić. Wtedy na ratunek przychodzi muzyka i wplecione w nią wiersze.
Przed rozpoczęciem koncertu wypełniona do ostatniego miejsca znakomitą Publicznością sala klubowa pulsowała szmerem rozmów, który wydawał się cichszy niż zwykle w takich okazjach. Dobry anioł zadumy unosił się w powietrzu, zwiastując delikatnie chwile niezwykłe. Nawet zegar w kącie sali klubowej wygrywał swoje melodie jakoś dyskretniej.
Kiedy mecenas Stanisław Kłys wstał, wszyscy byli przekonani, że z pewnością coś powie, ale on ukłonił się, milcząc. Upłynęło kilkanaście sekund. Cisza stała się wręcz dotykalna i w ciszy tej popłynęły słowa wiersza Józefa Czechowicza pt. Modlitwa, napisanego na śmierć Karola Szymanowskiego w 1937 r. Recytował prof. Tadeusz Malak, a nawet nie tyle recytował, co dzielił się słowa skarbem bezcennym.
Kiedy zakończył, pojawili się muzycy. Trio wyborne. Dorota Imiełowska – wiolonczela, Tomasz Tomaszewski – skrzypce i Jacek Tosik-Warszawiak – fortepian.
Marsz żałobny Andante con moto z II Tria Es-dur Franza Schuberta. Jest w repertuarze Ewy Demarczyk piosenka pt. Skrzypek Hercowicz. Pani Ewa śpiewała, że „z Schuberta on umiał zrobić, no brylant, no istny cud…” I był brylant, i był cud. Utwór Schuberta w interpretacji tak znakomitych instrumentalistów błękitniał smutkiem najpiękniejszym. Perfekcyjnie zagrane dźwięki przywoływały wspomnienia.
Po rzęsistych i jakże zasłużonych brawach głos zabrał mecenas Stanisław Kłys, który program Koncertu jak zwykle z maestrią i sercem ułożył. Mówił bardzo oszczędnie, z wielkim wzruszeniem przywołując wiosnę sprzed dwóch lat, która 10 kwietnia 2010 r. była nieomal w pełni. Zgodnie z jego wyborem zabrzmiała V sonata F-dur Ludwiga van Beethovena, zwana „wiosenną”. Zabrzmiała śmierci na przekór, a słuchającym ku pokrzepieniu. Znowu brawa ogromne nagrodziły udających się do garderoby artystów.
Przed przerwą przemówił dziekan krakowskiej ORA mec. Jan Kuklewicz, wpisując się swoimi słowami w atmosferę czułego braku zgody na zapomnienie.
Antrakt chwilką wydał się króciutką, tak wielkie było oczekiwanie na drugą część Koncertu.
Ponownie cisza skupienia pełna i ponownie głos prof. Tadeusza Malaka, mówiącego z mocą Testament Zbigniewa Herberta, a potem I Trio op. 8 Johannesa Brahmsa, zwane z kolei „żałobnym”. Słuchający wręcz oddychali w rytm muzyki. Na twarzach malował się niekłamany zachwyt potwierdzony po zakończeniu utworu brawami przynależnymi prawdziwym wirtuozom. Artyści kłaniali się z ujmującą skromnością domagającej się bisu Publiczności.
Mecenas Kłys oznajmił, że w zasadzie po Brahmsie nie powinno się bisować, ale tym razem należy uczynić wyjątek.
Najpierw były słowa 130 Psalmu De profundis, a potem dźwięki Deszczowego Preludium e-moll Fryderyka Chopina. Po szybach okien Klubu Adwokatów płynęły krople deszczu, uderzające coraz silniej. Jakby ktoś z daleka mówił – pamiętajcie o nas.