Zainstaluj aplikację Palestra na swoim urządzeniu

Palestra 11-12/2012

Izba Rzeszowska - Rozmowa z Dziekanem ORA w Rzeszowie dr. Piotrem Blajerem w 50-lecie pracy zawodowej

Udostępnij

Rozmowa z Dziekanem dr. Piotrem Blajerem w 50-lecie pracy zawodowej

J.Cz.: 50 lat w adwokackiej todze to kawał czasu. Piękny jubileusz, ale i trud, blaski i cienie naszego zawodu przez te lata. Spróbujmy to jakoś ogarnąć.

P.B.: Wykonywanie ponad pół wieku zawodu adwokata musi prowadzić nie tylko do wspomnień, ale prowokuje do rozważenia istoty zawodu adwokata, roli samorządu adwokackiego oraz zgłoszenia uwag na temat wymiaru sprawiedliwości, którego częścią jest adwokatura. W jednym wywiadzie nie ma po prostu możliwości w miarę dokładnego przedstawienia tych kwestii.

J.Cz.: Może na początek trochę faktów. Jak to się zaczęło?

P.B.: Prozaicznie, ale i zabawnie. W dniu 13 kwietnia 1962 r. zostałem wpisany na listę adwokatów Wojewódzkiej Izby Adwokackiej w Rzeszowie. Ślubowanie złożyłem przed Dziekanem Marcinem Miąsikiem w siedzibie Rady przy ul. Zamkowej. Po tym uroczystym akcie udaliśmy się do domu Dziekana, gdzie przez dłuższy czas „zabawiliśmy” w gronie starszych Kolegów Adwokatów. Kiedy po spotkaniu wróciłem do domu, do Łańcuta, taksówką, Matka na mój widok załamała ręce, mówiąc: „dziecko, jeżeli tak ma wyglądać adwokatura, to lepiej nie zaczynać”. Ale już po pewnym czasie zdanie zmieniła.

J.Cz.: Pierwsze kroki?

P.B.: Rozpocząłem w Zespole Adwokackim w Łańcucie. Potem przeniosłem się do Jarosławia i od 1 lipca 1963 r. do chwili obecnej jestem członkiem Zespołu Adwokackiego nr 1 w Jarosławiu. Dla porządku podaję, iż na legitymacji mam numer ewidencyjny 2/1962 – w tym roku wpisano na listę adwokatów około 10 osób.

J.Cz.: Niewiele, jeśli spojrzeć na dzisiejsze statystyki. Ale i czasy były inne…

P.B.: Surowe. Gdy rozpoczynałem wykonywanie zawodu adwokata w Jarosławiu, trzech Kolegów było zawieszonych w czynnościach przez ówczesnego wiceministra sprawiedliwości. Po dwóch latach byłem już wizytowany przez sędziego z Ministerstwa Sprawiedliwości, który postawił wniosek o przeniesienie mnie z Jarosławia do innej miejscowości. Jak się później okazało, ówczesny szef urzędu bezpieczeństwa uznał, że za szybko się rozkręciłem i za dużo mam spraw. Przesłuchiwano klientów moich oraz  mojej żony Barbary, także adwokata. Jednak rolnicy, a tacy byli w większości klientami, uważali, że adwokaci są przeciwnikami władzy i żaden z nich nic złego na nas nie powiedział.

J.Cz.: Jakie sprawy Pan Dziekan wtedy prowadził i – proszę wybaczyć, że o to pytam – czy klientela dopisywała?

P.B.: Prowadziliśmy z żoną Barbarą sprawy karne oraz cywilne. W pewnym momencie – w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku – mieliśmy „na chodzie” około 360 spraw. Pomagali koledzy aplikanci – Jacek Kotliński, Antoni Podolec i Włodzimierz Ostrowski – dzisiaj znani adwokaci w Jarosławiu. Nie narzekali. Wszyscy zdali egzamin adwokacki z wynikiem bardzo dobrym.

Od 2003 r. prowadzę tylko sprawy karne. Postępowanie cywilne obarczone jest zbędnymi formalnościami. Podziwiam Kolegów Adwokatów, którzy prowadzą sprawy cywilne. Pamiętam dobrze, jak nieżyjący już Sędzia Okręgowy Władysław Simoni, prowadzący sprawy cywilne, mówił, że jeżeli ktoś przychodzi ze sprawą do sądu, to znaczy, że potrzebuje pomocy i takiej pomocy należy mu udzielić.

J.Cz.: Czy pamięta Pan Dziekan jakieś wyjątkowe sprawy ze swej praktyki, coś, co szczególnie utkwiło w pamięci?

P.B.: Żaden adwokat nie jest w stanie ogarnąć pamięcią wszystkich spraw, które prowadził, gdy okres praktyki to pół wieku. Każda sprawa to inne zdarzenie, odrębne okoliczności, inne osoby, jak się potocznie mówi, sprawa sprawie nie jest równa. Przedstawienie tylko najtrudniejszych i najbardziej drastycznych przypadków zajęłoby kilkanaście książek. Opisuję je na szkoleniach aplikantów z prawa karnego i wspólnie uczymy się stosowania prawa karnego. Jest jednak rzeczą znamienną, że najbardziej utkwiła mi w pamięci sprawa rodzinna. Żona opuściła bez powodu męża i kilkumiesięczne dziecko. Po dłuższym czasie wystąpiła do sądu o wydanie jej dziecka. Po postępowaniach, które trwały długo, sąd orzekł rozwód i dziecko zostawił u ojca. Matka po wyroku znikła i wyjechała z Polski. Zastępowałem ojca. Widziałem, jak to przeżywa. Nie wyobrażałem sobie sytuacji, gdyby musiał wydać córkę. Chyba doszłoby do tragedii. Mąż dziecko wychował, dzisiaj to już osoba na stanowisku, ma własną rodzinę.

J.Cz.: Czasy się zmieniły, żyjemy w wolnym kraju. Trochę to trwało, zanim odzyskaliśmy wolność… Jak adwokat, który wtedy praktykował, to wspomina?

P.B.: Pamiętam sprawy, w których pobrzmiewały echa wojny i walki o niepodległość. Prowadziłem sprawy cywilne Franciszka Przysiężniaka, „Ojca Jana”, który będąc dowódcą oddziału partyzanckiego, był więziony, torturowany oraz sądzony. Dopiero obecne opracowania pozwalają na właściwą ocenę tego wspaniałego człowieka. W sprawach, w których mu pomagałem, był bardzo stanowczy, musiałem prosić go o spokój. Wiele od niego się dowiedziałem. Broniłem Bolesława Gliniaka – rodzonego brata Bronisława Gliniaka, „Radwana”, który jako dowódca oddziału partyzanckiego uratował wieś Wiązownicę od spalenia przez UPA. Ale zwalczał władzę ludową. Udało mu się uciec za granicę, do USA. Brata – Bolesława – oskarżano o kradzież drewna z lasu, przyprowadzano skutego w kajdankach. Istotą obrony było wykazanie, że wartość drewna nie przekraczała 1000 zł. Znalazł się odważny biegły oceniciel – inż. Głowa, który wyliczył wartość drzewa na kwotę niższą od tego tysiąca. Sąd, uznając oskarżonego za winnego, zawiesił mu wykonanie kary pozbawienia wolności, co nie byłoby możliwe przy wartości drewna wskazanej w akcie oskarżenia.

Od lewej: adw. dr Piotr Blajer, adw. Janusz Czarniecki

J.Cz.: A stan wojenny?

P.B.: To był trudny czas. Pamiętam, broniłem oskarżonego młodego chłopaka, który podróżował pociągiem. W trakcie rozmowy z pasażerami dowiedział się, że jedzie z nimi ZOMO-wiec. Po krótkiej sprzeczce słownej chłopak rzucił się na niego, zaczął go bić, a nawet usiłował wyrzucić z pociągu. Tymczasowo aresztowany, zarzut pobicia na tle politycznym. Ustaliliśmy, że aspekt polityczny musi odpaść, a tłem wzajemnego bicia była gra w karty, bo faktycznie w karty w przedziale grano. Oskarżony złożył takie wyjaśnienia, funkcjonariusz ZOMO potwierdził pobicie na tle politycznym. Po kilku dniach została wydana ustawa o amnestii obejmująca przestępstwa na tle politycznym. Trzeba było szybko zmienić kurs. Poszedłem po widzenie, a sędzia ze zrozumieniem powiedział: „wiem, o co chodzi”. Na rozprawie poprosiłem o umożliwienie oskarżonemu złożenia dodatkowych wyjaśnień. Pamiętam jak podniesionym głosem mówił: „Wysoki sądzie, ja go pobiłem ze względów politycznych, ja nienawidzę zomowców”. Sąd darował oskarżonemu wymierzoną karę pozbawienia wolności na podstawie przepisów ustawy o amnestii. Sądził w Przeworsku już nieżyjący sędzia Wojciech Zając.

J.Cz.: Zmiana linii obrony to jedno, a ludzie i ich decyzje w tych trudnych czasach – to drugie…

P.B.: Tak, dużo zależało od sędziego i osobistej rozwagi. W ustawie specjalnej na stan wojenny osobom pracującym w firmach przewozowych za kradzież przewożonego towaru groziła kara co najmniej 3 lat pozbawienia wolności, w tym wymiarze kary nie można było zawiesić jej wykonania. Stan faktyczny u mego oskarżonego był prosty. Rozwoził węgiel i część tego węgla ukradł, bo węgla brakowało. Sąd Wojewódzki w Przemyślu, któremu przewodniczył sędzia Zbigniew Różański, podzielił stanowisko obrońcy, że była to już resztka węgla, tzw. zmiotki, i przyjmując przypadek mniejszej wagi, wymierzył karę w zawieszeniu. Uchylił także areszt, który w tych sprawach był obligatoryjny. Prokurator wniósł rewizję do Sądu Najwyższego. Tam sędzia przewodniczący (nazwisk sędziów nie pamiętam, a szkoda) zapytał mnie, czy firma przewozowa trudni się jedynie transportem, czy też prowadzi inną jeszcze działalność. Odpowiedziałem, że owszem, firma… sadzi także kwiatki. Wywołało to uśmiech na twarzy sędziów. Na następną rozprawę przedłożyłem zaświadczenie, iż firma prowadzi także uprawy  zboża oraz kwiatów. Zmieniono kwalifikację na normalną kodeksową kradzież. Kara – pozbawienie wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania. Na temat prowadzonych przez siebie spraw, w szczególności karnych, nie chcę dużo opowiadać, bo były też zdarzenia wyjątkowo drastyczne, zabójstwa, gwałty. Przedstawiam je na szkoleniach aplikantów. Uczymy się wspólnie, jak wtedy postępować. Ramy wywiadu na to nie pozwalają.

J.Cz.: Wróćmy na chwilę do czasów realnego socjalizmu i tzw. ludowej rzeczywistości. Czy nie było tak – ujmując rzecz trywialnie – że prawo i polityka szły często razem obok siebie, trzymając się za ręce? Jak Pan Dziekan to wspomina?

P.B.: Po II wojnie światowej, do czasu uzyskania przez Polskę pełnej niepodległości, sprawy karne dzieliły się na polityczne i powszechne. W pierwszych stosowano przede wszystkim tzw. zasadę sumienia rewolucyjnego. Kończyło się to zwykle wielką krzywdą ludzką, a także – bardzo często – w początkowych latach działania tej upiornej zasady – karą śmierci. Był dowcip, jakże tragiczny. Ogłoszenie wyroku – sąd wojskowy w składzie tu obecnym, po rozpoznaniu sprawy oskarżonych, uznaje ich winnymi zarzucanych im czynów i mając na uwadze szczere przyznanie się do winy, młody wiek oraz pochodzenie robotniczo-chłopskie, skazuje ich na karę śmierci. Do dnia dzisiejszego te polityczne sprawy nie zostały rozliczone w kontekście odpowiedzialności za nie. Sprawy powszechne także usiłowano poddać rygorom politycznym. Ale tutaj w zdecydowanej większości sędziowie się nie poddali. Niestety byli i tacy, którzy biegali z aktami do komitetu partii rządzącej i słuchali wskazówek.

J.Cz.: A teraz, czy mamy wymiar sprawiedliwości wolny od jakichkolwiek nacisków? Sędzia z mocy Konstytucji i ustawy jest niezawisły.

P.B.: Nie tak dawno mieliśmy do czynienia z tzw. aresztami wydobywczymi. Przyznać trzeba, że sędziowie po pewnym czasie zaczęli bardzo wnikliwie badać wnioski o tymczasowe aresztowanie. Były już bowiem wyroki uniewinniające, świadczące o bezzasadnym tymczasowym aresztowaniu. Ostatnio środki masowego przekazu wyliczają „fatalne omyłki sędziów” w wyrokach. Uważam, że to sędziowie powinni sami poprzez swoich przedstawicieli zbadać te sprawy, chyba że do wydania opinii wystarczą tylko prawomocne wyroki. Trzeba wskazać konkretne błędy oraz z czego one wynikają. Jeżeli sami sędziowie tego nie zrobią, uczynią to za nich inni, co ograniczy niezawisłość. Sędzia to swoista misja. Sądy są wizerunkiem demokracji państwa. Te stwierdzenia są oczywiste. Dodam tutaj – sędzia musi mieć powołanie do wykonywania tego zawodu. Bez tego nie można być dobrym sędzią. Po mianowaniu sędzia winien być też godziwie wynagradzany.

J.Cz.: Co trzeba zmienić w procedurze karnej, aby procesy przebiegały sprawniej?

P.B.: Od dłuższego czasu przedstawiam propozycję zasadniczej zmiany w postępowaniu karnym. Postępowanie karne winno być prowadzone od razu przez sąd, w szczególności odnośnie do przesłuchiwania osób – świadków, biegłych, a także oskarżonych. W sposób zdecydowany przyspieszyłoby to postępowanie oraz wykluczyłoby kilkakrotne przesłuchiwanie świadków na te same okoliczności. Ponadto sędzia prowadzący sprawę znałby jej akta, co przy stosowaniu np. aresztowania jest nieodzowne. Można by zacząć od tego, że sędzia stosujący tymczasowe aresztowanie dalej już sam prowadzi postępowanie. Argumentów za takimi rozwiązaniami jest wiele, ale to zbyt obszerny temat, aby go tutaj rozwinąć.

J.Cz.: Pewnie warto o tym mówić i pisać? Szczególnie wtedy, gdy zasiada się we władzach adwokatury, jest się doktorem prawa, wykładowcą i praktykiem…

P.B.: Mając na uwadze funkcjonowanie prawa karnego w praktyce, pisałem do czasopism prawniczych i Komisji Ustawodawczej Sejmu między innymi na temat obrony koniecznej, konieczności przesłuchania pokrzywdzonego nieletniego oraz pełnoletniej pokrzywdzonej w sprawach na tle seksualnym – tylko jeden raz i od razu przez sąd, konieczności pociągania do odpowiedzialności karnej osób, które piją razem z kierowcą, a potem z nim jadą. W 1977 r. obroniłem rozprawę doktorską – Pojednanie i ugoda w polskim procesie karnym – pod kierunkiem prof. dr. hab. Stanisława Waltosia. Bardzo wiele skorzystałem z wiedzy wspaniałego Profesora, który powiadał, że sądy, prokuratura i adwokatura są naczyniami połączonymi. Obniżenie poziomu jednego obniża poziom pozostałych.

J.Cz.: Dużo w tej rozmowie pada słów o sędziach… Dlaczego więc wybrał Pan Dziekan zawód adwokata?

P.B.: Dlaczego wybrałem zawód adwokata… W maju 1959 r. rozmawiałem z moim Ojcem, długoletnim sędzią. Leżał wtedy w łóżku wskutek nieuleczalnej choroby nowotworowej. Byłem wtedy podprokuratorem. Powiedziałem, że chcę zmienić zawód na adwokata. Odradzał mi, mówiąc, że zawód ten obniża poczucie godności i czyni koniecznym patrzenie w oczy klienta, czy jest zadowolony. Mocne argumenty. Rozważyłem słowa Ojca. Uznałem jednak, że mam już dość jednostronnego oskarżania, a jako bezpartyjny nie mam w prokuraturze żadnych szans awansu. Gdy jako podprokurator uzyskałem okres pracy uprawniający mnie do wykonywania zawodu adwokata, złożyłem rezygnację z tej funkcji. Wybrałem dobry zawód. Wykonywałem i wykonuję ten zawód najlepiej jak umiem. Nie utożsamiam się z klientami.

J.Cz.: Rozmawialiśmy o tym, jak było kiedyś i jak jest teraz… A co dalej z adwokaturą, Panie Dziekanie?

P.B.: Od dłuższego czasu jesteśmy w defensywie. Odpieramy tylko ataki na nas, a jaka jest ich treść – wszyscy wiemy i nie ma sensu tego powtarzać. Adwokaturze nie można odbierać postępowania dyscyplinarnego. Nie wyobrażam sobie tego postępowania prowadzonego przez sędziów, w sytuacji gdy sąd zawiadomi o naruszeniu przez adwokata zasad etyki i wykonywania zawodu. Postępowanie dyscyplinarne, które trzeba jednak zmienić, winno być od razu prowadzone przez sąd dyscyplinarny. W ten sposób zostałoby ono usprawnione i uniknęlibyśmy kilkakrotnego przesłuchiwania świadków. Obecna procedura oparta jest na procedurze karnej, moim zdaniem niedoskonałej, o czym była już mowa. Szkolenie naszych aplikantów w sądach, prokuraturze powinno być czasowo skrócone. Przy okazji trzeba poruszyć jeszcze jeden temat. Od wielu polityków słyszeliśmy, że zawód sędziego jest ukoronowaniem zawodu prawnika. Nic z tego nie wyszło. Jest to sprawa sędziów. Ale według mnie aplikanci sędziowscy przed objęciem funkcji sędziego powinni odbyć praktykę w kancelarii adwokackiej. Okres czasu do uzgodnienia. Przyszły sędzia zobaczyłby, jak wygląda wymiar sprawiedliwości z pozycji osoby udającej się do sądu, jak odczuwa ona sposób prowadzenia sprawy oraz jak to wszystko wygląda, kiedy stoi się i czeka na korytarzu sądowym. Adwokatura ma także duże pole do działania przez wskazywanie poważnych ułomności w prawie, ma wytykać wadliwe jego stosowanie, winna też sygnalizować propozycje rozwiązań ustawodawczych. Ale zdanie w tym przedmiocie winna przedstawiać cała adwokatura, poprzez swoje władze, a nie tylko poszczególni adwokaci.

J.Cz.: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę Panu Dziekanowi dużo zdrowia i energii we wszystkich sprawach, nie tylko adwokackich.

P.B.: Dziękuję również i życzę tego samego, gdyż w naszym wolnym zawodzie zdrowie jest szczególnie ważne.

0%

Informacja o plikach cookies

W ramach Strony stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze Strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Możecie Państwo dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce internetowej w każdym czasie. Więcej szczegółów w "Polityce Prywatności".